Katlin
Siedziałam w
jednym z górnych rzędów zajadając nachosy i oglądając jakiś denny film, na który
zabrał mnie Justin. TAK, MAMA ZMUSIŁA MNIE BYM Z NIM POSZŁA. ONA NAWET MI
GROZIŁA. Nie miałam wyjścia, musiałam iść. Dodatkowo ten seans był tak słaby,
że aż mnie mdliło. Nie wiem dlaczego brunetowi tak bardzo się podobał. Latają
sobie z maczetami i siekierami, zabijają ludzi, a potem uciekają psom. Oto
fabuła. Uhg, mam dość.
***
Gdy tylko seans
dobiegł końca jak najszybciej udałam się do wyjścia. Właściwie to nawet
zaczęłam biec, żeby tylko uciec Justinowi. Jak na razie nie zamieniłam z nim
ani pół słowa i bardzo chciałabym żeby tak zostało. No, ale moje szczęście…
- Katlin,
czekaj!- zawołał Justin po chwili mnie doganiając. Nie zareagowałam na jego
słowa, dlatego złapał mnie za ramię i obrócił tak, że stałam z nim twarzą w
twarz- Nie słyszysz co do Ciebie mówię?
- Słyszę, ale
nie mam zamiaru tracić czas na kogoś takiego jak ty- wypaliłam. Ten dzieciak
tak cholernie działał mi na nerwy.
- I tak muszę
odwieźć Cię do domu. Obiecałem twojej mamie- uśmiechnął się bezczelnie i
przeczesał ręką włosy- Nie chcę się z Tobą kłócić.. – zaczął, ale mu
przerwałam.
- Ja chcę żebyś
dał mi wreszcie święty spokój. Plotki, które rozpowiadasz, to kogo grasz, po
prostu sobie odpuść.
- Nie będziemy
rozmawiać tutaj- powiedział spokojnie- Chodź do samochodu.
- Masz coś do
ukrycia?
- Czyli chcesz
bym zaczął mówić głośno?- powiedział głosem wyższym o kilkanaście tonów.
Ludzie, którzy nas mijali gapili się na nas jak na jakiś okaz w muzeum. Ah, no tak. Stoimy w wyjściu od
kina.
- Po prostu się
zamknij- jęknęłam. Miałam cholernie dosyć tej całej szopki. Chciałam po prostu
być w domu. Czy to tak wiele?
- Właśnie, że
nie. Myślisz, że nie wiem o to Tobie nic, a prawda jest taka, że znam Cię
lepiej niż ty sama- zaśmiałam mu się prosto w twarz. Chce walki? A proszę
bardzo.
- Ciekawe, mów
dalej. Wiesz- popukałam się palcem wskazującym po policzku- słyszałam o Tobie
wiele różnych rzeczy. Myślę, że mogłyby się zainteresować.
- O czym
mówisz?- wydawał się być zmieszany. Pjona, Kat!
- Oh, na przykład
o tym, że widziałam Cię z Rebeccą, nie raz, nie dwa. Chciałam Ci przypomnieć,
że masz dziewczynę, która jest moją najlepszą przyjaciółką i wystarczy tylko
jeden…
- Czy ty mnie
szantażujesz? A może ja mam Ci przypomnieć o tym jak przelizałaś się na ostatniej
imprezie z pierwszym lepszym gościem na oczach twojego chłopaka? Z pewnością
możesz mi prawić kazania- słowa wypływały z jego ust niczym jad, który tak
bardzo ranił moje serce. Tamta noc, cóż, wiele jest tu do wytłumaczenia, ale
Justin nie miał prawa wyciągać tego tu i teraz! Ludzie, którzy akurat koło nas
przechodzili patrzyli na mnie z obrzydzeniem. Nie dziwę im się, sama siebie za
to nienawidziłam, ale to nie zmienia faktu, że nie on powinien dawać mi
rozgrzeszenie.
- Po prostu
odejdź, wygrałeś. Bądź z Siebie dumny- powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
Wbrew pozorom jego słowa sprawiły mi ból i oczy momentalnie zaszły łzami.
- Ja zawsze
jestem górą- powiedział z satysfakcją wymalowaną na twarzy- Niestety muszę
jeszcze odwieźć Cię do domu. Chodź za mną- powiedział i ruszył na przód. Nie
ruszyłam się z miejsca. Kutas nie będzie mi rozkazywał do cholery!- Jak za
chwilę nie ruszysz tej swojej tłustej dupy to przysięgam, pożałujesz- zacisną
szczękę, a ja nie wytrzymałam i najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się. Jego
uwaga odnośnie mojej figury zabrzmiała jak najbardziej serio i wiem, że
dokładnie to miał na myśli. Nie była to błaha uwaga Maxa, czy kogokolwiek
innego, to było wypowiedziane z jadem i agresją. Od zawsze miałam małe problemy
z odżywianiem, a każda taka uwaga sprowadzała mnie coraz bardziej na dno.- A ty
czego znowu ryczysz?- jego ton nie był ani trochę łagodny, jednak po chwili
dodał- Wiesz co? Po prostu chodź. Mam
już Cię dość.
Tym razem
poszłam za Justinem. Nie chciałam zostać ponownie upokorzona. Można powiedzieć,
że moja skorupka twardości i pewności siebie, którą zawsze przybierałam w
obecności innych przy nim po prostu pękała. Byłam wrażliwa na jego słowa i
bardzo nie lubiłam w sobie tej wady.
***
Jechaliśmy
ulicami Jacksonville w całkowitej ciszy. Justin nie włączył nawet radia. Nie
miałam mu tego za złe, a ani nic.
- Jak podobał Ci
się bukiet?- zapytał nagle brunet.
- To od Ciebie?-
zapytałam zdziwiona. Tamtego wieczoru, gdy ujrzałam ten drobny upominek, po
chwili krótkiego uniesienia zignorowałam to.. Nawet przez myśl mi nie przeszło,
że to mogłyby być Justin.
- No, a kto
inny- przewrócił oczami.
- Nie wiem-
odezwałam się niemalże szeptem. Nie dość, że byłam zmęczona, to jeszcze upokorzona
ciągłą dogryzającą gadką bruneta. Mimo, iż święta też nie byłam, w tym akurat
momencie moim jedynym marzeniem było pójście spać.
- Dojechaliśmy-
oznajmił Justin chwilę po naszej bardzo
krótkiej wymianie zdań.
- Dziękuję za
podwózkę- powiedziałam i wygramoliłam się z samochodu. Zdobyłam się nawet na
pomachanie mu w geście pożegnania. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, od razu
zostałam zaatakowana przez mamę setką pytań.
- Co to mało
znaczyć kochanie? Jak to nie chcesz iść do kina z tak miłym i uczynnych
chłopakiem? O co chodzi z Harrym? Czy to prawda? Justin jest wspaniały! Musimy
zaprosić go kiedyś na kolację, twój ojciec z chęcią go pozna- gadała, gadała i
gadała, a ja po prostu w milczeniu słuchałam. Gdy już skończyła udałam się do
pokoju, gdzie w rogu leżały torby z nowo zakupionymi ubraniami. Wśród nich była
‘sukienka idealna’. Mój tok myślenia jest naprawdę dziecinny, ale gdy tak
przymierzałam ją w przymierzalni to wyobraziłam sobie, że jestem księżniczką.
Tak, mam 17 lat. Z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Odebrałam bez patrzenia kto
dzwoni.
- Siema, laska!-
odezwał się wesoły głos mojej najlepszej przyjaciółki- Harry mówił Ci już o
wyjeździe na weekend?- zapytała nie kryjąc entuzjazmu.
- Eee, a
powinien?- zapytałam zdezorientowana.
- Huh- jęknęła-
W piątek po szkole jedziemy na trzy dni nad jezioro. Do jednego z tych domków
Maxa, przy okazji w sobotę urządzimy imprezę na zakończenie lata!
- Czemu jak
zwykle dowiaduję się ostatnia?- postanowiłam ponarzekać.
- Dowiadujesz
się czwarta, dla twojej wiadomości- mogę przysiąc, że w tym momencie przewróciła
oczami- Awww, jak się cieszę, że jedziesz!- pisnęła
- Przecież ja
nic jeszcze nie powiedziałam..
- Uważasz, że
jestem głupia czy głupia? Każdy w tym mieście wie, że nie przegapiłabyś takiej
imprezy!- niestety miała rację. Za nic nie przepuściłabym takiej okazji.
***
Cały tydzień
zlecał bardzo szybko. Może była to radość wywołana wyjazdem, a może to, że ta
chora zamiana skończy się już dziś wieczorem, ale miałam tak dobry humor, że
nic nie było mi go w stanie zepsuć. Nawet moja mama, która na okrągło potarzała,
że Justin jest ideałem, chodzącą perfekcją. Co do bruneta… przez cały tydzień
było w miarę spokojnie, to znaczy musiał oczywiście odwalić kilka scen na pół
szkoły o tym, że jestem jego dziewczyną, ale pomijając te szczegóły nie było
tak źle. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Szybko wstałam z łóżka i
zbiegłam po schodach na dół. W drzwiach ujrzałam uśmiechniętego Justina.
Proszę, tylko nie to.
- Cześć Słońce-
powiedział wesoło.
- Nie mów tak do
mnie!- oburzyłam się.
- Kocham, gdy
się tak złościsz- zagruchał. Czy on się czegoś naćpał?- Ale do rzeczy, nie
dlatego tu przyszedłem. Może zaprosisz mnie do środka?
- Chyba śnisz,
nie powinieneś przypadkiem szykować się do wyjazdu?
- Nie jestem babą, biorę co potrzebuję i jestem
gotowy, a nie takie „oh może to wziąć, ah, a może nie”- co za Cham! Mówiąc to
zaczął naśladować mój ton. Był w tym kurewsko dobry. Cholerka.
- Ej!- oburzyłam
się- A tak naprawdę to po co przyszedłeś?
- Najpierw mnie
wpuść, albo właściwie to sam wejdę- powiedział, po czym minął mnie w drzwiach i
udał się w stronę salonu, gdzie usiadł na kanapie.
- Może jeszcze
nogi na stolik założysz?- zapytałam z sarkazmem.
- Nie, dzięki-
zmarszczył czoło- Chociaż w sumie..
- Nie, nie,
nie!- krzyknęłam. Czemu ten brunet zawsze musi wyprowadzać mnie z równowagi?-
Po prostu powiedz po co przyszedłeś. Nie grajmy już w tą chorą grę.
- Ah, no tak-
udał, że się zastanawia- Pamiętasz jak wtedy po imprezie powiedziałem Ci, że to
będą twoje najlepsze dwa tygodnie?- zapytał. Co dziwne wyglądał całkiem
poważnie gdy to mówił. Wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Tak, a ja
wtedy powiedziałam, że nie będą- uśmiechnęłam się- I się nie myliłam.
- Może i nie
wszystko wyszło tak jak zaplanowałem, ale mamy jeszcze przed sobą całą noc, nie
wiadomo co się wydarzy- uśmiechnął się zalotnie.
- Chcesz żebym
Ci powiedziała?- kiwnął potwierdzająco głową- Okej. Rzecz, której jestem pewna
w stu procentach to to, że przez ten weekend nawet się do Ciebie nie zbliżę.
- Nigdy nie mów
nigdy, Kochanie.
- Wstań i wyjdź-
odezwałam się głosem wypranym z emocji. Tak bardzo go nie lubiłam. Justin
przewrócił oczami, ale posłusznie wykonał moje polecenie. To znaczy, jego
część.
- Myślę, że nie
ma sensu jechać pod dom Maxa osobno, kiedy za chwilę ma być zbiórka. Powiemy,
że spotkaliśmy się po drodze, albo, że twoja mama poprosiła mnie, żebym Cię
odwiózł- nie chciałam tego mówić, ale chyba miał rację. Nie było najmniejszego
sensu jechać dwoma samochodami, z tego samego miejsca o tym samym czasie.
Zgodziłam się na jego propozycję, ale tylko z tego względu, że.. zresztą nie
ważne. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Justin zniósł moje rzeczy z góry bez
jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Było to bardzo miłe zachowanie,
szczególnie jeśli chodzi o bruneta. Kiedy zajechaliśmy pod posiadłość naszego
wspólnego przyjaciela nie było jeszcze nikogo. Szybko wysiadłam z samochodu i
bez pukania weszłam do domu Maxa i Sydney, która również miała z nami jechać.
- Jeeeestem!-
krzyknęłam w progu. Wparowałam do kuchni, po czym wyciągnęłam z lodówki sok
pomarańczowy, który zaczęłam pić z gwinta. W wakacje byłam częstym bywalcem w
tym mieszkaniu między innymi dlatego, że najlepszym przyjacielem Harrego jest
właśnie Max. Zachowują się jak bracia i na dodatek znają się od przedszkola- a
ja, jako dziewczyna Hazzy- miałam pełne prawo czuć się tutaj jak najbardziej
swobodnie.
- Kogo my tu
mamy, naszą małą, niegrzeczną Kat- odezwał się mój przyjaciel, kiedy tylko mnie
zobaczył.
- Wszystko tylko
nie mała!- oburzyłam się. Okej, był ode mnie wyższy o te 15 centymetrów, ale to
jego czyniło wielkim. Sama mierzyłam 170 cm, co jak na dziewczynę jest całkiem
dobrym wynikiem.
- Oj, wiesz, że
Cię kocham- poczochrał mnie po włosach- Nie wiesz gdzie są wszyscy?- odezwał
się w momencie, kiedy reszta naszych przyjaciół weszła radośnie do
pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.
- Nie wiem jak
wy, ale ja planuję uczcić ten weekend już teraz- odezwał się Dean wyciągając
butelkę szampana.
- Kierujesz-
przypomniała mu Chloe, która o dziwo nie wyglądała jak dziwka, którą w
rzeczywistości była.
- Nie dziś-
uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Jak to?-
zapytałam zdezorientowana. Z tego co wcześniej ustaliliśmy prowadzić samochody
mieli Caroline, Hazz, Max i Dean. Widzę, że mała zmiana planów.
- Zamieniłem się
z Petterem- odpowiedział szybko, po czym zaczął majstrować przy szampanie,
który w końcu wybuchł. W tym momencie zorientowałam się, że kogoś brakuje.
- Gdzie jest
Justin?- zapytałam zdezorientowana. W odpowiedzi każdy popatrzył na mnie jak na
idiotkę. Co się do cholery dzieje?
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))
aaa kocham to! czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńO boże cudowny shsvkjdbcl kiedy następny!?!?
OdpowiedzUsuńAJKSDNKAJSANM <3
OdpowiedzUsuńPOWODZENIA NA OLIMPIADZIE :D
Ohh jestem ciekawa co teraz sie wydarzy. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńPowodzenia na olimpiadzie xx
jgvfdkgsxhlfdslk przed chwilą przeczytałam cały blog, i on jest... wow. idealny! kocham goo *,* i czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuń@Danger12345678
*,* idealne
OdpowiedzUsuńuh, cudowny blog :)
OdpowiedzUsuńjejju czekam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńomg, jestem ciekawa o co chodzi z justinem;) informuj. @selinux
OdpowiedzUsuńZajebisty, pozdrawiam :d możesz informować @BelibersBf
OdpowiedzUsuńOMG, nie mogę się doczekać. :) jeśli możesz to informuj mnie na bieżąco: tt @weronikaugh
OdpowiedzUsuńŚWIETNY ROZDZIAŁ <3333
OdpowiedzUsuń@justin_ma_swag