niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8

Katlin

- Kochanie, jak za chwilę nie wstaniesz to naprawdę się spóźnisz!- zawołała moja rodzicielka po raz setny tego ranka.
- Mamo, proszę, jeszcze tylko pięć minut- odezwałam się na tyle głośno by mogła mnie usłyszeć.
- Nie ma mowy, jeżeli w tej minucie nie wstaniesz zabiorę Ci kartę!- krzyknęła naprawdę zdenerwowanym głosem. Chyba musiałam już wstawać.
- Okej, okej- wymruczałam i bardzo powoli zwlokłam się z łóżka. Leniwie udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Postanowiłam odpuścić sobie dziś makijaż, bo byłam naprawdę nieprzytomna i jedyne na co miałam ochotę to spędzić cały dzień w łóżku. No, ale hej, to życie, a nie marzenia.
- Nie obraź się Księżniczko, ale nie wyglądasz najlepiej- powiedział tata mijając mnie w korytarzu, kiedy opuszczałam nasz dom.
- Czego oczekujesz ode mnie po praktycznie nie przespanej nocy?- zapytałam retorycznie, na co tylko puścił mi oczko i już go nie było.
- Będę koło trzeciej!- krzyknęłam do mamy wychodząc z domu. Cwaniurka miała jeszcze jeden dzień wolnego. Bardzo niechętnie wsiadłam do mojego mercedesa i ruszyłam w drogę do szkoły. Kiedy tylko wysiadłam z samochodu zostałam zaatakowana przez Maxa, Revenę i Pettera. Muszę przyznać, że na ich widok uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy.
- Co tam Misiaczki?- zapytałam przytulając każdego z nich- Nawet nie wiecie jak się za Wami stęskniłam! Kiedy idziemy oblać mój powrót?
- A ta tylko o jednym- Max wywrócił oczami.
- Caroline!- krzyknęłam biegnąc w stronę mojej najlepszej przyjaciółki, która nieświadoma mojej obecności jak gdyby nigdy nic wysiadała ze swojego BMV. Kiedy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się od ucha do ucha i rozwarła ramiona, abym po chwili mogła w nie wpaść.
- Tęskniłam za Tobą!- powiedziałyśmy jednocześnie, a po chwili wybuchłyśmy śmiechem.
- Musimy porozmawiać- odezwała się blondynka gdy tylko się uspokoiłyśmy. Miała naprawdę poważny wyraz twarzy, więc od razu wywnioskowałam, że musiało stać się coś złego- Chodźmy- powiedziała po czym pociągnęła mnie za rękę. Zaszłyśmy do miejsca, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć. Po chwili moja najlepsza przyjaciółka zaczęła mówić- Chodzi o tą zamianę. Podczas twojej nieobecności..- przerwałam jej.
- Zacznij wreszcie mówić konkrety!
- Spokojnie- uśmiechnęła się blado- Po prostu ta zamiana zrobiła się bardziej skomplikowana.
- Rozwiń to- odezwałam się chłodnym tonem, a moje serce łamało się na tysiące małych kawałków. Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak. To się nie dzieje naprawdę. Nie może.
- Justin wyrozpowiadał o tym ludziom w szkole i teraz każdy myśli, że to jest prawda, a raczej, że ty z nim jesteś, a ja z Harrym tylko po to, żeby się zemścić na Was. To nie ma sensu. Gdzie się podział mój chłopak?- jęknęła rozpaczliwie.
- Czekaj, czyli ty i Harry? Nic między Wami nie zaszło?
- Oczywiście, że nie! Jak mogłaś tak pomyśleć!- ulżyło mi. Cholernie. Naprawdę myślałam, że Car chce mi powiedzieć o…. Nawet w myślach nie umiem tego wypowiedzieć.
- Nie wiem- uśmiechnęłam się- Wracając do Justina, pogadam z nim jak tylko go zobaczę. Przecież to był zakład, zamiana, głupia rzecz zrobiona po pijaku. Naprawdę go nie rozumiem.
- W tym rzecz, że ja też. Boję się o niego. Obawiam się, że zerwie ze mną przez, przez.. Ciebie- powiedziała na jednym wydechu- Zawsze byłaś dużo ładniej….- przerwałam jej.
- Nawet tak nie myśl! Jak możesz? Nigdy bym Ci tego nie zrobiła! Jestem twoją przyjaciółką!- przytuliłam ją- Mam Harrego, a ty masz Justina, cokolwiek w nim widzisz.
- Masz rację, ale po prostu zachowuje się jakby to była część jakiejś pieprzonej gry- przytuliłam moją przyjaciółkę ponownie, po czym razem wróciłyśmy do naszych przyjaciół, którzy tym razem byli w komplecie. Posłałam Justinowi spojrzenie pełne jadu, na co jedynie uśmiechnął się łobuzersko. Gdy tylko ujrzałam Harrego w moim sercu zagościło ciepło. Wyglądał perfekcyjnie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się słodko co od razu odwzajemniłam. Zmierzałam w jego kierunku, ale niestety ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Jesteśmy razem, nie pamiętasz?- szepnął mi do ucha Justin. Ugh, jak ja go nie lubię.
- Nie- odsunęłam się od niego- Po prostu skończmy tą szopkę. Tu i teraz!- powiedziałam stanowczo.
- Nie możecie- odezwał się Dean, nasz KOCHANY pomysłodawca.
- Wiesz co?- zwróciłam się do niego- Mam Cię już dosyć, co ty robisz, dlaczego to wymyśliłeś? Jesteś najgorszym dupkiem na świecie!- krzyknęłam po czym szybkim krokiem udałam się w stronę szkoły. Ugh. Usłyszałam za sobą wołanie, ale ignorowałam je dopóki nie zorientowałam się, że tą osobą jest Harry.
- Kat, nareszcie wróciłaś- przytulił mnie mocno. Tego właśnie potrzebowałam- Stęskniłem się za Tobą- szepnął mi do ucha, po czym pocałował mnie w czoło. Tak mocno go kocham.
- Ja za tobą też- powiedziałam- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo- wtuliłam się  niego- Rzućmy to, pieprzmy ten zakład, tą zamianę, nic mnie to nie obchodzi.
- Widzisz to nie jest takie proste- odezwał się z zakłopotaniem.
- Ty też?- jęknęłam.
- Chodzi o to, że ten mały kutas rozpowiedział to całej szkole, że jesteście razem i, że ja z Car chcemy się jakoś zemścić. Uhg, on jest taki głupi…
- Pogadam z nim, to się skończy, jeszcze dziś. Obiecuję..
- Nawet jeśli nie dziś, to za tydzień na pewno- uśmiechnął się uroczo- Chodź, odprowadzę Cię pod klasę- złączyliśmy nasze palce, a ja od razu poczułam się lepiej. Ta dziwna siła dawała mi nadzieję, odwagę, że ten tydzień skończy się tak szybko jak równie prędko się zaczął. Na moje nieszczęście pierwszą lekcję miałam razem z Justinem, ale dzięki Bogu siedzieliśmy w zupełnie innych końcach sali. Dziwne było to, że jako iż nie lubiłam go, to miałam z nim całe cztery godziny dziennie, a z osobami, które kochałam takimi jak Car czy Harry po jednej, czy dwóch. To zdecydowanie niesprawiedliwe. Lekcje- na moje ogromne szczęście- minęły całkiem szybko, Justin nie odezwał się do mnie ani słowem, jedynie posyłał mi jakieś dziwne spojrzenia, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. W czasie lekcji mama przysłała mi sms, że po południu zabiera mnie do salonu piękności i na zakupy. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam, ponieważ wiedziałam, że jak wróci do pracy to wszystko wróci do normy i cała bajka pryśnie. Ugh, naprawdę nie chciałam tego, ale co mogę na to poradzić? Kto na tym świecie może sprawić, że będzie idealnie? Dobrze myślicie, nikt. Szybko pożegnałam się z Car i Harrym, po czym oddaliłam się w stronę samochodu. Z resztą naszej paczki nie zamieniłam dziś praktycznie ani słowa, chyba byli na mnie trochę źli za to, że tak najechałam rano na Deana, ale należało mu się.
- Jestem Mamusiu!- krzyknęłam przekraczając próg domu.
- W kuchni- odezwała się, a ja podążyłam we wskazanym przez nią kierunku. Kiedy tylko weszłam do pomieszczenie uprzednio wspomnianego przez moją rodzicielkę szczęka opadła mi ku dołowi. Mama w kuchni. Przy garach. Gotująca obiad.
- Zaskoczona?- odezwała się z uśmiechem.
- Cóż- podrapałam się po głowie, niczym małpy, które udają, że myślą- Tak, nie spodziewałam się Ciebie tutaj. Myślałam, że zjemy coś na mieście lub, że zamówisz katering.
- Postanowiłam zrobić coś dla domu, tym bardziej, że od jutra muszę wrócić do pracy- skrzywiła się nieznacznie- Umyj ręce i siadaj do stołu. Zrobiłam twoje ulubione danie- powiedziała, a ja pośpiesznie wykonałam jej polecenie. Nie mogłam się doczekać by znów poczuć smak dzieciństwa- smak naleśników z warzywami jako mojej ukochanej potrawy, którą mam zrobiła ostatnio kilka lat temu. Skonsumowałyśmy obiad w ciszy, która żadnej z nas nie przeszkadzała.
- O której wróci tata?- zapytałam nagle.
- Późno, jakieś problemy w sądzie. Nie było go przez tydzień i już nie dają sobie rady- spojrzała na mnie wyrozumiale. Ona jak nikt inny rozumiała sytuację mojego ojca, ponieważ sama była szefową bardzo popularnego magazynu o modzie i bez niej wszystko się waliło. W ogólnie nie wiem jak poradzili sobie bez niej przez te kilka dni- Kochanie, musimy się pośpieszyć, umówiłam nas na siedemnastą i jeśli chcemy być punktualnie musimy się zbierać.
- Pewnie, skoczę tylko na górę trochę się odświeżyć. Za pięć minut będę na dole- jak powiedziałam tak zrobiłam. Chwilę potem jechałyśmy z mamą w stronę jednego z naszych ulubionych salonów piękności. Zabiegi kosmetyczne jakim się poddałyśmy były bardzo przyjemne i zdecydowanie dobrze mi zrobiły.
- Naprawdę wyładniałaś Katlin- powiedziała jedna z koleżanek mamy, które tam pracowały- Pamiętam jak byłaś taka mała i biegałaś koło mamy. Piękna rodzina z Was.
- Karen- odezwała się moja rodzicielka- musimy już iść. Obiecałam jeszcze Małej zakupy- uśmiechnęła się ciepło, po czym opuściłyśmy salon udając się w stronę galerii handlowej, która znajdowała się nieopodal. Postanowiłyśmy iść tam pieszo, gdyż nawet nie opłacało nam się jechać samochodem.
- Mamo, od kiedy mówisz do mnie „Mała” ? Ile ja mam lat, siedem?- oburzyłam się.
- Dobrze wiesz, że zawsze będziesz moim małym dzieciątkiem, nie ważne czy będziesz miała dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt lat- powiedziała na co ją przytuliłam.
- Naprawdę Cię kocham- powiedziałam.
- Jestem z Ciebie dumna. Wychowaliśmy z tatą tak wspaniałą i dobrą osobę- zaczęła, ale jej przerwałam. Na pewno nie należałam do osób, o jakich wspominała mama chwilę temu.
- Tyle cukru!- uśmiechnęłam się.
***
- Mamo ta sukienka jest idealna- powiedziałam okręcając się wokół własnej osi.
- Masz rację, bierzemy ją- odezwała się- Świetnie na Tobie leży.
- Aaaa, dziękuję!- byłam cała w skowronkach. Czas, który właśnie spędzałam z mamą był najlepszy w przeciągu ostatnich dni.
***
- Mamo, padam, proszę chodźmy już do domu, jestem wykończona!- odezwałam się ledwo idąc. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa już od dłuższego czasu, a mimo to mama ciągle zaciągała mnie do coraz to nowych sklepów. Kupiłyśmy dziś tak dużo, że spokojnie wystarczyłoby nam na co najmniej rok.
- Zobacz Justin tu jest- zawołała nagle moja mama z dzikiem błyskiem w oku. Spojrzałam w miejsce na jakie patrzyła i rzeczywiście był tam ciemny blondyn z kapturem na głowie i okularach na nosie. Modliłam się, żeby nas nie zauważył i zapewne tak by się stało, gdyby nie moja mama, która zaczęła krzyczeć- Justin! Justin!- Ten natychmiast spojrzał w naszym kierunku i uśmiechnął się szeroko.
- Witam moje piękne panie- odezwał się, po czym pocałował moją mamę w rękę. Pieprzony dżentelmen.- pomóc w czymś?
- Właściwie to wybierałyśmy się już do domu, więc nie- warknęłam.
- Kochanie, nie bądź niemiła dla Justina!- skarciła mnie mama- Nie tak Cię wychowałam.
- Pewnie- mruknęłam.
- Mówiłaś coś?- zapytała, ale na szczęście brunet jej przerwał.
- Jeżeli i tak wybieracie się do domu, to może mógłbym zabrać pani córkę do kina?
- Tak mi przykro, ale niestety nie mogę z Tobą iść- uśmiechnęłam się najbardziej fałszywie jak tylko potrafiłam.
- Właściwie to bardzo dobry pomysł- odezwała się mama. CZY ONA SOBIE ZE MNIE DO CHOLERY ŻARTUJE?
- Mamusiu, jestem naprawdę zmęczona chcę wrócić do domu, razem z Tobą- musiałam być miła jeśli chciałam coś wskórać.
- Kino jest idealnym miejsce do odpoczynku- odezwał się Justin. ZABIJE TEGO DRANIA PRZYSIĘGAM, NIECH TYLKO GO DORWĘ.
- Ten chłopiec ma rację- odezwała się moja rodzicielka uśmiechając się ciepło, spojrzała na zegarek po czym dodała- nie jest jeszcze bardzo późno, nie widzę przeszkód.
- Wspaniale- odezwał się brunet. CZY ONI PRZYPDAKIEM NIE ZAPOMNIELI O MOJEJ OBCENOŚCI!?
- Ekhem, chyba moje zdanie też się tu liczy- odezwałam się powoli tracąc cierpliwość- Nie mam ochoty iść teraz do kina i tego nie zrobię- wysyczałam.
- Ależ zrobisz. Taki miły chłopiec zaprasza Cię na randkę, nie masz prawa mu odmówić. Powtórzę po raz kolejny, nie tak Cię wychowałam.
- Świetnie, po prostu świetnie- uśmiechnęłam się- Oczywiście, że z nim pójdę. Co z tego, że mnie upokorzył, nazwał dziwką, co z tego, pójdę z nim, bo jest takim grzecznym i dobrze wychowanym chłopcem- z każdym słowem wydobywającym się z moich ust na twarzy moje mamy malował się szok.
- To prawda?- zwróciła się do Justina.
- Oczywiście, że nie- zaprzeczył- Nie myl mnie ze swoim byłym chłopakiem.
- O kim mówisz?- zapytała moja rodzicielka wyraźnie zaciekawiona. Nie wytrzymałam.
- NIKIM MAMO, UWIERZYSZ W TĄ JEGO BAJECZKĘ?
- Mam na myśli Harrego Stylesa. Największego łamacza serc- powiedział Justin zupełnie mnie ignorując.
- Zawsze wiedziałam, że nie jest odpowiedni dla mojego Słoneczka. Kochanie- idziesz z Justinem do kina, nie ma dyskusji. Wyleczymy Cię ze złamanego serca- wydawała się być naprawdę przejęta. Nie mogłam uwierzyć, że uwierzyła w te wyssane z palca brednie.
- Pozwoli najpierw Pani, że zaniosę torby z zakupami, muszą być ciężkie.

- Oczywiście, Kochanie.- podała mu torby, a ten posłał jej uśmiech za tysiąc dolarów. Proszę niech to okaże się koszmarem, z którego za chwilę się obudzę. Uszypniecie mnie, dobrze? Na raz, dwa, trzy! No dalej szczypcie! Ała, dobra, uspokójcie się. To jednak pieprzona rzeczywistość.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

22 komentarze:

  1. omg idealne *O* kocham to <3 błagam szybciej dodaj następny hgcmzdbxcf <3

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział fajny ale zabrakło mi w nim akcji , która pojawiła się dopiero w końcówce.
    za mało scen z justinem i caitlin

    OdpowiedzUsuń
  3. trochę za mało Justina w tym rozdziale, ale i tak cudownie

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG *_* Świetny!!!!
    @zerrie__1

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :3 Ale zapomniałaś o napisie z róż pod koniec 7 rozdziału :p

    OdpowiedzUsuń
  6. omfg *-* tylko co z tym napisem z róż? xd

    OdpowiedzUsuń
  7. genialny, chciałabym tak pisać *.* @idkilysmbaby

    OdpowiedzUsuń
  8. aww czekam na nowy <33

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy nowy? TO JEST CUUUUDOWNE <3 @olgaswagpl

    OdpowiedzUsuń
  11. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz emocje.

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo ciekawie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale suuuuper lofffki max

    OdpowiedzUsuń
  14. śWiEtNe koffam, kiedy nn ? ;**********

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale SwEeT <3 <3 :3 :3 ;3 xd xd :d

    OdpowiedzUsuń