wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 29

Witajcie kochani :)
Przeczytajcie!!!
Tak, wiem.. po raz kolejny nie było mnie tu ponad dwa miesiące. Nie mam zamiaru przychodzić z żadnym głębszym wyjaśnieniem, bo najzwyczajniej nie ma sensu. 
Z racji tego, że rozdziały pojawiają się tak rzadko rozmyślam nad usunięciem bloga, gdyż i tak jestem tu tyle co nic.
Mój drugi pomysł jest taki, żeby przekształcić bloga w coś nowego. Mam na myśli podobną fabułę, ale zmianę pewnych rzeczy, które z perspektywy czasu zrobiłabym zupełnie inaczej. Wtedy zapewne poświęciłabym dużo więcej czasu na pisanie, gdyż byłoby to coś większego (przynajmniej dla mnie hahah ) 
Co o tym myślicie? Pierwsza czy druga opcja? Proszę Was, dajcie znać co o tym myślicie :)
See you soon, ilysm!
***
Katlin

Po raz piętnasty wybierałam numer Caroline. Niestety, każde połączenie skrupulatnie odrzucała. Wiedziałam jednak, że w końcu podniesie słuchawkę. Zbyt dobrze ją znałam.
- Halo?- odezwała się lodowatym tonem kiedy w końcu zdecydowała się ze mną porozmawiać.
- Czy możemy się spotkać?- zapytałam prosto z mostu.
- Nie- odpowiedziała.
- Proszę, to naprawdę ważne- powiedziałam płaczliwym tonem. Sama nie do końca wiedziałam nawet skąd takowy się u mnie wziął.
- Justin kopnął Cię w tyłek i chcesz się pogodzić? Tak nie będzie moja droga- podniosła ton o kilka oktaw.
- Muszę Ci coś powiedzieć i nie obchodzi mnie to jak się traktujemy.
- Równie dobrze możesz to powiedzieć przez telefon..
- Nie mogę- upierałam się.
- W takim razie spierdalaj, Katlin. Ja naprawdę nie chcę Cię znać- powiedziała zrezygnowanym tonem po czym rozłączyła się, a we mnie coś pękło. Jej słowa sprawiły, że moje serce zostało podzielone na pierdyliard maleńkich kawałeczków. Chyba nie muszę mówić, że rozpłakałam się jak małe dziecko. Rozumiem, że to co zrobiłam było paskudne. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kochała Justina najbardziej na świecie. Zrozumiałam swój cholerny błąd. Tylko nie spodziewałam się, że konsekwencje będą aż tak bolesne.
***
- Katlin, co się stało wczoraj wieczorem?- zapytała mama z troską w głosie podczas wspólnego porannego posiłku.
- Nic- mruknęłam dłubiąc widelcem w zimnej już jajecznicy.
- Córciu, wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, prawda?- pogłaskała mnie po policzku.
- Wiem, mamo- uśmiechnęłam się, po czym wstałam od stołu i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nawet nie tknęłaś śniadania.
- Nie mam apetytu- mruknęłam i wyszłam z domu. Ku mojemu zdziwieniu pod domem czekał na mnie, nie kto inny jak Max. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, kiedy go ujrzałam.
- Cześć Słońce- przywitał mnie przekochanym przytulasem.
- Hej- uśmiechnęłam się.
- Jak się trzymasz?- zapytał, po czym oboje wsiedliśmy do jego auta.
- Jest w porządku- odpowiedziałam szczerze.
- Naprawdę?- zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Nie będę rozpaczać po chłopaku z którym byłam niecałe dwa tygodnie, to nie ma sensu.
- Masz rację. Dzwoniła wczoraj do mnie Car- wypalił.
- Wiedziałam, że nie przyszedłeś po mnie bez powodu!
- Martwię się o Was. Wasza dwójka była nierozłączna.
- Dobrze powiedziane, była. Na dzień dzisiejszy mam spierdalać- powiedziałam cicho. Łzy ponownie napłynęły do moich oczu.
- Znasz ją, mówi ostre słowa, których żałuje.
- Wiem też, że nie odpuści.
- Ona potrzebuje Cię w swoim życiu tak bardzo jak ty jej- czy on naprawdę chciał się ze mną wykłócać o moja byłą najlepszą przyjaciółkę?
- Proszę Cię Max, nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Skoro dla Caroline jest to rozdział zamknięty, to niech tak będzie. Wiem, co zrobiłam i zdaje sobie z tego sprawę. Teraz czas na konsekwencje.
- Obie przesadzacie- przewrócił oczami- Całe wy.
- Tak w ogóle to skąd wiedziałeś, że zerwałam na dobre z Justinem?- zapytałam oświecona faktem, że nie rozmawiałam z nim wczoraj, pomijając niefortunnego smsa.
- Przyszedł do mnie się wyżalić.
- Co?
- No tak.
- Opowiedz mi wszystko ze szczegółami- zarządziłam chętna do wysłuchania naszej sytuacji z perspektywy Justina.
- Zależy mu na tobie, tak samo jak tobie na nim. Nie przyznacie tego, ale ja to zauważam.
- Niby po czym?- oburzyłam się.
- Oczach, Skarbie. Wyrażają to, co ty starasz się ukryć.
- Pierdolenie o Szopenie- wywróciłam oczami. Naiwna myślałam, że moja przygoda z Justinem zakończyła się na dobre.  
- Jeszcze się przekonamy kto tu miał rację- chłopak puścił mi oczko, po czym oboje, w stosunkowo dobrych humorach, udaliśmy się na lekcję.
***
Dzień w szkole minął mi dość szybko. Być może stało się tak dlatego, że po raz pierwszy od dawna zaczęłam uważać na lekcjach i starannie wszystko notować. Uwierzcie mi, da się. Zmianę moich dotychczasowych przyzwyczajeń nie wywołała moja przemiana wewnętrzna, ani nic z tych rzeczy- zwyczajnie nie miałam do kogo się odezwać. Odniosłam wrażenie, że wszyscy moi „przyjaciele”, oczywiście z wyjątkiem Maxa, odwrócili się ode mnie na dobre, ponieważ nie wysilili się nawet odpowiedzieć banalnego „część”. Nie wspomnę już o Justinie, który unikał mojego spojrzenia jak ognia. Tak bardzo jak chciałam, aby odezwał się do mnie, tak wiedziałam, że teraźniejsza sytuacja jest dobra dla nas obojga. Nie pasujemy do siebie i naprawdę nie wiem, jak mogliśmy pomyśleć, że jest inaczej.
- Potrzebujesz podwózki?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Chloe.
- Nie, dzięki- mruknęłam wychodząc poza bramy szkoły.
- Rozmawiałam z Justinem- wypaliła.
- Co?- nie udało mi się ukryć zdziwienia- O czym?
- Naprawdę nie wiesz?- zapytała z pokrzepiającym uśmiechem- Chodź, podwiozę Cię do domu i wszystko Ci opowiem.
- Tyle, że ja chyba nie chcę tego usłyszeć..- mruknęłam zgodnie z prawdą. Jakim cudem miałam iść do przodu jeśli co chwila ktoś stawał mi na drodze z ogromnym telebimem mówiącym „Uwaga! Nowe wieści o Justinie!”
- Daj się chociaż namówić na podwózkę. Wiem przecież, że nienawidzisz chodzić.
- Naprawdę dziękuję, ale może innym razem- uśmiechnęłam się sztucznie, po czym jak najszybciej udałam się w stronę domu. Nie miałam ochoty rozmawiać z Chloe. Dla mnie była skreślona na zawsze.
                     Droga powrotna ze szkoły nie zajęła mi tak dużo czasu jak się spodziewałam. Być może stało się tak dlatego, iż cała drogę uparcie myślałam o brązowookim brunecie. Nie mam pojęcia dlaczego ten chłopak nie mógł wyjść z mojej głowy!
- Hej, Kait!- kiedy męczyłam się z zamkiem od drzwi usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Niee..- mruknęłam niemalże bezgłośnie, po czym ze sztucznym, ale za to szerokim uśmiechem odwróciłam się w stronę przybysza. Osoba, która stała przede mną była najmniej spodziewaną się przeze mnie osobą w tamtym momencie.
- Co?- odpowiedziałam chłodnym tonem.
- Jak się trzymasz po.. no wiesz?
- Nie udawaj, że Cię to obchodzi Harry- wypaliłam.
- Czemu jesteś taka niemiła?- zapytał udając zdziwienie.
- Kurde- zaczęłam starannie dobierając słowa- Zraniłam Cię bardzo mocno. Niestety pewne sprawy rozumiemy dopiero po fakcie. Nie ważne jest czy żałuje tego co stało się pomiędzy mną a Justinem. Istotne natomiast jest to, że mścisz się na mnie na każdym możliwym kroku. Zawiniłam i otwarcie przyznaję się do tego, ale ty będąc mężczyzną powinieneś przyjąć to na klatę, a nie szukać sposobu jak mi dopiec, uderzyć w czuły punkt. To jak potraktowałeś mnie u Maxa było przegięciem, jednak twoje pojawienie się tu dzisiaj pod moimi drzwiami z zapytaniem jak się czuję po zerwaniu z chłopakiem to istne apogeum. Zachowujesz się jak dziecko, Harry- po minie mojego ex mogłam się domyślić, że był zaskoczony moim słowotokiem. Wiedziałam też, że miałam rację. Znałam go zbyt długo.
- Wiesz co?- zaczął niepewnie- Może i masz rację, może i mszczę się na tobie za to co zrobiłaś nie tylko mi, czy Caroline, ale również sobie. Tak Katlin! Czy ty nie widzisz jak bardzo zmieniło się twoje życie odkąd Justin zajmuje w nim jakąś część?
- Czemu to robisz?- zapytałam roztrzęsiona. Jedynym plusem w tej sytuacji było to, że wreszcie uporałam się z otwieraniem drzwi. Brawo, Kat! Ale z Ciebie bystrzacha!
- Co masz na myśli?- zapytał doskonale wiedząc o co mi chodzi.
- Dlaczego, do  cholery, zachowujesz się w ten sposób względem mnie? Najpierw traktujesz mnie jak śmiecia, a po chwili przychodzisz i pytasz się ‘jak się czujesz?’ z udawaną troską. Daj spokój z tym! Wystarczy tych gierek. Nie zachowujmy się jak rozwydrzone bachory i jeśli mamy się rozstać zróbmy to raz i w spokoju.
- Przepraszam, ok? Po prostu wciąż nie dochodzi do mnie to co zrobiłaś! Zdradziłaś mnie z osobą, której szczerze nienawidzę.
- Tak, wiem. Chyba nie było okazji zrobić tego na spokojnie. Ja też przepraszam. Z całego serca- powiedziałam i przytuliłam się mocno do bruneta. Zaskoczyłam tym nie tylko jego.
- Zawsze będę Cię kochać, Katlin- szepnął Harry, po czym odszedł.
                     Siedziałam na kanapie w salonie zajadając się moimi ulubionymi lodami o smaku wanilii. Dodatkowo zabrałam się za nadrobienie wszystkich zaległości ze szkoły. Biorąc pod uwagę fakt, że od września nie zajrzałam do książek prawie wcale trochę mi się tego nazbierało. Napisałam nawet do największego kujona z prośbą o notatki i listę zadań do zrobienia. Tak, macie rację. Katlin postanowiła skupić się na sobie. Miałam ochotę przybić sobie piątkę, serio. Nie wiem jakim cudem znalazłam tak dużą motywację, ale w każdym razie, udało mi się i byłam z siebie bardzo dumna! Niestety, nie dane było mi cieszyć się chwilą, ponieważ stan idealnego skupienia przerwała moja kochana rodzicielka, która weszła do domu robiąc ogromny hałas.
- Katlin, Kochanie. Jak się masz?- zaćwierkotała wyraźnie szczęśliwa.
- W porządku- oblizałam łyżkę, po czym odłożyłam ją kończąc całe opakowanie moich ulubionych słodyczy- A ty?
- Byłam dzisiaj na pierwszym USG. Zaraz pokażę Ci zdjęcia- zaczęła szukać ich w swojej ogromnej torebce. W tamtym momencie zostałam porządnie kopnięta w tyłek. Zupełnie zapomniałam o tym, że moja mama jest w ciąży! Na moment zrobiło mi się słabo.
- Już nie mogę się doczekać- pisnęłam z udawanym entuzjazmem.
- Nie musisz udawać- mruknęła moja rodzicielka kończąc poszukiwania- Wiem, że nie jest Ci to na rękę i całkowicie to rozumiem. Jedyne o co Cię proszę w kwestii tego dziecka to akceptacja.
- Wiem, mamo. Będę robiła co w mojej mocy żeby jakoś się z tym oswoić- wstałam i mocno ją przytuliłam- Pokarz mi te zdjęcia- uśmiechnęłam się- Znasz już płeć?- zapytałam szczerze zaciekawiona. Zadowolona stwierdziłam, że rozmowa zaczęła nam się kleić. Ponad godzinę siedziałyśmy i dyskutowałyśmy na temat naszego dzidziusia.
- Mamo- zaczęłam niepewnie- Co z ojcem?
- Właściwie to muszę Ci coś powiedzieć… - proste sformułowanie sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Doskonale wiedziałam, że jeśli takie słowa padają z ust mamy to za chwilę usłyszę coś szokującego- Widuję się z Mattem.
- Masz chłopaka? Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie?- przepraszam Was bardzo, ale JA byłam sama.
- Kochanie, znamy się od 3 lat..
- Zdradzałaś ojca przez tak długi czas?- krzyknęłam tracąc cierpliwość.
- Oczywiście, że nie! Mam na myśli fakt, iż jest to przemyślana decyzja.
- Zaraz, zaraz…- próbowałam się uspokoić jednak niezbyt dobrze mi to wyszło- Co ty próbujesz mi powiedzieć?
- Matt zamieszka z nami. Od przyszłego miesiąca- powiedziała, a mnie zatkało. Na szczęście po chwili mi przeszło.
- Może będzie jeszcze spał w twojej i taty sypialni?- krzyknęłam ile sił w płucach. Do oczu napłynęły mi łzy. Co ta kobieta  wyprawiała?
- Nie, nie będzie. Planujemy remont. Ekipa wchodzi w przyszłym tygodniu.
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć, hmm?- stanęłam podpierając ręce na biodrach- Dlaczego ustaliłaś wszystko bez konsultacji ze mną!?
- Przykro mi Katlin, ale Maluch musi mieć ojca i szczęśliwą rodzinę. Nie mam zamiaru dyskutować z tobą na ten temat- powiedziała, po czym szybkim krokiem wyszła z salonu i udała się do sypialni. Myślałam, że coś zniszczę. Nie myśląc zbyt wiele chwyciłam telefon wraz z słuchawkami i udałam się na cmentarz, do taty.
                     Siedziałam cała zapłakana trzęsąc się z zimna. Mimo iż klimat naszego miasta był gorący, dla mojego przemęczonego organizmu wydawał być się co najmniej Grenlandią. Opuchniętymi oczami spojrzałam na zegarek. 04.43.
- Tato- chlipnęłam po raz ostatni wstając z ziemi, na której przesiedziałam całą noc- Pamiętaj proszę, że kocham Cię bardzo mocno. Żaden Matt tego nie zmieni. Dla mnie liczysz się tylko ty. Nikt nie zastąpi mi prawdziwego ojca- łzy ponownie popłynęły po moich policzkach. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogłam ich powstrzymać. Nie przedłużając pożegnania powolnym krokiem udałam się w stronę domu. Nie chciałam tam wracać, ale nie miałam innego wyjścia.  Od niechcenia poruszałam kończynami wlokąc się niemiłosiernie. Być może to sprawiło, że nie zauważyłam kiedy przed moimi oczami ukazało się czarne Audi R8.  Możecie wziąć mnie za głupią, ale weszłam pod nie. Tak po prostu. Nie zrozumcie mnie źle- nie chciałam się zabić. Najnormalniej w świece zagapiłam się w niebo, przez co nie zauważyłam, że wchodzę na drogę. W pierwszej chwili nawet nie zauważyłam kto jest za kierownicą.
- Katlin, cholera, czy ty zawsze musisz coś wywinąć?- krzyknęła wściekła Caroline. Wyobraźnie sobie tylko mojego pecha, że wśród wszystkich osób w Jacksonville ja trafiłam akurat na nią.
- Co?- zapytałam wyjmując z uszu słuchawki.
- Nic, Kretynko. Gdzie ty byłaś całą noc? Wszyscy Cię szukamy! Twoja mama obdzwoniła nas wszystkich. Co się stało? Nie wspomnę już o tym, że weszłaś mi pod koła! Miałaś szczęście, że byłam czujna i zdążyłam zahamować!
- Nie ważne, Car. Ciebie już to nie interesuje.
- Okej, niech Ci będzie- spojrzała na zegarek- Jest po piątej. Jedziemy do mnie się ogarnąć, a potem do szkoły. Jasne?
- Trafię do domu, naprawdę.
- Nie ma gadania- zaczęła dosłownie wpychać mnie do samochodu- Przyjacielem nie jesteś od święta- mruknęła, po czym posłała mi uśmiech warty milion dolców. Nie mogłam go nie odwzajemnić. 
***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))

środa, 6 maja 2015

Rozdział 28

EDIT (09.05)- rozdział jest już napisany, czekam tylko na większy odzew z waszej strony!

Cześć wszystkim... po 4 miesiącach? 

Na początek, chciałam Was przeprosić, po prostu. Nie mam zamiaru się tłumaczyć, bo tak naprawdę wiele czynników przyczyniło się do tego, że rozdział pojawia się właśnie teraz.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze ze mną tu został, jeśli tak- to dziękuję za wytrwałość 
Zachęcam do komentowania :)

Do następnego (pojawi się znacznie szybciej, pinky promise

***
Katlin

Chyba po raz pierwszy w całym moim życiu dzwoniący budzik nie był dla mnie problemem- podniosłam swoje szanowne cztery litery bez najmniejszego problemu. Prawda była jednak taka, że nie zmrużyłam oka nawet na chwilę. Leżałam bez emocji w łóżku, zmęczona, wręcz wyczerpana. Mimo wszystko, moje powieki za cholerę nie chciały się zamknąć.
- Katlin, musisz wstać- mama weszła do pokoju. Była bardzo zła, za całą poprzednią noc.
- Nie dam rady iść dziś do szkoły, proszę Cię mamo- popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem. Rodzicielka tylko zmierzyła mnie wzrokiem i opuściła pomieszczenie. Była to niema odpowiedź na zadane przeze mnie pytane. Niestety, była ona aż zbyt oczywista, przynajmniej dla mnie, córki Sophie Megbog. Jak na dobrą i przykładką córkę przystało, postanowiłam więc zebrać się w garść. Nie miałam zamiaru denerwować mamy jeszcze bardziej.
- Posłuchaj, bardzo Cię przepraszam, za to, co wczoraj odstawiłam. Nie chciałam tego- powiedziałam kiedy tylko weszłam do kuchni i zobaczyłam, że moja rodzicielka tam jest.
- Mogę liczyć na jakieś wyjaśnienia?- zapytała surowym tonem.
- Nie jestem już z Justinem- odpowiedziałam krótko, po czym zabrałam się zajedzenia przyrządzonych przez mamę tostów.
- Dlaczego?- zapytała zmartwiona.
- Zdradził mnie- kolejne słowa zostały wypowiedziane z moich ust i tym razem muszę przyznać, że zabolało. Bardzo.
- Co się dokładnie stało?- dopytywała.
- Nie jestem w stanie o tym rozmawiać- powiedziałam ze łzami w oczach, po czym opuściłam kuchnię, zabrałam swoją torebkę i udałam się w stronę szkoły. Zapomniałam tylko o jednym. Kluczykach do auta. Przez ostatnich kilka dni Justin codziennie po mnie podjeżdżał, dlatego po prostu nie pomyślałam o tym drobiazgu. Niechętnie wróciłam do domu i zabrałam potrzebną rzecz, po czym ponownie opuściłam dom. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu ujrzałam czarnego Range Rovera stojącego pod moją posiadłością! Nie wierzyłam własnym oczom, ponieważ samochód należał do mamy Justina! Idiota postanowił się ze mnie ponabijać.
- Katlin, wsiadaj- zawołał kiedy zmierzałam w kierunku swojego wozu. Postanowiłam zignorować nachalnego bruneta. Naprawdę nie chciałam się z nim użerać. Zmarnowałabym tylko swoją energię, której dzisiaj nie miałam zbyt dużo- Nie będę dwa razy powtarzał- zagroził kiedy zorientował się, że nie mam zamiaru go posłuchać.
- Zostaw mnie w spokoju. Czy ty nie masz za grosz honoru?- zaszydziłam.
- Jesteś taka głupia czy tylko udajesz?
- Przepraszam, co ty powiedziałeś?- zapytałam, choć doskonale słyszałam każde wypowiedziane przez bruneta słowo. Bezczelny kutas.
- Wiesz co? Nie będę sobie strzępił więcej języka na Ciebie. Powiem tylko tyle, że właśnie straciłaś szasnę na pogodzenie się ze mną. Drugiej nie dostaniesz.
- Może mi jeszcze powiesz, że mam Cię przeprosić?- zapytałam nie dowierzając. Moja złość w skali od jednego do dziesięciu wynosiła trzydzieści- Myślisz, że kim ty jesteś?
- Justinem Bieberem- zaśmiał się drętwo.
- Super, świetnie, wspaniale!- krzyknęłam sfrustrowana.
- Nie rób sceny tylko wsiądź do tego cholernego auta- po twarzy bruneta mogłam wywnioskować, że jeszcze kilka moich odzywek i naprawdę straci cierpliwość. W duchu przybiłam sobie piątkę, po czym, poddając się, dołączyłam do Justina w aucie. Nie pytajcie dlaczego, bo sama nie do końca znam odpowiedź. Z drugiej strony, doskonale wiedziałam, że chłopak nie odpuści dopóki nie osiągnie swojego celu, dlatego też postanowiłam poddać się. Nie zdążyłam nawet zamknąć dobrze drzwi, gdyż bezczelny brunet odjechał z piskiem opon.
- Ostrożnie!- krzyknęłam w panice. Nie dość, że chłopak zafundował mi wystrzałowy start to teraz mknie przez pełne aut ulice nie zważając na żadne znaki drogowe. Niestety, Justin ani śmiał odpowiedzieć na moje pytanie. Kto by pomyślał, że tak śpieszy mu się do szkoły. Prychnęłam sfrustrowana, co o dziwo, przykuło uwagę Biebera.
- O co Ci chodzi?- zapytał.
- Któż to się odezwał?- zadrwiłam, ale kiedy popatrzył na mnie groźnym wzrokiem zdecydowałam się odpowiedzieć- Zastanawiałam się tylko dlaczego tak bardzo śpieszysz się do szkoły- zaśmiałam się sztucznie.
- Kto powiedział, że tam jedziemy?- zapytał, niemal z niedowierzaniem. W tym pięknym momencie rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że jesteśmy na drodze wyjazdowej z Jacksonville. Szczęka mi opadła.
- Zawróć! Natychmiast!- krzyknęłam tak głośno, że aż sama siebie się przestraszyłam.
- Nie mam zamiaru. Chcę Cię gdzieś zabrać. To wszystko- wzruszył ramionami.
- Tyle, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Nie pomyślałeś o tym? Do tego kosztem szkoły! Czy myślisz, że te ciągłe ucieczki wyjdą nam na dobre?
- Katlin, cholera! Zamknij swoją śliczną buzię choć raz. Obiecuję Ci, że to ostatni raz kiedy zabieram Cię stamtąd wbrew twojej woli- postanowiłam nie komentować jego wypowiedzi. Najzwyczajniej nie było sensu. Tym bardziej, że wiedziałam, iż brunet nie zmieni swojego zdania i tak czy siak, postawi na swoim.
***
- Długo jeszcze?- zapytałam znudzona. Jechaliśmy już dobre dwie i pół godziny!
- Nie.
- Mógłbyś się jakoś określić?
- Koło dziesięciu minut- odpyskował chłopak gwałtownie skręcając w polną drogę. Jechaliśmy przez ogromne dziury i błoto. W pewnej chwili myślałam nawet, że ugrzęźliśmy.
- Jesteśmy- odezwał się Justin gasząc silnik. Rozejrzałam się dookoła. Ani śladu cywilizacji. Spojrzałam na telefon- jak możecie się spodziewać zasięgu również zabrakło. Wspaniale. Wszystko wskazywało na to, że utknęłam na pustkowiu z Justinem. Lepiej zapowiadać się nie mogło!
- Co zamierzasz tu robić?- zapytałam wysiadając z samochodu, aby rozprostować kości.
- Siedzieć na kocu, zajadać jedzenie jakie przygotowała nam moja mama, słuchać muzyki…- zaczął wyliczać brunet przewracając oczami.
- Zorganizowałeś piknik?- przerwałam mu. Przez chwilę niemal zapomniałam, co ten wstępny dupek mi zrobił.
- Tak- odparł wyraźnie z siebie zadowolony- Chodź- powiedział i złapał mnie za rękę. Na całe szczęście opamiętałam się i  wyrwałam ją.
- Z nami koniec, Justin- zaczęłam- Nie rozumiem po co się starasz.
- Muszę Cię odzyskać, okej?
- To niemożliwe- prychnęłam- Nie wybacza się zdrady.
- Zaprzeczasz sama sobie- brązowookiemu wyraźnie podskoczyło ciśnienie. Uniosłam brwi  w geście niezrozumieniu.
- Przypomnieć Ci pewną sytuację, która zdarzyła się w lato? Co ciekawe, z twoim udziałem w roli głównej- powiedział słodko, a mi zrobiło się niedobrze.
- W żaden sposób nie dotyczyło to Ciebie, więc nie masz prawa mi nic wypominać- syknęłam wkurzona.
- Mam wrażenie, że chyba jednak można ją wybaczyć- powiedział wyraźnie rozbawiony.
- Marne twoje starania, Bieber. Twierdzisz, że chcesz abyśmy znów byli razem, a mnie obrażasz? Rób tak dalej, to z pewnością zwiększy twoje szanse na cokolwiek.
- Stwierdzam tylko fakty, Panno Obrażalska- postanowiłam, że najlepszą ripostą będzie cisza, dlatego też nie odezwałam się ani słowem. Szliśmy przez okropne zarośla przez następne pół godziny. Kiedy w końcu dotarliśmy do celu byłam wykończona. Justin rozłożył koc na trawie, a ja natychmiast się na nim położyłam.
- Zero kondycji, moja droga- zauważył Justin siadając koło mnie.
- Uwierz mi, że gdybyś spędził noc wypłakując oczy w poduszkę to również byłbyś zmęczony- wypaliłam, ale pożałowałam tego chwilę później.
- Płakałeś wczoraj przeze mnie?- zapytał wyraźnie zdziwiony brunet. Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz.
- Bingo, Sherlocku!- podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym, jak skończona idiotka, zaczęłam bić mu brawo.
- Więc zależało Ci na tym- podsumował zgrabnie Justin ignorując moje małe przedstawienie sprzed chwili.
- Kiedy ktoś lata za tobą przez jakiś czas to uwierz, że człowiek się przywiązuje.
- To wróć do mnie.
- Nie mogę.
- Dlaczego?- w oczach bruneta dostrzegłam dziwny błysk, którego nie zdążyłam zidentyfikować.
- Zdradziłeś mnie. Nie będę potrafiła zaufać Ci ponownie.
- Skąd to wiesz? Harry dał Ci drugą szansę.
- To była zupełnie inna sytuacja, Justin! Byłam odurzona, nieświadoma tego, co się dzieje! Ty zrobiłeś to celowo.
- Katlin, pierwszy raz odkąd jestem Tobą zainteresowany zdarzyło mi się coś takiego!
- Jak mogłeś tak okłamywać Caroline?- zaśmiał się w odpowiedzi.
- Nic do niej nie czułem. Nigdy. Nie było to takie trudne, uwierz.
- A co ze mną?
- Nie wiem dlaczego to się stało, Flo to po prostu stara przyjaciółka. Była smutna i po prostu chciałem ją pocieszyć. Uwierz mi, nie planowałem tego- słuchałam słów wypływających z ust chłopaka i nie dowierzałam. Stara przyjaciółka? Pocieszyć?
- Czy ty masz mnie, kurwa, za idiotkę?
- Mówię prawdę- upierał się.
- Dziwne, bo Ci nie wierzę. Kłamiesz jak z nut!
- Przysięgam, że nie!
- Załóżmy, że masz rację. Starych przyjaciółek nie pociesza się poprzez wsadzanie języka do gardła… i Bóg jeden wie czego jeszcze!- krzyknęłam. Całe szczęście, że w odległości około kilometra nie było żywej duszy, bo darłam się jak opętana.
- Nie przesadzaj! Nie uprawialiśmy seksu.
- Cóż za niespodzianka- udałam zdziwiona. Szczerze powiedziawszy, mały kamień spadł mi z serca. Co nie zmienia faktu, że mnie, kutas, zdradził!
- Opamiętałem się- powiedział wyraźnie z siebie dumny.
- Jesteś żałosny.
- Przynajmniej szczery- wzruszył ramionami. Postanowiłam z tego skorzystać i wypytać o kilka innych interesujących mnie rzeczy.
- Jak często sypiałeś z innymi laskami będąc z Caroline?
- Serio?- przewrócił oczami, a ja miałam ochotę wydłubać mu je- Nie wiem. Kiedy mi się chciało. Jakoś nie przywiązywałem do tego wagi.
- Czemu to robiłeś? Caroline nie zaspokajała Cię?- kontynuowałam mój mały wywiad.
- To nie było tak, sam tego nie potrafię wytłumaczyć.
- Biedny- pogłaskałam go po policzku udając współczucie- Taki skomplikowany.
- Zabawne, Katlin. Myślałem, że jesteś trochę bardziej dojrzała.
- Pocisk godny mistrza, kolego- puściłam mu oczko. Nie wiem czemu, ale cała złość stopniowo wyparowywała ze mnie. Sprawiło to, że byłam wściekła sama na siebie.
- Powiedziałbym coś, ale chyba ugryzę się w język. Myślę, że lepszym sposobem będzie kiedy coś zjemy.
- Justin, ja Ci nie wybaczyłam- nie byłam pewna czy tym zdaniem chciałam przekonać jego, czy siebie- Naprawdę lepiej będzie jeśli wrócimy do domu.
- Skoro tak bardzo chcesz naszego końca… Niech tak będzie. Mam tylko jedną prośbę. Spędźmy ten ostatni dzień razem i rozstańmy się  w dobrych stosunkach.
- Niech Ci będzie – przewróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie smakołyków przygotowanych przez mamę Justina.
***
Było dość późne popołudnie. Mknęliśmy przez zatłoczone ulice naszego miasta nie odzywając się ani słowem. Za niecałe piętnaście minut ma nastać oficjalny koniec mojego związku z Justinem. Tylko czy ja tego chcę? Odpowiedź była aż nazbyt prosta- nie. Miałam ogromny mętlik w głowie. Z drugiej jednak strony czy zdradę wybacza się tak szybko? Z całej bezsilności postanowiłam napisać sms’a do Max’a

Do: Max
Jak szybko można wybaczyć zdradę?

Odpowiedz otrzymałam niemal natychmiast.

Od: Max
Jak kogoś kochasz to nawet od razu.
Czyżby zimne serce Katlin topniało?

Zamurowało mnie. Przecież ja nie kochałam Justina! Za krótko się znamy, za mało o sobie wiemy. To by nie miało najmniejszego sensu.
- Kat, jesteśmy- powiedział cicho Justin stając pod moim domem. Oboje wysiedliśmy z samochodu. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i złapaliśmy się za ręce.
- Nie mogę uwierzyć, że to pożegnanie- odezwał się brunet. Do oczu napłynęły mi łzy. Chłopak wyraźnie oczekiwał odzewu.
- Będziemy widywać się w szkole- uśmiechnęłam się nieszczerze.
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli- zapanowała niezręczna cisza. Zebrałam w sobie wszystkie siły i uwolniłam ręce z uścisku Justina. Po raz ostatni pocałowałam chłopaka i zaczęłam oddalać się w stronę domu. Po policzkach popłynęły mi łzy. Czemu musiał wszystko zepsuć? Mimo odmienności charakterów mieliśmy szansę być szczęśliwi! Niestety należało zaakceptować rzeczywistość i przede wszystkim, pogodzić się z nią.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :)) 

środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 27

Tak jak obiecałam- rozdział jeszcze w tym roku, natomiast notka pojawi się jutro :)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI :) 

***
Okej, jest godzina 18.39 a ja dopiero teraz zdołałam ogarnąć się na tyle, żeby coś tu dla Was napisać, bo uwierzcie mi- mam trochę do powiedzenia.
Może zacznę od życzeń, bo przecież jeszcze nie jest na nie za późno :)
W 2015 roku życzę Wam przede wszystkim spełnienia waszych wszystkich marzeń, zdrowia, odwagi, bycia sobą, korzystania z życia, ale również równowagi i wszystkiego czego tylko chcecie :) Życzę również sobie więcej czasu, bo dzięki temu blog rozwijał się będzie w znacznie szybszym tempie (mam nadzieję..) :))
Chciałam Wam również podziękować za to, że ta garstka osób jest tutaj ze mną- postaram się ze wszystkich sił, abyście zostali ze mną do końca :)
W tym momencie nic już nie przychodzi mi do głowy, dlatego standardowo zachęcam Was do komentowania :)
Myślę, że wystarczy tego ględzenia.

***
Justin

Siedziałem w swoim pokoju grając na PlayStation, kiedy do pokoju wpadła moja mama z przerażeniem na twarzy.
- Co się stało?- zapytałem zmieszany.
- Masz bardzo, naprawdę bardzo zdenerwowanego gościa- powiedziała ze smutnym uśmiechem. Kompletnie zdezorientowany wstałem z łóżka, po czym udałem się do drzwi.
- Kogo my tu mamy?- zapytała Katlin śmiejąc się sztucznie.
- Co ty tu robisz?- zapytałem zdziwiony i szczerze zaniepokojony. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie- Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam?
- Możesz mi powiedzieć co robiłeś wczoraj w nocy!?- krzyknęła ze łzami w oczach, a moja szczęka wylądowała na podłodze.
- Spałem?- postanowiłem zgrywać głupiego.
- A co jeśli Ci powiem, że wcale tak nie było!?
- Czy możemy przeprowadzić tą rozmowę na zewnątrz?- przeczesałem ręką włosy w zdenerwowaniu.
- Czyżbyś się wstydził?- popatrzyła po domownikach, którzy zebrali się wokół nas. Jakby, do  cholery, nie mogli zająć się swoimi sprawami- Masz rację. Wyświadczę im tą przysługę. Nie chcę żeby wiedzieli jak obrzydliwy jesteś!- szybko otarła kciukiem zabłąkaną łzę, której jak mniemam myślała, że nie zauważę- Bardzo przepraszam, że zakłóciłam państwu spokój dziś wieczorem- zwróciła się do mojej mamy i już jej nie było. Bez wahania pobiegłem za nią, jednak moja rodzicielka jak zwykle musiała mi przeszkodzić oraz dorzucić swoje pięć groszy.
- Nie pozwól jej odejść- powiedziała cichym, niemal niesłyszalnym głosem. Nic jej nie odpowiedziałem, ale muszę przyznać, że po części wziąłem sobie jej słowa do serca. Nawet jeśli to wszystko to była tylko i wyłącznie gra.
- Katlin, tu jesteś- wydyszałem kiedy zastałem samotną dziewczynę siedzącą na ławeczce znajdującej się pod moim domem.
- Mam tylko jedno pytanie…- zaczęła- Dlaczego to zrobiłeś? Myślałam… Już sama nie wiem- schowała twarz w dłonie. Próbowałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- To naprawdę nie tak..- zacząłem, chociaż sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Nie chcę niczemu zaprzeczać. Przepraszam, Katlin.
- Caroline też zdradzałeś?- zapytała, ale nie odpowiedziałem. Uznałem, że nie było takiej potrzeby, gdyż oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie.
- Tak myślałam…- powiedziała wstając.
- Nie odchodź, proszę- złapałem ją za rękę, ale wyrwała ją.
- Zniszczyłeś, kurwa, wszystko! Mój związek z Harrym, przyjaźń z Caroline! Nie zdziwię się jeśli będziesz miał też związek ze śmiercią taty!- krzyknęła, a mnie zmroziło- Jak mogłeś mnie tak zranić? Wiedziałeś…- rozpłakała się.
- Nie możesz mi tak po prostu wybaczyć?- nigdy nie byłem dobry w przepraszaniu, ale dziś to chyba osiągnąłem nową ligę. Głupszego pytania nie mogłem zadać.
- Kpisz sobie ze mnie?- zapytała z niedowierzaniem- Wiesz co? Zostaw mnie w spokoju. Raz na zawsze - powiedziała, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła. Nie goniłem jej. Zamiast tego,  wyciągnąłem telefon i wybrałem dobrze znany mi numer.
- Nie bawię się już w to, rozumiesz?- zacząłem kiedy tylko zorientowałem się, że odbiorca zaakceptował połączenie.
- Nie masz innego wyjścia, Cipko.
- Ona się czegoś domyśla.
- To spraw, żeby tak nie było. Od tego tu jesteś.
- Nie dam rady..
- Myślę, że nie mamy o czym dyskutować- powiedział głos po drugiej stronie, po czym najzwyczajniej w świecie rozłączył się.

Katlin

Cała zapłakana szłam ulicami Jacksonville i chyba po raz pierwszy w życiu nie zastanawiałam się co pomyślą mijający mnie ludzie. Większość patrzyła się na mnie ze smutkiem. Jeśli mam być szczera nie dziwiłam im się. Jeśli zobaczyłabym siebie z ich perspektywy- całą zapłakaną z pustką w oczach- również byłoby mi przykro. Dodatkowo, z goryczą przyznałam, że nie miałam gdzie się podziać. Wyjęłam telefon i bezsensownie przeglądałam listę kontaktów mając nadzieję, że znajdę osobę do której chciałabym pójść się wypłakać. Pomińmy fakt, że nie miałam prawie nikogo. Ku mojemu szczęściu, które najwyraźniej nie do końca mnie opuściło, ujrzałam numer Maxa. Bez wahania udałam się w kierunku jego miejsca zamieszkania. Dziwiłam się, że nie wpadłam na to wcześniej. Wiecznie wesoły chłopak był jedyną osobą, która chciała zrozumieć moje decyzje dotyczące Justina. Kiedy stałam pod drzwiami miałam moment zawahania, jednak postanowiłam nie zastanawiać się ani chwili dłużej i drżącą dłonią zapukałam. Otworzyła mi osoba, której z pewnością się nie spodziewałam.
- Co ty tu robisz?- zapytałam widząc Harrego.
- Co się stało?- zapytał z troską w oczach.
- Właściwie to nie wiem po co tu przyszłam. Mogłam się spodziewać, że tu będziesz- mruknęłam. Zamierzałam wrócić do domu, jednak za plecami Zielonookiego pojawił się Max, który widząc mnie od razu podszedł i przytulił mnie mocno.
- Katlin, co się stało? Wyglądasz jak siedem nieszczęść- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Miałeś racje- zaczęłam płakać.
- Czy ten Kutas coś Ci zrobił?- zapytał potrząsając mnie lekko za ramiona.
- Ha! Gdybyś nie cudowała, to nie miałabyś tego problemu- zaśmiał się Harry, a ja po raz pierwszy w moim życiu miałam ochotę mu przywalić. Tak porządnie.
- Wiesz, co? Chodź do środka- zarządził Max, a ja posłuchałam. Naprawdę potrzebowałam rozmowy z nim- Myślę, że nie jesteś nam tu potrzebny- zwrócił się do Lokowanego, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Dzięki wielkie- oburzył się, ale odszedł.
- Idź do salonu, dom jest pusty także nie krępuj się, a ja zrobię nam herbatę i pogadamy- powiedział Max kiedy już weszliśmy do środka. W odpowiedzi kiwnęłam głową. Kiedy tylko moje oczy ujrzały tak dobrze znany mi salon mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy. Rodzinne zdjęcia zajmowały niemal każdą wolną przestrzeń. Usiadłam na małej, lecz bardzo wygodnej sofie i cierpliwie czekałam na mojego przyjaciela. Pojawił się chwilę później z dwoma kubkami gorącej herbaty.
- Chcesz porozmawiać o tym co między wami zaszło?- zapytał kiedy już usadowił się  na kanapie i podał mi kubek z ciepłym napojem.
- Zdradził mnie, rozumiesz?- łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Skąd wiesz?
- Zadzwoniła do mnie Caroline i powiedziała, że widziała go wczoraj obściskującego się z jakąś dziewczyną…
- Jesteś pewna, że nie wymyśliła tego?- zapytał z troską.
- Byłam u niego… Zapytałam… Nie zaprzeczył…- schowałam twarz w dłonie.
- Tak mi przykro Katlin- brunet wziął mnie objęcia.
- Wiesz co jest najgorsze? Straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu dla tego Gnojka. Wbrew wszystkim pchałam się w ten związek i po co mi to było? Dla relacji, która trwała kilka dni… Jestem największą idiotką na świecie.. On wiedział, jak zraniona jestem po śmierci taty, i mimo wszystko wpakował się z butami w moje życie, a kurwa wiedział, że nie wytrzyma bez ruchania długo, bo Caroline też zdradzał.. Czyli co, liczył, że jak będę smutna to tak łatwo się dam? Dlaczego Max?- pod koniec mojego monologu niemal dławiłam się łzami. Chłopak natomiast spokojnie mnie wysłuchał, bo doskonale wiedział, że właśnie tego potrzebowałam.
- Ćiii, tylko nie płacz, dobrze? Razem sobie z tym poradzimy..- szeptał mi do ucha, a ja z każdym kolejnym słowem coraz bardziej zbliżałam się do krainy Morfeusza. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem był Max jako najlepszy przyjaciel, jakiego tylko mogłabym sobie wyobrazić w tamtej chwili.
***
Kiedy obudziłam się zdałam sobie sprawę, że leżę na łóżku Maxa. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale godzina, którą zobaczyłam na zegarku nieco mnie przeraziła. Było kilka minut po drugiej. Niechlujnie pościeliłam łóżko, gdyż nie chciałam zostawiać po sobie aż tak dużego bałaganu. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się jednak, gdyż z dołu dobiegł mnie głos Maxa nie najciszej dyskutującego przez telefon. Moja ciekawość wzięła górę, dlatego też podreptałam pod schody żeby mieć lepszy widok na salon i zaczęłam słuchać.
- Tak, wszystko z nią w porządku… Śpi u mnie w pokoju… Poinformowałem jej mamę, że jest u mnie.. Kurwa, Harry..- zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że to właśnie on znajduje się po drugiej stronie słuchawki- Uspokój się, nic jej nie będzie… Porozmawiam z nią… Ze mną jest bezpieczna… A idźże już chłopie spać. Dobranoc- powiedział w końcu po czym rozłączył się. Widać było, że jest wyraźnie zmęczony dociekliwością Zielonookiego. Wpadłam w lekką panikę kiedy Max udał się w moim kierunku, jednak wybawił mnie dzwonek do drzwi, który nieoczekiwanie zadzwonił. Zdziwił zmęczonego chłopaka tak samo jak i mnie. No wybaczcie, ale kto spodziewa się gości o drugiej w nocy podczas spokojnej, mam na myśli nie imprezowej, nocy w środku tygodnia?
- Nie wierzę- mruknął do siebie, po czym poszedł otworzyć drzwi. Mój organizm coraz bardziej domagał się snu jednak ciekawość wzięła górę. Cała ja.
- Jest u Ciebie Katlin?- niemal krzyknął chłopak wbiegając do domu i  potrącając przy okazji gospodarza. Od razu rozpoznałam ten głos.
- Uspokój się, do obory wchodzisz?- zbulwersował się Max.
- Tak czy nie?- krzyknął Justin.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Odpowiesz mi łaskawi? Nie lubię czekać!
- Wyjdziesz z tego domu, czy mam Cię wyprowadzić?
- Chcę tylko porozmawiać- brunet uspokoił się nieco.
- O czym?- Max udawał głupiego. W duchu przybiłam z nim mentalną piątkę. Chłopak doskonale wiedział jak zdenerwować Justina.
- Katlin?- odpowiedział Bieber ze złością- Nie udawaj głupiego proszę Cię. Na pewno wiesz co się stało i jestem prawie pewny, że chowa się teraz w twoim pokoju, albo nawet podsłuchuje- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Zraniłeś ją, Justin. Czego ode mnie oczekujesz?
- Rozmowy- mruknął ze skruchą. Przysięgam, ten chłopak ma większe wahania nastroju niż kobieta w ciąży. Raz jest milutki, a w następnej sekundzie wkurwiony. Potrafi krzyczeć na pół miasta, po czym w następnej sekundzie milknie- Jest u Ciebie?
- Wejdź, nie stój w drzwiach- zaprosił Max. Oho, kolejny z  mentalnymi zaburzeniami. Faceci jednak są dziwni.
- Wow, dzięki- Justin przewrócił oczami, ale mimo wszystko z chęcią wszedł do domu. Usiedli na kanapie w salonie i zaczęli rozmawiać.
- Katlin jest u mnie. Śpi na górze, u mnie w pokoju- Max w końcu odpowiedział na zadane na wejściu, przez Justina, pytanie.
- Jak się czuje? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytał brunet. Cholera, czy to normalne, że samo słuchanie jego głosu sprawia mi ból? Już nie wspomnę o tym, że kiedy na niego patrzę wyobrażam sobie go migdalącego się z tą szmatą.
- Jest załamana, ale chyba Cię to nie obchodzi- odpowiedział Max chłodnym tonem.
- Wiem- brązowooki podrapał się po czole- Żałuję- dodał, a łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Jaki jest cel twojej wizyty? Wybacz, ale z tego co mi się wydaje to zawsze odwiedzasz mnie jak chcesz żebym Ci w czymś pomógł- zakpił.
- Tym razem masz rację- przyznał chłopak zmieszany- Przyszedłem, bo chcę, żebyś pomógł mi odzyskać Katlin. Zdaję sobie sprawę, że tylko Ciebie posłucha.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- odezwałam się niespodziewanie wchodząc to salonu. Zdziwiłam nie tylko chłopaków, ale i siebie- Nikt Ci nie będzie pomagał mnie odzyskać, bo nigdy nie byłam twoja!- krzyknęłam, zebrałam swoje rzeczy i jak gdyby nigdy nic wyszłam z domu Maxa.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 26

Hej, hej :)
Tak, to znowu ja i tak, po raz kolejny przez miesiąc nic się tu nie pojawiło :(
No, ale cóż ja mogę poradzić, jeśli totalnie nie mam czasu na pisanie? 
Już nawet nie chcę się tłumaczyć, ale tym razem obiecuję Wam, że rozdział pojawi się jeszcze w tym roku! 
Jednak, żeby to się stało proszę KAŻDĄ OSOBĘ, KTÓRA PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ O KRÓTKI KOMENTARZ.
Chciałabym tylko zobaczyć ile z was zostało ze mną mimo mojego niezorganizowania i nie dodawania rozdziałów :(
Z góry dziękuję i liczę na Was <3

Zostawiam Was już z rozdziałem i życzę, żeby ten czas, jaki pozostał nam do świąt zleciał jak jeden dzień (hahaha, u mnie to gwarantowane, dalej  mam wrażenie, że jest wrzesień c:)!

Kocham Was mocno i liczę na komentarze <3 <3 <3

***
Justin

- Wiesz, co?- odezwała się Katlin podczas lunchu przegryzając marchewkę- Myślę, że Chloe wie coś w sprawie śmierci i wypadku mojego taty- powiedziała powoli, a ja niemal się nie zadławiałem.
- Kat, proszę Cię. Przestań zwracać uwagę na jej słowa. Nic nie znaczą- zaśmiałem się. Miałem nadzieję, że brunetka nie dostrzegła jak zdenerwowany w rzeczywistości byłem. Czemu tej stukniętej dziwce zachciało mówić się prawdy? Akurat teraz? Jedną opcją było odwrócenie uwagi mojej dziewczyny.
- Kochanie, zabieram Cię dziś do teatru- powiedziałem dumnie.
- Jak to?
- Normalne- uśmiechnąłem się wesoło.
- Nie wydaje mi się żebyś to lubił- stwierdziła zdziwiona. Oh, nienawidzę, ale zrobię wszystko żebyś nie zaczęła kopać, mona droga Katlin.
- O mnie się nie martw, po prostu chodźmy- odpowiedziałem wesoło.

Katlin

Nie mogłam uwierzyć, że Justin rzeczywiście siedzi obok mnie w sali teatralnej. Sztuka była naprawdę dobra i dająca do myślenia, ale widać było, że chłopak był najzwyczajniej w świecie znudzony. Rozejrzałam się dookoła. Wspomnienia uderzyły we mnie niczym meteoryt. Od małego chodziłam z rodzicami do teatru. Czasem nawet kilka razy w miesiącu. Nawet gdy byłam jeszcze zbyt mała, aby zrozumieć prawdziwe znaczenie sztuki uwielbiałam tam chodzić. W życiu nie pomyślałabym, że od tego czasu tak wiele się zmieni.
- Nie podoba Ci się?-zapytał dyskretnie Justin wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wręcz przeciwnie. Jest wspaniałe- odszepnęłam i powróciłam do oglądania przedstawienia.
- Więc.. co o tym myślisz?- zapytałam Bruneta kiedy wracaliśmy do domu. O dziwo, żadne z nas nie wzięło samochodu.
- Spoko- mruknął.
- Tylko tyle?
- No, a powiedz mi, Katlin, co można powiedzieć o zmarnowanych trzech godzinach?- wybuchł, a ja oniemiałam.
- Mówiłeś, że to lubisz- zaczęłam się bronić zszokowana jego gwałtownym wybuchem.
- Naprawdę jesteś tak głupia, że w to uwierzyłaś?- wzniósł wzrok ku niebu.
- Dla twojej wiadomości, nie, ale to ty byłeś jedynym, który to zaproponował- krzyknęłam- Co Ci w ogóle do głowy strzeliło, żeby zabrać mnie tam jeśli teraz masz pretensje, Bóg jeden wie o co!- przyśpieszyłam. Nie miałam ochoty dalej ciągnąć rozmowy z tym kretynem.
- Kat, zaczekaj. To nie tak..
- Więc może mi powiedz jak, bo wiesz jeśli tak to ma wyglądać, to…
- Nie. Mów. Tego- wycedził przez zęby.
- … nasz związek nie ma żadnego sensu- dokończyłam ze smutnym uśmiechem wymalowanym na mojej twarzy.
- To nieprawda.
- Justin, jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytałam siadając na pobliskiej ławce. Chłopak zrobił to samo- Tak szczerze.
- Proszę Cię, nie mów tak. Oboje straciliśmy wszystko, więc czemu mamy zrywać po dwóch dniach?
- Masz rację, ale..- zaczęłam jednak nie zdołałam dokończyć zdania, gdyż usta Justina znalazły się na moich. Odpłynęłam, jak zwykle zresztą.
- Nie przeżyłabyś bez tego nawet dnia- zamruczał mi do ucha brunet, na co cicho się zaśmiałam.
- Wariat- poczochrałam go po włosach i trzymając się za ręce wróciliśmy do mnie.
- Chcesz herbaty?- zapytałam kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego domu. Brązowooki spojrzał na mnie jak na idiotkę- No co?
- Nie piję tego paskudztwa- skrzywił się.
- Jak możesz? Kocham herbatę!- oburzyłam cię.
- Mam tylko nadzieję, że nie bardziej niż mnie- wypalił, po czym szybko spuścił wzrok. Pożałował wypowiedzenia tych słów. Ja również. Nie miałam zielonego pojęcia co na to odpowiedzieć- Będę się zbierał- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy. Nie protestowałam. Prawdę mówiąc chciałam zostać sama, z jednego bardzo ważnego powodu. Wiedziałam, że brunet i tak mnie w nim nie poprze, dlatego wręcz ucieszyłam się, że odchodzi. Gdy tylko chłopak opuścił pomieszczenie sięgnęłam po telefon i wykręciłam doskonale znany numer. W końcu dzwoniłam pod niego nieustannie przez ostatnie kilka lat.
Wcale nie zdziwiłam się kiedy Harry nie odebrał za pierwszym razem. Tak, to on był osobą do której próbowałam się dodzwonić. Nie poddawałam się jednak, znałam go za dobrze. Wiedziałam, że za entym razem podniesie słuchawkę.
- Czego, do cholery, chcesz Katlin?- odezwał się głos po drugiej stronie.
- Wiem jak to brzmi, ale potrzebuję twojej pomocy- jęknęłam.
- To wszystko?- jego chłodny ton dobijał mnie tak bardzo, że aż zachciało mi się płakać. Naiwna.
- Chodzi o mojego tatę- zaczęłam nawet jeśli wiedziałam, że nie chce mnie słuchać- Chcę rozwiązać tą sprawę na własną rękę.
- Daj spokój. Zostaw do policji.
- Nie rozumiesz, że oni i tak nic nie znajdą? Dowody zniknęły, a Chloe wie coś na ten temat!
- W czym mam Ci niby pomóc? Z tego co słyszałem to masz Justina.
- To nie tak…- chciałam to wyjaśnić, jednak nie było mi dane.
- Tłumaczą się winni, Katlin- zaczął Harry. Dobry Boże, dlaczego ten chłopak zawsze miał rację?- Nie pomogę Ci, a Tobie radzę zostawić tą sprawę w spokoju- wydawało mi się, że zamierzał się rozłączyć, jednak po chwili dodawał- Nie dzwoń do mnie. Nigdy więcej- rozłączył się, a ja się rozpłakałam. Tak, oto ja. Katlin Megbog. Wbrew pozorom naprawdę żałowałam, że go straciłam. Mimo, że miałam Justina, to Harry był ze mną od zawsze.
- Coś się stało, Kochanie?- zapytała mama delikatnie uchylając drzwi do mojego pokoju.
- Nie, wszystko w porządku- szybko przetarłam oczy. Mimo wszystko nie była głupia, wiedziała, że płakałam.
- Chcesz o tym porozmawiać?- usiadła na skraju łóżka.
- Miałyśmy pomówić o czymś innym- zmieniałam temat przypominając sobie o rozmowie, jaką miałam odbyć z rodzicielką- Zaczynaj.
- Słońce, między ojcem, a mną od dawien dawna nie było dobrze. Kiedy zaczęłaś dorastać i przestałaś nas potrzebować nasze drogi powoli się rozchodziły. Po pewnym czasie każde z nas miało dwa osobne życia. Twój tata jako prawnik pracował niemal non stop. Podobnie jak ja. Nie mieliśmy czasu dla Ciebie, nie mówiąc już o dbaniu o naszą relację. Oboje byliśmy zmęczeni, myśleliśmy nawet o rozwodzie, ale nie mogliśmy tego zrobić ze względu na Ciebie. Nie chcieliśmy Cię zranić, Kochanie- zaczęłam płakać. Nie chciałam dłużej tego słuchać, ale wiedziałam, że muszę-  Oboje w pewnym momencie straciliśmy kontrolę i tak to się wszystko stało. Poznałam Grega, jest dwa lata starszy ode mnie. Pomagał mi w projekcie w pracy.
- Nie chcę wnikać w szczegóły- wypaliłam. Naprawdę nie obchodziło mnie to.
- Twój tata bardzo go polubił, naprawdę. Kate też była niczego sobie. Bardzo ładna- uśmiechnęła się w myślach. Jakby na wspomnienie o niej.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że tata też kogoś miał?- wybuchłam- Czy mi się tylko wydaje, że ta rodzina była jednym wielkim kłamstwem? Może się jeszcze okaże, że mam przyrodnie rodzeństwo, co?
- Nie mów tak. Mimo wszystko, byliśmy ze sobą szczerzy z ojcem. Bo tak powinno być, nieprawdaż?
- NIE MOGĘ TEGO SŁUCHAĆ! Jak mogliście tak długo mnie oszukiwać? Jakim cudem tego nie dostrzegłam?- bo byłaś zbyt zajęta sobą Katlin. Dopowiedziałam sobie w myślach.
- To nie jest teraz istotne- powiedziała spokojnie rodzicielka- Zamierzam być matką po raz drugi. Co o tym myślisz?
- Nienawidzę małych dzieci- powiedziałam zgodnie z prawdą- myślę, że kupno mieszkania będzie dobrym pomysłem- wypaliłam. Od dawna prosiłam rodziców o apartament jednak nigdy nie chcieli się na to zgodzić. Być może wyciąganie tego teraz nie było najlepszym pomysłem, tym bardziej, że do porodu zostało jeszcze mnóstwo czasu, ale nie miałam nic do stracenia.
- Kat, nie zaczynaj- ostrzegła mnie mama.
- Tylko żartowałam- przewróciłam oczy. Co z tego, że mówiłam poważnie- Mogłabyś wyjść? Chciałabym się już położyć. Muszę się z tym przespać- odezwałam się po chwili ciszy.
- Jasne- powiedziała rodzicielka wstając- Dobranoc- kiedy tylko opuściła mój pokój ponownie wykręciłam numer, pod który dobrą chwilę temu próbowałam się dodzwonić. Tym razem różnica była taka, że w moim zamiarze nagrać się na pocztę. Wiedziałam, że odczyta to tak czy inaczej. Nie zrozumcie mnie źle, ale potrzebowałam się wygadać.
- Tak, to znowu ja- zaczęłam pośpiesznie wiedząc, że mam mało czasu- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że rozmawiałam z mamą. Całe moje dawne życie było kłamstwem, wiesz? Między moimi rodzicami nie było dobrze. W sumie tyle. Dobranoc, Harry- rozłączyłam się bo nie wiedziałam co więcej powiedzieć. Miałam mu do opowiedzenia tak dużo. Jeśli mam być szczera nigdy tak naprawdę nie wyjaśniłam mu sytuacji z Justinem, jednak nie umiałam ubrać tego w słowa. Byłam w tym tak beznadziejna, że wolałam w ogóle się nie odezwać. Z zamyślenia wyrwał nie dźwięk sms.

Od: Justin
Śpisz?

Mimo iż zobaczyłam od razu nie odpisałam. Nie miałam na to ochoty. Coś odbiło mi tego wieczoru i jedyną osobą, na której wiadomość podświadomie czekałam był Harry. Myślę, że to właśnie jest tęsknota. Nic jednak nie mogłam z tym zrobić dlatego postanowiłam położyć się do łóżka. Wyobrażając sobie, że koło mnie leży lokowaty brunet- zasnęłam.
***
- Katlin, czas wstawać!- zawołała mama budząc mnie - Spojrzałam na zegarek. 5.30. Czy ona jest normalna budząc mnie o tej porze?- No dalej, mała. Ruszaj się!- krzyknęła i niespodzianie zdarła ze mnie kołdrę.
- Co ty wyprawiasz?- wydarłam się mniej więcej dziesięć razy głośniej- Mam na dziesiątą! Dajże mi spać! Umiem kontrolować swój czas- oburzyłam się.
- Przepraszam, myślałam…- nie dawałam jej skończyć.
- Odwołali pierwsze trzy lekcje- fuknęłam po czym ponownie położyłam się do łóżka. Pech chciał, że nie mogłam zasnąć ponownie. Przewracałam się z boku na bok i w końcu zirytowana zdecydowałam podnieść swoje szanowne cztery litery. Skoro i tak nie było mi dane spać? Niechętnie zwlokłam się z tapczanu, wzięłam prysznic, zrobiłam szybki makijaż, po czym zeszłam na dół zjeść śniadanie, mimo iż wcale nie byłam głodna. W międzyczasie zadzwonił telefon, który odruchowo odebrałam nie zerkając nawet kto próbuje się ze mną skontaktować:
- Cześć, dziwko- zesztywniałam. Miałam ochotę rozłączyć się.
- Caroline?- zapytałam nie dowierzając.
- A to inny?- zaśmiała się chłodno.
- W jakiej sprawie dzwonisz?- zapytałam zaciekawiona. Dawna przyjaciółka była ostatnią osobą,  od której telefonu się spodziewałam.
- Wczoraj o trzeciej nad ranem widziałam Justina zabawiającego się z jakąś Rudą na mieście. Dzwonię żeby dać Ci znać.
- Co dokładnie robili?
- Obściskiwali się?- odpowiedziała jakby to było oczywiste- Potem poszli do samochodu.
- Jak to?- zapytałam ze łzami w oczach.

- Nie pytaj mnie o to. Nie jesteśmy przyjaciółkami. Dzwonię tylko ze względu na fakt, że kiedyś byłyśmy. Miłego dnia, Katlin- rozłączyła się, a we mnie zagotowało się. Nie zabierając nic oprócz telefonu wybiegłam z domu. Zobaczycie co zrobię temu wrednemu kutasowi.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))