Witajcie kochani :)
Przeczytajcie!!!
Tak, wiem.. po raz kolejny nie było mnie tu ponad dwa miesiące. Nie mam zamiaru przychodzić z żadnym głębszym wyjaśnieniem, bo najzwyczajniej nie ma sensu.
Z racji tego, że rozdziały pojawiają się tak rzadko rozmyślam nad usunięciem bloga, gdyż i tak jestem tu tyle co nic.
Mój drugi pomysł jest taki, żeby przekształcić bloga w coś nowego. Mam na myśli podobną fabułę, ale zmianę pewnych rzeczy, które z perspektywy czasu zrobiłabym zupełnie inaczej. Wtedy zapewne poświęciłabym dużo więcej czasu na pisanie, gdyż byłoby to coś większego (przynajmniej dla mnie hahah )
Co o tym myślicie? Pierwsza czy druga opcja? Proszę Was, dajcie znać co o tym myślicie :)
See you soon, ilysm!
***
Katlin
Po raz piętnasty
wybierałam numer Caroline. Niestety, każde połączenie skrupulatnie odrzucała.
Wiedziałam jednak, że w końcu podniesie słuchawkę. Zbyt dobrze ją znałam.
- Halo?- odezwała
się lodowatym tonem kiedy w końcu zdecydowała się ze mną porozmawiać.
- Czy możemy się
spotkać?- zapytałam prosto z mostu.
- Nie-
odpowiedziała.
- Proszę, to
naprawdę ważne- powiedziałam płaczliwym tonem. Sama nie do końca wiedziałam
nawet skąd takowy się u mnie wziął.
- Justin kopnął
Cię w tyłek i chcesz się pogodzić? Tak nie będzie moja droga- podniosła ton o
kilka oktaw.
- Muszę Ci coś powiedzieć
i nie obchodzi mnie to jak się traktujemy.
- Równie dobrze
możesz to powiedzieć przez telefon..
- Nie mogę-
upierałam się.
- W takim razie
spierdalaj, Katlin. Ja naprawdę nie chcę Cię znać- powiedziała zrezygnowanym
tonem po czym rozłączyła się, a we mnie coś pękło. Jej słowa sprawiły, że moje
serce zostało podzielone na pierdyliard maleńkich kawałeczków. Chyba nie muszę
mówić, że rozpłakałam się jak małe dziecko. Rozumiem, że to co zrobiłam było
paskudne. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kochała Justina najbardziej
na świecie. Zrozumiałam swój cholerny błąd. Tylko nie spodziewałam się, że
konsekwencje będą aż tak bolesne.
***
- Katlin, co się
stało wczoraj wieczorem?- zapytała mama z troską w głosie podczas wspólnego
porannego posiłku.
- Nic- mruknęłam
dłubiąc widelcem w zimnej już jajecznicy.
- Córciu, wiesz,
że możesz powiedzieć mi o wszystkim, prawda?- pogłaskała mnie po policzku.
- Wiem, mamo- uśmiechnęłam
się, po czym wstałam od stołu i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nawet nie
tknęłaś śniadania.
- Nie mam apetytu-
mruknęłam i wyszłam z domu. Ku mojemu zdziwieniu pod domem czekał na mnie, nie
kto inny jak Max. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, kiedy go ujrzałam.
- Cześć Słońce-
przywitał mnie przekochanym przytulasem.
- Hej-
uśmiechnęłam się.
- Jak się
trzymasz?- zapytał, po czym oboje wsiedliśmy do jego auta.
- Jest w porządku-
odpowiedziałam szczerze.
- Naprawdę?-
zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Nie będę
rozpaczać po chłopaku z którym byłam niecałe dwa tygodnie, to nie ma sensu.
- Masz rację.
Dzwoniła wczoraj do mnie Car- wypalił.
- Wiedziałam, że
nie przyszedłeś po mnie bez powodu!
- Martwię się o
Was. Wasza dwójka była nierozłączna.
- Dobrze
powiedziane, była. Na dzień dzisiejszy mam spierdalać- powiedziałam cicho. Łzy
ponownie napłynęły do moich oczu.
- Znasz ją, mówi
ostre słowa, których żałuje.
- Wiem też, że nie
odpuści.
- Ona potrzebuje
Cię w swoim życiu tak bardzo jak ty jej- czy on naprawdę chciał się ze mną
wykłócać o moja byłą najlepszą przyjaciółkę?
- Proszę Cię Max,
nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Skoro dla Caroline jest to rozdział zamknięty,
to niech tak będzie. Wiem, co zrobiłam i zdaje sobie z tego sprawę. Teraz czas
na konsekwencje.
- Obie
przesadzacie- przewrócił oczami- Całe wy.
- Tak w ogóle to
skąd wiedziałeś, że zerwałam na dobre z Justinem?- zapytałam oświecona faktem,
że nie rozmawiałam z nim wczoraj, pomijając niefortunnego smsa.
- Przyszedł do
mnie się wyżalić.
- Co?
- No tak.
- Opowiedz mi
wszystko ze szczegółami- zarządziłam chętna do wysłuchania naszej sytuacji z
perspektywy Justina.
- Zależy mu na
tobie, tak samo jak tobie na nim. Nie przyznacie tego, ale ja to zauważam.
- Niby po czym?-
oburzyłam się.
- Oczach, Skarbie.
Wyrażają to, co ty starasz się ukryć.
- Pierdolenie o
Szopenie- wywróciłam oczami. Naiwna myślałam, że moja przygoda z Justinem
zakończyła się na dobre.
- Jeszcze się
przekonamy kto tu miał rację- chłopak puścił mi oczko, po czym oboje, w
stosunkowo dobrych humorach, udaliśmy się na lekcję.
***
Dzień w szkole
minął mi dość szybko. Być może stało się tak dlatego, że po raz pierwszy od
dawna zaczęłam uważać na lekcjach i starannie wszystko notować. Uwierzcie mi,
da się. Zmianę moich dotychczasowych przyzwyczajeń nie wywołała moja przemiana
wewnętrzna, ani nic z tych rzeczy- zwyczajnie nie miałam do kogo się odezwać.
Odniosłam wrażenie, że wszyscy moi „przyjaciele”, oczywiście z wyjątkiem Maxa,
odwrócili się ode mnie na dobre, ponieważ nie wysilili się nawet odpowiedzieć
banalnego „część”. Nie wspomnę już o Justinie, który unikał mojego spojrzenia
jak ognia. Tak bardzo jak chciałam, aby odezwał się do mnie, tak wiedziałam, że
teraźniejsza sytuacja jest dobra dla nas obojga. Nie pasujemy do siebie i
naprawdę nie wiem, jak mogliśmy pomyśleć, że jest inaczej.
- Potrzebujesz
podwózki?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Chloe.
- Nie, dzięki-
mruknęłam wychodząc poza bramy szkoły.
- Rozmawiałam z
Justinem- wypaliła.
- Co?- nie udało
mi się ukryć zdziwienia- O czym?
- Naprawdę nie
wiesz?- zapytała z pokrzepiającym uśmiechem- Chodź, podwiozę Cię do domu i
wszystko Ci opowiem.
- Tyle, że ja
chyba nie chcę tego usłyszeć..- mruknęłam zgodnie z prawdą. Jakim cudem miałam
iść do przodu jeśli co chwila ktoś stawał mi na drodze z ogromnym telebimem
mówiącym „Uwaga! Nowe wieści o Justinie!”
- Daj się chociaż
namówić na podwózkę. Wiem przecież, że nienawidzisz chodzić.
- Naprawdę
dziękuję, ale może innym razem- uśmiechnęłam się sztucznie, po czym jak najszybciej
udałam się w stronę domu. Nie miałam ochoty rozmawiać z Chloe. Dla mnie była
skreślona na zawsze.
Droga powrotna ze szkoły
nie zajęła mi tak dużo czasu jak się spodziewałam. Być może stało się tak
dlatego, iż cała drogę uparcie myślałam o brązowookim brunecie. Nie mam pojęcia
dlaczego ten chłopak nie mógł wyjść z mojej głowy!
- Hej, Kait!-
kiedy męczyłam się z zamkiem od drzwi usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Niee..-
mruknęłam niemalże bezgłośnie, po czym ze sztucznym, ale za to szerokim uśmiechem
odwróciłam się w stronę przybysza. Osoba, która stała przede mną była najmniej
spodziewaną się przeze mnie osobą w tamtym momencie.
- Co?-
odpowiedziałam chłodnym tonem.
- Jak się trzymasz
po.. no wiesz?
- Nie udawaj, że
Cię to obchodzi Harry- wypaliłam.
- Czemu jesteś
taka niemiła?- zapytał udając zdziwienie.
- Kurde- zaczęłam
starannie dobierając słowa- Zraniłam Cię bardzo mocno. Niestety pewne sprawy
rozumiemy dopiero po fakcie. Nie ważne jest czy żałuje tego co stało się
pomiędzy mną a Justinem. Istotne natomiast jest to, że mścisz się na mnie na
każdym możliwym kroku. Zawiniłam i otwarcie przyznaję się do tego, ale ty będąc
mężczyzną powinieneś przyjąć to na klatę, a nie szukać sposobu jak mi dopiec,
uderzyć w czuły punkt. To jak potraktowałeś mnie u Maxa było przegięciem,
jednak twoje pojawienie się tu dzisiaj pod moimi drzwiami z zapytaniem jak się
czuję po zerwaniu z chłopakiem to istne apogeum. Zachowujesz się jak dziecko,
Harry- po minie mojego ex mogłam się domyślić, że był zaskoczony moim
słowotokiem. Wiedziałam też, że miałam rację. Znałam go zbyt długo.
- Wiesz co?-
zaczął niepewnie- Może i masz rację, może i mszczę się na tobie za to co
zrobiłaś nie tylko mi, czy Caroline, ale również sobie. Tak Katlin! Czy ty nie
widzisz jak bardzo zmieniło się twoje życie odkąd Justin zajmuje w nim jakąś
część?
- Czemu to
robisz?- zapytałam roztrzęsiona. Jedynym plusem w tej sytuacji było to, że
wreszcie uporałam się z otwieraniem drzwi. Brawo, Kat! Ale z Ciebie bystrzacha!
- Co masz na
myśli?- zapytał doskonale wiedząc o co mi chodzi.
- Dlaczego,
do cholery, zachowujesz się w ten sposób
względem mnie? Najpierw traktujesz mnie jak śmiecia, a po chwili przychodzisz i
pytasz się ‘jak się czujesz?’ z udawaną troską. Daj spokój z tym! Wystarczy
tych gierek. Nie zachowujmy się jak rozwydrzone bachory i jeśli mamy się
rozstać zróbmy to raz i w spokoju.
- Przepraszam, ok?
Po prostu wciąż nie dochodzi do mnie to co zrobiłaś! Zdradziłaś mnie z osobą,
której szczerze nienawidzę.
- Tak, wiem. Chyba
nie było okazji zrobić tego na spokojnie. Ja też przepraszam. Z całego serca-
powiedziałam i przytuliłam się mocno do bruneta. Zaskoczyłam tym nie tylko
jego.
- Zawsze będę Cię
kochać, Katlin- szepnął Harry, po czym odszedł.
Siedziałam na kanapie w
salonie zajadając się moimi ulubionymi lodami o smaku wanilii. Dodatkowo
zabrałam się za nadrobienie wszystkich zaległości ze szkoły. Biorąc pod uwagę
fakt, że od września nie zajrzałam do książek prawie wcale trochę mi się tego
nazbierało. Napisałam nawet do największego kujona z prośbą o notatki i listę
zadań do zrobienia. Tak, macie rację. Katlin postanowiła skupić się na sobie.
Miałam ochotę przybić sobie piątkę, serio. Nie wiem jakim cudem znalazłam tak
dużą motywację, ale w każdym razie, udało mi się i byłam z siebie bardzo dumna!
Niestety, nie dane było mi cieszyć się chwilą, ponieważ stan idealnego
skupienia przerwała moja kochana rodzicielka, która weszła do domu robiąc
ogromny hałas.
- Katlin,
Kochanie. Jak się masz?- zaćwierkotała wyraźnie szczęśliwa.
- W porządku-
oblizałam łyżkę, po czym odłożyłam ją kończąc całe opakowanie moich ulubionych
słodyczy- A ty?
- Byłam dzisiaj na
pierwszym USG. Zaraz pokażę Ci zdjęcia- zaczęła szukać ich w swojej ogromnej
torebce. W tamtym momencie zostałam porządnie kopnięta w tyłek. Zupełnie
zapomniałam o tym, że moja mama jest w ciąży! Na moment zrobiło mi się słabo.
- Już nie mogę się
doczekać- pisnęłam z udawanym entuzjazmem.
- Nie musisz
udawać- mruknęła moja rodzicielka kończąc poszukiwania- Wiem, że nie jest Ci to
na rękę i całkowicie to rozumiem. Jedyne o co Cię proszę w kwestii tego dziecka
to akceptacja.
- Wiem, mamo. Będę
robiła co w mojej mocy żeby jakoś się z tym oswoić- wstałam i mocno ją
przytuliłam- Pokarz mi te zdjęcia- uśmiechnęłam się- Znasz już płeć?- zapytałam
szczerze zaciekawiona. Zadowolona stwierdziłam, że rozmowa zaczęła nam się
kleić. Ponad godzinę siedziałyśmy i dyskutowałyśmy na temat naszego dzidziusia.
- Mamo- zaczęłam
niepewnie- Co z ojcem?
- Właściwie to
muszę Ci coś powiedzieć… - proste sformułowanie sprawiło, że przeszły mnie
dreszcze. Doskonale wiedziałam, że jeśli takie słowa padają z ust mamy to za
chwilę usłyszę coś szokującego- Widuję się z Mattem.
- Masz chłopaka?
Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie?- przepraszam Was bardzo, ale JA byłam
sama.
- Kochanie, znamy
się od 3 lat..
- Zdradzałaś ojca
przez tak długi czas?- krzyknęłam tracąc cierpliwość.
- Oczywiście, że
nie! Mam na myśli fakt, iż jest to przemyślana decyzja.
- Zaraz, zaraz…-
próbowałam się uspokoić jednak niezbyt dobrze mi to wyszło- Co ty próbujesz mi
powiedzieć?
- Matt zamieszka z
nami. Od przyszłego miesiąca- powiedziała, a mnie zatkało. Na szczęście po
chwili mi przeszło.
- Może będzie
jeszcze spał w twojej i taty sypialni?- krzyknęłam ile sił w płucach. Do oczu
napłynęły mi łzy. Co ta kobieta
wyprawiała?
- Nie, nie będzie.
Planujemy remont. Ekipa wchodzi w przyszłym tygodniu.
- Kiedy
zamierzałaś mi o tym powiedzieć, hmm?- stanęłam podpierając ręce na biodrach-
Dlaczego ustaliłaś wszystko bez konsultacji ze mną!?
- Przykro mi
Katlin, ale Maluch musi mieć ojca i szczęśliwą rodzinę. Nie mam zamiaru
dyskutować z tobą na ten temat- powiedziała, po czym szybkim krokiem wyszła z
salonu i udała się do sypialni. Myślałam, że coś zniszczę. Nie myśląc zbyt
wiele chwyciłam telefon wraz z słuchawkami i udałam się na cmentarz, do taty.
Siedziałam cała zapłakana
trzęsąc się z zimna. Mimo iż klimat naszego miasta był gorący, dla mojego
przemęczonego organizmu wydawał być się co najmniej Grenlandią. Opuchniętymi
oczami spojrzałam na zegarek. 04.43.
- Tato- chlipnęłam
po raz ostatni wstając z ziemi, na której przesiedziałam całą noc- Pamiętaj
proszę, że kocham Cię bardzo mocno. Żaden Matt tego nie zmieni. Dla mnie
liczysz się tylko ty. Nikt nie zastąpi mi prawdziwego ojca- łzy ponownie
popłynęły po moich policzkach. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogłam ich
powstrzymać. Nie przedłużając pożegnania powolnym krokiem udałam się w stronę
domu. Nie chciałam tam wracać, ale nie miałam innego wyjścia. Od niechcenia poruszałam kończynami wlokąc
się niemiłosiernie. Być może to sprawiło, że nie zauważyłam kiedy przed moimi
oczami ukazało się czarne Audi R8. Możecie
wziąć mnie za głupią, ale weszłam pod nie. Tak po prostu. Nie zrozumcie mnie
źle- nie chciałam się zabić. Najnormalniej w świece zagapiłam się w niebo,
przez co nie zauważyłam, że wchodzę na drogę. W pierwszej chwili nawet nie
zauważyłam kto jest za kierownicą.
- Katlin, cholera,
czy ty zawsze musisz coś wywinąć?- krzyknęła wściekła Caroline. Wyobraźnie
sobie tylko mojego pecha, że wśród wszystkich osób w Jacksonville ja trafiłam
akurat na nią.
- Co?- zapytałam
wyjmując z uszu słuchawki.
- Nic, Kretynko.
Gdzie ty byłaś całą noc? Wszyscy Cię szukamy! Twoja mama obdzwoniła nas
wszystkich. Co się stało? Nie wspomnę już o tym, że weszłaś mi pod koła! Miałaś
szczęście, że byłam czujna i zdążyłam zahamować!
- Nie ważne, Car.
Ciebie już to nie interesuje.
- Okej, niech Ci
będzie- spojrzała na zegarek- Jest po piątej. Jedziemy do mnie się ogarnąć, a
potem do szkoły. Jasne?
- Trafię do domu,
naprawdę.
- Nie ma gadania-
zaczęła dosłownie wpychać mnie do samochodu- Przyjacielem nie jesteś od święta-
mruknęła, po czym posłała mi uśmiech warty milion dolców. Nie mogłam go nie
odwzajemnić.
***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))
Świetny rozdział *.* bardzo mi się podoba. podoba mi się to opowiadanie i wolałabym abyś je dokończyła :) ale co zrobisz zależy od cb :*
OdpowiedzUsuńNaprawę bardzo jestem ciekawa ci będzie dalej, więc możesz nawet zmienić trochę fabułę, tylko proszę Cię, nie usuwaj ;c Masz talent dziewczyno! A te ff jest naprawdę genialne i szkoda by było nie dowiedzieć się jak się skończy.. :c Powodzenia w dalszym pisaniu! Bo mam nadzieję, że będziesz kontynuowała! :*
OdpowiedzUsuńA kiedy następny? Niech Justin wróci!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA. Więcej znajdziesz na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://selena-justin-love-story.blogspot.com/p/lba-ii.html