niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 20

Katlin

- Katlin, czekaj!- zawołał za mną Justin. Chwilę potem poczułam jego dłoń na swoim ramieniu- Co ty właśnie powiedziałaś?- zapytał z głupim uśmiechem na ustach.
- Błagam, nie każ mi tego powtarzać- jęknęłam próbując wyswobodzić się z jego uścisku i wyjść na zewnątrz. Tak jak podejrzewałam- nie udało mi się. Wręcz przeciwnie. Znalazłam się w ciasnym uścisku bruneta- Justin, proszę, puść mnie. Muszę pomyśleć.
- Ale o czym? Ciągle tylko wszystko analizujesz, powiedz mi, proszę, po jaką cholerę?  Co ma być to będzie.
- Nie rozumiesz- powiedziałam wyswobadzając się z uścisku chłopaka. Tym razem nie protestował- Ostatnie dwa, czy trzy tygodnie to był najcięższy okres w moim życiu. Nie żartuję. Na dodatek ta cała szopka z Tobą wszystko utrudnia. Nie wiem już co mam myśleć. Potrzebuję przyjaciela…
- Masz Car- przerwał mi Justin, na co wybuchłam śmiechem.
- Żartujesz sobie? Jak sobie to wyobrażasz? No cześć, namieszałam z twoim chłopakiem, ale nie przejmuj się, lizaliśmy się tylko kilka razy.. Potrzebuje osoby, z którą będę mogła porozmawiać o wszystkim.
- Masz też mnie.
- Ty się nie liczysz- uśmiechnęłam się- Dobra, nieważne. Co robimy?
- A na co masz ochotę?
- Mówiłeś, że masz tu basen..- zaczęłam, a Justin od razu załapał o co mi chodzi.
- Idziemy pływaaać!- zaczął krzyczeć na cały dom.
- Tak, ale zamknij się już. Sąsiedzi nie muszą wiedzieć- poczochrałam go po włosach. 
- Idź się przebrać, a ja będę czekał przy basenie.
- Okej, ale gdzie są moje rzeczy?- nie miałam zielonego pojęcia gdzie brunet je zostawił.
- W sypialni?- zapytał retorycznie, po czym wyszedł na zewnątrz. A ja ponownie zostałam sama z moimi myślami, które mimo iż za wszelką cenę próbowałam je zagłuszyć nie dawały mi spokoju. Właściwie nie do końca wiedziałam, na co się zgodziłam. Nic nie zostało sprecyzowane. Okej, chciałam dowiedzieć się czy coś czuję do Justina, ale z drugiej strony nie mogłam zdradzić Harrego i przede wszystkim Caroline, która jeśli dowie się o wszystkim znienawidzi mnie. Zgodziłam się na coś, nie zdając sobie sprawy jak to wszystko ma wyglądać. Mamy ‘spróbować’, ale jak? Co za tym idzie?
- Naprawdę za dużo myślisz- powiedział znienacka Justin przytulając się do mnie od tyłu. Nawet nie zauważyłam jego obecności w sypialni.
- Muszę się przebrać, wyjdź, proszę- powiedziałam pomijając jego uwagę na temat moich przemyśleń. Chłopak bez słowa opuścił pomieszczenie, a ja szybko przebrałam się w moje czarne bikini. Podziękowałam sobie w duchu, że je wzięłam. Wzięłam z łazienki puchaty ręcznik i owijając się nim szczelnie wyszłam na zewnątrz. Jak na końcówkę września było wyjątkowo ciepło. Niestety podejrzewałam, że tak perfekcyjna pogoda nie utrzyma się już długo.
- Justin!- zawołałam kiedy tylko dotarłam w miejsce, gdzie znajdował się sztuczny zbiornik wodny. Niestety, nigdzie nie mogłam dostrzec złotookiego chłopaka- Justin!- krzyknęłam ponownie.
- Zaraz będę- odkrzyknął po chwili. Postanowiłam poczekać na niego, gdyż nie chciałam pierwsza wchodzić do basenu. No dobra, rozgryźliście mnie. Chciałam go tam wrzucić. Moje zacne plany spoczęły jednak na laurach kiedy zauważyłam go niosącego dwa ogromne pucharki z lodami.
- Boże, uwielbiam Cię- powiedziałam z zachwytem, kiedy brunet podał mi ogromnych rozmiarów porcję, którą zamierzałam całą pochłonąć. A co tam, zbędnymi kilogramami będę martwić się potem.
- Jak mogłabyś nie?- zapytał retorycznie, na co się zaśmiałam. W mgnieniu oka zjedliśmy pyszny deser. Kiedy Justin poszedł odnieść pucharki szybko obmyśliłam w głowie sprytny plan. Nie było to ani trudne, ani czasochłonne, dlatego też po chwili już wiedziałam jak wepchnąć chłopaka do wody.
- To co szybka kąpiel?- zapytał brązowooki kiedy do mnie dołączył. Skrzywiłam się.
- Nie mam ochoty, tylko zobacz jak zimna jest woda- powiedziałam z wyraźnym grymasem podchodząc do krawędzi basenu i sprawdzając jej temperaturę końcem nogi. Tak jak przypuszczałam, brunet poszedł za mną. Wiedząc, że mam ułamek sekundy lub może nawet mniej, z całej siły popchnęłam Justina w stronę wody. Chłopak stracił równowagę i zaczął spadać w stronę chłodnej cieczy. Nie przemyślałam tylko jednego. Nie domyśliłam się, że pociągnie mnie za sobą. W rezultacie oboje wpadliśmy. Byłam wściekła, choć to chyba za mało powiedziane.
- Zabić Cię?- krzyknęłam kiedy tylko wynurzyłam się z wody.
- Całowałaś się kiedyś pod wodą?- zapytał, kompletnie ignorując moje mordercze spojrzenie.
- Nie- odpowiedziałam krótko.
- W takim razie będzie to twój pierwszy raz- powiedział, po czym zanurzając nas pod powierzchnię wody przycisnął swoje usta do moich. O nie, kolego. Tak to my się bawić nie będziemy. Szybko odepchnęłam go od siebie, po czym donośnym głosem oznajmiłam:
- Jestem wściekła. Nie powinieneś ciągnąć mnie do wody za sobą- udałam obrażoną.
- Daj spokój, przecież wiem, że jesteś zła tylko dlatego, że twój chytry plan nie wypalił. Ja nie mam nic do tego- powiedział śmiejąc się- A teraz chodźmy się całować- ponownie znaleźliśmy się pod wodą. Tym razem nie protestowałam. Pozwoliłam naszym ustom się złączyć. Jednak nie mogliśmy zbyt długo kontynuować tego eksperymentu, gdyż najzwyczajniej w świecie zakrztusiłam się. Kiedy tylko zaczęłam kaszleć, Justin natychmiast pomógł mi się wynurzyć. Nie mogłam się uspokoić. W oczu zaczęły lecieć mi łzy, nie mogłam złapać powietrza.  Kiedy w miarę się ogarnęłam, spojrzałam morderczym wzrokiem na bruneta, który nawet nie raczył się  mi pomóc. Stał z założonymi rękami i śmiał się bezczelnie. Dżentelmen po zbóju.
- Teraz Ci zabawnie, tak?- zapytałam zakładając obie ręce na biodra- A co by było gdybym zakasłała się na śmierć?
- Nie pozwoliłbym Ci na to.
- W takim razie dlaczego teraz miałeś taki ubaw?
- A nie wiem, tak jakoś- wzruszył ramionami.
- Jesteś największym debilem jakiego znam.
- I tak mnie kochasz…- wypalił, ale po wyrazie jego twarzy mogłam powiedzieć, że pożałował tego bardzo szybko. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, dlatego zmieniłam temat:
- Robimy wyścigi?
- Przegrasz, K.
- Chcesz się przekonać, że jednak nie, J?- zapytałam używając sposobu, w jaki skrócił jakie moje imię. Właściwie „J”, jako zdrobnienie od Justin, brzmiało naprawdę dobrze. Niby zwykła litera, ale nie wiedzieć czemu, bardzo mi się to podobało.
- Okej.
- Okej- powiedziałam po czym szybko rzuciłam się w wodę. Zabawę czas zacząć.
***
Pływaliśmy, śmialiśmy, organizowaliśmy różne zawody typu kto dłużej wytrzyma od wodą, kto szybciej przepłynie cały basen i tym podobne. Spędziliśmy razem naprawdę wspaniały czas. Kiedy w końcu zrobiło mi się zimno wyszłam na zewnątrz i opatuliwszy się puchatym ręcznikiem usiadłam na leżaku i przyglądałam się Justinowi, który wciąż pływał. Musiałam przyznać, że był całkiem dobry. Nie należał do zawodowych pływaków, ale gdybym, nie daj Boże, się topiła, spokojnie mogłabym mieć pewność, że mnie uratuje, albo przynajmniej będzie się starać.
-  Ślinka Ci cieknie- zażartował kiedy zauważył, że mu się przyglądam. W odpowiedzi tylko przewróciłam oczami, jednak nie odwróciłam wzroku. Chciałam sobie jeszcze chwilę popatrzeć na jego idealnie wyrzeźbione ciało. No dobra, było dalekie perfekcji. Nie wiedzieć czemu, mięśnie na brzuchu lekko mnie przerażały. To chore, wiem. Niestety jest to święta prawda.
- Masz dziwny sześciopak- wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Co?- zapytał Justin nareszcie wychodząc z basenu. Szczerze powiedziawszy nie chciało mi się tam siedzieć, a nie czułam się w stu procentach pewnie, aby chodzić sobie po posiadłości jego rodziców. Zresztą byłoby to niegrzeczne, dlatego wolałam zostać.
- Tak jakoś, nie że mi się nie podoba, czy coś. Jest okej- podniosłam kciuka w górę i uśmiechnęłam się głupio- Po prostu jest dziwna. Wiesz, mięśnie każdego mają inny kształt, i twoje są po prostu oryginalne- umilkłam na chwilę- No dobra, dziwne..- dodałam, po chwili namysłu.
- Jesteś niemożliwa- powiedział kręcąc głową to w prawo to w lewo.
- Czyli mam nie mówić tego co myślę?- zapytałam z udawanym wyrzutem.
- A czy ja coś sugeruję?- zaczął się bronić- To był komplement, tak przy okazji.
- O matko, Justin Bieber, powiedział, że jestem niemożliwa. O boże, myślę, że mogę umierać. Zostaw mnie samą proszę- powiedziałam udając głos jednej z tych plastikowych lal, które każdy z nas spotyka na co dzień.  Brązowooki zaczął śmiać się jak opętany. Mówię serio, nie mógł się uspokoić przez dobre dziesięć minut. Kiedy w końcu się uspokoił udaliśmy się w stronę domu, po czym wysuszyliśmy się i przebraliśmy  w coś wygodnego- w moim wypadku były to zwykłe dresy z Nike i do tego ogromna bluza Justina, którą mi pożyczył (!).  Pomijając to, że była za duża pasowała do mnie idealnie. Serio.  Następnie rozłożyliśmy się na kanapie i zaczęliśmy oglądać jakiś film, który włączył Justin.
- Katlin?- zapytał przerywając głuchą ciszę panującą między nami.
- Tak?- zapytałam poprawiając pozycję. Szczerze powiedziawszy wciągnęłam się w ten pełny krwi film.
- Pewnie będziesz wściekła, ale zaprosiłem kilku znajomych na wieczór. Nie będą spać, ani nic. Chciałem, żebyś ich poznała.
- W sumie spoko- powiedziałam całkowicie odwracając swoją uwagę od filmu. I tak podejrzewałam jak się skończy.
- Nie jesteś zła, naprawdę?- zapytał wyraźnie zaskoczony.
- A o co mam być? Sami i tak byśmy się tu nudzili. Nie obraź się, ale nie ma tu za wiele do roboty.
- Jeszcze wszystkiego Ci nie pokazałem. Wiesz, że mam tu mini boisko do koszykówki?
- I jeszcze mi go nie pokazałeś? Jak mogłeś! No to idziemy grać.
- Tak od razu?
- A na co mamy czekać? Nauczysz mnie, bo nie umiem nawet celnie trafić do kosza.
- W takim razie chodź- powiedział, po czym wstaliśmy z kanapy i wyszliśmy na weznątrz.
- Kiedy mają wpaść Ci twoi kumple?- zapytałam kiedy dotarliśmy na miejsce.
- Za godzinę, dwie?- zerknął na zegarek- Właściwie to mamy mniej niż pół godziny. Czas z Tobą leci tak szybko, rozumiesz- powiedział, po czym puścił mi oczko.
- Uważaj, po się zarumienię- udałam, że się odwracam, aby schować moje rumieńce.
- Dobra, Księżniczko. Zaczynamy lekcję- zarządził tonem trenera.
***
Przez te pół godziny, które mieliśmy przeznaczyć na naukę gdy w koszykówkę niewiele się nauczyłam. Nie chodziło o to, że jestem beztalenciem w tej dziedzinie czy coś. Wstyd się przyznać, naprawdę, ale większość tego czasu spędziliśmy obściskując się. Sama nawet nie wiem jak do tego doszło. Po prostu kiedy Justin objął mnie od tyłu, aby pokazać mi jak powinno się trzymać piłkę… tak wyszło i już. Pech chciał, że kiedy dochodziliśmy do trzeciej bazy nadjechali jego przyjaciele. Oczywiście od razu odsunęliśmy się od siebie, jednak Ci chyba wiedzieli, że coś jest na rzeczy, bo gdy na nas popatrzyli wybuchli śmiechem.
- Tak, więc Katlin- zaczął Justin, aby przerwać niezręczną ciszę- To jest Tyler, mój najlepszy przyjaciel, to Ben, Dan, Chad, Jessica, ale mów na nią Jess, Bella, Mery i Chloe, ale chyba ją znasz- przedstawiał po kolei swoich znajomych, a kiedy doszedł do ostatniej osoby szczęka mi opadła.
 - Miło Was poznać- powiedziałam z uśmiechem, po czym podałam im rękę, jednak Ci ją zignorowali. Zamiast tego każdy z nich przyjaźnie mnie przytulił, co totalnie mnie zaskoczyło. Przynajmniej mają u mnie plusa na początek.
- Wejdźcie do środka i się rozgośćcie. Wiece gdzie co jest. My z Katlin zaraz do Was dołączymy- powiedział lekko poddenerwowany Justin.
- Chcecie dokończyć to, w czym wam przerwaliśmy?- zapytała Jess. Zauważyłam, że miała kolczyka w języku. Cóż, biorąc pod uwagę jej gęste, czerwone włosy mogłam się tego domyślić.
- Musimy o czymś porozmawiać- powiedziałam spalając buraka. Miałam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu.
- Jasne, jasne- zaśmiała się, po czym razem z resztą udali się do środka.
- Co ona, do cholery, tu robi?- zapytałam kiedy tylko zyskałam pewność, że znajomi Justina nas nie usłyszą.
- Nie wiem, naprawdę. Mówiłem im, że mają jej nie brać!- przeczesał palcami włosy- Nie wiem co sobie myśleli!
- Chcesz mi powiedzieć, że Chlo normalnie jest w twojej paczce?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Można tak powiedzieć- przyznał.
- Jakoś ją przetrwam- przewróciłam oczami- A teraz chodźmy, bo jeszcze pomyślą, że naprawdę robimy coś, czego nie powinniśmy.
- Daj, spokój, Księżniczko. Kogo to obchodzi.
- Nie mów tak do mnie, proszę- powiedziałam, mimo że skrycie to uwielbiałam. Słowo „księżniczka” w ustach Justina, jako określenie mojej osoby, było wspaniałe, ale nie mogliśmy…
- Przecież to kochasz.
- Wcale nie- próbowałam zaprzeczać.
- Widzę jak Ci się oczy świecą kiedy się tak do Ciebie zwracam.
- Naprawdę, tak łatwo mnie przejrzeć?- zapytałam udając urażoną.
- Niestety, Księżniczko- powiedział, po czym złączył nasze usta ponownie.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))