sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 15


Katlin

- To nie jest dziecko twojego taty- powiedziała moja matka. Łzy płynęły jej ciurkiem po policzkach, ale mnie to nie obchodziło. Wpadłam w furię.
- POWIEDZ, ŻE ŻARTUJESZ- zażądałam.
- Daj mi wytłumaczyć. Wcale nie jest tak, jak myślisz.
-  A JAK?- krzyknęłam.
- Ja tego nie chciałam, naprawdę- zaczęła wyjaśniać, ale ja nawet nie miałam zamiaru jej słuchać.
- Jesteś świetną aktorką- zaszydziłam- Jest Ci pewnie na rękę to, że ojca już nie ma. Będziesz mogła się puszczać z kim chcesz!
- Jak możesz?- zapytała.
- Zdradziłaś tatę- wycedziłam przez zęby.
- Wiem, ale…- zaczęła jednak jej przerwałam.
- Nie chcę tego słuchać, rozumiesz?- ponownie podniosłam swój ton- Trzymaj się ode mnie z daleka. Nie chcę Cię znać!
- Jestem twoją matką…
- JA JUŻ NIE MAM MAMY!- wydarłam się, po raz kolejny jej przerywając. Łzy płynęły mi po policzkach, ale ignorowałam je. Niemal wybiegłam z tego przeklętego pokoju trzaskając drzwiami. Nie odwróciłam się za siebie. Szłam szybkim krokiem rycząc w najlepsze. Nie wiedziałam dokąd idę, ale kiedy zobaczyłam zatroskaną twarz Justina, który zmierzał w moim kierunku – dowiedziałam się. Wszystko czego teraz potrzebowałam to jego ciepło.
***
Stałam niemalże nieruchomo drżącą ręką trzymając parasol. Znajdowałam się na cmentarzu razem z kilkudziesięcioma innymi osobami. To był ten dzień- pogrzeb taty. Przez ostatnie dni wiele się działo. Byłam pochłonięta ogromem różnych spraw, między innymi uciszaniem mediów, co było niezwykle trudne. Od czterech dni nie zmrużyłam oka, ani nic nie zjadłam. Byłam świadoma tego, że w każdej chwili mogę zemdleć, ale póki jeszcze się to nie stało wszystko było okej. Caroline, Harry i reszta moich przyjaciół byli ze mną cały czas. Gdy tylko dowiedzieli się o … no wiecie od razu przyjechali. Odpychałam ich jak tylko mogłam, ale oni mimo wszystko pchali się z łapskami do mojego życia, które pozbawione było wszelkich barw. Jeśli chodzi o mamę… nie odzywałam się do niej i dzięki Bogu nie pojawiła się na pogrzebie. Nie zniosłabym jej widoku. Z tego co wiem nadal jest w szpitalu. Naprawdę mnie to nie obchodzi.
- Katlin- szepnął do mnie Harry wyrywając mnie z zamyślenia- twoja kolej.
-Dziękuję- powiedziałam cicho, po czym wyszłam na środek. Spojrzałam na grób taty i odezwałam się pełnym emocji głosem- Nienawidzę pogrzebów, wiecie?- miałam przygotowaną wcześniej mowę, ale w ostatniej chwili stwierdziłam, że tata życzyłby sobie, abym na jego ostatnim pożegnaniu mówiła prosto z serca- Od dziecka rodzice zabierali mnie na nie, a ja nigdy nie wyrażałam do tego chęci. Myślę, że mnie rozumiecie- naprawdę w dupie miałam to, że byli tutaj najważniejsi prawnicy w całym Jacksonville. Mówiłam do rodziny- Często żegnałam nieznane mi osoby i zawsze zastanawiałam się dlaczego ludzie płaczą. Nie powinni. Założę się, że w niebie jest lepiej. Tak samo mawiał mi tata. Teraz jednak rozumiem ich doskonale. Przez ostatnie dni nie robiłam nic innego jak tylko mazałam się i za chwilę zapewne znów to zrobię. Tatusiu- spojrzałam na grób- dlaczego mnie zostawiłeś w chwili kiedy najbardziej Cię potrzebowałam? Nie zdążyłam nawet się pożegnać- łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach- Tutaj ostrzeżenie dla Was- zwróciłam się do tłumu ludzi- Traktujcie najbliższych w sposób jakbyście mieli nigdy więcej ich nie zobaczyć, bo nigdy nie wiadomo kiedy ich zabraknie. Śmierć jest nieprzewidywalna - zatrzymałam się na moment- Tak naprawdę nie dociera do mnie to, że taty już nie ma, że już nigdy się do niego nie przytulę, nie powiem, że go kocham, a nawet nie chcę przyjąć do siebie myśli, że już nigdy się z nim się pokłócę. To straszne- rozejrzałam się po ludziach. Większość płakała razem ze mną, co bardzo mnie zdziwiło, bo mówiłam bez ładu i składu- Mimo to wszystko tatuś zawsze będzie przy mnie. W moim sercu. Nie ważne jest to, że nie ma go tutaj ze mną materialnie. Jako duch zawsze będzie mnie wspierał, pomagał podejmować właściwie decyzje. Wiem, że nie zostawiłby mnie tutaj, na tym okropnym świecie, bez opieki, którą sam mi zapewni. Jestem pewna, że obserwuję tą przemowę z góry i kiwa głową na znak, że mówię prawdę. Kocham Cię tatusiu i zawsze będę- powiedziałam kierując głowę ku niebu, po czym wtopiłam się w tłum. Wpadłam prosto w ramiona Harrego.
-Byłaś świetna- powiedział.
- Daj spokój. Każdy wie, że wypadłam beznadziejnie- warknęłam i oddaliłam się od niego. Nie poszedł za mną, bo wiedział, że i tak go odtrącę, jak setki razy w poprzednich dniach. Ksiądz odprawiał dalszą część końcówki uroczystości, ale ja już go nie słuchałam. Pogrążona byłam we własnych, żałobnych myślach.
***
Po skończonej uroczystości każdy podchodził i składał mi kondolencje. Większość wypytywała również o matkę, ale ignorowałam te pytania. Postanowiłam, że nie będę urządzać żadnej stypy, ani nic w ten deseń, dlatego też, cała rodzina, jak przyjechała tak szybko wyjechała po pogrzebie. Bardzo milusio, że nikt nie zainteresował się mną, jak sobie radzę, nie porozmawiał ze mną. Kochana rodzinka.
- Katlin- powiedziała Caroline mocno mnie przytulając.
- Chcę zostać sama- powiedziałam pewnie- Posiedzę tutaj przez chwilę.
- Proszę Cię, nie odtrącaj nas.
- To nie tak. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele rzeczy na mnie spadło ostatnio. A wiesz co jest najgorsze? To jeszcze nie koniec. Nadal pozostaje sprawa policjantów, testamentu i mojej matki.
- Zawsze jestem z Tobą, pamiętaj o tym- pocałowała mnie w policzek.
- Wiem, dziękuję. Mocno Cię kocham- powiedziałam, po czym oddaliłam się od niej. Przy grobie kręciło się jeszcze parę osób, ale zobaczywszy mnie szybko się zmyły. Ekipa, która zakopywała zwłoki ojca również zamierzała opuścić cmentarz. Po chwili pozostałam tylko ja pośród kilkuset wieńców okalających grób taty. Usiadłam na ławeczce nie zważając na to, że była cała morka od deszczu, który padał. Już nie trzymałam nas sobą parasola. Nie miałam na to siły, ani ochoty.
- Widzisz tato- odezwałam się cicho- Nic już nie jest takie samo. Minęło tylko kilka dni, ale..- łzy mimowolnie zaczęły tworzyć się w kącikach oczu- Mam wrażenie, że nie ma Cię bardzo długo. Okropnie mi Ciebie brakuje. Nawet naszych kłótni. Oddałabym wszystko, żebyś mógł być tutaj teraz. Jeszcze ta sytuacja z mamą. Nie przyszła nawet na twój pogrzeb! Jest w ciąży z jakimś kutasem. Nie wiem co mam o tym myśleć. Z tego co słyszałam to jutro wypisują ją ze szpitala. Ugh, wiem, że nie mam wyjścia i będę musiała z nią mieszkać, ale to takie trudne. Wszystko zaczęło się od tego pocałunku z Justinem. Nadal tak bardzo żałuję. Harry i Caroline są dla mnie ogromnym wsparciem, a ja jestem taka okropna i brutalnie ich zdradziłam. Czuję do siebie odrazę. Bardzo chciałabym im powiedzieć, ale nie dam rady znieść nienawiści z ich strony. Jestem egoistką, wiem. Przepraszam tato. Przepraszam za to, że nie jestem idealną córeczką, ale proszę uwierz, bardzo bym chciała nią być- zakończyłam swój monolog cała zapłakana. Właściwie ostatnio nie robiłam nic innego. Wstając zachwiałam się na nogach. Wcale nie zdziwiłabym się gdybym zemdlała. Od czasu feralnego wypadku nie zjadłam kompletnie nic, a snu również było jak na lekarstwo. Nie był to żaden rodzaj buntu. Po prostu czułam, że kiedy tylko jakiekolwiek jedzenie znajdzie się w moich ustach natychmiast zostanie zwrócone.
***
Siedziałam w pustym i ciemnym domu kompletnie sama. Wszędzie porozrzucane były śmieci, których nie chciało mi się posprzątać. W pewnej chwili mój telefon zaczął dzwonić. Początkowo go ignorowałam, ale kiedy byłam pewna, że osoba się nie podda niechętnie odebrałam.
- W końcu odebrałaś!- usłyszałam ciepły głos mojej przyjaciółki. Wiem, że nie powinnam, ale mimowolnie się skrzywiłam. Ona wraz z Hazzą nieustanie posyłali mi współczujące i pełne troski spojrzenia, których nie potrzebowałam. Jeśli mam być szczera miałam wrażenie, że potrzebna mi osoba, która swoim podejściem do życia i nienawiścią do mnie postawi mnie choć trochę na nogi. Wcale nie pomyślałam o Justinie, w ogóle.
- Ciebie też miło słyszeć- zdobyłam się na przyjazny ton.
- Tak sobie siedzimy właśnie i pomyślałam, czy nie chcesz żeby do Ciebie wpaść?- zapytała kompletnie mnie ignorując.
- Z kim wpaść do mnie?- zapytałam zdezorientowana.
- No, a jak myślisz?
- Emmm, nie wiem?- znaczy się podejrzewałam, że powie mi, że jest z brunetem, ale co tam, będę wredna i dociekliwa.
- Harrym i Justinem- powiedziała, a ja zrobiłam minę w stylu ‘tego się nie spodziewałam’. Szkoda tylko, że nie mogła mnie zobaczyć.
- Co ty z nimi robisz i dlaczego jeszcze się nie pozabijali?- zapytałam kompletnie wybita z panatykułu.
- Długa historia, opowiem Ci jak już będziemy u Ciebie- odezwała się tym swoim jak zawsze kochanym tonem, po czym szybko się rozłączyła. Aha. Nic z tego nie rozumiałam. Zadzwoniła do mnie tylko po to, żeby powiedzieć mi, że jest z chłopakami i, że zaraz do mnie przyjadą. Nie no super. Tylko teraz tego potrzebowałam. Niechętnie wstałam z kanapy i  udałam się do włącznika światła, aby następnie ogarnąć dom choć trochę. W gruncie rzeczy nie było aż tak źle jak mi się wydawało. Pomijając porozrzucane papierki po jedzeniu i ubrania było całkiem przyzwoicie. Po upływie pół godziny uporałam się ze wszystkim. Podczas sprzątania zauważyłam pewną dosyć ciekawą dla mnie rzecz- oderwałam się na chwilę od ponurych myśli. To znaczy ciągle czułam na sobie ciężar ostatnich wydarzeń, ale moją głowę zaprzątały inne rzeczy. Spodobało mi się to dlatego postanowiłam, że jutro dokładnie wysprzątam całą posiadłość. Przy okazji, zdałam sobie sprawę, że w następnym tygodniu będę musiała wrócić do szkoły, co wcale mi się nie uśmiechało. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.
- Otwarte!- krzyknęłam, gdyż nie chciało mi się ruszać tyłka z wygodnej kanapy.
- Cześć Misiaczku- powiedziała wesoła Caroline, po czym mocno mnie przytuliła.
- No siemka- uśmiechnęłam się słabo. Następnie szybko przywitałam się z Harrym i Justinem, którego niespodziewanie przytuliłam. Tak, nie tylko dla mnie było to zaskoczenie, ale dla wszystkich w tym domu również.
- Jak się czujesz?- zapytał z troską Lokowaty, a ja nie wytrzymałam.
- Przestańcie się mnie pytać jak się czuję! To jest okropne! Co mam wam powiedzieć? Czego ode mnie oczekujecie? Myślicie, że powiem, że jest wspaniale? Tego oczekujecie? Nie! Jest najgorzej! Mój tata nie żyje! Mam problem z matką! Wszystko jest do bani, a wy myślicie, że tak normalnie zacznę się uśmiechać?- słowa wydobywały się z moich ust bardzo szybko i nieprzemyślanie. Wpadłam w jakiś amok. Nie mogłam się powstrzymać i kontynuowałam- Przestańcie się tak na mnie patrzeć jakbym była jakimś pieprzonym alienem! Nienawidzę tego ciągłego współczucia, uważania na słowa! Czy wy myślicie, że ja tego nie widzę? Ślepa nie jestem! Mam Was wszystkich dosyć! Idźcie sobie i zostawcie mnie samą!- krzyknęłam po raz ostatni. Szybko wybiegłam z salonu i udałam się do mojego pokoju, gdzie dałam upust łzom.

Justin

- Co się z nią dzieje? Nie poznaję jej- jęknęła Caroline z trudem powstrzymując łzy.
- Czemu nie możecie zrozumieć, że należy dać jej trochę przestrzeni- odezwałem się pewnym tonem. Kto jak kto, ale ja rozumiałem ją najlepiej, ale oni przecież tego nie wiedzieli. Nikt nie wiedział.
- Jak mogę dać czas osobie, która z dnia na dzień się ode mnie oddala?- zapytał Harry z wyraźnym wyrzutem. Naprawdę nie ogarniałem tego gościa.
- Przeżyła straszny szok…- zacząłem, lecz nie dane mi było dokończyć, gdyż w rogu ujrzałem zapłakaną Kat. Poczułem ukłucie w sercu. Nie dlatego, że było mi jej żal. Chodziło mi bardziej o to, że to nie koniec cierpienia dla niej. Nie byłem pewny czy ta istotka zniesie to co los dla niej zaplanował. Cholera, jestem debilem, że się w to wpakowałem. W rzeczywistości nie byłem, aż tak zły.
- A co wy tu robicie?- zapytała zdenerwowana brunetka- Błagam Was idźcie sobie stąd.
- Nie było Cię tylko przez chwilę- powiedziała cicho Caroline. Kurde, ona ma chyba watę zamiast mózgu, naprawdę! Takie rzeczy wygadywać, czy ona nie widzi, że Katlin ledwo stoi ?
- Ej, chodźmy jak nie chce nas widzieć- odezwałem się pewnie, za co brunetka posłała mi pewne wdzięczności spojrzenie.
- Nie zostawię jej! Nie widzisz w jakim jest stanie?- zapytał się retorycznie Harry.
- Boże, wy nigdy tego nie zrozumiecie- wybuchłem- Dobranoc Katlin, mam nadzieję, że choć trochę się wyśpisz w nocy- powiedziałem i zacząłem kierować się do drzwi, jednak zatrzymał mnie głos brunetki:
- Nie, poczekaj. Wy idźcie- wskazała palcem na Caroline i Harrego- A ty, Justin, proszę zostań- powiedziała, po czym szybko uciekła do swojego pokoju. Cholera, nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.

***

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 14

Katlin

Siedziałam nieruchomo na krześle przy łóżku mamy, która aktualnie spała, nie rozumiejąc kompletnie nic. Właściwie to byłam w taki szoku, że mój mózg nie dopuścił do siebie  okropnej myśli o moim tacie. Cały ten bałagan, który ostatnio pojawił się w moim życiu to było zdecydowanie za dużo. Począwszy od Justina, a kończąc na ciąży mojej mamy. Dlaczego nic nie wiedziałam? Co teraz będzie? Jak wszystko się ułoży?
- Proszę- z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina, który wyszedł na moment po kawę dla mnie.
- Dziękuję- odezwałam się nadal słabym głosem- Idź do domu. Odpocznij.
- Dokładnie to samo mógłbym powiedzieć o tobie.
- Daj spokój- od razu mu przerwałam-  Muszę tu zostać, poczekać aż mama się obudzi i pozałatwiać jakieś sprawy z tatą. Wątpię, żeby była w stanie.
- W takim razie zostaję z Tobą- powiedział bez chwili wahania, po czym usiadł na krześle obok mnie.
- Chyba powinnam zadzwonić do biura mamy i powiedzieć, że nie pojawi się w pracy- jęknęłam- Mogę twój telefon?- zapytałam Justina.
- Chyba nie musisz. Nawet w telewizji mówią o tym wypadku- powiedział spokojnie.
- Co im kurwa do tego?- oburzyłam się.
- Taki urok jeśli jest się córeczką tatusia, który jest najbardziej znanym sędzią na Florydzie- uśmiechnął się współczująco, a z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy- Ej, nie płacz. Jakoś się ułoży.
- Przytul mnie Justin- wyszeptałam kierując się impulsem, który podpowiadał mi, że właśnie tego potrzebuję.
- Jak sobie życzysz, Księżniczko.
***
Obudziłam się wtulona w bruneta. Wszystko było pięknie dopóki ciężar ostatnich kilku dni nie spadł na mnie niczym deszcz na przemokniętą ziemię.
- Długo spałam?- zapytałam Justina, przeciągając się.
- Kilka godzin.
- Gdzie jest mama?- zapytałam przerażona, kiedy ujrzałam puste łóżko obok swojego krzesła.
- Wybudziła się. Zabrali ją na badania. Nie chciała, żeby Cię budzić- wyjaśnił szybko.
- Proszę Cię, powiedz, że to co wydarzyło się wczoraj nie jest prawdą.
- Chciałbym- brunet oblizał usta, a z moich oczu popłynęły świeże łzy.
- Pójdę się odświeżyć- wymamrotałam, po czym bez słowa, cicho łkając udałam się w stronę pobliskiej łazienki. Idąc miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę. Ściśnięty żołądek i nogi jak z waty skutecznie utrudniały mi normalne poruszanie się. Kiedy tylko dotarłam do łazienki od razu oparłam się rękami o najbliższy zlew. Bardzo powoli podniosłam głowę i przywitałam swoje okropne odbicie w lustrze. Przekrwione oczy, opuchnięta twarz i rozczochrana fryzura- oto co ujrzałam. Po chwili bezczynnego wpatrywania się w swój wizerunek postanowiłam przemyć  twarz lodowatą wodą, a włosy przeczesać palcami. Wyglądałam troszeczkę lepiej. Właściwie, jeśli mam być szczera, ostatnią rzeczą na jakiej mi zależało była moja twarz. Załatwiłam potrzeby fizjologiczne, po czym wyszłam z łazienki uprzednio sztucznie się do siebie uśmiechając. Na korytarzu napotykałam współczujące spojrzenia obcych ludzi, co niesamowicie mnie denerwowało. Okej, nie wyglądałam dobrze, ale to nie był powód, żeby patrzeć się na mnie jak na ufo.
- Panienka Megbog?- zapytał mnie ktoś znienacka.
- Tak, to ja.
- Zapraszam do gabinetu. Musimy porozmawiać o pani obecnej sytuacji- powiedział, a mi zrobiło się słabo. Nie chciałam zajmować się teraz tymi sprawami. Zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie miałam jednak wyjścia dlatego posłusznie weszłam do pokoju, który wskazał mi lekarz- Proszę usiąść. To będzie dłuższa rozmowa- dopowiedział, kiedy byliśmy już w środku- Jak wiesz, jestem lekarzem prowadzącym twojej matki. Tego pewnie nie wiesz, ale twoja mama przyjaźni się z moją żoną dlatego jest dla mnie naprawdę ważna. Wczoraj, twój tata miał śmiertelny wypadek. Odszedł podczas akcji ratowniczej w szpitalu- w tym momencie zaczęłam cicho łkać- Na razie nie wiemy co dokładnie się stało, policja jest w trakcie śledztwa i niestety muszę przyznać, że w najbliższym czasie będziesz miała z nią naprawdę dużo doczynienia- skrzywiłam się nieznacznie- Sophie przyjechała najszybciej jak mogła. Podczas próby uratowania twojego ojca zadzwoniła do Ciebie, ale ty się rozłączyłaś- miałam ochotę mu przerwać i powiedzieć, że to wcale tak nie było. Kiedy zapytałam się mamy czy tata żyje, nie odpowiedziała. To była dla mnie wystarczająca odpowiedź.. ale wtedy jeszcze żył- Kiedy nie udało nam się przywrócić życia twojemu ojcu pani matka dostała ataku paniki, po którym zemdlała. Dla bezpieczeństwa dziecka postanowiliśmy ją uśpić. Niedawno się wybudziła, ale nie jest do końca świadoma co się dzieje- Lucas kontynuował swój monolog, a ja z każdym kolejnym słowem rozklejałam się jeszcze bardziej- Musimy zrobić jej wszystkie potrzebne badania kontrolne. Nie w tym tkwi jednak problem..- błagam, mam już dość kłopotów- Obawiam się, że Sophie nie będzie w stanie załatwić wszystkich spraw związanych ze śmiercią twojego taty, dlatego będziesz musiała zrobić to ty.
- Ja?- wyjąkałam.
- Tak. Jesteś prawie pełnoletnia, dlatego nie będzie z tym żadnego problemu. Musisz tylko podpisać oświadczenie, że bierzesz na siebie pełną odpowiedzialność.
- Nie dam rady- nie mogłam uwierzyć, że mój głos się nie trząsł.
- Twoja mama tym bardziej. Jest to konieczne również dla dobra dziecka.
- Dobrze, podpiszę to- decyzję podjęłam w jednej chwili. Chociaż tyle mogę zrobić dla taty.
- Bardzo się cieszę. Oczywiście możesz liczyć na nasze wsparcie.- wstał i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie. Wyjął z niej kilka kartek, które następnie dał mi do podpisania. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Głównie o mamie. Wychodząc zapytałam.
- Czy jest możliwość, żeby zobaczyła tatę?
- Nie sądzę, żeby to był dobry po…- przerwałam mu.
- Chcę to zrobić.
- W takim razie dobrze- wiedział, że nie ma sensu się ze mną kłócić- Teraz?- zapytał.
- Tak- zdecydowałam, jednak nie byłam na to gotowa. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek będę?
***
- W każdej chwili możesz się wycofać. Widok nie będzie miły- ostrzegł mnie Lucas kiedy staliśmy w piwnicach szpitala.- Znajduje się tutaj dużo nieżywych ludzi. Jest zimno. Nie wiem czy to dobry pomysł. Ja nawet nie powinienem tego robić. Masz szczęście, że…
- Czy możesz się zamknąć?- warknęłam- wchodzimy tam- powiedziałam pewnym tonem i otworzyłam żelazne drzwi. Chłód uderzył mnie z każdej strony. Ujrzałam mnóstwo parawanów. Na trzęsących się nogach szłam wzdłuż długiego pomieszczenia czytając karteczki z imionami i nazwiskami osób leżących za kurtyną.
- To tutaj- szepnęłam kiedy zobaczyłam tabliczkę „Bart Megbog”- Czy możesz poczekać na zewnątrz?- zapytałam Lucasa. Właściwie to nawet nie przeszliśmy na ty, ale co mnie to obchodziło w tamtej chwili.
- Oczywiście, ale pamiętaj, że ciągle tu jestem- kiwnęłam potwierdzająco głową, gdyż nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Dodatkowo dygotałam z zimna. Chłód jaki tutaj panował przeszywał mnie wskroś, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Drżącą ręką otworzyłam kurtynę, a to co zobaczyłam przyprawiło mnie o dodatkowe dreszcze. Dosłownie. Zaczęłam trząść się niczym galareta. Cała moja pewność siebie znikła w jednej sekundzie. Powtarzałam sobie jednak, że jestem silna. Nie żeby mi to pomagało. Na zdrętwiałych nogach podeszłam do nieruchomego ciała mojego taty, które w całości było przykryte białym prześcieradłem. Gdzieniegdzie przebijała się krew co potęgowało mój strach. Musiałam jednak pożegnać się ze swoim tatusiem dlatego odkryłam kawałek białego materiału. Twarz mojego ojca była cała sina, na co wybuchłam płaczem. Nie byłam na to gotowa.
- Dlaczego nas zostawiłeś?- zawyłam z rozpaczy. Czułam, że nie ustoję ani chwili dłużej, jednak nie poddawałam się- Jak mogłeś? Nie damy sobie rady bez Ciebie- płakałam coraz rzewniej- Nie powinieneś tutaj leżeć!- krzyknęłam, jednak nie było to na wysokich tonach. Byłam tak słaba, że nawet nie potrafiłam wydobyć z siebie porządnego dźwięku- Kocham Cię tato- szepnęłam- ale to nie zmienia faktu.. nie usprawiedliwia Cię.. dziecko, jak mogliście nic mi nie powiedzieć? Wiedziałeś w ogóle? Gorzej być nie może, czy zdajesz sobie z tego sprawę? Teraz już nic nie ma sensu, wszystko straciło swoje kolory- nie mam pojęcia ile jeszcze tak mówiłam i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie ma to większego sensu. Prowadząc ten monolog dławiłam się łzami, ale nie powstrzymywało mnie to. Nogi stawały się coraz bardziej niestabilne i w momencie kiedy miałam się przewrócić za parawan wszedł Lucas mówiąc, że wystarczy. Na siłę odciągnął mnie od taty i niemal ciągnął z powrotem. Nieustannie powtarzał, że to nie był dobry pomysł. Nie wiem jak nazwać to co wtedy się ze mną działo, ale krzyczałam, płakałam, tupałam. Nie było nada mną żadnej kontroli. Kiedy jechaliśmy windą na piętro mojej mamy starałam się uspokoić, ale nie byłam w stanie. W jednej chwili poczułam ogromną nienawiść do.. wszystkiego. Taty, za to, że nas zostawił. Mamy, za to, że zwaliła na mnie ciężar związany z robotą papierkową. Harrego i  Cat, za to, że nie ma ich tutaj ze mną i przede wszystkim do siebie, za to, że nie potrafię sobie z tym poradzić. 
- Posłuchaj mnie. Idziemy do pokoju w którym jest twoja mama. Nie wiem czy wrócił do niej ciężar wczorajszych wydarzeń, ale proszę Cię bądź dla niej wsparciem. Wiem, że jest Ci ciężko, ale musisz do zrobić.
- Nie chcę udawać- krzyknęłam cała roztrzęsiona- Ja sobie nie radzę, czy ty tego nie widzisz!? Nie mam nikogo kto by mnie rozumiał, wsparł! Każdy ma mnie gdzieś!
- A ten chłopak, który był z Tobą całą noc?- zapytał, a ja nagle przypomniałam sobie o Justinie, który pewnie się o mnie martwił. Miałam zniknąć na chwilkę, a nie było mnie nie wiem? Ze dwie godziny..
- To jest mój wróg. My się nienawidzimy- powiedziałam krótko.
- Mam zupełnie inne wrażenie.
- Nie chcę o tym rozmawiać- zakończyłam temat. Szliśmy przez korytarz pełen ludzi. Większość była w podobnym stanie do mojego. Cóż, w końcu to szpital. Nie jest się tutaj ze szczęścia.
- Pamiętaj proszę o czym Ci mówiłem- ostrzegł mnie lekarz kiedy wchodziliśmy do sali mojej mamy- Ja Cię tu zostawiam. Zajrzę za piętnaście minut.- po tych słowach odszedł kierując się w stronę swojego gabinetu. Weszłam do sali, gdzie zastałam moją mamę cicho łkającą.
- Mamusiu- szepnęłam i podbiegłam do niej mocno się przytulając.
- Wiem Kochanie- powiedziała cicho.
- Dziecko- zaczęłam po chwili- Jesteś w ciąży? Czemu mi nie powiedziałaś?- zapytałam, na co mama zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Misiu, bo jest taki jeden problem..- zaczęła jednak ja jej przerwałam.
- Shh, zajmiemy się nim. Tata by tego chciał. Żeby jego syn lub córka byli szczęśliwi. Zapewnimy to temu dziecko- mówiłam przez łzy.
- To nie jest dziecko twojego taty- wyszeptała mama, a ja na początku nie zajarzyłam o co jej chodzi.

- Czekaj… COŚ TY POWIEDZIAŁA?- wydarłam się kiedy słowa mojej matki trafiły mnie niczym sztylet. Prosto w serce.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))