niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8

Katlin

- Kochanie, jak za chwilę nie wstaniesz to naprawdę się spóźnisz!- zawołała moja rodzicielka po raz setny tego ranka.
- Mamo, proszę, jeszcze tylko pięć minut- odezwałam się na tyle głośno by mogła mnie usłyszeć.
- Nie ma mowy, jeżeli w tej minucie nie wstaniesz zabiorę Ci kartę!- krzyknęła naprawdę zdenerwowanym głosem. Chyba musiałam już wstawać.
- Okej, okej- wymruczałam i bardzo powoli zwlokłam się z łóżka. Leniwie udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Postanowiłam odpuścić sobie dziś makijaż, bo byłam naprawdę nieprzytomna i jedyne na co miałam ochotę to spędzić cały dzień w łóżku. No, ale hej, to życie, a nie marzenia.
- Nie obraź się Księżniczko, ale nie wyglądasz najlepiej- powiedział tata mijając mnie w korytarzu, kiedy opuszczałam nasz dom.
- Czego oczekujesz ode mnie po praktycznie nie przespanej nocy?- zapytałam retorycznie, na co tylko puścił mi oczko i już go nie było.
- Będę koło trzeciej!- krzyknęłam do mamy wychodząc z domu. Cwaniurka miała jeszcze jeden dzień wolnego. Bardzo niechętnie wsiadłam do mojego mercedesa i ruszyłam w drogę do szkoły. Kiedy tylko wysiadłam z samochodu zostałam zaatakowana przez Maxa, Revenę i Pettera. Muszę przyznać, że na ich widok uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy.
- Co tam Misiaczki?- zapytałam przytulając każdego z nich- Nawet nie wiecie jak się za Wami stęskniłam! Kiedy idziemy oblać mój powrót?
- A ta tylko o jednym- Max wywrócił oczami.
- Caroline!- krzyknęłam biegnąc w stronę mojej najlepszej przyjaciółki, która nieświadoma mojej obecności jak gdyby nigdy nic wysiadała ze swojego BMV. Kiedy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się od ucha do ucha i rozwarła ramiona, abym po chwili mogła w nie wpaść.
- Tęskniłam za Tobą!- powiedziałyśmy jednocześnie, a po chwili wybuchłyśmy śmiechem.
- Musimy porozmawiać- odezwała się blondynka gdy tylko się uspokoiłyśmy. Miała naprawdę poważny wyraz twarzy, więc od razu wywnioskowałam, że musiało stać się coś złego- Chodźmy- powiedziała po czym pociągnęła mnie za rękę. Zaszłyśmy do miejsca, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć. Po chwili moja najlepsza przyjaciółka zaczęła mówić- Chodzi o tą zamianę. Podczas twojej nieobecności..- przerwałam jej.
- Zacznij wreszcie mówić konkrety!
- Spokojnie- uśmiechnęła się blado- Po prostu ta zamiana zrobiła się bardziej skomplikowana.
- Rozwiń to- odezwałam się chłodnym tonem, a moje serce łamało się na tysiące małych kawałków. Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak. To się nie dzieje naprawdę. Nie może.
- Justin wyrozpowiadał o tym ludziom w szkole i teraz każdy myśli, że to jest prawda, a raczej, że ty z nim jesteś, a ja z Harrym tylko po to, żeby się zemścić na Was. To nie ma sensu. Gdzie się podział mój chłopak?- jęknęła rozpaczliwie.
- Czekaj, czyli ty i Harry? Nic między Wami nie zaszło?
- Oczywiście, że nie! Jak mogłaś tak pomyśleć!- ulżyło mi. Cholernie. Naprawdę myślałam, że Car chce mi powiedzieć o…. Nawet w myślach nie umiem tego wypowiedzieć.
- Nie wiem- uśmiechnęłam się- Wracając do Justina, pogadam z nim jak tylko go zobaczę. Przecież to był zakład, zamiana, głupia rzecz zrobiona po pijaku. Naprawdę go nie rozumiem.
- W tym rzecz, że ja też. Boję się o niego. Obawiam się, że zerwie ze mną przez, przez.. Ciebie- powiedziała na jednym wydechu- Zawsze byłaś dużo ładniej….- przerwałam jej.
- Nawet tak nie myśl! Jak możesz? Nigdy bym Ci tego nie zrobiła! Jestem twoją przyjaciółką!- przytuliłam ją- Mam Harrego, a ty masz Justina, cokolwiek w nim widzisz.
- Masz rację, ale po prostu zachowuje się jakby to była część jakiejś pieprzonej gry- przytuliłam moją przyjaciółkę ponownie, po czym razem wróciłyśmy do naszych przyjaciół, którzy tym razem byli w komplecie. Posłałam Justinowi spojrzenie pełne jadu, na co jedynie uśmiechnął się łobuzersko. Gdy tylko ujrzałam Harrego w moim sercu zagościło ciepło. Wyglądał perfekcyjnie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się słodko co od razu odwzajemniłam. Zmierzałam w jego kierunku, ale niestety ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Jesteśmy razem, nie pamiętasz?- szepnął mi do ucha Justin. Ugh, jak ja go nie lubię.
- Nie- odsunęłam się od niego- Po prostu skończmy tą szopkę. Tu i teraz!- powiedziałam stanowczo.
- Nie możecie- odezwał się Dean, nasz KOCHANY pomysłodawca.
- Wiesz co?- zwróciłam się do niego- Mam Cię już dosyć, co ty robisz, dlaczego to wymyśliłeś? Jesteś najgorszym dupkiem na świecie!- krzyknęłam po czym szybkim krokiem udałam się w stronę szkoły. Ugh. Usłyszałam za sobą wołanie, ale ignorowałam je dopóki nie zorientowałam się, że tą osobą jest Harry.
- Kat, nareszcie wróciłaś- przytulił mnie mocno. Tego właśnie potrzebowałam- Stęskniłem się za Tobą- szepnął mi do ucha, po czym pocałował mnie w czoło. Tak mocno go kocham.
- Ja za tobą też- powiedziałam- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo- wtuliłam się  niego- Rzućmy to, pieprzmy ten zakład, tą zamianę, nic mnie to nie obchodzi.
- Widzisz to nie jest takie proste- odezwał się z zakłopotaniem.
- Ty też?- jęknęłam.
- Chodzi o to, że ten mały kutas rozpowiedział to całej szkole, że jesteście razem i, że ja z Car chcemy się jakoś zemścić. Uhg, on jest taki głupi…
- Pogadam z nim, to się skończy, jeszcze dziś. Obiecuję..
- Nawet jeśli nie dziś, to za tydzień na pewno- uśmiechnął się uroczo- Chodź, odprowadzę Cię pod klasę- złączyliśmy nasze palce, a ja od razu poczułam się lepiej. Ta dziwna siła dawała mi nadzieję, odwagę, że ten tydzień skończy się tak szybko jak równie prędko się zaczął. Na moje nieszczęście pierwszą lekcję miałam razem z Justinem, ale dzięki Bogu siedzieliśmy w zupełnie innych końcach sali. Dziwne było to, że jako iż nie lubiłam go, to miałam z nim całe cztery godziny dziennie, a z osobami, które kochałam takimi jak Car czy Harry po jednej, czy dwóch. To zdecydowanie niesprawiedliwe. Lekcje- na moje ogromne szczęście- minęły całkiem szybko, Justin nie odezwał się do mnie ani słowem, jedynie posyłał mi jakieś dziwne spojrzenia, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. W czasie lekcji mama przysłała mi sms, że po południu zabiera mnie do salonu piękności i na zakupy. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam, ponieważ wiedziałam, że jak wróci do pracy to wszystko wróci do normy i cała bajka pryśnie. Ugh, naprawdę nie chciałam tego, ale co mogę na to poradzić? Kto na tym świecie może sprawić, że będzie idealnie? Dobrze myślicie, nikt. Szybko pożegnałam się z Car i Harrym, po czym oddaliłam się w stronę samochodu. Z resztą naszej paczki nie zamieniłam dziś praktycznie ani słowa, chyba byli na mnie trochę źli za to, że tak najechałam rano na Deana, ale należało mu się.
- Jestem Mamusiu!- krzyknęłam przekraczając próg domu.
- W kuchni- odezwała się, a ja podążyłam we wskazanym przez nią kierunku. Kiedy tylko weszłam do pomieszczenie uprzednio wspomnianego przez moją rodzicielkę szczęka opadła mi ku dołowi. Mama w kuchni. Przy garach. Gotująca obiad.
- Zaskoczona?- odezwała się z uśmiechem.
- Cóż- podrapałam się po głowie, niczym małpy, które udają, że myślą- Tak, nie spodziewałam się Ciebie tutaj. Myślałam, że zjemy coś na mieście lub, że zamówisz katering.
- Postanowiłam zrobić coś dla domu, tym bardziej, że od jutra muszę wrócić do pracy- skrzywiła się nieznacznie- Umyj ręce i siadaj do stołu. Zrobiłam twoje ulubione danie- powiedziała, a ja pośpiesznie wykonałam jej polecenie. Nie mogłam się doczekać by znów poczuć smak dzieciństwa- smak naleśników z warzywami jako mojej ukochanej potrawy, którą mam zrobiła ostatnio kilka lat temu. Skonsumowałyśmy obiad w ciszy, która żadnej z nas nie przeszkadzała.
- O której wróci tata?- zapytałam nagle.
- Późno, jakieś problemy w sądzie. Nie było go przez tydzień i już nie dają sobie rady- spojrzała na mnie wyrozumiale. Ona jak nikt inny rozumiała sytuację mojego ojca, ponieważ sama była szefową bardzo popularnego magazynu o modzie i bez niej wszystko się waliło. W ogólnie nie wiem jak poradzili sobie bez niej przez te kilka dni- Kochanie, musimy się pośpieszyć, umówiłam nas na siedemnastą i jeśli chcemy być punktualnie musimy się zbierać.
- Pewnie, skoczę tylko na górę trochę się odświeżyć. Za pięć minut będę na dole- jak powiedziałam tak zrobiłam. Chwilę potem jechałyśmy z mamą w stronę jednego z naszych ulubionych salonów piękności. Zabiegi kosmetyczne jakim się poddałyśmy były bardzo przyjemne i zdecydowanie dobrze mi zrobiły.
- Naprawdę wyładniałaś Katlin- powiedziała jedna z koleżanek mamy, które tam pracowały- Pamiętam jak byłaś taka mała i biegałaś koło mamy. Piękna rodzina z Was.
- Karen- odezwała się moja rodzicielka- musimy już iść. Obiecałam jeszcze Małej zakupy- uśmiechnęła się ciepło, po czym opuściłyśmy salon udając się w stronę galerii handlowej, która znajdowała się nieopodal. Postanowiłyśmy iść tam pieszo, gdyż nawet nie opłacało nam się jechać samochodem.
- Mamo, od kiedy mówisz do mnie „Mała” ? Ile ja mam lat, siedem?- oburzyłam się.
- Dobrze wiesz, że zawsze będziesz moim małym dzieciątkiem, nie ważne czy będziesz miała dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt lat- powiedziała na co ją przytuliłam.
- Naprawdę Cię kocham- powiedziałam.
- Jestem z Ciebie dumna. Wychowaliśmy z tatą tak wspaniałą i dobrą osobę- zaczęła, ale jej przerwałam. Na pewno nie należałam do osób, o jakich wspominała mama chwilę temu.
- Tyle cukru!- uśmiechnęłam się.
***
- Mamo ta sukienka jest idealna- powiedziałam okręcając się wokół własnej osi.
- Masz rację, bierzemy ją- odezwała się- Świetnie na Tobie leży.
- Aaaa, dziękuję!- byłam cała w skowronkach. Czas, który właśnie spędzałam z mamą był najlepszy w przeciągu ostatnich dni.
***
- Mamo, padam, proszę chodźmy już do domu, jestem wykończona!- odezwałam się ledwo idąc. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa już od dłuższego czasu, a mimo to mama ciągle zaciągała mnie do coraz to nowych sklepów. Kupiłyśmy dziś tak dużo, że spokojnie wystarczyłoby nam na co najmniej rok.
- Zobacz Justin tu jest- zawołała nagle moja mama z dzikiem błyskiem w oku. Spojrzałam w miejsce na jakie patrzyła i rzeczywiście był tam ciemny blondyn z kapturem na głowie i okularach na nosie. Modliłam się, żeby nas nie zauważył i zapewne tak by się stało, gdyby nie moja mama, która zaczęła krzyczeć- Justin! Justin!- Ten natychmiast spojrzał w naszym kierunku i uśmiechnął się szeroko.
- Witam moje piękne panie- odezwał się, po czym pocałował moją mamę w rękę. Pieprzony dżentelmen.- pomóc w czymś?
- Właściwie to wybierałyśmy się już do domu, więc nie- warknęłam.
- Kochanie, nie bądź niemiła dla Justina!- skarciła mnie mama- Nie tak Cię wychowałam.
- Pewnie- mruknęłam.
- Mówiłaś coś?- zapytała, ale na szczęście brunet jej przerwał.
- Jeżeli i tak wybieracie się do domu, to może mógłbym zabrać pani córkę do kina?
- Tak mi przykro, ale niestety nie mogę z Tobą iść- uśmiechnęłam się najbardziej fałszywie jak tylko potrafiłam.
- Właściwie to bardzo dobry pomysł- odezwała się mama. CZY ONA SOBIE ZE MNIE DO CHOLERY ŻARTUJE?
- Mamusiu, jestem naprawdę zmęczona chcę wrócić do domu, razem z Tobą- musiałam być miła jeśli chciałam coś wskórać.
- Kino jest idealnym miejsce do odpoczynku- odezwał się Justin. ZABIJE TEGO DRANIA PRZYSIĘGAM, NIECH TYLKO GO DORWĘ.
- Ten chłopiec ma rację- odezwała się moja rodzicielka uśmiechając się ciepło, spojrzała na zegarek po czym dodała- nie jest jeszcze bardzo późno, nie widzę przeszkód.
- Wspaniale- odezwał się brunet. CZY ONI PRZYPDAKIEM NIE ZAPOMNIELI O MOJEJ OBCENOŚCI!?
- Ekhem, chyba moje zdanie też się tu liczy- odezwałam się powoli tracąc cierpliwość- Nie mam ochoty iść teraz do kina i tego nie zrobię- wysyczałam.
- Ależ zrobisz. Taki miły chłopiec zaprasza Cię na randkę, nie masz prawa mu odmówić. Powtórzę po raz kolejny, nie tak Cię wychowałam.
- Świetnie, po prostu świetnie- uśmiechnęłam się- Oczywiście, że z nim pójdę. Co z tego, że mnie upokorzył, nazwał dziwką, co z tego, pójdę z nim, bo jest takim grzecznym i dobrze wychowanym chłopcem- z każdym słowem wydobywającym się z moich ust na twarzy moje mamy malował się szok.
- To prawda?- zwróciła się do Justina.
- Oczywiście, że nie- zaprzeczył- Nie myl mnie ze swoim byłym chłopakiem.
- O kim mówisz?- zapytała moja rodzicielka wyraźnie zaciekawiona. Nie wytrzymałam.
- NIKIM MAMO, UWIERZYSZ W TĄ JEGO BAJECZKĘ?
- Mam na myśli Harrego Stylesa. Największego łamacza serc- powiedział Justin zupełnie mnie ignorując.
- Zawsze wiedziałam, że nie jest odpowiedni dla mojego Słoneczka. Kochanie- idziesz z Justinem do kina, nie ma dyskusji. Wyleczymy Cię ze złamanego serca- wydawała się być naprawdę przejęta. Nie mogłam uwierzyć, że uwierzyła w te wyssane z palca brednie.
- Pozwoli najpierw Pani, że zaniosę torby z zakupami, muszą być ciężkie.

- Oczywiście, Kochanie.- podała mu torby, a ten posłał jej uśmiech za tysiąc dolarów. Proszę niech to okaże się koszmarem, z którego za chwilę się obudzę. Uszypniecie mnie, dobrze? Na raz, dwa, trzy! No dalej szczypcie! Ała, dobra, uspokójcie się. To jednak pieprzona rzeczywistość.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 7

Katlin

Od: Justin
Nie wykręcisz się od tej zamiany tak łatwo, Księżniczko.
Czekam na Ciebie jutro o 8.

Huh, co to w ogóle ma znaczyć? „Nie wykręcisz się”, a chcesz się idioto założyć? Krzyczałam w myślach jednocześnie wchodząc po schodach i targając za sobą stosy różnych zakupów. Ku mojemu zdziwieniu rodzice siedzieli w salonie zawzięcie o czymś dyskutując. Nie, nie była to kłótnia, co muszę przyznać trochę mnie zdziwiło, gdyż w ostatnim czasie moi opiekunowie kłócili się dosyć często. Gdy tylko przekroczyłam próg mojego małego królestwa rzuciłam torby w kąt pokoju, po czym położyłam się na łóżku zamykając oczy. Chciałam napawać się magiczną ciszą, która mnie otoczyła jednak nie było mi to dane.
- Katlin, zejdź proszę na dół - usłyszałam donośny krzyk mojej mamy. Niechętnie wstałam i udałam się w stronę salonu.
- Usiądź- rozkazał mi tata ciepło się do mnie uśmiechając. Posłusznie wykonałam jego polecenie, a ten kontynuował- Postanowiliśmy razem z mamą, że wybierzemy się na wspólne rodzinne wakacje. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dawno nie spędzaliśmy razem czasu i chcemy to nadrobić- w tym momencie moje serce zaczęło wywijać piruety.
- Oferta jest Last Minute. Wylatujemy dziś nad ranem. Poinformowałam już twoją dyrektor o twojej tygodniowej nieobecności- dopowiedziała mama, a ja przytuliłam ich mocno.
- Kocham Was mocno! Nie wiecie, jak się cieszę!- powiedziałam wesoło- Właściwie to gdzie lecimy?
- Karaiby. Jeszcze nigdy tam nie byliśmy!- powiedziała radośnie mama, ale wiem, że miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Ona i ja tak kochamy wygrzewać się na słoneczku.
- Jesteście wspaniali!- powiedziałam, po czym cała w skowronkach pobiegłam się pakować. Byłam jak w amoku. Do największej walizki jaką posiadam wrzucałam wszystko- szorty, topy, stroje kąpielowe, kosmetyki, buty i wiele by jeszcze wymieniać. Po wyczerpującym i jakże szybkim spakowaniu potrzebnych mi ubrań postanowiłam zadzwonić do Car, by oznajmić jej dobre wieści. Odebrała po piątym sygnale.
- Nie uwierzysz co się stało!- krzyknęłam zanim zdążyła się odezwać.
- Mam nadzieję, że coś ważnego, bo jak nie to umrzesz jeszcze tej nocy. Wiesz, która jest godzina?- zapytała sennie. Odruchowo spojrzałam na zegarek. 2.34. Upsss.
- Jadę z rodzicami na wakacje!- krzyknęłam ignorując ją.
- Wow, to super. Gdzie i na ile?- zauważyłam, że jej ton się ożywił. Tyle co ta dziewczyna się osłuchała o tym, że moi prawni opiekunowie mają mnie gdzieś to chyba naprawdę nikt nigdy nie słyszał.
- Karaiby. Tydzień- odpowiedziałam niemal skacząc po łóżku, na którym aktualnie siedziałam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę- odpowiedziała radośnie, po czym zrobiła się cisza w słuchawce.
- Jesteś tam?- zapytałam.
- Ominie Cię połowa zamiany- powiedziała Caroline
- Nawet o tym nie pomyślałam, ale to stawia ten wyjazd w jeszcze lepszym świetle!
- Nie dla wszystkich- powiedziała z przekąsem- Justin przynajmniej będzie sam się prowadzał- dodała trochę weselszym tonem.
- KATLIN ZA PÓŁ GODZINY WYCHODZIMY Z DOMU, MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ GOTOWA!- krzyknęłam mama z dołu, na co ja aż podskoczyłam. Nie muszę chyba wspominać, że byłam w tak zwanym prożku.
- Car, muszę kończyć. Odezwę się jutro- powiedziałam, po czym szybko się rozłączyłam. Podłączyłam mojego iPhona do ładowarki, po czym szybkim krokiem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. Umyłam włosy, na które nałożyłam całkiem pokaźną ilość odżywki, ogoliłam nogi, po czym szybko wyszczotkowałam zęby, a w ciało wtarłam mój ulubiony balsam. Mokre jeszcze kosmyki związałam w luźny warkocz, który opadał mi na prawe ramię. Postanowiłam odpuścić sobie robienie jakiegokolwiek makijażu, ponieważ nie miało to najmniejszego sensu, poza tym większość moich kosmetyków była już spakowana. W samej bieliźnie wyszłam z łazienki, gdzie spotkałam mamę, która posłała mi spojrzenie typu ‘jak nie będziesz zaraz gotowa, to jedziemy bez Ciebie’, na co posłałam jej buziaka. Szybko zaatakowałam szafę, z której wyjęłam szare dresy Nike i tego samego koloru bluzę z kapturem. Na nogi założyłam moje różowe Air Maxy, a do mojej czarnej nerki wrzuciłam telefon, słuchawki i błyszczyk. Staszczyłam moją wielką walizkę po schodach i z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że byłam gotowa do wyjazdu. Rodzice również. Pozostało czekać nam tylko na taksówkę, która lada moment miała nadjechać.
- Kochanie, wyglądasz naprawdę dobrze- skomplementowała mnie mama, na co się uśmiechnęłam. Choćbym nie wiem jak źle się prezentowała moja rodzicielka zawsze powie mi, że wyglądam wspaniale, lub coś w ten deseń.
- Bawię się w dresa- powiedziałam, na co wszyscy zachichotaliśmy. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wszyscy byliśmy pewni, że to taksówkarz, jednak nie. Okazało się, że w drzwiach stał Justin. Na jego widok szczęka mi opadła.
- Możemy chwilę pogadać?- zapytał.
- Nie widzisz, że jestem zajęta- odpowiedziałam, co w sumie nie było zgodne z prawdą, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- Chwilę- poprosił. Gdyby nie to, że rodzice obserwowali każdy mój ruch powiedziałabym mu, żeby spadał.
- Okej- uległam, po czym wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi. Poczułam jak moje ciepło ogarnia chłód. Noce na Florydzie dają w kość.
- Udanego wyjazdu- odezwał się Justin z cwanym uśmiechem na ustach.
- Skąd wiesz, że  w ogóle gdzieś wyjeżdżam?
- Jestem ubrana w taki, a nie inny sposób. Dodatkowo walizki stoją w przedpokoju.
- Po co przyszedłeś?- odezwałam się ignorując jego odpowiedź.
- Nigdy nie widziałem Cię w takim wydaniu. Wyglądasz korzystnie- powiedział nie zawracając sobie głowy moim poprzednim pytaniem.
- Nie odwracaj kota ogonem- odezwałam się chłodnym tonem.
- O co Ci chodzi?- oblizał usta. To było aż za oczywiste, że grał przede mną głupka.
- Doskonale wiesz.
- Chciałem się pożegnać. Caroline nie umie trzymać języka za zębami.
- Ugh, więc to wszystko? Możesz już iść.
- Nie. Chcę Ci jeszcze powiedzieć, że tak łatwo się nie wywiniesz. Nie myśl sobie, że ten tydzień coś zmieni, że zamiana nie będzie aktualna.
- Niech Ci będzie, a teraz wybacz, taksówka przyjechała- wskazałam ręką na pojazd naszego domu. Mama z tatą zaczęli wychodzić razem z bagażami. Zauważyłam, że tata ciągnie również moją walizkę, za co byłam mu wdzięczna. Uwierzcie, mój bagaż ważył chyba tonę.
- Do zobaczenia Kat. Udanego wyjazdu. - powiedział Justin nakładając kaptur, na swoje włosy, po czym zniknął za rogiem. Udałam się w stronę taksówki, gdzie usiadłam na tylnym siedzeniu. Zauważyłam, że mama zamyka dom, a tata obserwuje każdy jej ruch, chcąc się upewnić, że nasza posiadłość zostanie odpowiednio zabezpieczona. Gdy w końcu wszyscy wygodnie usadowili się na swoich siedzeniach, ruszyliśmy.
***
Podróż na lotnisko minęła nam całkiem przyjemnie i szybko. Ulice w Jacksonville nie są tak bardzo tłoczne o trzeciej nad ranem, porównując do godzin szczytu gdzie dostanie się na drugi koniec miasta graniczy z cudem. Kierowca naszej taksówki był bardzo miły, co chwila opowiadał nam ciekawe i śmieszne anegdoty ze swojego życia. Oczywiście rozpoznał moich rodziców, ale na szczęście nie robił z tego wielkiej dramy.
- Bardzo miło było z państwem jechać- powiedział żegnając się z nami, po czym odjechał z parkingu znajdującego się na granicy lotniska, gdzie jak na tak wczesną porę panował zgiełk. Myślę jednak, że jeżeli chodzi o stacje powietrze nie istnieje taki termin jak godzina. O każdej porze jest mnóstwo ludzi, którzy albo wylatują gdzieś, albo przylatują. Odprawa trwała w nieskończoność, ale warto było, ponieważ po upływie dobrych kilkudziesięciu minut siedzieliśmy w wygodnej pierwszej klasie. Gdy sięgam pamięcią wstecz nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek leciała w innym przedziale. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Kilkunasto-godzinną podróż samolotem prawie całą przespałam. Nie licząc tych momentów, gdzie musiałam udać się do łazienki z powodu doskwierającej mi choroby lokomocyjnej. To była jedna z tych mniej przyjemnych czynności podczas lotu.
***
- Kochanie, jesteśmy na miejscu- przyjemny głos mojej mamy wybudził mnie z objęć Morfeusza. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Słońce zewsząd próbowało dostać się na pokład samolotu. Pożałowałam faktu, że ubrałam się tak ciepło. Nie było jednak czasu na smutki i żale, dlatego z wielkim uśmiechem na ustach wyszłam przywitać się z pięknym krajobrazem Karaib.
***
Odebranie naszych bagaży i przejazd do hotelu zajął nam niewiele ponad godzinę. Każdy patrzył na mnie kątem oka ze względu na mój ciepły ubiór. Temperatura powietrza wynosiła około 40 stopni Celsjusza w cieniu. Nie była to dla mnie nowość, gdyż na Florydzie takie temperatury w lato to całkiem normalna sprawa. Gdy tylko ujrzałam nasz apartament moje serce zabiło szybciej. Myślcie co chcecie, ale czasami jestem okropną materialistką. Z okna rozpościerał się widok na wspaniałe morze oraz plażę, na której wylegiwały się dziesiątki osób. Szybko wskoczyłam do łazienki i przebrałam się w mój czarny strój kąpielowy. Na głowę założyłam słomiany kapelusz, który dostałam na urodziny od Naomi oraz na oczy założyłam Ray Bany. Cała w skowronkach pobiegłam na plażę, nie przejmując się, że rodzice nawet nie zdążyli się rozpakować. Opalanie na słonecznych Karaibach to coś, o czym marzyłam przez całe lato.
***
Nie mogę uwierzyć, że siedzę w taksówce powrotnej w Jacksonville. Te wakacje były wspaniałe. Cały czas spędziłam z rodziną, na wygłupach, plażowaniu i zażywaniu kąpieli wodnych. Przez chwilę poczułam się jak za dawnych lat. Dla rodziców byłam tylko ja. Zbliżyliśmy się do siebie przez ten czas.  Przeraża mnie jednak fakt, że już za kilka godzin będę musiała wrócić do przerażającej rzeczywistości i co najgorsze- szkoły. Będę zmuszona nadrobić cały tydzień nieobecności i jeszcze na dodatek być przygotowana na bieżąco. Nie należę do osób, które jakoś specjalnie przykładają się do nauki, jednak w tym roku obiecałam sobie, że to zmienię. Chciałabym mieć średnią, którą mogłabym pochwalić się w collage, do którego wybieram się już za rok. Przed wyjazdem wiedziałam na co się piszę, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Moje rozmyślania przerwał kierowca oznajmiający nam, że dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z niewygodnej taksówki, a widok, który ujrzałam bardzo mnie zadziwił. Moim oczom ukazało się mnóstwo czerwonych róż, które były ułożone na kształt mojego imienia, które okalało serce z białego gatunku tego pięknego kwiatu. Ktokolwiek to zrobił, jest wspaniały.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 6



Katlin

- Kurwa- szepnęłam do siebie. Co ja teraz do cholery mam zrobić? I najważniejsze, co dokładnie Car słyszała- O czym ty mówisz?- udałam zdziwienie, po czym weszłam do mojego domu. Za mną podążyli Caroline i Justin.
- Nie udawaj głupiej- krzyknęła blondynka- Wyraźnie słyszałam, jak mówiłaś „Ty to samo powiesz, Car, okej?”- powiedziała sfrustrowana, a ja zaczęłam się histerycznie śmiać. Nie pytajcie czemu to zrobiłam, bo naprawdę nie wiem. Jedyne co mogę w tej chwili powiedzieć to, to, że Caroline z Justinem patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- A tej co?- odezwała się moja najlepsza przyjaciółka, kiedy już przestałam się śmiać. 
- Nie wiem, pewnie przedawkowała rutinoscorbin- powiedział Justin, po czym zaczął chichotać. On sobie tu żarty robi, a ja cały czas nie wiem co powiedzieć.
- Wracając do tematu. Wytłumaczy mi ktoś o co chodzi?
- Oh, to proste- odezwał się miodowo oki i zaczął opowiadać moją zmyśloną historię- Nie złość się na Katlin, bo to moja wina- tymi słowami zakończył swój monolog.
- A o co chodziło z tym „Ty to samo powiesz Car, okej?”
- Po prostu chciałam się upewnić, że powie prawdę i nie skłamie ponownie - tym razem to ja zabrałam głos. Modliłam się, żeby Caroline nam uwierzyła.
- Ugh, macie szczęście, że Was kocham- powiedziała blondynka z szerokim uśmiechem na ustach.- Dobra, ja muszę już lecieć, bo umówiłam się z Naomi na zakupy- powiedziała z uśmiechem, po czym pożegnała się z nami- przytulając mnie i dając Justinowi buziaka w policzek.
- Czekaj, chcę iść z Wami!- odezwałam się. Był to ostatni dzień wakacji. Chciałam spędzić go w gronie przyjaciółek, z którymi mogę poplotkować.
- To bądź u mnie za godzinę- krzyknęła Car zamykając za sobą drzwi. Zakupy to było to, czego z pewnością potrzebowałam. Udałam się na piętro do mojego pokoju. Otworzyłam szafę i zaczęłam przegrzebywać moje ubrania. Jak zwykle nie miałam się w co ubrać.
- Pomóc Ci?- odezwał się wesoło Justin, na co podskoczyłam. Zupełnie zapomniałam o jego obecności.
- Nie rób tego więcej- odezwałam się kiwając w jego stronę palcem wskazującym prawej ręki.
- Czego?- wydawał się być zdziwiony.
- Przestraszyłeś mnie. Zupełnie zapomniałam, że jesteś w tym domu- powiedziałam, na co ten się zaśmiał. Podszedł do mnie i po chwili wyjął z szafy, krótkie, szafirowe spodenki z wyższym stanem i zwykłą, szarą bluzkę z rękawkami trzy czwarte, na której widniał napis „SWAG”.
- W tym będzie Ci ładnie- odezwał się, na co się uśmiechnęłam. A nóż miał rację?
- Dzięki za pomoc, ale teraz zmykaj. Muszę się przygotować.
- Poczekam i podwiozę Cię do Caroline. Daj mi tylko swojego Macbooka.
- Nie trzeba, po prostu idź- powiedziałam zmęczona jego nachalnością. Justin gdy tylko usłyszał moje słowa, podszedł do biurka, wziął z niego laptopa firmy Apple i rozsiadł się na moim ogromnym łóżku. Udałam się w stronę łazienki, bo co innego miałam zrobić? Wiedziałam, że jest uparty i zawsze zrobi to co będzie mu się podobało. Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, do którego zmierzałam, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było upewnienie się, że na pewno zamknęłam drzwi na klucz. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Chłodna woda strumieniami lała się po moim ciele powodując że mój umysł oczyścił się z wszelkich myśli. Niechętnie wyszłam spod prysznica i owinęłam się fioletowym, puchatym ręcznikiem. Umyłam zęby, a ciało nawilżyłam moim ulubionym balsamem. Zdjęłam z siebie ręcznik, po czym włożyłam wybrane przez Justina ubrania. Nałożyłam trochę pudru, rzęsty wytuszowałam maskarą i popsikałam się perfumami od Armaniego. Uśmiechnęłam się do swojego odbicie w lustrze. Byłam gotowa. Wesoła wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju, gdzie Justin wciąż siedział na moim łóżku głupio się uśmiechając. Podeszłam do niego i ujrzałam powód, z którego się śmiał.
- Nuda Ci doskwierała, prawa?- powiedziałam spoglądając na jedno z naszych wspólnych zdjęć, które zrobiliśmy sobie wczoraj. Głupek ustawił mi je na tapetę. Prawdę mówiąc fotografia była niesamowicie słodka. Siedzieliśmy na jednej z ławek. Justin obejmował mnie ramieniem, a ja miałam głowę położoną na jego ramieniu. Do tego robiliśmy dzióbki. Uwierzcie mi, Justin robiący taką minę jest najśmieszniejszym człowiekiem na świecie.
- Zmienię ją później, bo teraz nie mam czasu. Chodź- spojrzałam na zegarek- Za pięć minut mam być u Car!- powiedziałam ciągnąc go za rękę. Droga do domu mojej przyjaciółki nie była zbyt długa. Justin stanął kilka domów dalej, ponieważ nie chciałam, żeby Caroline wiedziała, że to jej chłopak mnie podwiózł. Zapukałam do drzwi jej domku, który- biorąc pod uwagę jej zamożnych rodziców- urządzony był całkiem skromnie. Normalnie nie pukam wchodząc do jej posiadłości, ale z racji tego, że jej tata- Paul- był w domu, co wywnioskowałam po samochodzie stojącym na podjeździe, zdecydowałam się to zrobić. Można powiedzieć, że jej ojciec nie przepada za mną, sama nie wiem dlaczego. Zresztą on nie lubi nikogo. Taki tam, stary gbur.
- Od kiedy pukasz?- zapytała wyraźnie zdziwiona Car otwierając mi drzwi i przytulając na powitanie.
- Zawsze, kiedy twój tata jest w domu- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Masz rację. Nie musisz wchodzić, bo i tak już wychodziłam. Poczekasz na mnie w samochodzie?- powiedziała otwierając drzwi do swojego białego BMW X3. Z chęcią przystałam na tą propozycję, ponieważ nie chciałam narażać się na kontakt z Paulem. Ten facet mnie przerażał. Nie musiałam długo czekać w samochodzie, ponieważ Caroline zawsze jest szybka i punktualna. Czego oczywiście nie można powiedzieć o mnie.
- Jestem- powiedziała zadowolona blondynka, po czym ruszyłyśmy. Po drodze podjechałyśmy jeszcze po Naomi, która wydawała się być zdziwiona moją obecnością, ponieważ jak stwierdziła „myślała, że będę miło spędzać czas z Justinem”. Na całe szczęście Car tego nie usłyszała, bo była zajęta śpiewaniem, a raczej wykrzykiwaniem słów piosenki Call Me Maybe, którą uwielbiała. Naprawdę nie rozumiem jej sentymentu do tego utworu. Reszta drogi minęła nam szybko i przyjemnie. Udałyśmy się do naszego ulubionego i zarazem największego centrum handlowego w Jacksonville.
***
Kocham chodzić na zakupy, przymierzać ciuchy i wygłupiać się razem z przyjaciółkami, kiedy jestem w centrach handlowych. Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że zesłał mi tak wspaniałych przyjaciół.  
- Chodźmy coś zjeść- odezwała się Naomi- Umieram z głodu!
- Co powiecie na Subway?- zaproponowałam. Mój brzuch również domagał się jedzenia, ale  byłam też niesamowicie zmęczona. Kilka godzin ciągłego chodzenia, przymierzania i wybierania wykończyło mnie kompletnie, ale opłaciło się. Wszystkie cztery byłyśmy obładowane nowymi nabytkami od stóp do głów.
- Jak ja tam dawno nie byłam- odezwała się Caroline i wolnym krokiem udałyśmy się w stronę wspomnianej wcześniej restauracji. Naprawdę lubiłam jeść w Subwayu. Kanapki, które oferują wydawały być się zdrowe. Każda z nas zamówiła po 15 centymetrowej kanapce i coli. Opadłyśmy na wygodne kanapy i w skupieniu i ciszy zaczęłyśmy jeść. Po chwili mój telefon zawibrował, co oznaczało, że dostałam wiadomość.

Od: Dean
Bądźcie za pół godziny w naszym parku.

- Kto napisał?- odezwała się Naomi.
- Dean, chce żebyśmy za 30 minut poszły się z nimi spotkać w parku.
-Yeah, odpisz mu, że za chwilę będziemy- ucieszyła się Naomi. Szczupła brunetka podkochiwała się w blondynie od zawsze, jednak nigdy nie byli razem.

Do: Dean
Pewnie, będziemy tam.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Od: Dean
Czekamy x

W pośpiechu dokończyłyśmy nasze posiłki i udałyśmy się do samochodu Caroline. Wszystkie torby wpakowałyśmy do bagażnika i wygodnie rozsiadłyśmy się na siedzeniach. Podróż do parku nie zajęła nam wiele czasu. Zostawiając nasze zakupy w aucie udałyśmy się w miejsce, gdzie siedzieli nasi przyjaciele.
- Ile można czekać?- odezwał się Petter, gdy tylko przywitałyśmy się ze wszystkimi i zajęłyśmy swoje miejsca.
- Tyle ile trzeba- powiedziałam ze śmiechem, biorąc łyk piwa, które popijał Hazz.
- Właściwie, dlaczego ty siedzisz u Harrego na kolanach?- zwrócił się do mnie zdziwiony Dean. Od naprawdę miał zrytą banię.
- Harreh jest moim chłopakiem, więc to chyba oczywiste- odpowiedziałam z wyrazem twarzy mówiącym ‘jesteś głupi czy głupi’?
- Przecież macie zamianę- odpowiedział jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie- Zmykaj mi już do Biebera- rozkazał na co ja przewróciłam oczami.
- Śmieszny jesteś, wiesz? – powiedziałam chichocząc- Nigdzie się stąd nie ruszam.
- Chcesz się przekonać, że jednak tak?- tym razem do rozmowy z przekąsem wtrącił się Max. Cholerka, dalej był na mnie zły.
- Po prostu tu zostaje- gdy  te słowa zostały wypowiedziane z moich ust, Dean z Maxem wymienili spojrzenia, po czym ten pierwszy podszedł do mnie i wziął na ręce przenosząc w kierunku Justina. Nie pomogły krzyki, uderzenia, nic. Wszyscy tylko mieli niezły ubaw. Dean posadził mnie na kolanach bruneta i następnie podszedł do Caroline, która ze wściekłością w oczach przyglądała się całej scenie. Blondyn złapał ją za rękę i pociągnął przez co wstała. Podprowadził ją do Hazzy, po czym posadził mu na kolanach, na co mój chłopak się skrzywił. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach.
- Tak ma zostać- powiedział z zadowoleniem Dean. Przysięgam, że miałam ochotę podbić mu oko. Podejrzewam, znaczy się jestem pewna, że Caroline na pewno by mi w tym pomogła.
- Swoją drogą jestem ciekaw, jak przed całą szkołą będziecie udawać pary- odezwał się znienacka Petter.
- Nie będziemy udawać, to bez sensu- odezwałam się, ze złością wymalowaną na twarzy.
- Tchórzysz? – zapytał z przekąsem Max.
- Po prostu mam tego dosyć- powiedziałam zrezygnowana.
- Nic na to nie poradzę- odezwała się Revena- Sami wpakowaliście się w takie gówno.
-Po prostu stąd pójdę- powiedziałam i podniosłam się- Caroline- zwróciłam się do przyjaciółki, która spojrzała na mnie- podwieziesz mi moje rzeczy jak będziesz wracać?
- Nie, idę z Tobą. Do jutra- odezwała się i pomachała wszystkim. Szłyśmy w całkowitej ciszy. Każda z nas była na swój sposób zła i przygnębiona. Car podwiozła mnie do domu i tam pożegnałyśmy się. Gdy tylko przekroczyłam próg domu mój telefon zaczął wibrować. Wiadomość, którą dostałam przyprawiła mnie o mocne bicie serca. 

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))