Katlin
Od: Justin
Nie wykręcisz
się od tej zamiany tak łatwo, Księżniczko.
Czekam na Ciebie
jutro o 8.
Huh, co to w
ogóle ma znaczyć? „Nie wykręcisz się”, a chcesz się idioto założyć? Krzyczałam
w myślach jednocześnie wchodząc po schodach i targając za sobą stosy różnych
zakupów. Ku mojemu zdziwieniu rodzice siedzieli w salonie zawzięcie o czymś
dyskutując. Nie, nie była to kłótnia, co muszę przyznać trochę mnie zdziwiło,
gdyż w ostatnim czasie moi opiekunowie kłócili się dosyć często. Gdy tylko
przekroczyłam próg mojego małego królestwa rzuciłam torby w kąt pokoju, po czym
położyłam się na łóżku zamykając oczy. Chciałam napawać się magiczną ciszą,
która mnie otoczyła jednak nie było mi to dane.
- Katlin, zejdź
proszę na dół - usłyszałam donośny krzyk mojej mamy. Niechętnie wstałam i udałam
się w stronę salonu.
- Usiądź-
rozkazał mi tata ciepło się do mnie uśmiechając. Posłusznie wykonałam jego
polecenie, a ten kontynuował- Postanowiliśmy razem z mamą, że wybierzemy się na
wspólne rodzinne wakacje. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dawno nie spędzaliśmy
razem czasu i chcemy to nadrobić- w tym momencie moje serce zaczęło wywijać
piruety.
- Oferta jest
Last Minute. Wylatujemy dziś nad ranem. Poinformowałam już twoją dyrektor o
twojej tygodniowej nieobecności- dopowiedziała mama, a ja przytuliłam ich
mocno.
- Kocham Was
mocno! Nie wiecie, jak się cieszę!- powiedziałam wesoło- Właściwie to gdzie
lecimy?
- Karaiby.
Jeszcze nigdy tam nie byliśmy!- powiedziała radośnie mama, ale wiem, że miała
ochotę krzyczeć ze szczęścia. Ona i ja tak kochamy wygrzewać się na słoneczku.
- Jesteście
wspaniali!- powiedziałam, po czym cała w skowronkach pobiegłam się pakować.
Byłam jak w amoku. Do największej walizki jaką posiadam wrzucałam wszystko-
szorty, topy, stroje kąpielowe, kosmetyki, buty i wiele by jeszcze wymieniać.
Po wyczerpującym i jakże szybkim spakowaniu potrzebnych mi ubrań postanowiłam
zadzwonić do Car, by oznajmić jej dobre wieści. Odebrała po piątym sygnale.
- Nie uwierzysz
co się stało!- krzyknęłam zanim zdążyła się odezwać.
- Mam nadzieję,
że coś ważnego, bo jak nie to umrzesz jeszcze tej nocy. Wiesz, która jest
godzina?- zapytała sennie. Odruchowo spojrzałam na zegarek. 2.34. Upsss.
- Jadę z
rodzicami na wakacje!- krzyknęłam ignorując ją.
- Wow, to super.
Gdzie i na ile?- zauważyłam, że jej ton się ożywił. Tyle co ta dziewczyna się
osłuchała o tym, że moi prawni opiekunowie mają mnie gdzieś to chyba naprawdę
nikt nigdy nie słyszał.
- Karaiby.
Tydzień- odpowiedziałam niemal skacząc po łóżku, na którym aktualnie
siedziałam.
- Nawet nie
wiesz jak się cieszę- odpowiedziała radośnie, po czym zrobiła się cisza w
słuchawce.
- Jesteś tam?-
zapytałam.
- Ominie Cię
połowa zamiany- powiedziała Caroline
- Nawet o tym
nie pomyślałam, ale to stawia ten wyjazd w jeszcze lepszym świetle!
- Nie dla
wszystkich- powiedziała z przekąsem- Justin przynajmniej będzie sam się
prowadzał- dodała trochę weselszym tonem.
- KATLIN ZA PÓŁ
GODZINY WYCHODZIMY Z DOMU, MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ GOTOWA!- krzyknęłam mama z
dołu, na co ja aż podskoczyłam. Nie muszę chyba wspominać, że byłam w tak
zwanym prożku.
- Car, muszę
kończyć. Odezwę się jutro- powiedziałam, po czym szybko się rozłączyłam.
Podłączyłam mojego iPhona do ładowarki, po czym szybkim krokiem udałam się do
łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. Umyłam włosy, na które nałożyłam
całkiem pokaźną ilość odżywki, ogoliłam nogi, po czym szybko wyszczotkowałam
zęby, a w ciało wtarłam mój ulubiony balsam. Mokre jeszcze kosmyki związałam w
luźny warkocz, który opadał mi na prawe ramię. Postanowiłam odpuścić sobie
robienie jakiegokolwiek makijażu, ponieważ nie miało to najmniejszego sensu,
poza tym większość moich kosmetyków była już spakowana. W samej bieliźnie
wyszłam z łazienki, gdzie spotkałam mamę, która posłała mi spojrzenie typu ‘jak
nie będziesz zaraz gotowa, to jedziemy bez Ciebie’, na co posłałam jej buziaka.
Szybko zaatakowałam szafę, z której wyjęłam szare dresy Nike i tego samego
koloru bluzę z kapturem. Na nogi założyłam moje różowe Air Maxy, a do mojej
czarnej nerki wrzuciłam telefon, słuchawki i błyszczyk. Staszczyłam moją wielką
walizkę po schodach i z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że byłam gotowa do
wyjazdu. Rodzice również. Pozostało czekać nam tylko na taksówkę, która lada
moment miała nadjechać.
- Kochanie,
wyglądasz naprawdę dobrze- skomplementowała mnie mama, na co się uśmiechnęłam.
Choćbym nie wiem jak źle się prezentowała moja rodzicielka zawsze powie mi, że
wyglądam wspaniale, lub coś w ten deseń.
- Bawię się w
dresa- powiedziałam, na co wszyscy zachichotaliśmy. Po chwili usłyszeliśmy
dzwonek do drzwi. Wszyscy byliśmy pewni, że to taksówkarz, jednak nie. Okazało
się, że w drzwiach stał Justin. Na jego widok szczęka mi opadła.
- Możemy chwilę
pogadać?- zapytał.
- Nie widzisz,
że jestem zajęta- odpowiedziałam, co w sumie nie było zgodne z prawdą, ale on
nie musiał o tym wiedzieć.
- Chwilę-
poprosił. Gdyby nie to, że rodzice obserwowali każdy mój ruch powiedziałabym
mu, żeby spadał.
- Okej- uległam,
po czym wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi. Poczułam jak moje ciepło
ogarnia chłód. Noce na Florydzie dają w kość.
- Udanego
wyjazdu- odezwał się Justin z cwanym uśmiechem na ustach.
- Skąd wiesz,
że w ogóle gdzieś wyjeżdżam?
- Jestem ubrana
w taki, a nie inny sposób. Dodatkowo walizki stoją w przedpokoju.
- Po co
przyszedłeś?- odezwałam się ignorując jego odpowiedź.
- Nigdy nie
widziałem Cię w takim wydaniu. Wyglądasz korzystnie- powiedział nie zawracając
sobie głowy moim poprzednim pytaniem.
- Nie odwracaj
kota ogonem- odezwałam się chłodnym tonem.
- O co Ci
chodzi?- oblizał usta. To było aż za oczywiste, że grał przede mną głupka.
- Doskonale
wiesz.
- Chciałem się
pożegnać. Caroline nie umie trzymać języka za zębami.
- Ugh, więc to
wszystko? Możesz już iść.
- Nie. Chcę Ci
jeszcze powiedzieć, że tak łatwo się nie wywiniesz. Nie myśl sobie, że ten
tydzień coś zmieni, że zamiana nie będzie aktualna.
- Niech Ci
będzie, a teraz wybacz, taksówka przyjechała- wskazałam ręką na pojazd naszego
domu. Mama z tatą zaczęli wychodzić razem z bagażami. Zauważyłam, że tata
ciągnie również moją walizkę, za co byłam mu wdzięczna. Uwierzcie, mój bagaż
ważył chyba tonę.
- Do zobaczenia
Kat. Udanego wyjazdu. - powiedział Justin nakładając kaptur, na swoje włosy, po
czym zniknął za rogiem. Udałam się w stronę taksówki, gdzie usiadłam na tylnym
siedzeniu. Zauważyłam, że mama zamyka dom, a tata obserwuje każdy jej ruch,
chcąc się upewnić, że nasza posiadłość zostanie odpowiednio zabezpieczona. Gdy
w końcu wszyscy wygodnie usadowili się na swoich siedzeniach, ruszyliśmy.
***
Podróż na
lotnisko minęła nam całkiem przyjemnie i szybko. Ulice w Jacksonville nie są
tak bardzo tłoczne o trzeciej nad ranem, porównując do godzin szczytu gdzie
dostanie się na drugi koniec miasta graniczy z cudem. Kierowca naszej taksówki
był bardzo miły, co chwila opowiadał nam ciekawe i śmieszne anegdoty ze swojego
życia. Oczywiście rozpoznał moich rodziców, ale na szczęście nie robił z tego
wielkiej dramy.
- Bardzo miło
było z państwem jechać- powiedział żegnając się z nami, po czym odjechał z
parkingu znajdującego się na granicy lotniska, gdzie jak na tak wczesną porę
panował zgiełk. Myślę jednak, że jeżeli chodzi o stacje powietrze nie istnieje
taki termin jak godzina. O każdej porze jest mnóstwo ludzi, którzy albo
wylatują gdzieś, albo przylatują. Odprawa trwała w nieskończoność, ale warto
było, ponieważ po upływie dobrych kilkudziesięciu minut siedzieliśmy w wygodnej
pierwszej klasie. Gdy sięgam pamięcią wstecz nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek leciała w innym przedziale. Nie wiem czy to dobrze, czy źle.
Kilkunasto-godzinną podróż samolotem prawie całą przespałam. Nie licząc tych
momentów, gdzie musiałam udać się do łazienki z powodu doskwierającej mi
choroby lokomocyjnej. To była jedna z tych mniej przyjemnych czynności podczas
lotu.
***
- Kochanie,
jesteśmy na miejscu- przyjemny głos mojej mamy wybudził mnie z objęć Morfeusza.
Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Słońce zewsząd próbowało dostać się na
pokład samolotu. Pożałowałam faktu, że ubrałam się tak ciepło. Nie było jednak
czasu na smutki i żale, dlatego z wielkim uśmiechem na ustach wyszłam przywitać
się z pięknym krajobrazem Karaib.
***
Odebranie
naszych bagaży i przejazd do hotelu zajął nam niewiele ponad godzinę. Każdy
patrzył na mnie kątem oka ze względu na mój ciepły ubiór. Temperatura powietrza
wynosiła około 40 stopni Celsjusza w cieniu. Nie była to dla mnie nowość, gdyż
na Florydzie takie temperatury w lato to całkiem normalna sprawa. Gdy tylko
ujrzałam nasz apartament moje serce zabiło szybciej. Myślcie co chcecie, ale
czasami jestem okropną materialistką. Z okna rozpościerał się widok na
wspaniałe morze oraz plażę, na której wylegiwały się dziesiątki osób. Szybko
wskoczyłam do łazienki i przebrałam się w mój czarny strój kąpielowy. Na głowę
założyłam słomiany kapelusz, który dostałam na urodziny od Naomi oraz na oczy
założyłam Ray Bany. Cała w skowronkach pobiegłam na plażę, nie przejmując się,
że rodzice nawet nie zdążyli się rozpakować. Opalanie na słonecznych Karaibach
to coś, o czym marzyłam przez całe lato.
***
Nie mogę
uwierzyć, że siedzę w taksówce powrotnej w Jacksonville. Te wakacje były
wspaniałe. Cały czas spędziłam z rodziną, na wygłupach, plażowaniu i zażywaniu
kąpieli wodnych. Przez chwilę poczułam się jak za dawnych lat. Dla rodziców
byłam tylko ja. Zbliżyliśmy się do siebie przez ten czas. Przeraża mnie jednak fakt, że już za kilka
godzin będę musiała wrócić do przerażającej rzeczywistości i co najgorsze-
szkoły. Będę zmuszona nadrobić cały tydzień nieobecności i jeszcze na dodatek
być przygotowana na bieżąco. Nie należę do osób, które jakoś specjalnie
przykładają się do nauki, jednak w tym roku obiecałam sobie, że to zmienię.
Chciałabym mieć średnią, którą mogłabym pochwalić się w collage, do którego
wybieram się już za rok. Przed wyjazdem wiedziałam na co się piszę, jednak nie
przejmowałam się tym zbytnio. Moje rozmyślania przerwał kierowca oznajmiający
nam, że dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z niewygodnej taksówki, a widok, który
ujrzałam bardzo mnie zadziwił. Moim oczom ukazało się mnóstwo czerwonych róż,
które były ułożone na kształt mojego imienia, które okalało serce z białego
gatunku tego pięknego kwiatu. Ktokolwiek to zrobił, jest wspaniały.
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))
super, czekam na kolejny! @gabiszon18
OdpowiedzUsuńświetny jest,jeżeli te róże ułożył Justin to jest taki uroczy i kochany<3 @mistrzo
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Matko zastanawiam się który to ! Aaaaa zwariuje ;D haha @eskax3
OdpowiedzUsuńFjjfdkkdk świetny rozdział juz czekam az sie akcja rozwinie :)
OdpowiedzUsuń@believemydreamm
famfxhfbmhaxd zajebisty rozdział! czekam na następny *o*
OdpowiedzUsuńWspanialy :DD
OdpowiedzUsuńcudownie *w*
OdpowiedzUsuńo mamo *_* ciekawe kto to
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńchyba domyślam kto zostawił jej te róże ...
czekam na NN :)
@kasiamendaluk
Czekam na nowy :) @SwaggBiebsss
OdpowiedzUsuńTo pewnie Justin. Zajebiste <3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie <33333333333
OdpowiedzUsuńZnalazlam dziś twojego bloga i poprostu się zakochałam. Uwielbiam, uwielbiam go!! <3
OdpowiedzUsuńdimnesss
Heej :) Dodasz dzisiaj nowy? <333
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńjakie to cudowne sdlkfjsdkfjds
OdpowiedzUsuńJezu czekam na koolejny syjbfkddfcc
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńkoniec jest słodki *-* mam nadzieję że to Justin ułożył jej imie :D
OdpowiedzUsuńOO ROZDZIAL DOSYC SPOKOJNY, ALE KONCOWKA ROZDZIALU SLODKA *O* / tt: @weronikaugh
OdpowiedzUsuń