niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 7

Katlin

Od: Justin
Nie wykręcisz się od tej zamiany tak łatwo, Księżniczko.
Czekam na Ciebie jutro o 8.

Huh, co to w ogóle ma znaczyć? „Nie wykręcisz się”, a chcesz się idioto założyć? Krzyczałam w myślach jednocześnie wchodząc po schodach i targając za sobą stosy różnych zakupów. Ku mojemu zdziwieniu rodzice siedzieli w salonie zawzięcie o czymś dyskutując. Nie, nie była to kłótnia, co muszę przyznać trochę mnie zdziwiło, gdyż w ostatnim czasie moi opiekunowie kłócili się dosyć często. Gdy tylko przekroczyłam próg mojego małego królestwa rzuciłam torby w kąt pokoju, po czym położyłam się na łóżku zamykając oczy. Chciałam napawać się magiczną ciszą, która mnie otoczyła jednak nie było mi to dane.
- Katlin, zejdź proszę na dół - usłyszałam donośny krzyk mojej mamy. Niechętnie wstałam i udałam się w stronę salonu.
- Usiądź- rozkazał mi tata ciepło się do mnie uśmiechając. Posłusznie wykonałam jego polecenie, a ten kontynuował- Postanowiliśmy razem z mamą, że wybierzemy się na wspólne rodzinne wakacje. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dawno nie spędzaliśmy razem czasu i chcemy to nadrobić- w tym momencie moje serce zaczęło wywijać piruety.
- Oferta jest Last Minute. Wylatujemy dziś nad ranem. Poinformowałam już twoją dyrektor o twojej tygodniowej nieobecności- dopowiedziała mama, a ja przytuliłam ich mocno.
- Kocham Was mocno! Nie wiecie, jak się cieszę!- powiedziałam wesoło- Właściwie to gdzie lecimy?
- Karaiby. Jeszcze nigdy tam nie byliśmy!- powiedziała radośnie mama, ale wiem, że miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Ona i ja tak kochamy wygrzewać się na słoneczku.
- Jesteście wspaniali!- powiedziałam, po czym cała w skowronkach pobiegłam się pakować. Byłam jak w amoku. Do największej walizki jaką posiadam wrzucałam wszystko- szorty, topy, stroje kąpielowe, kosmetyki, buty i wiele by jeszcze wymieniać. Po wyczerpującym i jakże szybkim spakowaniu potrzebnych mi ubrań postanowiłam zadzwonić do Car, by oznajmić jej dobre wieści. Odebrała po piątym sygnale.
- Nie uwierzysz co się stało!- krzyknęłam zanim zdążyła się odezwać.
- Mam nadzieję, że coś ważnego, bo jak nie to umrzesz jeszcze tej nocy. Wiesz, która jest godzina?- zapytała sennie. Odruchowo spojrzałam na zegarek. 2.34. Upsss.
- Jadę z rodzicami na wakacje!- krzyknęłam ignorując ją.
- Wow, to super. Gdzie i na ile?- zauważyłam, że jej ton się ożywił. Tyle co ta dziewczyna się osłuchała o tym, że moi prawni opiekunowie mają mnie gdzieś to chyba naprawdę nikt nigdy nie słyszał.
- Karaiby. Tydzień- odpowiedziałam niemal skacząc po łóżku, na którym aktualnie siedziałam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę- odpowiedziała radośnie, po czym zrobiła się cisza w słuchawce.
- Jesteś tam?- zapytałam.
- Ominie Cię połowa zamiany- powiedziała Caroline
- Nawet o tym nie pomyślałam, ale to stawia ten wyjazd w jeszcze lepszym świetle!
- Nie dla wszystkich- powiedziała z przekąsem- Justin przynajmniej będzie sam się prowadzał- dodała trochę weselszym tonem.
- KATLIN ZA PÓŁ GODZINY WYCHODZIMY Z DOMU, MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ GOTOWA!- krzyknęłam mama z dołu, na co ja aż podskoczyłam. Nie muszę chyba wspominać, że byłam w tak zwanym prożku.
- Car, muszę kończyć. Odezwę się jutro- powiedziałam, po czym szybko się rozłączyłam. Podłączyłam mojego iPhona do ładowarki, po czym szybkim krokiem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. Umyłam włosy, na które nałożyłam całkiem pokaźną ilość odżywki, ogoliłam nogi, po czym szybko wyszczotkowałam zęby, a w ciało wtarłam mój ulubiony balsam. Mokre jeszcze kosmyki związałam w luźny warkocz, który opadał mi na prawe ramię. Postanowiłam odpuścić sobie robienie jakiegokolwiek makijażu, ponieważ nie miało to najmniejszego sensu, poza tym większość moich kosmetyków była już spakowana. W samej bieliźnie wyszłam z łazienki, gdzie spotkałam mamę, która posłała mi spojrzenie typu ‘jak nie będziesz zaraz gotowa, to jedziemy bez Ciebie’, na co posłałam jej buziaka. Szybko zaatakowałam szafę, z której wyjęłam szare dresy Nike i tego samego koloru bluzę z kapturem. Na nogi założyłam moje różowe Air Maxy, a do mojej czarnej nerki wrzuciłam telefon, słuchawki i błyszczyk. Staszczyłam moją wielką walizkę po schodach i z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że byłam gotowa do wyjazdu. Rodzice również. Pozostało czekać nam tylko na taksówkę, która lada moment miała nadjechać.
- Kochanie, wyglądasz naprawdę dobrze- skomplementowała mnie mama, na co się uśmiechnęłam. Choćbym nie wiem jak źle się prezentowała moja rodzicielka zawsze powie mi, że wyglądam wspaniale, lub coś w ten deseń.
- Bawię się w dresa- powiedziałam, na co wszyscy zachichotaliśmy. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wszyscy byliśmy pewni, że to taksówkarz, jednak nie. Okazało się, że w drzwiach stał Justin. Na jego widok szczęka mi opadła.
- Możemy chwilę pogadać?- zapytał.
- Nie widzisz, że jestem zajęta- odpowiedziałam, co w sumie nie było zgodne z prawdą, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- Chwilę- poprosił. Gdyby nie to, że rodzice obserwowali każdy mój ruch powiedziałabym mu, żeby spadał.
- Okej- uległam, po czym wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi. Poczułam jak moje ciepło ogarnia chłód. Noce na Florydzie dają w kość.
- Udanego wyjazdu- odezwał się Justin z cwanym uśmiechem na ustach.
- Skąd wiesz, że  w ogóle gdzieś wyjeżdżam?
- Jestem ubrana w taki, a nie inny sposób. Dodatkowo walizki stoją w przedpokoju.
- Po co przyszedłeś?- odezwałam się ignorując jego odpowiedź.
- Nigdy nie widziałem Cię w takim wydaniu. Wyglądasz korzystnie- powiedział nie zawracając sobie głowy moim poprzednim pytaniem.
- Nie odwracaj kota ogonem- odezwałam się chłodnym tonem.
- O co Ci chodzi?- oblizał usta. To było aż za oczywiste, że grał przede mną głupka.
- Doskonale wiesz.
- Chciałem się pożegnać. Caroline nie umie trzymać języka za zębami.
- Ugh, więc to wszystko? Możesz już iść.
- Nie. Chcę Ci jeszcze powiedzieć, że tak łatwo się nie wywiniesz. Nie myśl sobie, że ten tydzień coś zmieni, że zamiana nie będzie aktualna.
- Niech Ci będzie, a teraz wybacz, taksówka przyjechała- wskazałam ręką na pojazd naszego domu. Mama z tatą zaczęli wychodzić razem z bagażami. Zauważyłam, że tata ciągnie również moją walizkę, za co byłam mu wdzięczna. Uwierzcie, mój bagaż ważył chyba tonę.
- Do zobaczenia Kat. Udanego wyjazdu. - powiedział Justin nakładając kaptur, na swoje włosy, po czym zniknął za rogiem. Udałam się w stronę taksówki, gdzie usiadłam na tylnym siedzeniu. Zauważyłam, że mama zamyka dom, a tata obserwuje każdy jej ruch, chcąc się upewnić, że nasza posiadłość zostanie odpowiednio zabezpieczona. Gdy w końcu wszyscy wygodnie usadowili się na swoich siedzeniach, ruszyliśmy.
***
Podróż na lotnisko minęła nam całkiem przyjemnie i szybko. Ulice w Jacksonville nie są tak bardzo tłoczne o trzeciej nad ranem, porównując do godzin szczytu gdzie dostanie się na drugi koniec miasta graniczy z cudem. Kierowca naszej taksówki był bardzo miły, co chwila opowiadał nam ciekawe i śmieszne anegdoty ze swojego życia. Oczywiście rozpoznał moich rodziców, ale na szczęście nie robił z tego wielkiej dramy.
- Bardzo miło było z państwem jechać- powiedział żegnając się z nami, po czym odjechał z parkingu znajdującego się na granicy lotniska, gdzie jak na tak wczesną porę panował zgiełk. Myślę jednak, że jeżeli chodzi o stacje powietrze nie istnieje taki termin jak godzina. O każdej porze jest mnóstwo ludzi, którzy albo wylatują gdzieś, albo przylatują. Odprawa trwała w nieskończoność, ale warto było, ponieważ po upływie dobrych kilkudziesięciu minut siedzieliśmy w wygodnej pierwszej klasie. Gdy sięgam pamięcią wstecz nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek leciała w innym przedziale. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Kilkunasto-godzinną podróż samolotem prawie całą przespałam. Nie licząc tych momentów, gdzie musiałam udać się do łazienki z powodu doskwierającej mi choroby lokomocyjnej. To była jedna z tych mniej przyjemnych czynności podczas lotu.
***
- Kochanie, jesteśmy na miejscu- przyjemny głos mojej mamy wybudził mnie z objęć Morfeusza. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Słońce zewsząd próbowało dostać się na pokład samolotu. Pożałowałam faktu, że ubrałam się tak ciepło. Nie było jednak czasu na smutki i żale, dlatego z wielkim uśmiechem na ustach wyszłam przywitać się z pięknym krajobrazem Karaib.
***
Odebranie naszych bagaży i przejazd do hotelu zajął nam niewiele ponad godzinę. Każdy patrzył na mnie kątem oka ze względu na mój ciepły ubiór. Temperatura powietrza wynosiła około 40 stopni Celsjusza w cieniu. Nie była to dla mnie nowość, gdyż na Florydzie takie temperatury w lato to całkiem normalna sprawa. Gdy tylko ujrzałam nasz apartament moje serce zabiło szybciej. Myślcie co chcecie, ale czasami jestem okropną materialistką. Z okna rozpościerał się widok na wspaniałe morze oraz plażę, na której wylegiwały się dziesiątki osób. Szybko wskoczyłam do łazienki i przebrałam się w mój czarny strój kąpielowy. Na głowę założyłam słomiany kapelusz, który dostałam na urodziny od Naomi oraz na oczy założyłam Ray Bany. Cała w skowronkach pobiegłam na plażę, nie przejmując się, że rodzice nawet nie zdążyli się rozpakować. Opalanie na słonecznych Karaibach to coś, o czym marzyłam przez całe lato.
***
Nie mogę uwierzyć, że siedzę w taksówce powrotnej w Jacksonville. Te wakacje były wspaniałe. Cały czas spędziłam z rodziną, na wygłupach, plażowaniu i zażywaniu kąpieli wodnych. Przez chwilę poczułam się jak za dawnych lat. Dla rodziców byłam tylko ja. Zbliżyliśmy się do siebie przez ten czas.  Przeraża mnie jednak fakt, że już za kilka godzin będę musiała wrócić do przerażającej rzeczywistości i co najgorsze- szkoły. Będę zmuszona nadrobić cały tydzień nieobecności i jeszcze na dodatek być przygotowana na bieżąco. Nie należę do osób, które jakoś specjalnie przykładają się do nauki, jednak w tym roku obiecałam sobie, że to zmienię. Chciałabym mieć średnią, którą mogłabym pochwalić się w collage, do którego wybieram się już za rok. Przed wyjazdem wiedziałam na co się piszę, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Moje rozmyślania przerwał kierowca oznajmiający nam, że dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z niewygodnej taksówki, a widok, który ujrzałam bardzo mnie zadziwił. Moim oczom ukazało się mnóstwo czerwonych róż, które były ułożone na kształt mojego imienia, które okalało serce z białego gatunku tego pięknego kwiatu. Ktokolwiek to zrobił, jest wspaniały.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

21 komentarzy:

  1. super, czekam na kolejny! @gabiszon18

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny jest,jeżeli te róże ułożył Justin to jest taki uroczy i kochany<3 @mistrzo

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ! Matko zastanawiam się który to ! Aaaaa zwariuje ;D haha @eskax3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fjjfdkkdk świetny rozdział juz czekam az sie akcja rozwinie :)
    @believemydreamm

    OdpowiedzUsuń
  5. famfxhfbmhaxd zajebisty rozdział! czekam na następny *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. o mamo *_* ciekawe kto to

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :D
    chyba domyślam kto zostawił jej te róże ...
    czekam na NN :)
    @kasiamendaluk

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na nowy :) @SwaggBiebsss

    OdpowiedzUsuń
  9. To pewnie Justin. Zajebiste <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepsze opowiadanie <33333333333

    OdpowiedzUsuń
  11. Znalazlam dziś twojego bloga i poprostu się zakochałam. Uwielbiam, uwielbiam go!! <3


    dimnesss

    OdpowiedzUsuń
  12. Heej :) Dodasz dzisiaj nowy? <333

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  14. jakie to cudowne sdlkfjsdkfjds

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu czekam na koolejny syjbfkddfcc

    OdpowiedzUsuń
  16. koniec jest słodki *-* mam nadzieję że to Justin ułożył jej imie :D

    OdpowiedzUsuń
  17. OO ROZDZIAL DOSYC SPOKOJNY, ALE KONCOWKA ROZDZIALU SLODKA *O* / tt: @weronikaugh

    OdpowiedzUsuń