poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 5



Katlin

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zabrałeś mnie do wesołego miasteczka- powiedziałam, urywając pokaźnej wielkości kawałek waty cukrowej, którą chwilę później wepchałam sobie do buzi.
- Wiem, co kochasz- brunet uśmiechnął się jedząc swojego włoskiego loda. Wiem, że pewnie trudno Wam w to uwierzyć, ale byliśmy dla siebie MILI. Po tym jak ujrzałam ten ogromny park rozrywki, do którego Justin mnie zabrał nie umiałam się na niego złościć. Po prostu ubóstwiam takie miejsca. Mogłabym w nich zamieszkać. Nie zrozumcie mnie źle, ale naprawdę mi się to podobało.
- Co powiesz na spacer?- zaproponował, na co kiwnęłam potwierdzająco głową. Myślę, że takiego Justina mogłabym polubić. Leniwie wstałam z ławki i wyrzuciłam patyk po wacie. Była pyszna.
- Gdzie idziemy?- zapytałam, gdy ten delikatnie pociągnął mnie za ramię.
- Pokażę Ci dlaczego kocham to miejsce- odpowiedział tajemniczo. Mijaliśmy kolejne atrakcje parku rozrywki, których tutaj nie brakowało. Spojrzałam na zegarek. 2.47. Kto by pomyślał, że ten czas tak szybko nam zleci. Najdziwniejsze było to, że o tak późnej porze było tu tak wiele ludzi.
- Justin- odezwałam się przerywając przyjemną ciszę, która między nami zapanowała. Chłopak popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, na co ja kontynuowałam- Jest noc, a tutaj jest tak wiele osób, dlaczego? Czy ludzie tu pracujący nie potrzebują odpoczynku?- na moje pytanie brunet zaśmiał się przyjaźnie.
- Otwarli to miejsce specjalnie po to by odwiedzać je wtedy, gdy jest ciemno. Zamykają o 3 nad ranem- to wszystko wydawało mi się tak cholernie dziwne. Kto idzie sobie do wesołego miasteczka w nocy?
- Dlaczego ludzie przychodzą tutaj tak późno?
- Zaraz się przekonasz- pociągnął mnie w stronę diabelskiego koła.
- Już zamknięte- odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku.
- Czy mogę prosić pana na słówko?- zapytał grzecznie Justin. Siwiejący staruszek pokiwał głową, po czym razem odeszli na taką odległość, abym nie mogła nic usłyszeć. Nagle usłyszałam donośny głos, dobiegający w głośników, które były rozmieszczone na całej posiadłości:
- Wszystkie osoby proszone są o udanie się w stronę wyjścia. Za pięć minut zamykamy. Życzymy udanej nocy.
- Wsiadajcie- oznajmił mężczyzna, po czym otworzył nam drzwiczki do jednej z małych kabin. Popatrzyłam pytająco na Justina, a ten posłał mi jedynie uśmiech za tysiąc dolarów. Nie czekając ani sekundy wgramoliłam się na miejsce. Justin usiadł obok mnie, co według mnie było absurdem, bo naprzeciwko znajdowała się podobnej wielkości ławka.
- Miłej przejażdżki- oznajmił z uśmiechem mężczyzna i diabelskie koło ruszyło. Bardzo powoli unosiliśmy się w górę. Justin objął mnie ramieniem, na co nie protestowałam. Floryda była gorąca, ale noce bywały chłodne. Oparłam głowę o jego ramię, na co nieznacznie się uśmiechnął.
- Takiego mogłabym Cię polubić- odezwałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Nie rozumiem.                                                                    
- Chodzi mi o to, że jesteś miły, pozytywnie nastawiony..- rozwinęłam moją myśl.
- Nie gadaj tyle, tylko patrz- pogłaskał mnie po głowie. To co zobaczyłam było piękne. Cała panorama najbliższej okolicy oświetlona tysiącami maleńkich światełek, które w rzeczywistości służyły za latarnie.
- To jest wspaniałe.
- Dlatego Cię tu zabrałem- oblizał usta.
- Jak to jest, że taka osoba jak ty zna takie miejsca?
- A jaką osobą jestem?- zapytał. Bez problemu mogłam ujrzeć ciekawość w jego oczach.
- Zgrywasz takiego bad boya..- nie dane mi było skończyć.
- Ja nim jestem, zresztą moi dziadkowie mieszkają niedaleko.
- Co powiedziałeś temu facetowi, że zgodził się na jeszcze jeden kurs?
- Dowiesz się kiedy indziej, na razie niech pozostanie to tajemnicą.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
- Dziękuję Justin za ten dzień, a właściwie noc. To było wspaniałe- powiedziałam gdy tylko dojechaliśmy do mojej posiadłości. Podróż minęła nam spokojnie. Nikt się nie odzywał, każdy był pochłonięty swoimi myślami. Cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Chciałabym, żeby taki Justin pozostał na zawsze. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe.
- Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się łobuzersko, po czym palcem wskazującym postukał się w policzek.
- Chciałbyś mój drogi, chciałbyś- powiedziałam ze śmiechem. Może i byliśmy na dobrej drodze do stworzenia czegoś w rodzaju przyjaźni, ale po pierwszym udanym dniu nie mam zamiaru dać mu się całować. Z uśmiechem na twarzy wyszłam z samochodu i wchodząc do domu pomachałam Justinowi, na co się uśmiechnął. Po cichu weszłam po schodach i udałam się do łazienki, gdzie zmyłam makijaż, wyszczotkowałam zęby i rozczesałam włosy. Szybko wskoczyłam pod orzeźwiający prysznic, po czym przebrałam się w piżamę. Byłam trochę głodna, jednak nie chciałam robić hałasu. Wolnym krokiem udałam się do mojego pokoju. Świtało już. Zsunęłam rolety i wgramoliłam się pod cieplutką kołdrę. Zasnęłam z ogromnym bananem na ustach.
***
Obudził mnie dźwięk telefonu. Bez patrzenia na ekran odebrałam. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo męski głos zaczął na mnie krzyczeć. Tym razem należał on do Harrego.
- Co ty wczoraj robiłaś z Bieberem!? Wiesz, co mówiłem Ci na jego temat!
- Boże, spokojnie- odezwałam się, w międzyczasie ziewając. Poczułam wyrzuty sumienia. Nie w stosunku do Hazzy, ale do Caroline. Zachowałam się jak idiotka zapominając o niej wczorajszej nocy- To nie tak jak myślicie.
- A jak, do cholery?
- Nie przeklinaj w mojej obecności- to nie było tak, że byłam święta, ale bardzo nie lubiłam, gdy wulgaryzmy wypływały z ust Harrego. To do niego po prostu nie pasowało.
- Ugh, przepraszam- mruknął. Nienawidził kiedy zwracałam mu uwagę.
- Bieber Was okłamał- powiedziałam. Harreh nie ufał brunetowi, którego tęczówki przypominały miód, więc byłam pewna, że mi uwierzy. Caroline zajmę się później.
- W jakim sensie? 
- Po prostu kiedy wychodziłam z domu na spotkanie z Car, spotkaliśmy się pod moim domem. Zaoferował mi podwózkę, a ja się zgodziłam. Po chwili zorientowałam się, że nie wiezie mnie tam gdzie chcę, ale było już za późno. Kłóciliśmy się i kiedy Caroline zadzwoniła zmusiłam go do odebrania, co mu się nie spodobało i postanowił mnie oczernić.
- A gdzie Cię zabrał?- zapytał podejrzliwym głosem.
- Ohh, po prostu jeździliśmy sobie, a gdy stwierdził, że już mu się znudziło odwiózł mnie do domu. Dasz wiarę?
- Co za gnojek!- nie chciałam żeby mój chłopak nazywał tak Justina. Pewnie przez to, że wczoraj zachowywaliśmy się jak osoby, które się przyjaźnią- dam mu popalić.
- Po prostu daj spokój, nic nie rób. Muszę porozmawiać z Car.
- Dlaczego mam nic nie robić? Ten dupek chciał Cię oczernić.
- Po prostu szkoda czasu na niego. Teraz ważniejsza jest Caroline.
- Masz rację. Będę już kończył. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Papa- szybko zakończyłam połączenie, ponieważ nie lubiłam gdy ktoś rozłączał się pierwszy. Ot tak, taki wybryk. Zwlokłam się z łóżka, po czym napisałam szybkiego SMS do Caroline. Nie chciałam z nią rozmawiać przez telefon w tak ważnej sprawie.

Do: Caroline
Możemy się spotkać?

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.

Od: Caroline
Tak jak wczoraj? -.-

Do: Caroline
Nie. Przyjdź do mnie jak będziesz miała czas. Musimy porozmawiać x

Od: Caroline
Będę jakoś za godzinkę

Postanowiłam nic nie odpisywać na tą wiadomość. Udałam się w stronę kuchni, w celu spożycia śniadania chociaż sądząc, po godzinie – 13.23- powinnam raczej była zjeść obiad. Mniejsza o to. Otworzyłam naszą, jak zwykle pełną lodówkę i sięgnęłam po mleko, a z szafki wyciągnęłam moje ulubione musli. Śniadanie idealne. Po skonsumowanym posiłku włożyłam brudną miskę do zmywarki. W domu panowała głucha cisza. Nikogo nie było. Tata jak zwykle w pracy, mama zresztą też. Ciągle zapracowani. Czasami chciałabym mieć ich chociaż na jeden dzień.  Chodzi mi o to, że moi rodzice praktycznie ciągle mnie olewają. Dla nich jestem tylko osobą, której wystarczy spełnić wszystkie zachcianki, by była szczęśliwa. Dawniej tak nie było. Gdy byłam mniejsza często spędzaliśmy ze sobą czas. Chodziliśmy do kina, wesołego miasteczka, wyjeżdżaliśmy do rodziny. Teraz już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam moich dziadków. Mówię całkowicie poważnie. Odpowiadając na wasze, zapewne nasuwające się pytanie. Nie, nie mogę pojechać do nich sama, gdyż są oni oddaleni o kilka stanów, a w tak długą podróż rodzice samą by mnie nie puścili. Chciałabym mieć takich właśnie opiekunów, jak miałam kiedyś. Potrzebna mi ich miłość, nie pieniądze. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Caroline. Od razu udałam się do drzwi. Niestety osoba, którą zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyła. Macie racje. To był Justin.
- Słuchaj, za chwilę ma przyjść tutaj Caroline, więc z łaski swojej spadaj stąd. Nie chcę więcej kłopotów przez Ciebie- warknęłam na niego.
- Ciebie też miło widzieć- uśmiechnął się, po czym mnie przytulił. PRZYTULIŁ, rozumiecie? Przecież w każdej chwili może pojawić się tu Car! On chyba serio nie ma mózgu- czemu nie odwzajemnisz uścisku?- zagruchał mi do ucha.
- Bo za chwilę przyjdzie tu twoja dziewczyna- odepchnęłam go, na co zachichotał- Widzę, że ty się tym nie przejmujesz. Lepiej wymyśl, co jej powiemy jak się pojawi. No chyba, że pójdziesz i zostawisz mnie z tym samą- powiedziałam. Postanowiłam go wykorzystać. Niech się na coś chłopak przyda.
- Nie zostawię Cię, przecież o tym wiesz- powiedział spokojnie. Upss, nie wiedziałam.
- Dobra. Powiedziałam Hazzie, że- pokrótce opowiedziałam mu moją zmyśloną bajkę- Ty to samo powiesz Car, okej?- pokiwał głową. Mam nadzieję, że nie odpieprzy czegoś tak jak wczoraj- A teraz właź do domu- rozkazałam, jednak to co usłyszałam chwilę potem zmroziło mi krew w żyłach.
- Czy ty właśnie powiedziałaś mu, że ma mnie okłamać!?- krzyknęła rozwścieczona Caroline. Oficjalnie mam przejebane.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)

sobota, 12 października 2013

Rozdział 4

Katlin

- Ale jak to Justin nie jest twoim chłopakiem?- moja mama była zdruzgotana i uwierzcie, nie przesadzam w tym momencie. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Nie, mamuś. Nigdy nim nie był i nigdy nie będzie. Przecież wiesz, że spotykam się z Harrym i to jego kocham.
- Kochanie, wiem, że coś tam czujesz do Stylesa, ale zrozum, on nie jest dla Ciebie odpowiedni- uśmiechnęła się ciepło.
- Wiem lepiej, kto jest dla mnie odpowiedni i tą osobą na pewno jest Hazz- wydukałam starając się opanować złość, która w tym momencie mnie ogarnęła.
- Poczekaj, czegoś tu nie rozumiem- odezwała się moja rodzicielka po chwili niezręcznej ciszy. Popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem, na co ta kontynuowała- Chodzi o to, że jesteś z Harrym, przychodzi Justin, mówi, że jest twoim chłopakiem, a chwilę później wybiega niemal trzaskając drzwiami.
- Mówiłam Ci już. Justin to mój przyjaciel, ma bardzo duże poczucie humoru i pewnie chciał zrobić Ci żart. Swoją drogą udało mu się. Co do wyjścia, pokłóciliśmy się, ale to nic czego byśmy wcześniej nie robili- uśmiechnęłam się promiennie. Zawsze byłam dobra w kłamaniu, ale wymyślenie takiej historii w przeciągu niecałej minuty to już jest chyba poziom zaawansowany, nie sądzicie? Byłam zadowolona z siebie, że tak zgranie wybrnęłam z tej sytuacji.
- Teraz rozumiem. Przepraszam, ale muszę już iść do pracy. Dzwonili w jakiejś durnej sprawie przed tym jak zaczęłyśmy rozmawiać- pocałowała mnie w policzek i już jej nie było. Poczułam niewyobrażalną ulgę. Mama tak łatwo kupowała moje kłamstwa. Czasem zastanawiam się czy to dobrze, czy nie. Spojrzałam na zegarek. 16.12. Nie chciałam całego dnia spędzać w domu, dlatego postanowiłam zadzwonić do Car. Na szczęście odebrała po pierwszym sygnale.
- Co jest laska?- jej wesoły ton głosu sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Idziesz na zakupy? Cholernie mi się nudzi- jęknęłam.
- Czemu nie?
- W takim razie będę u Ciebie za godzinkę-  rozłączyłam się, po czym pobiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam moją pokaźnych rozmiarów szafę i wybrałam z niej dżinsowe szorty i luźny bladoróżowy sweterek z rękawkami trzy czwarte, który zamierzałam wsadzić w spodenki. Udałam się do łazienki gdzie wykonałam lekki makijaż- trochę pudru, tusz, eyeliner i błyszczyk. Włosy spięłam w luźnego koczka i wskoczyłam w przygotowane wcześniej ubrania. Wzięłam moją złotą kartę kredytową i telefon po czym szybko udałam się w stronę wyjścia. Pech chciał, że otwierając drzwi zderzyłam się z pewną osobą. Był to Justin. Po prostu świetnie.
- Widzę, że idealnie się zgraliśmy- powiedział, po czym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę swojego samochodu, do którego bezczelnie mnie wepchnął. Tak, dobrze przeczytaliście. WEPCHNĄŁ. Przy okazji używając całej swojej siły. Nie dał mi nawet dojść do słowa.
- Czy mogę wiedzieć co ty kurwa robisz?- wydarłam się na niego, gdy ten jak gdyby nigdy nic wsiadł za kierownicę i odpalił samochód.- Możesz mi odpowiedzieć?
- Nie drzyj się, a gdzie jedziemy to zobaczysz- uśmiechnął się słabo.
- A może ja byłam umówiona?
- A może mnie to nie obchodzi?
- Powiedz mi gdzie jedziemy, natychmiast.
- Nie- odpowiedział Justin z cwanym uśmieszkiem, patrząc prosto przed siebie- na drogę. Z tego co zauważyłam właśnie wyjeżdżaliśmy z miasta. Gdzie ten palant chce mnie zabrać?
- Radzę Ci się przespać, bo przed nami długa droga- ta jego tajemniczość doprowadza mnie do szału. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Położyłam lewą rękę na jego kolanie i uwodzicielskim tonem szepnęłam:
- Gdzie chcesz mnie zabrać?- Justin wybuchł niepohamowanym śmiechem. Zabrałam rękę z jego uda i odwróciłam się w stronę okna. Kocham patrzeć na obrzeża Jacksonville. Są piękne.
- Nie próbuj być seksowna, bo Ci to nie wychodzi. Pokraka z Ciebie- odezwał się Justin pełnym rozbawienia głosem. Zignorowałam go. Z stanu w jaki popadłam chwilę po jego kąśliwej uwadze wyrwał mnie dźwięk dochodzący z mojego telefonu informujący mnie, że dostałam SMS.

Od: Caroline
Gdzie ty do cholery jesteś? Czekam na Ciebie od godziny! Ugh..

Upss, przez Justina kompletnie zapomniałam o spotkaniu z przyjaciółką. Szybko wystukałam wiadomość:

Do: Caroline
Przepraszam, że nie dałam znać, ale wypadło mi coś ważnego.

Odpowiedź dostałam niemal natychmiast:

Od: Caroline
Czy to ma jakiś związek z Justinem?

Muszę przyznać, że jej pytanie wybiło mnie z panatykułu. Kompletnie nie wiedziałam co mam jej odpisać.

Do: Caroline
Nie, a dlaczego pytasz?

- Ładnie to tak kłamać?- odezwał się Justin z dziwnym wyrazem twarzy.
- Niby co miałam napisać? Oh oczywiście, jadę z twoim chłopakiem nawet nie wiem gdzie? Wiesz jakby się poczuła?- wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
- Za dużo myślisz- powiedział krótko.
- Hahaha- zaśmiałam się drwiąco- Z pewnością byłaby szczęśliwa, że jej chłopak i najlepsza przyjaciółka jadą nie wiadomo gdzie- w tym momencie dostałam SMS.

Od: Caroline
Nie wiem, tak się zastanawiałam, bo wiesz ja jestem z Harrym w parku ;)

Szczęka mi opadła. Co ona robi z moim chłopakiem? Jak śmie? Bez mojej wiedzy?

Do: Caroline
Co ty robisz z Hazzą w parku !?

- Właśnie tak się poczułaś- odpowiedział z uśmiechem. W tym momencie do głosy wpadła mi pewna myśl.
- Tak właściwie, to dlaczego czytasz moje wiadomości? Za kogo ty się uważasz?
- Byłem ciekawy.
- Nie lubię ciekawskich dziwek- zacytowałam jego własne słowa przeciwko niemu. Jego szczęka natychmiast się zacisnęła, jednak gdy się odezwał jego głos był nadzwyczaj spokojny.
- Nie zaczynajmy znów się kłócić. Nie masz tego dość?- byłam naprawdę zdziwiona, że zignorował moją uwagę.
- Urodziłam się po to by się z tobą droczyć- odezwałam się ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Nim zdążył mnie zripostować dostałam wiadomość:

Od: Caroline
Zaproponował mi spacer to się zgodziłam, chyba nie masz nic przeciwko? Martwię się o Justina, cały dzień nie odbiera ode mnie telefonów.

Pewnie, że nie mam nic przeciwko. Wcale. Huh, mam nadzieję, że czujecie ironię.
- Czemu nie odbierasz telefonów od Car? Martwi się!- oblizałam usta.
- Całą moją uwagę poświęcam Tobie- uśmiechnął się bezczelnie.
- Powinieneś poświęcać tą uwagę osobie, która jej potrzebuje- szybko odpisałam.

Do: Caroline
Spróbuj jeszcze raz, może tym razem odbierze ;)

- Tym razem masz odebrać, rozumiesz?
- Pewnie, ale uwierz pożałujesz tego Kotku- puścił mi oczko.
- Nie nazywaj mnie kotkiem.
- Cokolwiek powiesz, Misiu.
- Nie mów tak do mnie w ogóle!- naszą  kolejną kłótnię przerwał telefon Justina od nikogo innego jak Caroline. Tym razem brunet odebrał i włączył na głośnik.
- Czemu ty do cholery nie odbierasz telefonów? Wiesz jak się martwiłam? Co ty robisz cały dzień? - wykrzyknęła Car.
- Przepraszam, nie słyszałem. Właśnie jestem z Katlin- uśmiechnął się do mnie, a mnie zatkało. Totalnie.
- Haha- zaśmiała się radośnie- Przed chwilą temu zaprzeczyła.
- Okłamała Cię. Siedzi koło mnie teraz i jest przerażona.
- Nie wierzę.
- Odezwij się Megbog i tak już twoje kłamstwo wyszło na światło dzienne.
- NIE MÓW TAK DO MNIE!- krzyknęłam ile sił w płucach nie zważając na to, że przez to ujawniłam swoją obecność.
- Co ty z nim robisz? Dlaczego mnie okłamałaś?- krzyknęła wyraźnie zdenerwowana Car. Ups. Mam przechlapane. Zmroziłam wzrokiem Justina, który cały czas głupkowato się uśmiechał. Zrobił to specjalnie. Wiedział jak bardzo nie lubię, gdy ktoś mówi do mnie po nazwisku.
- Niech twój chłopak Ci to wyjaśni.
- Myślę, że nie mam nic do gadania. Katlin po prostu poprosiła o spotkanie i nie miałem serca jej odmawiać.
- Oh już rozumiem. Pogadam sobie z Wami później- powiedziała chłodno po czym się rozłączyła.
- CZY TY JESTEŚ KURWA NORMALNY!?- wydarłam się na Justina, gdy tylko połączenie zostało zakończone- CO TY SOBIE WYOBRAŻAŁEŚ TAK BEZCZELNIE KŁAMIĄC? TO MOJA PRZYJACIÓŁKA I TWOJA DZIEWCZYNA DO CHOLERY! WIESZ JAK ONA SIĘ TERAZ CZUJE? TY NADĘTY CHAMIE! EGOISTO PIEPRZONY! CO JA JEJ TERAZ POWIEM? CZY TY CZASEM UŻYWASZ MÓZGU?
- Skończyłaś już? Za dużo mówisz. Po prostu chciałem żeby dała nam dziś spokój. Ten wieczór będzie nasz.
- Huh, nic nie będzie, bo ja wracam do domu. Jak tylko staniemy i wypuścisz mnie z tego śmierdzącego auta- powiedziałam na co wybuchł śmiechem.
- Masz zamiar wracać taki kawał sama, pieszo?- krztusił się śmiechem- Życzę powodzenia i krzyżyk na drogę- śmiał się dalej i dopiero teraz uderzył mnie sens moich słów. Nie mogę wrócić do domu, nie znam drogi i nawet nie wiem gdzie jesteśmy.
- Zadzwonię po taksówkę.
- Pudło.
- Niby czemu?
- Taksówka z Jacksonville nie przejedzie ponad 100 kilometrów tylko po to, żeby Cię przywieść. O tej porze dużo więcej zarobi zostając w mieście- czemu on znów musi mieć rację?
- Wymyślę coś innego. Jest dużo opcji.
- Chciałbym je poznać.
- Zamknij się wreszcie!- powiedziałam po czym odwróciłam się w stronę okna podziwiając widoki.  Przymknęłam oczy i po prostu odpłynęłam.
***
- Księżniczko, wstawaj dojechaliśmy- odezwał się głos tuż nad moim uchem. Justin. Ta osoba przyprawiała mnie o zawrót głowy. W negatywnym znaczeniu, oczywiście.
- Czy ty zawsze musisz mnie budzić wtedy kiedy śpi mi się najlepiej?
- Nie chciałem tego zrobić. Cisza, gdy nie ruszałaś swoją kłapaczką była złotem, ale dojechaliśmy i nie chcę siedzieć w samochodzie.
- Jasne. Pan Egoista myśli tylko o sobie- odgryzłam się, po czym wysiadłam z samochodu. Ściemniało się. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 20.16.
- Powinniśmy wracać, bo mama będzie się o mnie martwić. Tak mi przykro- udałam niewyobrażalny smutek.
- Nic nie musimy. Rozmawiałem z twoją mamą. Powiedziałem, że całą paczką jedziemy i, że wrócisz nad ranem. Kazała mi mieć na Ciebie oko- puścił  mi oczko.
- Huh, więc moją mamę to możesz sobie okłamywać, a Car musiałeś wygadać?
- Kiedyś jeszcze mi za to podziękujesz- posłał mi tajemniczy uśmiech.
- Niedoczekanie twoje.
- Dosyć gadania. Odwróć się lepiej- poinstruował mnie, a ja wykonałam jego polecenie. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Czy ja kiedykolwiek mówiłam, że nie lubię Justina? 

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 3



Katlin

Nie myślcie sobie, że uległam temu idiocie. Tak na pewno nie było. Po prostu nie miałam innego wyjścia.
- Justin, proszę Cię puść mnie- spróbowałam po raz kolejny, tym razem zmuszając się do bycia sympatyczną.
- O widzę, że jednak umiesz być miła- powiedział ze śmiechem i postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję- mruknęłam cicho.
- Ależ nie ma za co- uśmiechnął się łobuzersko. Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć.
- Nigdzie nie idę. Zobacz jak ja wyglądam, zresztą jestem głodna i zmęczona- zaczęłam narzekać. Już nawet nie krzyczałam na niego. Nie miałam na to siły. Nie teraz.
- W sumie to masz rację. Idź do domu, zrób coś ze sobą i o 13 przyjdę po Ciebie- zaczął oddalać się w zupełnie innym kierunku.
- Chyba sobie żartujesz. Masz zamiar tak po prostu odejść?- wycedziłam przez zęby. Czy aby przypadkiem mówiłam, że nie mam siły, aby się niego złościć? Pfff…
- O co chodzi?
- Przeniosłeś mnie na plecach Bóg wie gdzie, nagle puszczasz i odchodzisz. Gdzie się podziały twoje dobre maniery?
- Aaaa- podrapał się po głowie- Nie mam ze sobą samochodu, ale jak chcesz mogę dać Ci pieniądze na taksówkę.
- Nie chcę żebyś cokolwiek mi sponsorował- oburzyłam się- Idę pieszo.
- Jak chcesz- uśmiechnął się po czym zniknął za rogiem. Bosko. Byłam naprawdę zła na tego gówniarza. Co on sobie wyobrażał? Już ja mu pokażę kto tu rządzi. Znudzonym wzrokiem obejrzałam się po okolicy. Było około pół godziny drogi od mojego domu spacerem. Wydaje mi się, że nie miałam innego wyjścia i po prostu zdjęłam moje wysokie szpilki, po czym zaczęłam maszerować boso. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. O tej porze na Florydzie nie jest jeszcze bardzo gorąco aczkolwiek to, iż miałam bardzo aktywną noc przyczyniło się do tego, że czułam się nieświeża. Włosy posklejały mi się w strąki. Z pewnością wyglądałam okropnie. Potrzebowałam również snu. Gdy doszłam do domu byłam całkowicie wykończona. Bardzo chciałam przemknąć przez dom niezauważona, ale jak zwykle moje pragnienia nie iszczą się.
- Kochanie, wybacz, ale nie wyglądasz tak jakbyś spała dzisiejszej nocy u Car- odezwała się mama z głupkowatym uśmieszkiem, gdy tylko przekroczyłam próg przedpokoju.
- Oh, daj spokój- odezwałam się słabym głosem- Porozmawiamy później.
- Jak chcesz. Wiesz, masz już pawie 17 lat. Nie musisz mi się tłumaczyć- powiedziała, co kompletnie wybiło mnie z panatykułu.
- Gdzie się podziała moja matka?- zapytałam z uśmiechem.
- Jest cały czas tutaj. Po prostu zrozumiała, że nie jesteś już dzieckiem.
- Ojej, fajnie. Przepraszam mamo, ale idę do łazienki- powiedziałam, po czym udałam się w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i włożyłam je do kosza z brudnymi rzeczami. Zmyłam makijaż, umyłam zęby i weszłam pod orzeźwiający prysznic. Nie muszę chyba wspominać, że wyglądałam okropnie. Umyłam swoje średniej długości brązowe włosy, a następnie lałam na siebie wodę strumieniami. To zdecydowanie jedna z najmilszych rzeczy w życiu. Stoisz, a ciepła ciesz pieści twoje ciało. Mogłabym tak stać godzinami, ale tym razem zmęczenie wygrało i opuściłam zaparowaną kabinę. Wytarłam moje ciało puchatym ręcznikiem, a w ciało wtarłam mój ulubiony karmelowy balsam i sięgnęłam na półkę po krótkie dresowe różowe spodenki i białą bokserkę. Idealny strój do spania. Rozczesałam mokre włosy i pozostawiłam je w artystycznym nieładzie. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Wyglądałam o niebo lepiej. Od razu udałam się w stronę mojego pokoju. Zamknęłam dokładnie drzwi i rzuciłam się na łóżko. Na przyjście snu nie musiałam długo czekać.
***
- Kochanie, obudź się, masz gościa- usłyszałam przyjemny głos należący do mojej mamy.
- Kto?- zapytałam nie otwierając oczu.
- Twój chłopak.
- Niech wejdzie na górę- odpowiedziałam i zagrzebałam się w poduszki.
- Oh, dobrze- odpowiedziała i wyszła z pomieszczenia. Chwilę potem usłyszałam ciężkie kroki na schodach i następnie ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Słodko wyglądasz gdy jesteś zaspana- powiedział nie kto inny jak Justin. Coś mi tu nie grało. Od razu podniosłam się z pozycji leżącej.
- Co tu robisz i dlaczego moja mama nazwała Cię moim chłopakiem?- zapytałam oschle.
- Miałaś być gotowa o 13, dlatego tu jestem. I przecież jestem twoim chłopakiem- uśmiechnął się głupkowato, a mnie uderzyła przykra rzeczywistość. 2 długie tygodnie.
- Nigdzie z tobą nie idę. Wyjdź z mojego pokoju.
- Nie. Jeśli nie chcesz iść, to zostaniemy w domu i pooglądamy filmy- wskazał palcem na telewizor, który znajdował się na ścianie naprzeciwko mojego ogromnego i niesamowicie wygodnego łóżka. W tej chwili pożałowałam, że mam coś takiego w pokoju.
- Nie mam na to ochoty. Spadaj stąd. No już- pokazałam palcem na drzwi, w których pojawiła się moja mama.
- Kochani, przyniosłam Wam coś na ząb- uśmiechnęła się szczerze. Od kiedy moja rodzicielka się uśmiecha? Kto ją podmienił?
- Proszę Pani…- zaczął Justin lecz nie było dane mu skończyć.
- Mów mi Sophie.
- Oh, dobrze. Więc Sophie, mógłbym zostać z Kat i pooglądać z nią filmy?
- Ależ oczywiście. Bawcie się dobrze- zagruchała i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Byłam w szoku, gdy był u mnie Hazz drzwi NIGDY nie mogły być zamknięte, zawsze uchylone.
- Twoja mama mnie lubi- stwierdził z zadowoleniem na co prychnęłam. Justin podszedł do stojaka z płytami i zastanawiał się dobrą chwilę. W końcu wyjął jakąś płytę i zwrócił się do mnie:
- Może być „Now is good”?
- Nie, wynoś się stąd- ponownie wskazałam palcem na drzwi.
- Więc włączę- odpowiedział z uśmiechem. Włożył płytę do odtwarzacza i usadowił się na moim łóżku. Nie widziałam jeszcze tego filmu, ponieważ dostałam go niedawno od taty, ale na pewno nie chciałam oglądać go w jego towarzystwie.
- Ja mówię serio, wynoś się stąd!- krzyknęłam powoli tracąc cierpliwość.
- Skup się na filmie, kochanie. Ja się nigdzie nie wybieram- czy mogłam cokolwiek zrobić? Był uparty jak osioł, którym prawdę mówiąc był. Po prostu nie pozostało mi nic innego, jak tylko zacząć oglądać. Przesunęłam się jak najdalej od miejsca gdzie siedział Justin. Niemal spadałam z łóżka, ale to nic. Liczyło się tylko to, że byłam jak najdalej od tego dupka. Zaśmiałam się w myślach na to, jak wiele przezwisk używam dla niego. Nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że tak brzydko go nazywam, ale zasługuje na to.
***
Przez praktycznie cały seans czułam na sobie wzrok Justina, ale nie przeszkadzało mi to w całkowitym wczuciu się w film. Po prostu o nim zapomniałam. Produkcja ogromnie mnie poruszyła, w trakcie rozpłakałam się kilka razy, a na sam koniec po prostu zaczęłam wyć. Zakryłam sobie  usta poduszką, żeby nie było mnie słychać w całym domu. Usłyszałam cichy śmiech Justina co przypomniało mi o jego obecności. Zarumieniłam się na myśl, że oglądał mnie w takim stanie. Nic nie poradzę na to, że jestem wrażliwa.
- Z czego się śmiejesz?- oburzyłam się. Z moich oczu wciąż leciały łzy, nie mogłam się uspokoić.
- Z Ciebie, Skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak, jasne? Nie masz serca. Jak możesz się śmiać po takim filmie, no jak?
- Wiesz co? Oglądałem już kiedyś ten film. Włączyłem go specjalnie, żeby Cię sprawdzić. Myślałem, że nie masz uczuć. Zawsze wydaje się, że jesteś twarda. Teraz wiem, że to przykrywka. Jesteś cholernie wrażliwa. Zaskoczyłaś mnie- jego wypowiedź zszokowała mnie. Nie rozumiałam co chciał przez to powiedzieć.
- Nie rozumiem Cię- odezwałam się głosem wypranym z emocji. To zapewne kolejna z jego gierek.
- Zdobyłaś u mnie punkty. Miałaś minut pięćset, teraz masz minus czterysta. Rób tak dalej, a może będziesz na plusie… kiedyś- zrobiłam się czerwona ze złości.
- Jesteś największym dupkiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nienawidzę Cię- w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Może nie wyglądałam na taką, ale bardzo przejmowałam się opinią innych na mój temat. Dlaczego Justin myślał o mnie aż tak źle? Co ja takiego zrobiłam? Myślałam, że to ja mam powody, by wiedzieć, że jest podejrzany, ale że ja zła? Coś mi tu nie gra. Szybko starłam zabłąkaną łzę, której brunet na szczęście nie zauważył.
- Czemu myślisz o mnie tak źle?- zapytałam przerywając niezręczną ciszę, która panowała między nami.
- Wiesz za dużo- oblizał usta- Zgrywasz kogoś kim nie jesteś, nie lubisz mnie, jesteś ciekawska, wtykasz nos w nie swoje sprawy, twój ojciec pracuje w sądzie- był śmiertelnie poważny gdy to mówił, a z jego oczu mogłam wywnioskować, że jest ze mną szczery.
- Co do tego ma mój tata?
- Nie rozumiesz.
- Pozwól mi zrozumieć- nawet nie wiedziałam, że potrafię zdobyć się na bycie miłą w tym momencie. Przed chwilą darłam się na niego jak opętana.
- Nie lubię ciekawskich dziwek- odezwał się radykalnie zmieniając swój ton. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam zszokowana. Po raz pierwszy ktoś nazwał mnie tak okropną obelgą. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Uderzyć go? Chyba byłam na to za słaba. Odpyskować? Tak, na to mnie stać.
- Nie lubię nachalnych chujów, którym jesteś- uśmiechnęłam się szyderczo. Nie spodziewałam się, że mój głos zabrzmi tak pewnie. W rzeczywistości chciało mi się płakać.
- Coś ty powiedziała?- w sekundzie zmniejszył dystans między nami. Czułam się przez to niekomfortowo, ale nie miałam odwagi się ruszyć.
- Że jesteś nachalnym chujem. Problemy ze słuchem?
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów, bo pożałujesz- zagroził. Miałam ochotę roześmiać mu się w twarz. W tym momencie był przerażający, ale jakoś mój strach przed nim prysnął jak bańka mydlana.
- Nie wiedziałam, że jesteś damskim bokserem- oblizałam usta- To nie najlepiej o Tobie świadczy. Masz już minus tysiąc punktów- postanowiłam wykorzystać jego broń przeciwko niemu- raczej nie zdążysz naprawić strat- dodałam po chwili namysłu. Zauważyłam, że mina mu zrzedła. Chyba wygrałam tą kłótnię. Brawo, Kat!
- Nie biję dziewczyn, ale zawsze mogę zrobić wyjątek- drwiący uśmiech zagościł na jego twarzy. W tej właśnie chwili nie wytrzymałam i strzeliłam mu z twarz. Momentalnie złapał się za policzek i po prostu wybiegł z mojego pokoju. Byłam z siebie dumna, wygrałam tą sprzeczkę. Szczerze powiedziawszy nie znałam siebie od tej strony.
- Katlin, proszę na dół- usłyszałam krzyk mojej mamy- Chyba należą mi się wyjaśnienia?- Upss, pozbyłam się jednego gówna, a teraz znowu muszę szybko wymyślić coś, co mogę powiedzieć mamie. Powoli zeszłam na dół, gdzie zastałam mamę popijającą kawę w salonie.
- Usiądź kochanie- posłusznie wykonałam jej polecenie- Co masz mi do powiedzenia?- zapytała, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Piekło czas zacząć.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)