wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 25

Ahoj, Kochani :) 
Przepraszam, że nie było rozdziału tak długo :(. Bynajmniej, nie zamierzam się jakoś szczególnie tłumaczyć, gdyż wymówki typu "nie miałam czasu " nie do końca są fair :(
Mam nadzieję, że się poprawię, tym bardziej, że wkręciłam się w pisanie tej historii.
Mimo wszystko, mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie :) 

Liczę na wasze komentarze, dodają wielkiego kopa! 

Nie przedłużając, enjoy <3 

***

Katlin

Oniemiałam. Siedziałam na krześle zesztywniała i nie potrafiłam się odezwać.
- Coś nie tak?- zapytał Justin wyraźnie zmartwiony.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu..- nie mogłam znaleźć odpowiednich słów- jestem zaskoczona. Bardzo.
- Nie chcesz być ze mną?
- Chcę, oczywiście, że tak- oburzyłam się, może trochę zbyt głośno, gdyż kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach zwróciło się z moją stronę.
- To w czym problem?- zapytał chłopak wyraźnie zdezorientowany. W odpowiedzi wstałam i rzuciłam mu się w ramiona.
- W niczym. Jejku, Justin! Będę twoją dziewczyna- zapiszczałam. W odpowiedzi brunet pocałował mnie w policzek i poczochrał po włosach, za co zmroziłam go wzrokiem.
- A teraz bierzemy się za jedzenie, pizza stygnie- zagruchał mi do ucha, a ja zeszłam mu z kolan i zabrałam się za jedzenie. Byłam bardzo głodna i bez wahania pochłonęłam połowę naszego wspólnego posiłku.
- Chce Ci się wracać na lekcje?- zapytał Justin kiedy wychodziliśmy z pizzerii.
- Tak- powiedziałam zdeterminowana. Tylko dlatego, że od teraz mogliśmy określać jako „my” nie miałam zamiaru opuszczać zajęć.
- Kłamiesz- powiedział z uśmiechem.
- Wiesz co? Jeśli chcesz być moim idealnym chłopakiem, to w paru kwestiach będziesz musiał się zmienić. Na przykład będziesz chodził do szkoły.
- Chyba żartujesz- prychnął.
- Jestem całkowicie poważna.
- Myślę, że dojdziemy do jakiegoś kompromisu.
- Z pewnością- uśmiechnęłam się wesoło.
Ostatnie trzy lekcje minęły zaskakująco szybko. Miałam świetny humor i nic nie mogło mi go zepsuć. Nawet Chloe, która zwyzywała mnie od idiotek, gdyż twierdzi, że pakuję się- w jej zdaniem- nieszczery związek. Naprawdę  nie rozumiem z czym ta dziewczyna ma problem.
- Wpadniesz do mnie po południu?- zapytałam kiedy żegnałam się z Justinem na parkingu szkoły. Teoretycznie powinien mnie zawieść do domu, gdyż rano podwoził mnie, ale odmówiłam. Postanowiłam odwiedzić Lucasa. Z pewnością będzie szczęśliwy, że w końcu znalazłam dla niego czas.
- Nie mogę Kat, przepraszam- pocałował mnie w policzek.
- Jak tam chcesz- mruknęłam, po czym oddaliłam się w przeciwną stronę. Budynek, w którym pracowała mama nie był daleko, jednak dla mnie- osoby, która przyzwyczajona jest do wygody w takim stopniu, że niemal problemem jest przejście kilometra pieszo, był to maleńki kłopot.
- Dzień dobry, ja do pani Megbog- przywitałam się z sekretarką.
- Katlin?- zapytała przymrużając oczy.
- Tak- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mój Boże, nie poznałam Cię! Jak ty wyrosłaś i wyładniałaś!- zaczęła piszczeć. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co powiedzieć, więc grzecznie powiedziałam, że się śpieszę i udałam się w kierunku, który wskazała mi- jak się dowiedziałam- Anne. Zastałam mamę w swoim biurze. Popijała kawę i zawzięcie pisała coś na komputerze.
- Kofeina. Bardzo zdrowo dla dziecka- skwitowałam na wejście.
- Oh, Katlin. Miło, że wpadłaś.
- Postanowiłam odwiedzić Lucasa.
- Czy ktoś tu wspomniał moje imię?- zawołał wesoło czarnowłosy mężczyzna wpadając do pokoju mamy.
- Katlin!- wykrzyczał gdy tylko mnie zauważył. Od razu rzucił się na mnie i zaczął mocno przytulać- dziecko moje drogie, jak ty dojrzałaś. Jesteś teraz prawdziwą i piękną kobietą. Nie mogę w to uwierzyć! Jak się cieszę, że w końcu odwiedziłaś swojego starego wujka Luca.
- Daj spokój- zaśmiałam się- nie jesteś dużo starszy ode mnie.
- Pani Megbog, czy mogę porwać tę młodą damę na kawę i tym samym zwolnić się z pracy?- zapytał wesoło czarnowłosy.
- Oczywiście- uśmiechnęła się mama.
- Dziękuję i bardzo to doceniam- zawołał Lucas po raz ostatni po czym złapał mnie pod ramię i razem udaliśmy się do pobliskiej kawiarni. Nie zaglądało tam wiele osób, ale to sprawiało, że uwielbiałam ją. Kiedyś bywałam tam bardzo często, niestety tępo mojego życia sprawiło, że kompletnie o niej zapomniałam.
- Ja stawiam- oznajmiłam kiedy tylko złożyliśmy nasze zamówienia. Lucas- dużą czarną i ciasto francuskie, a ja średnie frappuccino waniliowe i szarlotkę na gorąco.
- O to będziemy się kłócić przy wyjściu- puścił mi oczko- Lepiej opowiadaj co u Ciebie. Bardzo mi przykro z powodu twojego taty. Był wspaniały.
- Mi nie musisz tego mówić. Wciąż sobie z tym nie poradziłam. Cholernie mi go brakuje, ale proszę zostawmy ten temat. Przerabiałam to już tyle razy, że mam dość.
- Jak tylko chcesz, moja droga- uśmiechnął się smutno- Opowiadaj jak z Harrym- wypalił, a moja mina zrzedła jeszcze bardziej. Kiedy ostatnio rozmawiałam z Lucasem razem z lokowatym byliśmy świeżo upieczoną parą.
- Cóż, niedawno zerwaliśmy- spuściłam wzrok.
- Czemu? Byliście idealni razem..
- Zdradziłam go z chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki.
- Caroline? Nie wierzę. Jak mogłaś jej to zrobić?
- Uwierz mi, nie wiem- w moich oczach pojawiły się łzy- A wiesz co jest najlepsze? Razem z Justinem jesteśmy razem. Oficjalnie od dziś.
- Wow- to było jedyne co czarnowłosy zdołał wykrztusić.
- Właściwie to liczyłam na jakąś sensowną radę z twojej strony- rozpłakałam się całkowicie. Chłopak natychmiast przeniósł się na fotel obok mnie i mocno przytulił. Tak, tego było mi potrzeba.
- Nie płacz, skarbie. Coś wymyślimy- pocieszał mnie- Wszystko się jakoś ułoży, no daj spokój. C’mon, c’mon wycieraj łzy.
- Może w między czasie opowiesz mi jak tam u Ciebie?- uśmiechnęłam się słabo.
- Wspaniale- wybuch entuzjazmem- Ostatnio poznałem genialnego chłopaka. Znaczy nie jestem pewny, czy on czuje do mnie to samo, ale ja totalnie na niego lecę- wybuchłam śmiechem. Właśnie za to kochałam Lucasa. Zawsze walił prosto z mostu.
- W takim razie życzę Wam szczęścia- uśmiechnęłam się ponownie. Dalsza rozmowa przebiegła nam bardzo przyjemnie. Czarnowłosy jak zwykle dał mi mnóstwo pożytecznych rad i wskazówek, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Widzimy się niedługo?- zapytałam z nadzieją kiedy opuszczaliśmy lokal. Oczywiście Lucas zapłacił. Nie mogłam mu przegadać do rozsądku.
- No nie wiem, nie wiem- postukał się wskazującym palcem po brodzie. Zrobiłam smutną minkę, na co od razu się zreflektował- oczywiście, że tak, Maleńka- uwielbiałam jak mi tak słodził.
- Na taką odpowiedz liczyłam- szybko pocałowałam go w policzek, po czym oboje rozeszliśmy się- każdy w swoją stronę. Na zewnątrz powoli się ściemniało, ale nie bałam się wracać pieszo do domu. Nie byłam typem takiej osoby, na szczęście. Szłam powoli z słuchawkami w uszach dopóki coś, a raczej ktoś nie przykuł mojej uwagi. Natychmiast wyłączyłam muzykę i udałam się do stojącej pod jedną ze ścian grupki zwyczajnych wandali.
- Justin?- zapytałam, aby upewnić się, że to na pewno on. Chłopaka nie zdziwił mój widok ani trochę. Wręcz przeciwnie. Podszedł przywitać się siarczystym buziakiem prosto w usta.
- Co ty tu robisz? Miałeś być zajęty?
- Jestem- odezwał się szybko- Rozmawiam z nimi w interesach.
- Jakich?
- Wyjaśnię Ci później, okej?
- Obiecujesz?- chciałam się upewnić, że potem nie będzie zbywał moich pytań, które z pewnością się pojawią.
- Tak- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Jak mogłam mu nie uwierzyć?- Wiesz co powinnaś się zwijać do domu, robi się ciemno.
- Właśnie idę - burknęłam, po czym udałam Justinowi buziaka na pożegnanie i oddaliłam się w stronę domu. Niedługo potem, zanurkowałam pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty i dobrą książką.

Justin

- To była ta cała Katlin?- zapytał John.
- Yeah- odpowiedziałem.
- Totalnie owinąłeś ją sobie wokół palca, Stary. Każda normalna laska nie zostawiła by tego tak prostu- wybuchnął śmiechem.
- Zaczynam rozumieć czemu jest na celowniku. Naiwna jak cholera- dopowiedział Ron.
- Czy możecie się zamknąć? To sprawa pomiędzy mną, a nim? Rozumiecie? Nic wam do tego!- krzyknąłem. Miałem dość tych ludzi, naprawdę. Mimo wszystko musiałem to dalej ciągnąć, bo od tego zależały rzeczy, na których naprawdę mi zależało. Nie wiem tylko ja długo będę w stanie udawać.

Katlin

Lekturę przerwał mi dzwoniący telefon. Nieznany numer. Oczywiście ciekawość wzięła górę i podniosłam słuchawkę..
- Halo?- zapytałam.
- Cieszę się, że odebrałaś- odezwał się nie kto inny tylko Chloe.
- Dlaczego dzwonisz z innego numeru niż zwykle?
- A odebrałabyś gdybym zadzwoniła z mojej komórki?
- Nie- odpowiedziałam krótko.
- No właśnie.
- Okej, jeśli już zdecydowałam się na rozmowę z tobą to powiedz, bez owijania w bawełnę, czego ty ode mnie chcesz dziewczyno?
- Ostrzec Cię. Tym razem po raz ostatni.
- Przed czym niby?- prychnęłam.
- Wiem, że myślisz, że jestem zazdrosna o Justina..
- JESTEŚ- przerwałam jej.
- Daj mi skończyć, do cholery- kiedy zamilkłam zaczęła mówić ponownie- W każdym razie, nie jestem. Jeśli myślisz, że między nami nic nie było to myślę, że on lepiej opowie Ci naszą historię.
- Czekaj, czy ty spałaś z Justinem, moim chłopakiem?- wydarłam się.
- Chcę Cię ostrzec przed związkiem z nim. To wszystko nie jest tak jak myślisz! Musisz to zrozumieć, bo inaczej wpakujesz się w jeszcze większe problemy.
- Co masz na myśli?
- Naprawdę myślisz, że wypadek twojego taty- najlepszego sędziego w stanie- to przypadek?- zapytała.

- O czym ty mówisz?- zapytałam zdenerwowała. Niestety nie uzyskałam odpowiedzi  gdyż Chloe najzwyczajniej w świecie rozłączyła się. Ta dziwka wiedziała coś w sprawie śmierci mojego taty, podczas gdy policja nie miała żadnych dowodów. Nie mogła znaleźć kompletnie nic. Bez większego zastanowienia wybrałam numer ponownie. Poczta głosowa. Zadzwoniłam po raz kolejny, tym razem na jej prawdziwy telefon. Niedostępny. Moją ostatnią deską ratunku był Justin, który również nie odebrał. Zaczęłam się zastanawiać, czy Chlo rzeczywiście wiedziała coś, dzięki czemu postęp w sprawie śmierci mojego taty ruszyłby naprzód. Tak czy siak, musiałam dowiedzieć się prawdy. Bez tego moje życie również będzie stało w miejscu. Dziwne, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz.

***

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))