środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 27

Tak jak obiecałam- rozdział jeszcze w tym roku, natomiast notka pojawi się jutro :)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI :) 

***
Okej, jest godzina 18.39 a ja dopiero teraz zdołałam ogarnąć się na tyle, żeby coś tu dla Was napisać, bo uwierzcie mi- mam trochę do powiedzenia.
Może zacznę od życzeń, bo przecież jeszcze nie jest na nie za późno :)
W 2015 roku życzę Wam przede wszystkim spełnienia waszych wszystkich marzeń, zdrowia, odwagi, bycia sobą, korzystania z życia, ale również równowagi i wszystkiego czego tylko chcecie :) Życzę również sobie więcej czasu, bo dzięki temu blog rozwijał się będzie w znacznie szybszym tempie (mam nadzieję..) :))
Chciałam Wam również podziękować za to, że ta garstka osób jest tutaj ze mną- postaram się ze wszystkich sił, abyście zostali ze mną do końca :)
W tym momencie nic już nie przychodzi mi do głowy, dlatego standardowo zachęcam Was do komentowania :)
Myślę, że wystarczy tego ględzenia.

***
Justin

Siedziałem w swoim pokoju grając na PlayStation, kiedy do pokoju wpadła moja mama z przerażeniem na twarzy.
- Co się stało?- zapytałem zmieszany.
- Masz bardzo, naprawdę bardzo zdenerwowanego gościa- powiedziała ze smutnym uśmiechem. Kompletnie zdezorientowany wstałem z łóżka, po czym udałem się do drzwi.
- Kogo my tu mamy?- zapytała Katlin śmiejąc się sztucznie.
- Co ty tu robisz?- zapytałem zdziwiony i szczerze zaniepokojony. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie- Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam?
- Możesz mi powiedzieć co robiłeś wczoraj w nocy!?- krzyknęła ze łzami w oczach, a moja szczęka wylądowała na podłodze.
- Spałem?- postanowiłem zgrywać głupiego.
- A co jeśli Ci powiem, że wcale tak nie było!?
- Czy możemy przeprowadzić tą rozmowę na zewnątrz?- przeczesałem ręką włosy w zdenerwowaniu.
- Czyżbyś się wstydził?- popatrzyła po domownikach, którzy zebrali się wokół nas. Jakby, do  cholery, nie mogli zająć się swoimi sprawami- Masz rację. Wyświadczę im tą przysługę. Nie chcę żeby wiedzieli jak obrzydliwy jesteś!- szybko otarła kciukiem zabłąkaną łzę, której jak mniemam myślała, że nie zauważę- Bardzo przepraszam, że zakłóciłam państwu spokój dziś wieczorem- zwróciła się do mojej mamy i już jej nie było. Bez wahania pobiegłem za nią, jednak moja rodzicielka jak zwykle musiała mi przeszkodzić oraz dorzucić swoje pięć groszy.
- Nie pozwól jej odejść- powiedziała cichym, niemal niesłyszalnym głosem. Nic jej nie odpowiedziałem, ale muszę przyznać, że po części wziąłem sobie jej słowa do serca. Nawet jeśli to wszystko to była tylko i wyłącznie gra.
- Katlin, tu jesteś- wydyszałem kiedy zastałem samotną dziewczynę siedzącą na ławeczce znajdującej się pod moim domem.
- Mam tylko jedno pytanie…- zaczęła- Dlaczego to zrobiłeś? Myślałam… Już sama nie wiem- schowała twarz w dłonie. Próbowałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- To naprawdę nie tak..- zacząłem, chociaż sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Nie chcę niczemu zaprzeczać. Przepraszam, Katlin.
- Caroline też zdradzałeś?- zapytała, ale nie odpowiedziałem. Uznałem, że nie było takiej potrzeby, gdyż oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie.
- Tak myślałam…- powiedziała wstając.
- Nie odchodź, proszę- złapałem ją za rękę, ale wyrwała ją.
- Zniszczyłeś, kurwa, wszystko! Mój związek z Harrym, przyjaźń z Caroline! Nie zdziwię się jeśli będziesz miał też związek ze śmiercią taty!- krzyknęła, a mnie zmroziło- Jak mogłeś mnie tak zranić? Wiedziałeś…- rozpłakała się.
- Nie możesz mi tak po prostu wybaczyć?- nigdy nie byłem dobry w przepraszaniu, ale dziś to chyba osiągnąłem nową ligę. Głupszego pytania nie mogłem zadać.
- Kpisz sobie ze mnie?- zapytała z niedowierzaniem- Wiesz co? Zostaw mnie w spokoju. Raz na zawsze - powiedziała, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła. Nie goniłem jej. Zamiast tego,  wyciągnąłem telefon i wybrałem dobrze znany mi numer.
- Nie bawię się już w to, rozumiesz?- zacząłem kiedy tylko zorientowałem się, że odbiorca zaakceptował połączenie.
- Nie masz innego wyjścia, Cipko.
- Ona się czegoś domyśla.
- To spraw, żeby tak nie było. Od tego tu jesteś.
- Nie dam rady..
- Myślę, że nie mamy o czym dyskutować- powiedział głos po drugiej stronie, po czym najzwyczajniej w świecie rozłączył się.

Katlin

Cała zapłakana szłam ulicami Jacksonville i chyba po raz pierwszy w życiu nie zastanawiałam się co pomyślą mijający mnie ludzie. Większość patrzyła się na mnie ze smutkiem. Jeśli mam być szczera nie dziwiłam im się. Jeśli zobaczyłabym siebie z ich perspektywy- całą zapłakaną z pustką w oczach- również byłoby mi przykro. Dodatkowo, z goryczą przyznałam, że nie miałam gdzie się podziać. Wyjęłam telefon i bezsensownie przeglądałam listę kontaktów mając nadzieję, że znajdę osobę do której chciałabym pójść się wypłakać. Pomińmy fakt, że nie miałam prawie nikogo. Ku mojemu szczęściu, które najwyraźniej nie do końca mnie opuściło, ujrzałam numer Maxa. Bez wahania udałam się w kierunku jego miejsca zamieszkania. Dziwiłam się, że nie wpadłam na to wcześniej. Wiecznie wesoły chłopak był jedyną osobą, która chciała zrozumieć moje decyzje dotyczące Justina. Kiedy stałam pod drzwiami miałam moment zawahania, jednak postanowiłam nie zastanawiać się ani chwili dłużej i drżącą dłonią zapukałam. Otworzyła mi osoba, której z pewnością się nie spodziewałam.
- Co ty tu robisz?- zapytałam widząc Harrego.
- Co się stało?- zapytał z troską w oczach.
- Właściwie to nie wiem po co tu przyszłam. Mogłam się spodziewać, że tu będziesz- mruknęłam. Zamierzałam wrócić do domu, jednak za plecami Zielonookiego pojawił się Max, który widząc mnie od razu podszedł i przytulił mnie mocno.
- Katlin, co się stało? Wyglądasz jak siedem nieszczęść- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Miałeś racje- zaczęłam płakać.
- Czy ten Kutas coś Ci zrobił?- zapytał potrząsając mnie lekko za ramiona.
- Ha! Gdybyś nie cudowała, to nie miałabyś tego problemu- zaśmiał się Harry, a ja po raz pierwszy w moim życiu miałam ochotę mu przywalić. Tak porządnie.
- Wiesz, co? Chodź do środka- zarządził Max, a ja posłuchałam. Naprawdę potrzebowałam rozmowy z nim- Myślę, że nie jesteś nam tu potrzebny- zwrócił się do Lokowanego, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Dzięki wielkie- oburzył się, ale odszedł.
- Idź do salonu, dom jest pusty także nie krępuj się, a ja zrobię nam herbatę i pogadamy- powiedział Max kiedy już weszliśmy do środka. W odpowiedzi kiwnęłam głową. Kiedy tylko moje oczy ujrzały tak dobrze znany mi salon mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy. Rodzinne zdjęcia zajmowały niemal każdą wolną przestrzeń. Usiadłam na małej, lecz bardzo wygodnej sofie i cierpliwie czekałam na mojego przyjaciela. Pojawił się chwilę później z dwoma kubkami gorącej herbaty.
- Chcesz porozmawiać o tym co między wami zaszło?- zapytał kiedy już usadowił się  na kanapie i podał mi kubek z ciepłym napojem.
- Zdradził mnie, rozumiesz?- łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Skąd wiesz?
- Zadzwoniła do mnie Caroline i powiedziała, że widziała go wczoraj obściskującego się z jakąś dziewczyną…
- Jesteś pewna, że nie wymyśliła tego?- zapytał z troską.
- Byłam u niego… Zapytałam… Nie zaprzeczył…- schowałam twarz w dłonie.
- Tak mi przykro Katlin- brunet wziął mnie objęcia.
- Wiesz co jest najgorsze? Straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu dla tego Gnojka. Wbrew wszystkim pchałam się w ten związek i po co mi to było? Dla relacji, która trwała kilka dni… Jestem największą idiotką na świecie.. On wiedział, jak zraniona jestem po śmierci taty, i mimo wszystko wpakował się z butami w moje życie, a kurwa wiedział, że nie wytrzyma bez ruchania długo, bo Caroline też zdradzał.. Czyli co, liczył, że jak będę smutna to tak łatwo się dam? Dlaczego Max?- pod koniec mojego monologu niemal dławiłam się łzami. Chłopak natomiast spokojnie mnie wysłuchał, bo doskonale wiedział, że właśnie tego potrzebowałam.
- Ćiii, tylko nie płacz, dobrze? Razem sobie z tym poradzimy..- szeptał mi do ucha, a ja z każdym kolejnym słowem coraz bardziej zbliżałam się do krainy Morfeusza. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem był Max jako najlepszy przyjaciel, jakiego tylko mogłabym sobie wyobrazić w tamtej chwili.
***
Kiedy obudziłam się zdałam sobie sprawę, że leżę na łóżku Maxa. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale godzina, którą zobaczyłam na zegarku nieco mnie przeraziła. Było kilka minut po drugiej. Niechlujnie pościeliłam łóżko, gdyż nie chciałam zostawiać po sobie aż tak dużego bałaganu. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się jednak, gdyż z dołu dobiegł mnie głos Maxa nie najciszej dyskutującego przez telefon. Moja ciekawość wzięła górę, dlatego też podreptałam pod schody żeby mieć lepszy widok na salon i zaczęłam słuchać.
- Tak, wszystko z nią w porządku… Śpi u mnie w pokoju… Poinformowałem jej mamę, że jest u mnie.. Kurwa, Harry..- zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że to właśnie on znajduje się po drugiej stronie słuchawki- Uspokój się, nic jej nie będzie… Porozmawiam z nią… Ze mną jest bezpieczna… A idźże już chłopie spać. Dobranoc- powiedział w końcu po czym rozłączył się. Widać było, że jest wyraźnie zmęczony dociekliwością Zielonookiego. Wpadłam w lekką panikę kiedy Max udał się w moim kierunku, jednak wybawił mnie dzwonek do drzwi, który nieoczekiwanie zadzwonił. Zdziwił zmęczonego chłopaka tak samo jak i mnie. No wybaczcie, ale kto spodziewa się gości o drugiej w nocy podczas spokojnej, mam na myśli nie imprezowej, nocy w środku tygodnia?
- Nie wierzę- mruknął do siebie, po czym poszedł otworzyć drzwi. Mój organizm coraz bardziej domagał się snu jednak ciekawość wzięła górę. Cała ja.
- Jest u Ciebie Katlin?- niemal krzyknął chłopak wbiegając do domu i  potrącając przy okazji gospodarza. Od razu rozpoznałam ten głos.
- Uspokój się, do obory wchodzisz?- zbulwersował się Max.
- Tak czy nie?- krzyknął Justin.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Odpowiesz mi łaskawi? Nie lubię czekać!
- Wyjdziesz z tego domu, czy mam Cię wyprowadzić?
- Chcę tylko porozmawiać- brunet uspokoił się nieco.
- O czym?- Max udawał głupiego. W duchu przybiłam z nim mentalną piątkę. Chłopak doskonale wiedział jak zdenerwować Justina.
- Katlin?- odpowiedział Bieber ze złością- Nie udawaj głupiego proszę Cię. Na pewno wiesz co się stało i jestem prawie pewny, że chowa się teraz w twoim pokoju, albo nawet podsłuchuje- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Zraniłeś ją, Justin. Czego ode mnie oczekujesz?
- Rozmowy- mruknął ze skruchą. Przysięgam, ten chłopak ma większe wahania nastroju niż kobieta w ciąży. Raz jest milutki, a w następnej sekundzie wkurwiony. Potrafi krzyczeć na pół miasta, po czym w następnej sekundzie milknie- Jest u Ciebie?
- Wejdź, nie stój w drzwiach- zaprosił Max. Oho, kolejny z  mentalnymi zaburzeniami. Faceci jednak są dziwni.
- Wow, dzięki- Justin przewrócił oczami, ale mimo wszystko z chęcią wszedł do domu. Usiedli na kanapie w salonie i zaczęli rozmawiać.
- Katlin jest u mnie. Śpi na górze, u mnie w pokoju- Max w końcu odpowiedział na zadane na wejściu, przez Justina, pytanie.
- Jak się czuje? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytał brunet. Cholera, czy to normalne, że samo słuchanie jego głosu sprawia mi ból? Już nie wspomnę o tym, że kiedy na niego patrzę wyobrażam sobie go migdalącego się z tą szmatą.
- Jest załamana, ale chyba Cię to nie obchodzi- odpowiedział Max chłodnym tonem.
- Wiem- brązowooki podrapał się po czole- Żałuję- dodał, a łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Jaki jest cel twojej wizyty? Wybacz, ale z tego co mi się wydaje to zawsze odwiedzasz mnie jak chcesz żebym Ci w czymś pomógł- zakpił.
- Tym razem masz rację- przyznał chłopak zmieszany- Przyszedłem, bo chcę, żebyś pomógł mi odzyskać Katlin. Zdaję sobie sprawę, że tylko Ciebie posłucha.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- odezwałam się niespodziewanie wchodząc to salonu. Zdziwiłam nie tylko chłopaków, ale i siebie- Nikt Ci nie będzie pomagał mnie odzyskać, bo nigdy nie byłam twoja!- krzyknęłam, zebrałam swoje rzeczy i jak gdyby nigdy nic wyszłam z domu Maxa.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 26

Hej, hej :)
Tak, to znowu ja i tak, po raz kolejny przez miesiąc nic się tu nie pojawiło :(
No, ale cóż ja mogę poradzić, jeśli totalnie nie mam czasu na pisanie? 
Już nawet nie chcę się tłumaczyć, ale tym razem obiecuję Wam, że rozdział pojawi się jeszcze w tym roku! 
Jednak, żeby to się stało proszę KAŻDĄ OSOBĘ, KTÓRA PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ O KRÓTKI KOMENTARZ.
Chciałabym tylko zobaczyć ile z was zostało ze mną mimo mojego niezorganizowania i nie dodawania rozdziałów :(
Z góry dziękuję i liczę na Was <3

Zostawiam Was już z rozdziałem i życzę, żeby ten czas, jaki pozostał nam do świąt zleciał jak jeden dzień (hahaha, u mnie to gwarantowane, dalej  mam wrażenie, że jest wrzesień c:)!

Kocham Was mocno i liczę na komentarze <3 <3 <3

***
Justin

- Wiesz, co?- odezwała się Katlin podczas lunchu przegryzając marchewkę- Myślę, że Chloe wie coś w sprawie śmierci i wypadku mojego taty- powiedziała powoli, a ja niemal się nie zadławiałem.
- Kat, proszę Cię. Przestań zwracać uwagę na jej słowa. Nic nie znaczą- zaśmiałem się. Miałem nadzieję, że brunetka nie dostrzegła jak zdenerwowany w rzeczywistości byłem. Czemu tej stukniętej dziwce zachciało mówić się prawdy? Akurat teraz? Jedną opcją było odwrócenie uwagi mojej dziewczyny.
- Kochanie, zabieram Cię dziś do teatru- powiedziałem dumnie.
- Jak to?
- Normalne- uśmiechnąłem się wesoło.
- Nie wydaje mi się żebyś to lubił- stwierdziła zdziwiona. Oh, nienawidzę, ale zrobię wszystko żebyś nie zaczęła kopać, mona droga Katlin.
- O mnie się nie martw, po prostu chodźmy- odpowiedziałem wesoło.

Katlin

Nie mogłam uwierzyć, że Justin rzeczywiście siedzi obok mnie w sali teatralnej. Sztuka była naprawdę dobra i dająca do myślenia, ale widać było, że chłopak był najzwyczajniej w świecie znudzony. Rozejrzałam się dookoła. Wspomnienia uderzyły we mnie niczym meteoryt. Od małego chodziłam z rodzicami do teatru. Czasem nawet kilka razy w miesiącu. Nawet gdy byłam jeszcze zbyt mała, aby zrozumieć prawdziwe znaczenie sztuki uwielbiałam tam chodzić. W życiu nie pomyślałabym, że od tego czasu tak wiele się zmieni.
- Nie podoba Ci się?-zapytał dyskretnie Justin wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wręcz przeciwnie. Jest wspaniałe- odszepnęłam i powróciłam do oglądania przedstawienia.
- Więc.. co o tym myślisz?- zapytałam Bruneta kiedy wracaliśmy do domu. O dziwo, żadne z nas nie wzięło samochodu.
- Spoko- mruknął.
- Tylko tyle?
- No, a powiedz mi, Katlin, co można powiedzieć o zmarnowanych trzech godzinach?- wybuchł, a ja oniemiałam.
- Mówiłeś, że to lubisz- zaczęłam się bronić zszokowana jego gwałtownym wybuchem.
- Naprawdę jesteś tak głupia, że w to uwierzyłaś?- wzniósł wzrok ku niebu.
- Dla twojej wiadomości, nie, ale to ty byłeś jedynym, który to zaproponował- krzyknęłam- Co Ci w ogóle do głowy strzeliło, żeby zabrać mnie tam jeśli teraz masz pretensje, Bóg jeden wie o co!- przyśpieszyłam. Nie miałam ochoty dalej ciągnąć rozmowy z tym kretynem.
- Kat, zaczekaj. To nie tak..
- Więc może mi powiedz jak, bo wiesz jeśli tak to ma wyglądać, to…
- Nie. Mów. Tego- wycedził przez zęby.
- … nasz związek nie ma żadnego sensu- dokończyłam ze smutnym uśmiechem wymalowanym na mojej twarzy.
- To nieprawda.
- Justin, jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytałam siadając na pobliskiej ławce. Chłopak zrobił to samo- Tak szczerze.
- Proszę Cię, nie mów tak. Oboje straciliśmy wszystko, więc czemu mamy zrywać po dwóch dniach?
- Masz rację, ale..- zaczęłam jednak nie zdołałam dokończyć zdania, gdyż usta Justina znalazły się na moich. Odpłynęłam, jak zwykle zresztą.
- Nie przeżyłabyś bez tego nawet dnia- zamruczał mi do ucha brunet, na co cicho się zaśmiałam.
- Wariat- poczochrałam go po włosach i trzymając się za ręce wróciliśmy do mnie.
- Chcesz herbaty?- zapytałam kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego domu. Brązowooki spojrzał na mnie jak na idiotkę- No co?
- Nie piję tego paskudztwa- skrzywił się.
- Jak możesz? Kocham herbatę!- oburzyłam cię.
- Mam tylko nadzieję, że nie bardziej niż mnie- wypalił, po czym szybko spuścił wzrok. Pożałował wypowiedzenia tych słów. Ja również. Nie miałam zielonego pojęcia co na to odpowiedzieć- Będę się zbierał- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy. Nie protestowałam. Prawdę mówiąc chciałam zostać sama, z jednego bardzo ważnego powodu. Wiedziałam, że brunet i tak mnie w nim nie poprze, dlatego wręcz ucieszyłam się, że odchodzi. Gdy tylko chłopak opuścił pomieszczenie sięgnęłam po telefon i wykręciłam doskonale znany numer. W końcu dzwoniłam pod niego nieustannie przez ostatnie kilka lat.
Wcale nie zdziwiłam się kiedy Harry nie odebrał za pierwszym razem. Tak, to on był osobą do której próbowałam się dodzwonić. Nie poddawałam się jednak, znałam go za dobrze. Wiedziałam, że za entym razem podniesie słuchawkę.
- Czego, do cholery, chcesz Katlin?- odezwał się głos po drugiej stronie.
- Wiem jak to brzmi, ale potrzebuję twojej pomocy- jęknęłam.
- To wszystko?- jego chłodny ton dobijał mnie tak bardzo, że aż zachciało mi się płakać. Naiwna.
- Chodzi o mojego tatę- zaczęłam nawet jeśli wiedziałam, że nie chce mnie słuchać- Chcę rozwiązać tą sprawę na własną rękę.
- Daj spokój. Zostaw do policji.
- Nie rozumiesz, że oni i tak nic nie znajdą? Dowody zniknęły, a Chloe wie coś na ten temat!
- W czym mam Ci niby pomóc? Z tego co słyszałem to masz Justina.
- To nie tak…- chciałam to wyjaśnić, jednak nie było mi dane.
- Tłumaczą się winni, Katlin- zaczął Harry. Dobry Boże, dlaczego ten chłopak zawsze miał rację?- Nie pomogę Ci, a Tobie radzę zostawić tą sprawę w spokoju- wydawało mi się, że zamierzał się rozłączyć, jednak po chwili dodawał- Nie dzwoń do mnie. Nigdy więcej- rozłączył się, a ja się rozpłakałam. Tak, oto ja. Katlin Megbog. Wbrew pozorom naprawdę żałowałam, że go straciłam. Mimo, że miałam Justina, to Harry był ze mną od zawsze.
- Coś się stało, Kochanie?- zapytała mama delikatnie uchylając drzwi do mojego pokoju.
- Nie, wszystko w porządku- szybko przetarłam oczy. Mimo wszystko nie była głupia, wiedziała, że płakałam.
- Chcesz o tym porozmawiać?- usiadła na skraju łóżka.
- Miałyśmy pomówić o czymś innym- zmieniałam temat przypominając sobie o rozmowie, jaką miałam odbyć z rodzicielką- Zaczynaj.
- Słońce, między ojcem, a mną od dawien dawna nie było dobrze. Kiedy zaczęłaś dorastać i przestałaś nas potrzebować nasze drogi powoli się rozchodziły. Po pewnym czasie każde z nas miało dwa osobne życia. Twój tata jako prawnik pracował niemal non stop. Podobnie jak ja. Nie mieliśmy czasu dla Ciebie, nie mówiąc już o dbaniu o naszą relację. Oboje byliśmy zmęczeni, myśleliśmy nawet o rozwodzie, ale nie mogliśmy tego zrobić ze względu na Ciebie. Nie chcieliśmy Cię zranić, Kochanie- zaczęłam płakać. Nie chciałam dłużej tego słuchać, ale wiedziałam, że muszę-  Oboje w pewnym momencie straciliśmy kontrolę i tak to się wszystko stało. Poznałam Grega, jest dwa lata starszy ode mnie. Pomagał mi w projekcie w pracy.
- Nie chcę wnikać w szczegóły- wypaliłam. Naprawdę nie obchodziło mnie to.
- Twój tata bardzo go polubił, naprawdę. Kate też była niczego sobie. Bardzo ładna- uśmiechnęła się w myślach. Jakby na wspomnienie o niej.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że tata też kogoś miał?- wybuchłam- Czy mi się tylko wydaje, że ta rodzina była jednym wielkim kłamstwem? Może się jeszcze okaże, że mam przyrodnie rodzeństwo, co?
- Nie mów tak. Mimo wszystko, byliśmy ze sobą szczerzy z ojcem. Bo tak powinno być, nieprawdaż?
- NIE MOGĘ TEGO SŁUCHAĆ! Jak mogliście tak długo mnie oszukiwać? Jakim cudem tego nie dostrzegłam?- bo byłaś zbyt zajęta sobą Katlin. Dopowiedziałam sobie w myślach.
- To nie jest teraz istotne- powiedziała spokojnie rodzicielka- Zamierzam być matką po raz drugi. Co o tym myślisz?
- Nienawidzę małych dzieci- powiedziałam zgodnie z prawdą- myślę, że kupno mieszkania będzie dobrym pomysłem- wypaliłam. Od dawna prosiłam rodziców o apartament jednak nigdy nie chcieli się na to zgodzić. Być może wyciąganie tego teraz nie było najlepszym pomysłem, tym bardziej, że do porodu zostało jeszcze mnóstwo czasu, ale nie miałam nic do stracenia.
- Kat, nie zaczynaj- ostrzegła mnie mama.
- Tylko żartowałam- przewróciłam oczy. Co z tego, że mówiłam poważnie- Mogłabyś wyjść? Chciałabym się już położyć. Muszę się z tym przespać- odezwałam się po chwili ciszy.
- Jasne- powiedziała rodzicielka wstając- Dobranoc- kiedy tylko opuściła mój pokój ponownie wykręciłam numer, pod który dobrą chwilę temu próbowałam się dodzwonić. Tym razem różnica była taka, że w moim zamiarze nagrać się na pocztę. Wiedziałam, że odczyta to tak czy inaczej. Nie zrozumcie mnie źle, ale potrzebowałam się wygadać.
- Tak, to znowu ja- zaczęłam pośpiesznie wiedząc, że mam mało czasu- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że rozmawiałam z mamą. Całe moje dawne życie było kłamstwem, wiesz? Między moimi rodzicami nie było dobrze. W sumie tyle. Dobranoc, Harry- rozłączyłam się bo nie wiedziałam co więcej powiedzieć. Miałam mu do opowiedzenia tak dużo. Jeśli mam być szczera nigdy tak naprawdę nie wyjaśniłam mu sytuacji z Justinem, jednak nie umiałam ubrać tego w słowa. Byłam w tym tak beznadziejna, że wolałam w ogóle się nie odezwać. Z zamyślenia wyrwał nie dźwięk sms.

Od: Justin
Śpisz?

Mimo iż zobaczyłam od razu nie odpisałam. Nie miałam na to ochoty. Coś odbiło mi tego wieczoru i jedyną osobą, na której wiadomość podświadomie czekałam był Harry. Myślę, że to właśnie jest tęsknota. Nic jednak nie mogłam z tym zrobić dlatego postanowiłam położyć się do łóżka. Wyobrażając sobie, że koło mnie leży lokowaty brunet- zasnęłam.
***
- Katlin, czas wstawać!- zawołała mama budząc mnie - Spojrzałam na zegarek. 5.30. Czy ona jest normalna budząc mnie o tej porze?- No dalej, mała. Ruszaj się!- krzyknęła i niespodzianie zdarła ze mnie kołdrę.
- Co ty wyprawiasz?- wydarłam się mniej więcej dziesięć razy głośniej- Mam na dziesiątą! Dajże mi spać! Umiem kontrolować swój czas- oburzyłam się.
- Przepraszam, myślałam…- nie dawałam jej skończyć.
- Odwołali pierwsze trzy lekcje- fuknęłam po czym ponownie położyłam się do łóżka. Pech chciał, że nie mogłam zasnąć ponownie. Przewracałam się z boku na bok i w końcu zirytowana zdecydowałam podnieść swoje szanowne cztery litery. Skoro i tak nie było mi dane spać? Niechętnie zwlokłam się z tapczanu, wzięłam prysznic, zrobiłam szybki makijaż, po czym zeszłam na dół zjeść śniadanie, mimo iż wcale nie byłam głodna. W międzyczasie zadzwonił telefon, który odruchowo odebrałam nie zerkając nawet kto próbuje się ze mną skontaktować:
- Cześć, dziwko- zesztywniałam. Miałam ochotę rozłączyć się.
- Caroline?- zapytałam nie dowierzając.
- A to inny?- zaśmiała się chłodno.
- W jakiej sprawie dzwonisz?- zapytałam zaciekawiona. Dawna przyjaciółka była ostatnią osobą,  od której telefonu się spodziewałam.
- Wczoraj o trzeciej nad ranem widziałam Justina zabawiającego się z jakąś Rudą na mieście. Dzwonię żeby dać Ci znać.
- Co dokładnie robili?
- Obściskiwali się?- odpowiedziała jakby to było oczywiste- Potem poszli do samochodu.
- Jak to?- zapytałam ze łzami w oczach.

- Nie pytaj mnie o to. Nie jesteśmy przyjaciółkami. Dzwonię tylko ze względu na fakt, że kiedyś byłyśmy. Miłego dnia, Katlin- rozłączyła się, a we mnie zagotowało się. Nie zabierając nic oprócz telefonu wybiegłam z domu. Zobaczycie co zrobię temu wrednemu kutasowi.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))