wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 14

Katlin

Siedziałam nieruchomo na krześle przy łóżku mamy, która aktualnie spała, nie rozumiejąc kompletnie nic. Właściwie to byłam w taki szoku, że mój mózg nie dopuścił do siebie  okropnej myśli o moim tacie. Cały ten bałagan, który ostatnio pojawił się w moim życiu to było zdecydowanie za dużo. Począwszy od Justina, a kończąc na ciąży mojej mamy. Dlaczego nic nie wiedziałam? Co teraz będzie? Jak wszystko się ułoży?
- Proszę- z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina, który wyszedł na moment po kawę dla mnie.
- Dziękuję- odezwałam się nadal słabym głosem- Idź do domu. Odpocznij.
- Dokładnie to samo mógłbym powiedzieć o tobie.
- Daj spokój- od razu mu przerwałam-  Muszę tu zostać, poczekać aż mama się obudzi i pozałatwiać jakieś sprawy z tatą. Wątpię, żeby była w stanie.
- W takim razie zostaję z Tobą- powiedział bez chwili wahania, po czym usiadł na krześle obok mnie.
- Chyba powinnam zadzwonić do biura mamy i powiedzieć, że nie pojawi się w pracy- jęknęłam- Mogę twój telefon?- zapytałam Justina.
- Chyba nie musisz. Nawet w telewizji mówią o tym wypadku- powiedział spokojnie.
- Co im kurwa do tego?- oburzyłam się.
- Taki urok jeśli jest się córeczką tatusia, który jest najbardziej znanym sędzią na Florydzie- uśmiechnął się współczująco, a z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy- Ej, nie płacz. Jakoś się ułoży.
- Przytul mnie Justin- wyszeptałam kierując się impulsem, który podpowiadał mi, że właśnie tego potrzebuję.
- Jak sobie życzysz, Księżniczko.
***
Obudziłam się wtulona w bruneta. Wszystko było pięknie dopóki ciężar ostatnich kilku dni nie spadł na mnie niczym deszcz na przemokniętą ziemię.
- Długo spałam?- zapytałam Justina, przeciągając się.
- Kilka godzin.
- Gdzie jest mama?- zapytałam przerażona, kiedy ujrzałam puste łóżko obok swojego krzesła.
- Wybudziła się. Zabrali ją na badania. Nie chciała, żeby Cię budzić- wyjaśnił szybko.
- Proszę Cię, powiedz, że to co wydarzyło się wczoraj nie jest prawdą.
- Chciałbym- brunet oblizał usta, a z moich oczu popłynęły świeże łzy.
- Pójdę się odświeżyć- wymamrotałam, po czym bez słowa, cicho łkając udałam się w stronę pobliskiej łazienki. Idąc miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę. Ściśnięty żołądek i nogi jak z waty skutecznie utrudniały mi normalne poruszanie się. Kiedy tylko dotarłam do łazienki od razu oparłam się rękami o najbliższy zlew. Bardzo powoli podniosłam głowę i przywitałam swoje okropne odbicie w lustrze. Przekrwione oczy, opuchnięta twarz i rozczochrana fryzura- oto co ujrzałam. Po chwili bezczynnego wpatrywania się w swój wizerunek postanowiłam przemyć  twarz lodowatą wodą, a włosy przeczesać palcami. Wyglądałam troszeczkę lepiej. Właściwie, jeśli mam być szczera, ostatnią rzeczą na jakiej mi zależało była moja twarz. Załatwiłam potrzeby fizjologiczne, po czym wyszłam z łazienki uprzednio sztucznie się do siebie uśmiechając. Na korytarzu napotykałam współczujące spojrzenia obcych ludzi, co niesamowicie mnie denerwowało. Okej, nie wyglądałam dobrze, ale to nie był powód, żeby patrzeć się na mnie jak na ufo.
- Panienka Megbog?- zapytał mnie ktoś znienacka.
- Tak, to ja.
- Zapraszam do gabinetu. Musimy porozmawiać o pani obecnej sytuacji- powiedział, a mi zrobiło się słabo. Nie chciałam zajmować się teraz tymi sprawami. Zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie miałam jednak wyjścia dlatego posłusznie weszłam do pokoju, który wskazał mi lekarz- Proszę usiąść. To będzie dłuższa rozmowa- dopowiedział, kiedy byliśmy już w środku- Jak wiesz, jestem lekarzem prowadzącym twojej matki. Tego pewnie nie wiesz, ale twoja mama przyjaźni się z moją żoną dlatego jest dla mnie naprawdę ważna. Wczoraj, twój tata miał śmiertelny wypadek. Odszedł podczas akcji ratowniczej w szpitalu- w tym momencie zaczęłam cicho łkać- Na razie nie wiemy co dokładnie się stało, policja jest w trakcie śledztwa i niestety muszę przyznać, że w najbliższym czasie będziesz miała z nią naprawdę dużo doczynienia- skrzywiłam się nieznacznie- Sophie przyjechała najszybciej jak mogła. Podczas próby uratowania twojego ojca zadzwoniła do Ciebie, ale ty się rozłączyłaś- miałam ochotę mu przerwać i powiedzieć, że to wcale tak nie było. Kiedy zapytałam się mamy czy tata żyje, nie odpowiedziała. To była dla mnie wystarczająca odpowiedź.. ale wtedy jeszcze żył- Kiedy nie udało nam się przywrócić życia twojemu ojcu pani matka dostała ataku paniki, po którym zemdlała. Dla bezpieczeństwa dziecka postanowiliśmy ją uśpić. Niedawno się wybudziła, ale nie jest do końca świadoma co się dzieje- Lucas kontynuował swój monolog, a ja z każdym kolejnym słowem rozklejałam się jeszcze bardziej- Musimy zrobić jej wszystkie potrzebne badania kontrolne. Nie w tym tkwi jednak problem..- błagam, mam już dość kłopotów- Obawiam się, że Sophie nie będzie w stanie załatwić wszystkich spraw związanych ze śmiercią twojego taty, dlatego będziesz musiała zrobić to ty.
- Ja?- wyjąkałam.
- Tak. Jesteś prawie pełnoletnia, dlatego nie będzie z tym żadnego problemu. Musisz tylko podpisać oświadczenie, że bierzesz na siebie pełną odpowiedzialność.
- Nie dam rady- nie mogłam uwierzyć, że mój głos się nie trząsł.
- Twoja mama tym bardziej. Jest to konieczne również dla dobra dziecka.
- Dobrze, podpiszę to- decyzję podjęłam w jednej chwili. Chociaż tyle mogę zrobić dla taty.
- Bardzo się cieszę. Oczywiście możesz liczyć na nasze wsparcie.- wstał i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie. Wyjął z niej kilka kartek, które następnie dał mi do podpisania. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Głównie o mamie. Wychodząc zapytałam.
- Czy jest możliwość, żeby zobaczyła tatę?
- Nie sądzę, żeby to był dobry po…- przerwałam mu.
- Chcę to zrobić.
- W takim razie dobrze- wiedział, że nie ma sensu się ze mną kłócić- Teraz?- zapytał.
- Tak- zdecydowałam, jednak nie byłam na to gotowa. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek będę?
***
- W każdej chwili możesz się wycofać. Widok nie będzie miły- ostrzegł mnie Lucas kiedy staliśmy w piwnicach szpitala.- Znajduje się tutaj dużo nieżywych ludzi. Jest zimno. Nie wiem czy to dobry pomysł. Ja nawet nie powinienem tego robić. Masz szczęście, że…
- Czy możesz się zamknąć?- warknęłam- wchodzimy tam- powiedziałam pewnym tonem i otworzyłam żelazne drzwi. Chłód uderzył mnie z każdej strony. Ujrzałam mnóstwo parawanów. Na trzęsących się nogach szłam wzdłuż długiego pomieszczenia czytając karteczki z imionami i nazwiskami osób leżących za kurtyną.
- To tutaj- szepnęłam kiedy zobaczyłam tabliczkę „Bart Megbog”- Czy możesz poczekać na zewnątrz?- zapytałam Lucasa. Właściwie to nawet nie przeszliśmy na ty, ale co mnie to obchodziło w tamtej chwili.
- Oczywiście, ale pamiętaj, że ciągle tu jestem- kiwnęłam potwierdzająco głową, gdyż nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Dodatkowo dygotałam z zimna. Chłód jaki tutaj panował przeszywał mnie wskroś, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Drżącą ręką otworzyłam kurtynę, a to co zobaczyłam przyprawiło mnie o dodatkowe dreszcze. Dosłownie. Zaczęłam trząść się niczym galareta. Cała moja pewność siebie znikła w jednej sekundzie. Powtarzałam sobie jednak, że jestem silna. Nie żeby mi to pomagało. Na zdrętwiałych nogach podeszłam do nieruchomego ciała mojego taty, które w całości było przykryte białym prześcieradłem. Gdzieniegdzie przebijała się krew co potęgowało mój strach. Musiałam jednak pożegnać się ze swoim tatusiem dlatego odkryłam kawałek białego materiału. Twarz mojego ojca była cała sina, na co wybuchłam płaczem. Nie byłam na to gotowa.
- Dlaczego nas zostawiłeś?- zawyłam z rozpaczy. Czułam, że nie ustoję ani chwili dłużej, jednak nie poddawałam się- Jak mogłeś? Nie damy sobie rady bez Ciebie- płakałam coraz rzewniej- Nie powinieneś tutaj leżeć!- krzyknęłam, jednak nie było to na wysokich tonach. Byłam tak słaba, że nawet nie potrafiłam wydobyć z siebie porządnego dźwięku- Kocham Cię tato- szepnęłam- ale to nie zmienia faktu.. nie usprawiedliwia Cię.. dziecko, jak mogliście nic mi nie powiedzieć? Wiedziałeś w ogóle? Gorzej być nie może, czy zdajesz sobie z tego sprawę? Teraz już nic nie ma sensu, wszystko straciło swoje kolory- nie mam pojęcia ile jeszcze tak mówiłam i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie ma to większego sensu. Prowadząc ten monolog dławiłam się łzami, ale nie powstrzymywało mnie to. Nogi stawały się coraz bardziej niestabilne i w momencie kiedy miałam się przewrócić za parawan wszedł Lucas mówiąc, że wystarczy. Na siłę odciągnął mnie od taty i niemal ciągnął z powrotem. Nieustannie powtarzał, że to nie był dobry pomysł. Nie wiem jak nazwać to co wtedy się ze mną działo, ale krzyczałam, płakałam, tupałam. Nie było nada mną żadnej kontroli. Kiedy jechaliśmy windą na piętro mojej mamy starałam się uspokoić, ale nie byłam w stanie. W jednej chwili poczułam ogromną nienawiść do.. wszystkiego. Taty, za to, że nas zostawił. Mamy, za to, że zwaliła na mnie ciężar związany z robotą papierkową. Harrego i  Cat, za to, że nie ma ich tutaj ze mną i przede wszystkim do siebie, za to, że nie potrafię sobie z tym poradzić. 
- Posłuchaj mnie. Idziemy do pokoju w którym jest twoja mama. Nie wiem czy wrócił do niej ciężar wczorajszych wydarzeń, ale proszę Cię bądź dla niej wsparciem. Wiem, że jest Ci ciężko, ale musisz do zrobić.
- Nie chcę udawać- krzyknęłam cała roztrzęsiona- Ja sobie nie radzę, czy ty tego nie widzisz!? Nie mam nikogo kto by mnie rozumiał, wsparł! Każdy ma mnie gdzieś!
- A ten chłopak, który był z Tobą całą noc?- zapytał, a ja nagle przypomniałam sobie o Justinie, który pewnie się o mnie martwił. Miałam zniknąć na chwilkę, a nie było mnie nie wiem? Ze dwie godziny..
- To jest mój wróg. My się nienawidzimy- powiedziałam krótko.
- Mam zupełnie inne wrażenie.
- Nie chcę o tym rozmawiać- zakończyłam temat. Szliśmy przez korytarz pełen ludzi. Większość była w podobnym stanie do mojego. Cóż, w końcu to szpital. Nie jest się tutaj ze szczęścia.
- Pamiętaj proszę o czym Ci mówiłem- ostrzegł mnie lekarz kiedy wchodziliśmy do sali mojej mamy- Ja Cię tu zostawiam. Zajrzę za piętnaście minut.- po tych słowach odszedł kierując się w stronę swojego gabinetu. Weszłam do sali, gdzie zastałam moją mamę cicho łkającą.
- Mamusiu- szepnęłam i podbiegłam do niej mocno się przytulając.
- Wiem Kochanie- powiedziała cicho.
- Dziecko- zaczęłam po chwili- Jesteś w ciąży? Czemu mi nie powiedziałaś?- zapytałam, na co mama zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Misiu, bo jest taki jeden problem..- zaczęła jednak ja jej przerwałam.
- Shh, zajmiemy się nim. Tata by tego chciał. Żeby jego syn lub córka byli szczęśliwi. Zapewnimy to temu dziecko- mówiłam przez łzy.
- To nie jest dziecko twojego taty- wyszeptała mama, a ja na początku nie zajarzyłam o co jej chodzi.

- Czekaj… COŚ TY POWIEDZIAŁA?- wydarłam się kiedy słowa mojej matki trafiły mnie niczym sztylet. Prosto w serce.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

5 komentarzy:

  1. o jeju dlsakjfkasj
    czekam na nowy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się dzieje ;o dziekuję za rozdział!
    @JustenAkaMyLove

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie zaskoczenie :o

    OdpowiedzUsuń
  4. fewfgwoakgtdkslkgawkfj wjkfsdl; omg, świetny rozdział! :o
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń