Justin
W momencie kiedy
zadzwonił telefon Kat byłem okropnie wkurzony. Dodatkowo ta drobna osóbka
perfidnie mnie zignorowała i jak gdyby nigdy nic odebrała połączenie. To co
stało się potem, było dla mnie naprawdę niewytłumaczalne, ale miałem dziwne
przeczucie, że wydarzyło się coś bardzo złego. Fakt, że brunetka rzuciła
komórką o drzewo tylko to potwierdzał. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam
co mam zrobić, kiedy ta krzyczała wniebogłosy leżąc na zimnym podłożu w lesie.
W mgnieniu oka zapomniałem o wszystkim co miałem zamiar jej powiedzieć. Myślę,
że ten telefon był naprawdę niefortunny, ponieważ ja chciałem… poddać się,
powiedzieć prawdę. Dobra chłopie, ogarnij się, zrób coś.
- Katlin-
odezwałam się cicho delikatnie potrząsając jej ramieniem.
- Odpierdol się!
Zostaw mnie! Idź sobie!- krzyknęła, a w jej oczach bez problemu mogłem dostrzec
smutek i coś jeszcze, ale niestety nie umiałem zdefiniować tej emocji. Bez
zastanowienia podszedłem w miejsce, gdzie rzuciła telefon. Ku mojemu zdziwieniu
był cały, no może nie licząc ekranu, na którym zrobiła się tak zwana pajęczyna.
Następnie wziąłem Katlin na ręce i zacząłem nieść w stronę domu Maxa. Byłem
zaskoczony, że nie protestowała. Bardzo prawdopodobne, że nie miała siły.
Mniejsza. Zmierzając w stronę celu rozmyślałem o wszystkim, głównie o Car.
Ostatnio spieprzyłem wiele spraw, zdecydowanie zbyt dużo. Wiedziałem, że
popełniłem całą masę błędów, ale teraz nie mogę się wyplątać z tego świństwa
tak łatwo, chociaż chyba chcę.
- CO SIĘ STAŁO?-
powróciłem do rzeczywistości dzięki głosowi, który należał do Caroline, w
której oczach malowało się przerażenie.
- Zanim
zaczniesz krzyczeć, że to moja wina najpierw mnie wysłuchaj- powiedziałem
pośpiesznie. Co jak co, ale ta kobitka była bardzo lojalną przyjaciółką-
Naprawdę nie wiem jak do tego wszystkiego doszło. Siedziałem sobie nad
jeziorkiem, kiedy przyszła ona. To był przypadek, przysięgam. Poprosiłem o
rozmowę, bo wiesz, chciałem przeprosić za wczoraj, ale jak tylko zacząłem mówić
zadzwonił jej telefon, który odebrała i potem stało się to. Zaczęła
histerycznie płakać, niemal rozwaliła komórkę o drzewo. Nie wiedziałem co mam
robić, jak się odezwać, więc ją przyniosłem- wyjaśniłem niemal na jednym
oddechu.
- Okej, pogadam
z nią. Masz jej telefon?- zapytała pośpiesznie blondynka.
- Pewnie-
powiedziałem spokojnie jednocześnie wyjmując zgubę.
- Super, posadź
ją tam- wskazała palcem na pobliską ławkę. Nie było sensu wprowadzać jej do
domu. Jak na razie nie było potrzeby robić sceny. Tym bardziej, że Katlin chyba
nie za bardzo kontaktuje. Tak sobie tylko coraz: ciszej łka. Kiedy wykonałem
polecenie mojej dziewczyny, ta wydała kolejny rozkaz
- Znajdź
Harrego. Z tego co wiem szukał Kat, martwił się o nią kiedy nie znalazł jej w
pokoju- wykrzywiłem twarz w grymasie- Nie marudź mi się tu, tylko znikaj. Ja
spróbuje z nią porozmawiać- przelotnie przytuliłem Car, po czym udałem się na
poszukiwania chłopaka, którego nienawidziłem najbardziej na świecie.
Katlin
- Katlin,
Kochanie co się stało? Proszę, powiedz mi. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką,
wiesz, że jestem tu dla Ciebie- odrętwiale słuchałam zapłakanej Caroline, która
od jakiś piętnastu minut prowadziła monolog. Właściwie to błagała mnie żebym
się odezwała, ale ja nie potrafiłam. Znacie to uczucie kiedy wszystko to co
mieliście w jednej sekundzie po prostu znika? Jeśli nie to wiedźcie, że
jesteście szczęściarzami. Zapatrywałam się tępo w przestrzeń, żadne dźwięki do
mnie nie docierały. Pomijam tutaj moją przyjaciółkę, która zrzędziła mi tym
swoim piskliwym głosem. Nie mam pojęcia, czy zdawała sobie sprawę z tego, że ja
i tak nie mam najmniejszego zamiaru się odezwać. Musiałam pobyć w samotności,
co nie do końca oznaczało, że nie chciałam, aby nikogo przy mnie nie było. Nie
wiem czy to zrozumiecie, ale mój tok myślenia nie jest w tej chwili czymś
zrozumiałym, nawet dla mnie.
- Katlin, co się
stało?- zapytał Harry potrząsając moimi ramionami. Kolejny, który na siłę
będzie chciał wyciągnąć coś ze mnie.
- Wątpię, żeby się
odezwała- odezwała się zrezygnowała Caroline- Próbuję od piętnastu minut.
- Mam nadzieję,
że mi coś powie- powiedział Hazz przeczesując ręką włosy.
- NIKOMU NIC NIE
POWIEM, CZY WY NIE POTRAFICIE TEGO ZROZUMIEĆ?- krzyknęłam ile sił w płucach.
Nie wiem czemu to robiłam, ale wydaje mi się, że miałam dosyć ich obojga.
Niepewnie wstałam i nieco się chwiejąc poszłam szukać Justina. Nie wiem
dlaczego udałam się akurat do niego, ale miałam dziwne przeczucie, że w nim
znajdę wsparcie. Tak, jestem pierdolnięta mając nadzieję, że znajdę oparcie w
chłopaku, który zwyzywał mnie od dziwek. Potrzebowałam w tej chwili osoby,
która nie patrzyłaby na mnie współczującym wzrokiem, a brunet wydawał się być
do tego idealnym kandydatem. Taki dupek bez serca nie może przecież mieć uczuć.
- Piłeś?-
zapytałam słabym głosem Justina, którego szukanie zajęło mi z dziesięć minut.
- Nie..-
zmarszczył brwi w dezorientacji.
- Mógłbyś mnie
zawieść do domu?
- Emm, a Harry
lub Car nie mogą?- zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Udajmy, że
tego nie było- odezwałam się bezbarwnym tonem.
- Nie, nie,
czekaj- odezwał się za mną złotooki kiedy odwróciłam się, mając zamiar ulotnić
się w jakieś spokojne miejsce, gdzie nikt mnie nie znajdzie- Odwiozę Cię-
dokończył kiedy odwróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję-
powiedziałam z prawdziwą wdzięcznością. Wolnym krokiem udaliśmy się w stronę
samochodu Justina. Niestety nie dane było nam przebyć tej drogi w spokoju, gdyż
mniej więcej w połowie zaatakowali nas Hazz i Car.
- Katlin!-
krzyknął Harry- Gdzie ty z nim idziesz? Pojebało Cię do reszty?
- Nie tym tonem
kolego- odezwał się nastroszony Justin- Twoja dziewczyna poprosiła mnie po
prostu o podwózkę do domu. Nie moja wina, że woli mnie od Ciebie- dodał mniej
miłym tonem.
- Kat, to
prawda?- oburzyła się moja najlepsza przyjaciółka. Czy oni do cholery nie
rozumieją, że nie mam ochoty na te ich durne dyskusje?
- CZY MOŻECIE
SIĘ DO JASNEJ CHOLERY ZAMKNĄĆ?- krzyknęłam ile sił w płucach- Tak, poprosiłam Justina o to, by
mnie zabrał do domu, a wiecie dlaczego? Bo nie mam ochoty patrzeć na wasze
twarze, na których wymalowane jest współczucie, którego nie potrzebuję.
- Katlin..-
zaczął mój chłopak, ale nie dane było mu skończyć.
- Nie przerywaj
mi. Jasne?- kiedy pokiwał w pośpiechu głową kontynuowałam - Jadę z Justinem, od
Was nic nie chcę. Jesteście pijani, tak poza tym. Muszę pobyć w towarzystwie
osoby, której nienawidzę. A teraz wybaczcie, śpieszy mi się- dokończyłam w
pośpiechu, gdyż jak najszybciej chciałam być w drodze do domu. Bez słowa udałam
się w stronę samochodu Justina. Dotarłam na miejsce dużo szybciej niż on sam.
Kiedy tylko brunet dołączył do mnie i otworzył pojazd szybko wsiadłam do niego.
Lada chwila ruszyliśmy.
***
Jechaliśmy z
całkowitej ciszy. Żadne z nas się nie odzywało, co było mi bardzo na rękę.
Mogłam spokojnie poukładać swoje myśli. Tata miał wypadek. Nie wiem nic więcej,
gdyż rzuciłam telefonem o drzewo. Źle się zachowałam, gdyż mogłam chociaż
wysłuchać mojej mamy, ale biorąc pod uwagę jej stan spodziewałam się
najgorszego.
- Mogę pożyczyć twoją
komórkę?- odezwałam się cienkim głosem.
- Jasne- odezwał
się ze słabym uśmiechem, po czym podał mi swojego iPhona.
- Dzięki-
powiedziałam, po czym drżącymi palcami wybrałam numer mojej mamy. Bardzo
niepewnie przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, piąty,
poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz. W momencie, kiedy miałam się rozłączyć
ktoś podniósł słuchawkę. Nie była to jednak moja mama.
- Halo?- odezwał
się obcy głos.
- Emm- zaczęłam-
Dzień dobry, jestem Katlin Megbog, mogłabym rozmawiać z Sophie?
- Niestety
obawiam się, że to niemożliwe..
- Dlaczego? Kim
pan jest?- zaczęłam panikować.
- Jestem Lucas
Dertw, lekarz. Zakładam, że jest pani córką Barta i Sophie. Proszę jak
najszybciej przyjechać do szpitala na St. Rewul.
- Czy nie mogę
dowiedzieć się teraz o co chodzi?- próbowałam zachować resztki cierpliwości,
ale nie mogłam. Nie byłam w stanie. Myślę jednak, że doskonale mnie rozumiecie.
- Niestety, nie
mogę udzielić Ci takich informacji przez telefon. Proszę jak najszybciej
pojawić się w szpitalu.
- Gdzie jest
mama? Co z tatą?- uparcie próbowałam uzyskać jakieś informacje.
- Prawo
zabrania…- zaczął lecz mu przerwałam.
- Nie obchodzą
mnie żadne zasady lekarzy!- krzyknęłam- Tu chodzi o moich rodziców!
- Rozumiem Cię
bardzo dobrze, też chciałbym, aby ktoś udzielił mi takich informacji gdybym był
na twoim miejscy jednak nie jest to możliwe, przepraszam. Jest mi naprawdę
przykro.
- Niech sobie
pan w dupę wsadzi ten swój żal- krzyknęłam po czym się rozłączyłam. Skoro i tak
nie miałam usłyszeć ważnych dla mnie informacji nie musiałam rozmawiać z tym
głupim debilem, który potocznie nazywany był lekarzem.
- Słuchaj
Katlin- odezwał się Justin. Muszę przyznać, że zupełnie zapomniałam o jego
obecności- Wiem, że nie powiesz mi o co chodzi i w sumie Ci się nie dziwię. Nie
wymagam tego od Ciebie, ale proszę nie rozwal mi telefonu.
- Jeśli chciałeś choć trochę poprawić mi
humor- zaczęłam- to raczej Ci się nie udało.
- Jeśli gadamy o
komórkach- odezwał się- z twoim w sumie nic się nie stało, w sensie, ma
roztrzaskany ekran, ale poza tym chodzi sprawnie.
- Skąd wiesz?
Masz go przy sobie?
- Pozbierałem
go- wyjaśnił szybko- Ale dałem go Caroline. Nie spodziewałem się, że tak się
sprawy potoczą.
- Ja też nie.
Mogę pobawić się twoim? Potrzebuję oderwać się na chwilę od rzeczywistości.
- Nikt jeszcze nie grzebał mi w telefonie, ale
dla Ciebie mogę zrobić wyjątek- puścił mi oczko- Powiedz mi tylko, gdzie
jedziemy, bo zakładam, że nie do domu.
- Szpital na St.
Rewul i błagam, jak najszybciej.
***
Przed ostatnią
godzinę bawiłam się telefonem Justina: przeglądałam jego galerię, muzykę,
aplikacje. Muszę przyznać, że byłam lekko zwiedziona kiedy okazało się, że nie
ma żadnych swoich samojebek. W sumie to na nie najbardziej liczyłam. Humor
nieznacznie mi się poprawił, choć mówiąc, że czuję się lepiej, wcale nie mam na
myśli tego, że spadł ze mnie cały ciężar ostatnich wydarzeń. Nadal czułam się
okropnie, ale w małym stopniu odezwałam się od tego całego zamieszania, choć na
chwilę.
- Katlin,
jesteśmy na miejscu- odezwał się Justin, a ja momentalnie zesztywniałam. Oto
nadchodzi prawda- Ej, Mała, spokojnie. Nie powiem Ci, że wszystko będzie
dobrze, ale będę tam z Tobą. Damy radę, rozumiesz?- powiedział na co pokiwałam
niepewnie głową. Gdybym powiedziała, że się boję śmiało mogłabym zostać kłamcą.
Prawda była taka, że byłam przerażona, jednak obecność Justina, który szedł
obok mnie trzymając mnie za rękę nieco dodawała mi odwagi.
- Dobry wieczór-
odezwałam się kiedy tylko dotarliśmy na recepcję- Jestem Katlin Megbog i w tym
szpitalu znajdują się moi rodzice.
- Ah tak-
powiedziała starsza kobieta drapiąc się po nosie- Drugie piętro. Pokój 129.
- Dziękuję
bardzo- powiedziałam ze słabym uśmiechem, po czym pociągnęłam bruneta za rękę.
Za cholerę nie chciałam jej puścić. Dodawała mi odwagi i dawała nadzieję. Chyba
uderzyłam się w głowę.
- Pamiętaj, że
cokolwiek usłyszysz za chwilę jestem tu dla Ciebie i nigdy Cię nie zostawię-
szepnął mi do ucha Justin kiedy wchodziliśmy do wskazanego przez recepcjonistę
pokoju.
- Dzięki za
wsparcie- odezwałam się i biorąc głęboki oddech przekroczyłam próg
pomieszczenia.
- Dzień dobry,
panienka Megbog, jeśli się nie mylę?
- Oczywiście.
- Proszę sobie
usiąść i się rozgościć, czeka nas dłuższa rozmowa. Kim jest ten chłopak? Obcy
nie mogą…
- Proszę się z
łaski swojej od niego odczepić, jest ze mną i nigdzie się nie wybiera-
wycedziłam przez zęby.
- Jak sobie
panienka życzy.
- Proszę
zaczynać- urwałam mu. Miałam już serdecznie dosyć tych wstępnych gadek.
- Jak już się
panienka domyśliła, jestem Lucas.
- Szczegóły-
warknęłam. W tamtej chwili obchodziły mnie tylko wieści o tacie, no i mamie, z którą nie miałam bladego
pojęcia co się stało.
- Twój tata miał
bardzo poważny wypadek. Trafił tutaj w bardzo ciężkim stanie i niestety..-
przerwał na moment- bardzo mi przykro to mówić, ale nie udało nam się go
uratować- dokończył, a ja wybuchłam płaczem. Justin zareagował natychmiast.
Objął mnie swoim ramieniem i mocno przytulił.
- A co z jej
matką?- odezwał się, gdyż ja nie byłam w stanie.
- Przyjechała
najszybciej jak mogła, jednak po usłyszeniu złych wieści, zadzwoniła do córki,
aby ją poinformować o wypadku.
- A gdzie jest
teraz i dlaczego to pan odebrał jej telefon?- dopytywał brunet. Właściwie nie
wiem jakim cudem docierały do mnie jakiekolwiek bodźcie ze świata żywych.
- Zemdlała, co
mogło zaszkodzić dziecku, dlatego leży na oddziale pod wpływem prochów. Jest w
szoku- czekajcie, co?
- O co chodzi?
Jakie dziecko?- odezwałam się całkowicie zdezorientowana. Łzy nadal płynęły
strumieniami po moich policzkach.
- Sophie Megbog
jest w ciąży- powiedział lekarz a mnie zamurowało. Dlaczego to przytrafia się
właśnie mi?
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))
Wow, tego się nie spodziewałam. Cudowny ;*
OdpowiedzUsuńOMG :O . ubóstwiam to <3
OdpowiedzUsuńJEZU CHCE NOWY ROZDZIAŁ SZYBKO! KFNJBFKNSIJ <3
OdpowiedzUsuńboskie ♡
OdpowiedzUsuńświetne ♥
OdpowiedzUsuńo m g oni muszą być razem <3
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział *u* sd;lfksldkf
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam sie tego omg
OdpowiedzUsuńWow. Wow i jeszcze raz wow. Nie wiedziałam że tak się sprawy potoczą.
OdpowiedzUsuńoooooooooommmmmmmmg!!!! cudownyy! kajfhsdjkhhskf
OdpowiedzUsuń@Danger12345678
Koooochchchchchchaaaam :*
OdpowiedzUsuńUUUwielbiaaaammmm , czekam nn :*
OdpowiedzUsuńJezzzzuuuu świeeetnnnyyyyyyyyy <3 niespodziewałam się tego po Caitlin ♥
OdpowiedzUsuń*nie spodziewałam
Usuńaaa kocham to
OdpowiedzUsuńswietny :)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym, że Caitlin wolała pojechać z Jussem *.* Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńWow ! kat szaleje z Justinem zamiast Harrym :) Super ♥
OdpowiedzUsuń