Katlin
Obudziłam się i
ujrzałam, że Justina nie ma koło mnie na łóżku. Zwinnym ruchem zsunęłam nogi z
ogromnego posłania i włożyłam nogi w puchate kapcie, których nie używałam odkąd
pamiętam. Nie miałam pojęcia, gdzie jest Brunet, a to jego potrzebowałam
najbardziej. Miałam do niego ogromnie ważną sprawę i wiedziałam, że to co
zrobię najprawdopodobniej załamie mnie jeszcze bardziej, ale nie miałam
wyjścia. Na drżących nogach udałam się w
stronę kuchni. Wciąż byłam słaba po ostatnich wydarzeniach, wliczając w to
ostatnią noc. Mam nadzieję, że wiecie o co chodzi.
- No proszę,
proszę, kogo my tu mamy. Wiesz, która godzina?- zapytał z uśmiechem Justin
kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach pomieszczenia, w którym się znajdował.
Właściwie to byłam pewna, że właśnie tam go znajdę- Usiądź, śniadanie na stole.
Nie jestem zbyt dobrym kucharzem, ale…- nie dane mu było dokończyć, ponieważ
bezczelnie mu przerwałam.
- Nie, proszę, skończ- powiedziałam pewnym
głosem. Brunet dziwnie zmarszczył brwi oznajmiając, że nie rozumie o co mi
chodzi- Mam zacząć normalnie żyć, tak?- kontynuowałam, na co brązowooki pokiwał
energicznie głową- Więc ty musisz zniknąć z mojej marnej i tak egzystencji.
Byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, Justin i zawdzięczam Ci naprawdę wiele, ale
jeśli mam zacząć żyć na nowo Ty nie możesz być obecny w moim życiu.
Przepraszam.
- Jesteś pewna?-
zapytał nastolatek, który całkowicie zszokowany przyglądał mi się uważnie.
- Tak-
powiedziałam bez wahania, jednak w rzeczywistości wcale tak nie było. Nawet nie
wiecie jak trudno było mi to zrobić.
- W takim razie
do widzenia- zaczął Justin, po czym dodał zmierzając w kierunku przedpokoju- Mam
nadzieję, że już nigdy więcej nie pojawię się w twoim życiu- zaszydził, po czym
wyszedł trzaskając drzwiami. Zaraz, zaraz, co ja właściwie zrobiłam? Czy
naprawdę tego chciałam?
Justin
Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Po tym
wszystkim, a właściwie niczym, bo tak naprawdę nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Ugh,
nie rozumiałem jej zachowania kompletnie, jednak potrafiłem to uszanować, choć
w pewnym stopniu. Pomijając to wszystko byłem na nią cholernie wkurzony. Tak
bardzo się starałem, a ona to kurwa mać psuje w jednej chwili. Było już tak
blisko. JUSTIN KRETYNIE GŁUPI ona niedawno straciła ojca i świat jej się
wywrócił do góry nogami, a ty wciąż myślisz o tym gównie, w które się
wpakowałeś? Jesteś debilem, idiotą, tumanem, no ale nieważne. Wyszedłem z domu
Kat trzaskając drzwiami. Poznałem tą dziewczynę na tyle, by być pewnym, że kiedy
bym się wrócił zastałabym ją płaczącą. Oczywiście, nie zrobiłem tego. Nie byłem
aż takim mięczakiem. Bez zastanowienia wybrałem numer do Tylera- mojego
najlepszego przyjaciela od zawsze.
- Yo, Stary, co
tam?- odezwał się kiedy tylko odebrał połączenie. Prychnąłem. On i jego dziwne
przyzwyczajenie odzywania się jako pierwsza osoba, nawet jeśli ktoś do niego dzwoni,
a nie odwrotnie.
- Co powiesz na
meczyk?- zapytałem idąc z stronę boiska do koszykówki. Musiałem się
odstresować, a to było jedyne legalne znane mi rozwiązanie.
- Jasne- ożywił
się od razu. Koszykówka była jego ulubionym sportem- Zadzwonię po Ziomeczków-
powiedział szybko po czym się rozłączył. Nie musieliśmy ustalać godziny, bo
zawsze kiedy dzwonimy do siebie to mamy w planach spotkać się nie za godzinę,
dwa dni czy tydzień tylko w tym momencie. Nie jesteśmy babami i nie czujemy
potrzeby umawiania się jakiś czas wcześniej. Udałem się w stronę biedniejszej
dzielnicy Jacksonville, gdzie tak naprawdę przynależałem. Nie mieszkałem tam
oficjalnie, ale spędzałem większość mojego wolnego czasu. Mieszkali tam również
moi dziadkowie, u których spałem dosyć często, kiedy nie miałem ochoty wracać
do domu, którego tak naprawdę nie lubiłem. Nie dlatego, że nie kochałem moich
rodziców, czy rodzeństwa. Wolałem po prostu prostotę, a w naszym apartamencie
niemożliwym było poczuć się swobodnie pośród tych wszystkich drogich rzeczy,
które zewsząd Cię otaczały. Tak, moi rodzice byli bogaci. Tata był
businessmanem, którego nigdy nie było w domu, bo wyjeżdżał w te swoje delegację
na co najmniej pół roku. Mama nie pracowała, ale nie było takiej potrzeby.
Wystarczyło, że zajmowała się domem i Jaxonem. Jazzy i tak trudno było utrzymać
w domu, co strasznie mnie wkurzało.
- Co ty taki
zamyślony?- zapytał Tyler, który znikąd pojawił się u mojego boku.
Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się przy boisku. Cóż,
czasem miałem tak, że nogi nieświadomie prowadziły mnie w miejsce, do którego
chciałem iść, podczas kiedy głowa była zupełnie gdzie indziej.
- Tak jakoś-
przeczesałem ręką włosy.
- Nie zachowuj
się jak baba- prychnął Tyl. No cóż, mieliśmy małą obsesję na punkcie
nadużywania w swoim towarzystwie tego sformułowania. Taka mania- Mów co się
dzieje.
- A co ma się
dziać?- zapytałem, choć sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Jestem
po prostu zmęczony- na szczęście nie dane było nam dokończyć tej dziwnej
wymiany zdań, gdyż na boisko wparowali nasi przyjaciele. Kątem oka zauważyłem,
że przyszło także kilka dziewczyn. Cztery z nich rozpoznałem od razu, a dwie
były mi nieznajome.
- Jestem Justin,
a Wy?- zapytałem się ich ze słodkim uśmiechem, na co się zarumieniły.
- Amy- pisnęła
jedna.
- i Alison-
dopowiedziała druga.
- Miło było Was
poznać- powiedziałem w pośpiechu- Teraz wybaczcie, ale kosz czeka- puściłem im
oczko, po czym podbiegłem na środek boiska, gdzie byłem wołany przez
przyjaciół. Szybko podzieliśmy się na zespoły. Nasz mały meczyk się rozpoczął. Niestety
mimo wielu starań moja drużyna przegrała, ale nie przejmowałem się tym za
bardzo, gdyż nie było nikogo komu chciałem zaimponować, czy coś.
- Grałeś super!-
powiedziała chyba Amy klepiąc mnie po plecach. Przez chwilę zastanawiałem się
czy chciała po prostu pomacać moje spocone plecy, które pozbawione były
koszulki, którą zdjąłem w trakcie pojedynku, czy zrobiła to w normalnym i
przyjacielskim geście.
- Dzięki?-
odpowiedziałem unosząc brew.
- Co powiecie na
piwo?- zapytał znienacka Rayn, na co wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
***
- Jak Ci idzie
Jus?- zapytał Tyler, kiedy późnym wieczorem siedzieliśmy w parku. Wszyscy nasi znajomi
poszli chwilę temu.
- Nie mów tak do
mnie, Pało- oburzyłem się- Nijak mi idzie. Zresztą po co Wam to, i tak jej nie
znacie- jęknąłem.
- Z tego co
mówisz dobra z niej sztunia.
- Zamknij
kłapaczkę Debilu. To tylko zabawa, tak?
Katlin
Po spektakularnym
wyjściu Justina na chwilę straciłam kontrolę nad tym, co sobie obiecałam i
zaczęłam cichutko łkać. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi, ale ostatnimi czasy dał
mi tyle wsparcia, że nie mogłam nie ubolewać po jego stracie. Uświadomiłam
sobie jednak, że tak będzie najlepiej, co dało mi dużego kopa. Zwinnym ruchem
wykręciłam numer Car, która odebrała po czterech sygnałach:
- Halo?-
zapytała zdezorientowana, jakby w ogóle nie spodziewała się mnie usłyszeć.
- Wpadniesz do
mnie jak najszybciej?- zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Matko Boska,
co się dzieje?- zapytała zdenerwowana.
- Nic, nic. Chcę
porozmawiać.
- Jasne, Słońce.
Będę za pół godziny- powiedziała powoli. Szczerze powiedziawszy podziwiałam ją.
Biorąc pod uwagę moje nieustanne huśtawki nastrojów, ona wciąż była dla mnie
miłą i kochaną przyjaciółką. W oczekiwaniu na wesołą blondynkę udałam się na
górę i włączyłam laptopa, którego ostatni raz używałam naprawdę dawno temu.
Skrzywiłam się kiedy ujrzałam na tapecie moje i Justina zdjęcie, które sam mi
ustawił. Natychmiast je zmieniłam. Następnie weszłam na Tumblr’a, aby
poreblogować kilka obrazków. Po upływie nieokreślonej ilości czasu usłyszałam
dzwonek do drzwi. Poderwałam się z łóżka i jak najszybciej poszłam otworzyć
drzwi przyjaciółce, którą na wstępie mocno przytuliłam.
- Przepraszam
Caroline- powiedziałam szczerze.
- Nie ma za co.
To zrozumiałe- uśmiechnęła się szeroko, czego nie mogłam nie odwzajemnić.
***
Po
pięciogodzinnej szczerej rozmowie z przyjaciółką moje sumienie zostało
oczyszczone. Wygadałam się z wszystkiego co mi na sercu leżało i teraz czułam
się znacznie lepiej. Pozostała mi tylko rozmowa z Harrym, której bałam się
bardziej, niż tej z Car. Siedząc na kanapie w salonie usłyszałam szczękanie
zamka w drzwiach. O, nie. Tylko nie to, błagam.
- Katlin, jesteś
tutaj?- usłyszałam głos dochodzący z przedpokoju, który należał do mojej matki.
Nie była jednak sama. Nie odpowiedziałam. Złość ponownie we mnie wezbrała.
- Gdzie zostawić
rzeczy?- zapytał gruby męski głos, który rozpoznałabym wszędzie. Wujek Tuffi.
Tylko co on tutaj robił?- Gdzie jest moja wspaniała Księżniczka?- zapytał
wchodząc do salonu. Kiedy tylko ujrzał mnie siedzącą na kanapie, z szerokim
uśmiechem wymalowanym na twarzy podszedł do mnie, po czym mocno przytulił.
- Stęskniłam się
za Tobą- powiedziałam wreszcie- Dlaczego nie było Cię na… no wiesz?- zapytałam
dużo ciszej. Wciąż nie potrafiłam wymówić słowa ‘pogrzeb’ na głos.
- Nie znalazłem
żadnego wolnego lotu, ale już jestem- odpowiedział ze smutkiem wyczuwalnym w
jego głosie.
- A co robiłeś z
nią?- zapytałam wskazując głową na moją mamę, która właśnie przyczłapała się do
kuchni. Miała wielkie wory pod oczami i już na pierwszy rzut oka można było
stwierdzić, że dużo płakała. Nie żeby coś, ale jakoś nie było mi jej żal.
- Rozmawialiśmy
przez telefon kiedy okazało się, że Tuffi jest w mieście. Było mi bardzo
głupio, ale poprosiłam go o podwózkę, bo nie miałam nikogo innego-
odpowiedziała moja rodzicielka za wysokiego i przystojnego bruneta. Muszę
przyznać, że jeśli nie bylibyśmy rodziną to pewnie szalałabym na jego punkcie.
- Na ile
przyjechałeś?- zwróciłam się do wuja całkowicie ignorując matkę. Postępowałam
dokładnie tak, jak ustaliłyśmy z Caroline- dopóki nie będę gotowa na szczerą
rozmowę bez sprzeczek nie będę udzielała się wcale. Nie było to w gruncie rzeczy
takie proste.
- Właściwie to
nie wiem. Mamy kilka spraw do załatwienia.
- Pozwól, że
udam się na górę- uśmiechnęłam się smutno, po czym znikłam za drzwiami. Przed
zatrzaśnięciem drzwi do mojego pokoju usłyszałam tylko słowa zdenerwowanego
wujka:
- Czy możesz mi
powiedzieć co się tutaj, do cholery dzieje?- czyli jeszcze nie wiedział. Byłam
pewna, że kiedy już wszystko będzie dla niego jasne wcale nie będzie dla mojej
matki taki milusi. Postanowiłam nie przejmować się tym, gdyż miałam inną, dużo
ważniejszą sprawę do załatwienia- Harrego. Na szczęście, że odebrał już po
drugim sygnale.
- Cześć
Kochanie- powiedział swoim ciepłym głosem.
- Mógłbyś do
mnie wpaść?- zapytałam bez zbędnych wstępów.
- Coś się
stało?- zapytał.
- Nie…..a
właściwie to tak- powiedziałam spokojnie.
- Będę jak
najszybciej.
- Dziękuję-
szepnęłam, po czym rozłączyłam.
Leżałam na łóżku
czekając na mojego wspaniałego chłopaka. Z dołu dochodziły krzyki wujka i mamy,
ale szczerze powiedziawszy miałam w to w dupie. Skoro moja rodzicielka naważyła
sobie piwa to teraz musi to wypić. Karma. Moje nie-rozmyślenia przerwał SMS.
Od: Caroline
Kocham Cię, ale
to co zrobiłaś było niewybaczalne. Jak mogłaś?
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))
Dawaj szybko nowy rozdział jabsjahbssjhs <3
OdpowiedzUsuńOoooo... A co ona zrobiła :ooo
OdpowiedzUsuń@zerrie__love1
o moj boze,jak moglas przerwac w takim momencie??? czekam na nastepny ! /W
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuńfantastyczny <3
OdpowiedzUsuń@believemydreamm
aaa, musiałaś przerwać w takim momencie? ;-; hjbxjhfdmbxjz czekam na kolejny rozdział, świetnie ff <33
OdpowiedzUsuńboooskiii <33333333 ale w takim momencie ? nie wierze !! Dalej dalej dalej pisz !!!
OdpowiedzUsuńhajexvakshqfskzgakwiqjaga czytam czytam czytam! swietny ff <3 @olaa_belieber
OdpowiedzUsuńcudowny ff, czemu przerwalas w takim momencie? :( CZEKAM NA KOLEJNY!
OdpowiedzUsuń<3!!!!!!
OdpowiedzUsuńcudowny! :)
OdpowiedzUsuńCzy to Justin coś nagadał jej przyjaciółce? Już wiem, że w kolejnych rozdziałach będzie ciekawie ;) nie mogę się doczekać kolejnego. A rozdział jest świetny <3 dziekuję xx
OdpowiedzUsuń@JustenAkaMyLove
Najlepsze ever :o ale nie rozumiem jednej rzeczy, skoro tak sobie gadaly przez 5 h z Caroline to z jakiej dupy nagle ten SMS ?
OdpowiedzUsuń