piątek, 14 marca 2014

Rozdział 17


Katlin

Obudziłam się i ujrzałam, że Justina nie ma koło mnie na łóżku. Zwinnym ruchem zsunęłam nogi z ogromnego posłania i włożyłam nogi w puchate kapcie, których nie używałam odkąd pamiętam. Nie miałam pojęcia, gdzie jest Brunet, a to jego potrzebowałam najbardziej. Miałam do niego ogromnie ważną sprawę i wiedziałam, że to co zrobię najprawdopodobniej załamie mnie jeszcze bardziej, ale nie miałam wyjścia. Na drżących nogach  udałam się w stronę kuchni. Wciąż byłam słaba po ostatnich wydarzeniach, wliczając w to ostatnią noc. Mam nadzieję, że wiecie o co chodzi.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. Wiesz, która godzina?- zapytał z uśmiechem Justin kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach pomieszczenia, w którym się znajdował. Właściwie to byłam pewna, że właśnie tam go znajdę- Usiądź, śniadanie na stole. Nie jestem zbyt dobrym kucharzem, ale…- nie dane mu było dokończyć, ponieważ bezczelnie mu przerwałam.
 - Nie, proszę, skończ- powiedziałam pewnym głosem. Brunet dziwnie zmarszczył brwi oznajmiając, że nie rozumie o co mi chodzi- Mam zacząć normalnie żyć, tak?- kontynuowałam, na co brązowooki pokiwał energicznie głową- Więc ty musisz zniknąć z mojej marnej i tak egzystencji. Byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, Justin i zawdzięczam Ci naprawdę wiele, ale jeśli mam zacząć żyć na nowo Ty nie możesz być obecny w moim życiu. Przepraszam.
- Jesteś pewna?- zapytał nastolatek, który całkowicie zszokowany przyglądał mi się uważnie.
- Tak- powiedziałam bez wahania, jednak w rzeczywistości wcale tak nie było. Nawet nie wiecie jak trudno było mi to zrobić.
- W takim razie do widzenia- zaczął Justin, po czym dodał zmierzając w kierunku przedpokoju- Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie pojawię się w twoim życiu- zaszydził, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Zaraz, zaraz, co ja właściwie zrobiłam? Czy naprawdę tego chciałam?

Justin

Nie mogłem  uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Po tym wszystkim, a właściwie niczym, bo tak naprawdę nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Ugh, nie rozumiałem jej zachowania kompletnie, jednak potrafiłem to uszanować, choć w pewnym stopniu. Pomijając to wszystko byłem na nią cholernie wkurzony. Tak bardzo się starałem, a ona to kurwa mać psuje w jednej chwili. Było już tak blisko. JUSTIN KRETYNIE GŁUPI ona niedawno straciła ojca i świat jej się wywrócił do góry nogami, a ty wciąż myślisz o tym gównie, w które się wpakowałeś? Jesteś debilem, idiotą, tumanem, no ale nieważne. Wyszedłem z domu Kat trzaskając drzwiami. Poznałem tą dziewczynę na tyle, by być pewnym, że kiedy bym się wrócił zastałabym ją płaczącą. Oczywiście, nie zrobiłem tego. Nie byłem aż takim mięczakiem. Bez zastanowienia wybrałem numer do Tylera- mojego najlepszego przyjaciela od zawsze.
- Yo, Stary, co tam?- odezwał się kiedy tylko odebrał połączenie. Prychnąłem. On i jego dziwne przyzwyczajenie odzywania się jako pierwsza osoba, nawet jeśli ktoś do niego dzwoni, a nie odwrotnie.
- Co powiesz na meczyk?- zapytałem idąc z stronę boiska do koszykówki. Musiałem się odstresować, a to było jedyne legalne znane mi rozwiązanie.
- Jasne- ożywił się od razu. Koszykówka była jego ulubionym sportem- Zadzwonię po Ziomeczków- powiedział szybko po czym się rozłączył. Nie musieliśmy ustalać godziny, bo zawsze kiedy dzwonimy do siebie to mamy w planach spotkać się nie za godzinę, dwa dni czy tydzień tylko w tym momencie. Nie jesteśmy babami i nie czujemy potrzeby umawiania się jakiś czas wcześniej. Udałem się w stronę biedniejszej dzielnicy Jacksonville, gdzie tak naprawdę przynależałem. Nie mieszkałem tam oficjalnie, ale spędzałem większość mojego wolnego czasu. Mieszkali tam również moi dziadkowie, u których spałem dosyć często, kiedy nie miałem ochoty wracać do domu, którego tak naprawdę nie lubiłem. Nie dlatego, że nie kochałem moich rodziców, czy rodzeństwa. Wolałem po prostu prostotę, a w naszym apartamencie niemożliwym było poczuć się swobodnie pośród tych wszystkich drogich rzeczy, które zewsząd Cię otaczały. Tak, moi rodzice byli bogaci. Tata był businessmanem, którego nigdy nie było w domu, bo wyjeżdżał w te swoje delegację na co najmniej pół roku. Mama nie pracowała, ale nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że zajmowała się domem i Jaxonem. Jazzy i tak trudno było utrzymać w domu, co strasznie mnie wkurzało.
- Co ty taki zamyślony?- zapytał Tyler, który znikąd pojawił się u mojego boku. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się przy boisku. Cóż, czasem miałem tak, że nogi nieświadomie prowadziły mnie w miejsce, do którego chciałem iść, podczas kiedy głowa była zupełnie gdzie indziej.
- Tak jakoś- przeczesałem ręką włosy.
- Nie zachowuj się jak baba- prychnął Tyl. No cóż, mieliśmy małą obsesję na punkcie nadużywania w swoim towarzystwie tego sformułowania. Taka mania- Mów co się dzieje.
- A co ma się dziać?- zapytałem, choć sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Jestem po prostu zmęczony- na szczęście nie dane było nam dokończyć tej dziwnej wymiany zdań, gdyż na boisko wparowali nasi przyjaciele. Kątem oka zauważyłem, że przyszło także kilka dziewczyn. Cztery z nich rozpoznałem od razu, a dwie były mi nieznajome.
- Jestem Justin, a Wy?- zapytałem się ich ze słodkim uśmiechem, na co się zarumieniły.
- Amy- pisnęła jedna.
- i Alison- dopowiedziała druga.
- Miło było Was poznać- powiedziałem w pośpiechu- Teraz wybaczcie, ale kosz czeka- puściłem im oczko, po czym podbiegłem na środek boiska, gdzie byłem wołany przez przyjaciół. Szybko podzieliśmy się na zespoły. Nasz mały meczyk się rozpoczął. Niestety mimo wielu starań moja drużyna przegrała, ale nie przejmowałem się tym za bardzo, gdyż nie było nikogo komu chciałem zaimponować, czy coś.
- Grałeś super!- powiedziała chyba Amy klepiąc mnie po plecach. Przez chwilę zastanawiałem się czy chciała po prostu pomacać moje spocone plecy, które pozbawione były koszulki, którą zdjąłem w trakcie pojedynku, czy zrobiła to w normalnym i przyjacielskim geście.
- Dzięki?- odpowiedziałem unosząc brew.
- Co powiecie na piwo?- zapytał znienacka Rayn, na co wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
***
- Jak Ci idzie Jus?- zapytał Tyler, kiedy późnym wieczorem siedzieliśmy w parku. Wszyscy nasi znajomi poszli chwilę temu.
- Nie mów tak do mnie, Pało- oburzyłem się- Nijak mi idzie. Zresztą po co Wam to, i tak jej nie znacie- jęknąłem.
- Z tego co mówisz dobra z niej sztunia.
- Zamknij kłapaczkę Debilu. To tylko zabawa, tak?

Katlin

Po spektakularnym wyjściu Justina na chwilę straciłam kontrolę nad tym, co sobie obiecałam i zaczęłam cichutko łkać. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi, ale ostatnimi czasy dał mi tyle wsparcia, że nie mogłam nie ubolewać po jego stracie. Uświadomiłam sobie jednak, że tak będzie najlepiej, co dało mi dużego kopa. Zwinnym ruchem wykręciłam numer Car, która odebrała po czterech sygnałach:
- Halo?- zapytała zdezorientowana, jakby w ogóle nie spodziewała się mnie usłyszeć.
- Wpadniesz do mnie jak najszybciej?- zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Matko Boska, co się dzieje?- zapytała zdenerwowana.
- Nic, nic. Chcę porozmawiać.
- Jasne, Słońce. Będę za pół godziny- powiedziała powoli. Szczerze powiedziawszy podziwiałam ją. Biorąc pod uwagę moje nieustanne huśtawki nastrojów, ona wciąż była dla mnie miłą i kochaną przyjaciółką. W oczekiwaniu na wesołą blondynkę udałam się na górę i włączyłam laptopa, którego ostatni raz używałam naprawdę dawno temu. Skrzywiłam się kiedy ujrzałam na tapecie moje i Justina zdjęcie, które sam mi ustawił. Natychmiast je zmieniłam. Następnie weszłam na Tumblr’a, aby poreblogować kilka obrazków. Po upływie nieokreślonej ilości czasu usłyszałam dzwonek do drzwi. Poderwałam się z łóżka i jak najszybciej poszłam otworzyć drzwi przyjaciółce, którą na wstępie mocno przytuliłam.
- Przepraszam Caroline- powiedziałam szczerze.
- Nie ma za co. To zrozumiałe- uśmiechnęła się szeroko, czego nie mogłam nie odwzajemnić.
***
Po pięciogodzinnej szczerej rozmowie z przyjaciółką moje sumienie zostało oczyszczone. Wygadałam się z wszystkiego co mi na sercu leżało i teraz czułam się znacznie lepiej. Pozostała mi tylko rozmowa z Harrym, której bałam się bardziej, niż tej z Car. Siedząc na kanapie w salonie usłyszałam szczękanie zamka w drzwiach. O, nie. Tylko nie to, błagam.
- Katlin, jesteś tutaj?- usłyszałam głos dochodzący z przedpokoju, który należał do mojej matki. Nie była jednak sama. Nie odpowiedziałam. Złość ponownie we mnie wezbrała.
- Gdzie zostawić rzeczy?- zapytał gruby męski głos, który rozpoznałabym wszędzie. Wujek Tuffi. Tylko co on tutaj robił?- Gdzie jest moja wspaniała Księżniczka?- zapytał wchodząc do salonu. Kiedy tylko ujrzał mnie siedzącą na kanapie, z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy podszedł do mnie, po czym mocno przytulił.
- Stęskniłam się za Tobą- powiedziałam wreszcie- Dlaczego nie było Cię na… no wiesz?- zapytałam dużo ciszej. Wciąż nie potrafiłam wymówić słowa ‘pogrzeb’ na głos.
- Nie znalazłem żadnego wolnego lotu, ale już jestem- odpowiedział ze smutkiem wyczuwalnym w jego głosie.
- A co robiłeś z nią?- zapytałam wskazując głową na moją mamę, która właśnie przyczłapała się do kuchni. Miała wielkie wory pod oczami i już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że dużo płakała. Nie żeby coś, ale jakoś nie było mi jej żal.
- Rozmawialiśmy przez telefon kiedy okazało się, że Tuffi jest w mieście. Było mi bardzo głupio, ale poprosiłam go o podwózkę, bo nie miałam nikogo innego- odpowiedziała moja rodzicielka za wysokiego i przystojnego bruneta. Muszę przyznać, że jeśli nie bylibyśmy rodziną to pewnie szalałabym na jego punkcie.
- Na ile przyjechałeś?- zwróciłam się do wuja całkowicie ignorując matkę. Postępowałam dokładnie tak, jak ustaliłyśmy z Caroline- dopóki nie będę gotowa na szczerą rozmowę bez sprzeczek nie będę udzielała się wcale. Nie było to w gruncie rzeczy takie proste.
- Właściwie to nie wiem. Mamy kilka spraw do załatwienia.
- Pozwól, że udam się na górę- uśmiechnęłam się smutno, po czym znikłam za drzwiami. Przed zatrzaśnięciem drzwi do mojego pokoju usłyszałam tylko słowa zdenerwowanego wujka:
- Czy możesz mi powiedzieć co się tutaj, do cholery dzieje?- czyli jeszcze nie wiedział. Byłam pewna, że kiedy już wszystko będzie dla niego jasne wcale nie będzie dla mojej matki taki milusi. Postanowiłam nie przejmować się tym, gdyż miałam inną, dużo ważniejszą sprawę do załatwienia- Harrego. Na szczęście, że odebrał już po drugim sygnale.
- Cześć Kochanie- powiedział swoim ciepłym głosem.
- Mógłbyś do mnie wpaść?- zapytałam bez zbędnych wstępów.
- Coś się stało?- zapytał.
- Nie…..a właściwie to tak- powiedziałam spokojnie.
- Będę jak najszybciej.
- Dziękuję- szepnęłam, po czym rozłączyłam.
Leżałam na łóżku czekając na mojego wspaniałego chłopaka. Z dołu dochodziły krzyki wujka i mamy, ale szczerze powiedziawszy miałam w to w dupie. Skoro moja rodzicielka naważyła sobie piwa to teraz musi to wypić. Karma. Moje nie-rozmyślenia przerwał SMS.

Od: Caroline

Kocham Cię, ale to co zrobiłaś było niewybaczalne. Jak mogłaś?

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

13 komentarzy:

  1. Dawaj szybko nowy rozdział jabsjahbssjhs <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo... A co ona zrobiła :ooo
    @zerrie__love1

    OdpowiedzUsuń
  3. o moj boze,jak moglas przerwac w takim momencie??? czekam na nastepny ! /W

    OdpowiedzUsuń
  4. fantastyczny <3
    @believemydreamm

    OdpowiedzUsuń
  5. aaa, musiałaś przerwać w takim momencie? ;-; hjbxjhfdmbxjz czekam na kolejny rozdział, świetnie ff <33

    OdpowiedzUsuń
  6. boooskiii <33333333 ale w takim momencie ? nie wierze !! Dalej dalej dalej pisz !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. hajexvakshqfskzgakwiqjaga czytam czytam czytam! swietny ff <3 @olaa_belieber

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowny ff, czemu przerwalas w takim momencie? :( CZEKAM NA KOLEJNY!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy to Justin coś nagadał jej przyjaciółce? Już wiem, że w kolejnych rozdziałach będzie ciekawie ;) nie mogę się doczekać kolejnego. A rozdział jest świetny <3 dziekuję xx
    @JustenAkaMyLove

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepsze ever :o ale nie rozumiem jednej rzeczy, skoro tak sobie gadaly przez 5 h z Caroline to z jakiej dupy nagle ten SMS ?

    OdpowiedzUsuń