piątek, 28 marca 2014

Rozdział 18

Justin

Siedziałem na łóżku Car bawiąc się jej telefonem podczas gdy ta robiła nam kolację w kuchni. Doskwierała mi nuda dlatego postanowiłem namieszać w życiu Katlin jeszcze bardziej. Szybko wystukałem SMS i wysłałem go uśmiechając się przy tym szyderczo. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Komórka mojej dziewczyny rozdzwoniła się w przeciągu kilku sekund. Wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Boże, o co chodziło Ci z tą wiadomością?- zapytała spanikowana Kat na co się zaśmiałem, a to od razu załapała o co chodzi- Ty…ty…ty… podły Kretynie! Teraz masz zamiar być moim koszmarem, tak? Nie możesz tak po prostu zniknąć?
- Nie, Kochanie- powiedziałem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy- O to w tym wszystkim chodzi. Jesteś traktowana tak jak na to zasługujesz- dokończyłem po chwili zastanowienia, po czym zakończyłem połączenie. W chwili kiedy Caroline wchodziła do pokoju odkładałem jej telefon na stolik nocny znajdujący się koło ogromnego i nieziemsko wygodnego łóżka. Oczywiście usunąłem wiadomość do kopniętej brunetki wraz z ostatnim połączeniem.
- Nie nudziłeś się za bardzo?- zapytała kładąc na pościeli talerz z kanapkami. 
- U Ciebie? Nigdy- odpowiedziałem delikatnie całując jej usta.

Katlin

- Kocham Cię Harry i naprawdę przepraszam- powiedziałam po raz setny tego wieczoru. 
- Nie masz za co. Wiesz, że jesteś dla mnie całym światem- odpowiedział brunet łaskotając mnie swoimi bujnymi lokami, które aktualnie znajdowały się przy moim policzku. Siedzieliśmy na łóżku wtuleni w siebie i rozmawialiśmy. O wszystkim i niczym. Wyżaliłam się ze wszystkich swoich smutków i utrapień. Jak zwykle znalazłam ogromne wsparcie.
- Kocham Cię Kotku, ale będę musiał się zbierać- jęknął Haz. 
- Proszę, tylko nie to- szepnęłam, po czym spojrzałam na zegarek- hej, jest po 22. Jeszcze wcześnie, możesz zostać.
- Wiem, ale obiecałem, że będę wcześniej.
- Czemu?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Mamy odbyć jakąś poważna rozmowę, a po tonie taty mogę się spodziewać wszystkiego.
- W takim razie idź- powiedziałam ze smutną miną. Harry pochylił się nade mną i delikatnie położył swoje usta na moich- Na pewno nie chcesz zostać?- jęknęłam pomiędzy pocałunkami.
- Nie mogę- powiedział odsuwając mnie od siebie.
- Znajdziesz drzwi?- zapytałam. Nie chciało mi się go odprowadzać.
- Jasne- powiedział wesoło- Widzimy się jutro?- zapytał dla pewności, na co kiwnęłam potwierdzająco głową. Kiedy kędzierzawy zniknął za drzwiami poczułam niesamowitą pustkę. Słyszałam krzątającą się po dole mamę, z którą nie zamieniłam słowa odkąd pojawiła się w domu. Sprawa z wujkiem nadal była skomplikowana. Przynajmniej dla niej. Z tego co słyszałam ostro się pokłócili. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i przygotować się do szkoły. Naprawdę nie chciałam tam iść, ale musiałam zacząć żyć na nowo. Tata by tak chciał. 
***
Budzik nieubłaganie dzwonił od około piętnastu minut uparcie dając mi do zrozumienia, że powinnam wstać. Jęcząc cicho, wyłączyłam kolejną drzemkę i zwlekłam się w łóżka. Powinnam się śpieszyć, gdyż byłam trochę spóźniona, ale moim zdaniem, każdy i tak będzie zadowolony, że w ogóle zawitam w szkole. Przygotowania do lekcji zajęły mi mniej czasu niż zwykle, co nie było dla mnie zbyt wielkim zaskoczeniem. Powód tkwił w tym, że postanowiłam odpuścić sobie makijaż. Doszłam do wniosku, że tak czy inaczej będę wyglądać jak zombie, czy coś w ten deseń. Zbiegając po schodach na dół niemal zderzyłam się z mamą, która popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Zignorowałam ją. Chwyciłam kluczyki, znajdujące się w przedpokoju i udałam się do szkoły. Droga nie zajęła mi zbyt wiele czasu. Zaparkowałam na „moim” miejscu, po czym udałam się do moich przyjaciół, którzy stali na korytarzu. Widząc mnie ciepło się uśmiechnęli, i kiedy tylko do nich podeszłam, mocno wyściskali. Naprawdę się za nimi stęskniłam.
- Jak miło Cię widzieć!- krzyknęła Revena, przytulając mnie po raz kolejny.
- Jak tam, Mała?- zapytał się Max. 
- Nie jest źle- uśmiechnęłam się lekko- Proszę Was, nie rozmawiajmy o tym. Chcę wrócić do starej codzienności, okej?- zapytałam, na co wszyscy pokiwali głową z wyrozumieniem. Zaczęliśmy rozmawiać, co przyniosło mi ogromną ulgę. Wiedziałam, że mi pomogą, nawet jeśli nie do końca zdawali sobie z tego sprawę.
- Kogo my tu mamy- odezwał się donośnie Justin bezczelnie przerywając naszą konwersację.
- Zaczynam normalnie żyć- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Brunet od razu popsuł mi humor. 
- Po co?
- Justin!- skarciła go Nao (Naomi).
- Jezu, pytam się tylko- oburzył się- Dobra, nieważne. Wiecie gdzie jest Car?- zapytał. Właściwie też chciałam to wiedzieć. Nie odzywała się do mnie od wczoraj.
- Pewnie się spóźni, jak to ostatnio często ma w zwyczaju- powiedziała niemal znudzona Rev (Revena). 
- Jak to?- zapytałam zdezorientowana. Z naszej dwójki to właśnie Blondynka była tą punktualną.
- Gdzie twój Lowelas?- zapytał Justin ignorując moje pytanie, na które chyba i tak nikt nie zamierzał mi odpowiedzieć.
- Wyjazd rodzinny- warknęłam i naprawdę żałowałam, że była to prawda. „Poważna rozmowa”, którą Harry miał przeprowadzić z tatą była na temat ich TYGODNIOWEGO wyjazdu do rodziny, na jakiś tam zjazd. Lokowaty próbował się wymigać, jednak nic z tego. Musiał jechać. Było mi trochę przykro, jednak potrafiłam to zrozumieć. Patrząc w przeszłość, jego rodzinie „zloty” odbywają się średnio co rok. Brunet słysząc moje słowa wybuchnął śmiechem. Zmroziłam go zmrokiem. Niestety nie zdążyłam się odgryźć, bo zadzwonił dzwonek, który wzywał nas na lekcje. 
***
- To co Laska, siedzimy razem?- zapytał znienacka Justin spadając do klasy tuż przede mną. Mieliśmy mieć biologię- ostatnią lekcję i pech chciał, że miałam ją właśnie z brunetem.
- Nie?- zapytałam z przekąsem- Słuchaj myślę, że wyjaśniłam Ci wszystko, więc naprawdę nie wiem czego ode mnie chcesz.
- Czy ja coś mówię?- oburzył się brązowooki.
- Tak. Te twoje ciągłe uszczypliwe komentarze. Czy myślisz, że ja tego nie czuję?- zapytałam przeczesując ręką skudlone włosy.
- Okej, mogę przestać- powiedział chłopak, co szczerze mnie zdziwiło- Ale pod jednym warunkiem- dodał po chwili, a moja mina zrzedła.
- CZY MOŻECIE ZAJĄĆ SWOJE MIEJSCA? CHCIAŁABYM ZACZĄĆ PROWADZIĆ LEKCJĘ!- naszą konwersację przerwał głos nauczycielki, która niespełna minutę temu weszła do klasy. Niestety, nie przepadała ani za mną, ani za Justinem.
- Pogadamy po lekcjach- syknęłam po czym udałam się w stronę swojego miejsca. Brunet bezczelnie zajął krzesło koło mnie, zupełnie ignorując moje zabójcze spojrzenie. 
- NIEŹLE SIĘ DOBRALIŚCIE, NIEŹLE- powiedziała pani Green z przekąsem- ZAPOWIADA SIĘ CIEKAWA LEKCJA- no oczywiście, znając ją zrobi wszystko, żeby wlepić nam po uwadze.
- Dziś będziemy powtarzać układ oddechowy. Za tydzień kartkówka- oznajmiła profesor, po sprawdzeniu obecności. Następnie zaczęła paplać jakieś brednie, których słuchało może pięć osób na czterdzieści. Jeśli chodzi o mnie całą uwagę skupiałam na tym, aby nie patrzeć się w stronę Justina, który gapił się na mnie przez całe czterdzieści pięć minut. Myślałam, że oszaleję, naprawdę. To było tak cholernie niezręczne i uciążliwe, że kiedy zadzwonił dzwonek miałam ochotę płakać ze szczęścia. Dosłownie. Szybko pozbierałam swoje rzeczy, po czym wyszłam z klasy. 
- Cholera jasna, Katlin, poczekaj!- zaczął krzyczeć za mną Brunet. Zatrzymałam się dopiero koło mojego samochodu, gdyż nie miałam ochoty odstawiać szopki przy połowie szkoły. 
- Co znowu?- warknęłam, kiedy tylko dołączył do mnie brązowooki.
- Mieliśmy dokończyć naszą rozmowę- odpowiedział przewracając oczami.
- Kończ w takim razie- warknęłam. 
- Nie tutaj?
- To gdzie kurwa mać?
- U Ciebie?-  nie no proszę Was, trzymajcie mnie, bo zaraz zwariuję.
- Żartujesz sobie?- zaszydziłam.
- W takim razie, siema- powiedział znudzonym głosem po czym odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.
- Dobra, okej- krzyknęłam za nim, na co podniósł kciuka w górę nadal idąc do mnie plecami.
- Będę pod twoim domem za godzinę- krzyknął, po czym zniknął za rogiem zostawiając mnie kompletnie samą z mętlikiem w głowie. Co to miało znaczyć? Czemu tak cholernie mnie zignorował? Uhg, nienawidzę tego kolesia. Serio.
- Kat, tu jesteś. Wszędzie cię szukałam- powiedziała moja najlepsza przyjaciółka, która pojawiła się u mojego boku nie wiadomo kiedy.
- Musiałam coś załatwić- mruknęłam pod nosem.
- Co powiesz na zakupy? – zaproponowała Car z dzikim błyskiem w oczach.
- Przepraszam, ale nie. Chcę wrócić do domu- uśmiechnęłam się słabo- zadzwoń do Justina, może z Tobą pójdzie?- zapytałam bezsensownie wiedząc doskonale, że brunet jest umówiony ze mną. Szczerze powiedziawszy, byłam ciekawa jaki kit jej wcisnął.
- Powiedział, że cały dzień ma zajęty. Jakieś spawy rodzinne- przewróciła oczami, a ja miałam ochotę zaśmiać jej się w twarz. Gdyby nie chodziło o mnie, powiedziałabym co jej chłoptaś wyprawia. Swoją drogą, ciekawe ile razy ją tak okłamał.
- To ja będę się zbierać. Padam po ośmiu godzinach w tej śmierdzącej szkole- jęknęłam.
- Czekaj, może wbijesz do mnie? Wiem, że chcesz jechać do domu, ale chyba za bardzo nie będę Ci przeszkadzać?- zapytała. Cholera, cholera, cholera. 
- Chciałam porozmawiać z mamą po powrocie i jeszcze raz spokojnie jej wysłuchać- skłamałam szybko.
- Aaaaaa- powiedziała ze zrozumieniem- W razie jakiś problemów dzwoń, będę pod telefonem cały czas.
- Okej- powiedziałam, po czym szybko pożegnałyśmy się buziakiem w policzek. Udałam się do domu. Droga zajęła mi więcej czasu niż planowałam, ponieważ zajechałam na chwilę na cmentarz. Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam odwiedzić tatę i opowiedzieć mu wszystko. Zajeżdżając na podjazd przy moim domu zauważyłam Justina. Ups, zapomniałam kontrolować czas. 
- Płakałaś?- zapytał troskliwym głosem kiedy tylko zobaczył wysiadającą mnie z samochodu.
- Byłam u taty- powiedziałam szybko, nie chcąc dłużej roztrząsać tego tematu- Dokończmy rozmowę- zaproponowałam.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Jasne, wchodź i się rozgość- pisnęłam sarkastycznie wskazując na drzwi- Może jeszcze herbatki Ci zrobić?- dodałam po chwili. 
- Wystarczy mi sok- odpowiedział ze śmiechem Justin. Nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym. Czemu nasza relacja była tak dziwna? Wchodząc do domu napotkaliśmy się na moją mamę, która krzątała się po kuchni. Kiedy tylko nas zobaczyła odezwała się:
- Jak dobrze, że już jesteście. Chcecie obiad?
- Zaproponuj to temu fagasowi, z którym zdradziłaś tatę- powiedziałam pełnym jadu tonem. Natychmiast spuściła głowę i wyszła z pomieszczenia. 
- Mogłabyś być dla niej trochę milsza- brunet spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie-  powiedziałam udając się do swojego pokoju. Niebieskooki podążył za mną. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi kontynuowałam- Kończ ten durny warunek i znikaj z mojego życia. 
- Już nigdy nie uprzykrzę Ci życia, jeśli spędzisz ze mną jeden weekend. Od piątku do niedzieli. Jeżeli po tym czasie będziesz w stanie spojrzeć mi w twarz i powiedzieć, że nie chcesz mnie w swoim życiu- zniknę- powiedział cicho, a mnie zamurowało.
- Żartujesz sobie, tak?- zapytałam retorycznie- Wiesz, że to szantaż? Nigdzie nie pojadę!
- W takim razie przykro mi, ale nie pozbędziesz się mnie- powiedział chłodno.
- No dobra, załóżmy, że pojadę. Jak sobie to wyobrażasz? Co z Car i Harrym? Co im powiemy? Tak po prostu sobie przez całe trzy dni będziemy prowadzać się po mieście? Pomyśl- zakpiłam.
- Nie, nie, nie- chłopak pokręcił przecząco głową- To nie tak. Po prostu wyjedziemy z miasta. Moi rodzice mają domek w Lake City, tam pojedziemy.
- I niby co będziemy tam robić, hmm?
- No, a jak myślisz, jak można spędzać czas w LAKE CITY?- zapytał wyraźnie tracąc cierpliwość.
- No dobra, dobra- zaczęłam się śmiać. Kochałam denerwować tego gościa. Był w tedy tak cholernie zabawny.
- Zgadzasz się, czy nie?- zapytał kiedy trochę się uspokoiłam.
- Niee- powiedziałam zwlekając- Chociaż w sumie zaczekaj, załóżmy, że tak- postawiłam go przetestować- Co powiemy Harremu i twojej dziewczynie, a zarazem mojej najlepszej przyjaciółce?
- Z tym twoim … no wiesz…-zaczął.
- Chłopakiem, który ma na imię Harry- przerwałam mu, jednak nic sobie z tego nie zrobił i kontynuował swoją wypowiedź:
- Nie będzie problemu, wraca przecież w poniedziałek, a z Caroline coś wymyślę..
- Czekaj, czy ty chcesz jechać już w ten weekend?- zapytałam z niedowierzaniem.
- No a kiedy? Teraz albo nigdy.
- Jakbym była nią domyśliłabym się, że skoro oboje znikamy tak nagle, to coś jest nie tak. No, heloł, pomyśl trochę- pomachałam mu ręką przed nosem. 
- Jest na to sposób- powiedział po chwili zastanowienia- Powiesz jej, że pogodziłaś się z mamą i jedziecie sobie razem do spa, żeby spędzić trochę czasu razem, a ja po prostu ją oleje.
- Czekaj, co? Jak to? Nie możesz, to twoja dziewczyna!
- No to powiem, że mamy wyjazd rodzinny czy coś. Ważne, że ty będziesz bezpieczna, a mi i tak wybaczy.
- Nie bądź taki pewny- prychnęłam.
- Wchodzisz w to?- zapytał po raz kolejny.
- I po tym wyjeździe dasz mi spokój już raz na zawsze? 
- Tak.
- I pozwolisz żyć własnym życiem? 
- Tak.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- W takim razie się zgadzam- powiedziałam, po chwili namysłu. To tylko jeden głupi weekend, tak? Poza tym, przecież nie zamierzamy robić nic złego. Chcę po prostu sprawić, żeby brązowooki odczepił się ode mnie raz na zawsze. 

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 17


Katlin

Obudziłam się i ujrzałam, że Justina nie ma koło mnie na łóżku. Zwinnym ruchem zsunęłam nogi z ogromnego posłania i włożyłam nogi w puchate kapcie, których nie używałam odkąd pamiętam. Nie miałam pojęcia, gdzie jest Brunet, a to jego potrzebowałam najbardziej. Miałam do niego ogromnie ważną sprawę i wiedziałam, że to co zrobię najprawdopodobniej załamie mnie jeszcze bardziej, ale nie miałam wyjścia. Na drżących nogach  udałam się w stronę kuchni. Wciąż byłam słaba po ostatnich wydarzeniach, wliczając w to ostatnią noc. Mam nadzieję, że wiecie o co chodzi.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy. Wiesz, która godzina?- zapytał z uśmiechem Justin kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach pomieszczenia, w którym się znajdował. Właściwie to byłam pewna, że właśnie tam go znajdę- Usiądź, śniadanie na stole. Nie jestem zbyt dobrym kucharzem, ale…- nie dane mu było dokończyć, ponieważ bezczelnie mu przerwałam.
 - Nie, proszę, skończ- powiedziałam pewnym głosem. Brunet dziwnie zmarszczył brwi oznajmiając, że nie rozumie o co mi chodzi- Mam zacząć normalnie żyć, tak?- kontynuowałam, na co brązowooki pokiwał energicznie głową- Więc ty musisz zniknąć z mojej marnej i tak egzystencji. Byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, Justin i zawdzięczam Ci naprawdę wiele, ale jeśli mam zacząć żyć na nowo Ty nie możesz być obecny w moim życiu. Przepraszam.
- Jesteś pewna?- zapytał nastolatek, który całkowicie zszokowany przyglądał mi się uważnie.
- Tak- powiedziałam bez wahania, jednak w rzeczywistości wcale tak nie było. Nawet nie wiecie jak trudno było mi to zrobić.
- W takim razie do widzenia- zaczął Justin, po czym dodał zmierzając w kierunku przedpokoju- Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie pojawię się w twoim życiu- zaszydził, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Zaraz, zaraz, co ja właściwie zrobiłam? Czy naprawdę tego chciałam?

Justin

Nie mogłem  uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Po tym wszystkim, a właściwie niczym, bo tak naprawdę nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Ugh, nie rozumiałem jej zachowania kompletnie, jednak potrafiłem to uszanować, choć w pewnym stopniu. Pomijając to wszystko byłem na nią cholernie wkurzony. Tak bardzo się starałem, a ona to kurwa mać psuje w jednej chwili. Było już tak blisko. JUSTIN KRETYNIE GŁUPI ona niedawno straciła ojca i świat jej się wywrócił do góry nogami, a ty wciąż myślisz o tym gównie, w które się wpakowałeś? Jesteś debilem, idiotą, tumanem, no ale nieważne. Wyszedłem z domu Kat trzaskając drzwiami. Poznałem tą dziewczynę na tyle, by być pewnym, że kiedy bym się wrócił zastałabym ją płaczącą. Oczywiście, nie zrobiłem tego. Nie byłem aż takim mięczakiem. Bez zastanowienia wybrałem numer do Tylera- mojego najlepszego przyjaciela od zawsze.
- Yo, Stary, co tam?- odezwał się kiedy tylko odebrał połączenie. Prychnąłem. On i jego dziwne przyzwyczajenie odzywania się jako pierwsza osoba, nawet jeśli ktoś do niego dzwoni, a nie odwrotnie.
- Co powiesz na meczyk?- zapytałem idąc z stronę boiska do koszykówki. Musiałem się odstresować, a to było jedyne legalne znane mi rozwiązanie.
- Jasne- ożywił się od razu. Koszykówka była jego ulubionym sportem- Zadzwonię po Ziomeczków- powiedział szybko po czym się rozłączył. Nie musieliśmy ustalać godziny, bo zawsze kiedy dzwonimy do siebie to mamy w planach spotkać się nie za godzinę, dwa dni czy tydzień tylko w tym momencie. Nie jesteśmy babami i nie czujemy potrzeby umawiania się jakiś czas wcześniej. Udałem się w stronę biedniejszej dzielnicy Jacksonville, gdzie tak naprawdę przynależałem. Nie mieszkałem tam oficjalnie, ale spędzałem większość mojego wolnego czasu. Mieszkali tam również moi dziadkowie, u których spałem dosyć często, kiedy nie miałem ochoty wracać do domu, którego tak naprawdę nie lubiłem. Nie dlatego, że nie kochałem moich rodziców, czy rodzeństwa. Wolałem po prostu prostotę, a w naszym apartamencie niemożliwym było poczuć się swobodnie pośród tych wszystkich drogich rzeczy, które zewsząd Cię otaczały. Tak, moi rodzice byli bogaci. Tata był businessmanem, którego nigdy nie było w domu, bo wyjeżdżał w te swoje delegację na co najmniej pół roku. Mama nie pracowała, ale nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że zajmowała się domem i Jaxonem. Jazzy i tak trudno było utrzymać w domu, co strasznie mnie wkurzało.
- Co ty taki zamyślony?- zapytał Tyler, który znikąd pojawił się u mojego boku. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się przy boisku. Cóż, czasem miałem tak, że nogi nieświadomie prowadziły mnie w miejsce, do którego chciałem iść, podczas kiedy głowa była zupełnie gdzie indziej.
- Tak jakoś- przeczesałem ręką włosy.
- Nie zachowuj się jak baba- prychnął Tyl. No cóż, mieliśmy małą obsesję na punkcie nadużywania w swoim towarzystwie tego sformułowania. Taka mania- Mów co się dzieje.
- A co ma się dziać?- zapytałem, choć sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Jestem po prostu zmęczony- na szczęście nie dane było nam dokończyć tej dziwnej wymiany zdań, gdyż na boisko wparowali nasi przyjaciele. Kątem oka zauważyłem, że przyszło także kilka dziewczyn. Cztery z nich rozpoznałem od razu, a dwie były mi nieznajome.
- Jestem Justin, a Wy?- zapytałem się ich ze słodkim uśmiechem, na co się zarumieniły.
- Amy- pisnęła jedna.
- i Alison- dopowiedziała druga.
- Miło było Was poznać- powiedziałem w pośpiechu- Teraz wybaczcie, ale kosz czeka- puściłem im oczko, po czym podbiegłem na środek boiska, gdzie byłem wołany przez przyjaciół. Szybko podzieliśmy się na zespoły. Nasz mały meczyk się rozpoczął. Niestety mimo wielu starań moja drużyna przegrała, ale nie przejmowałem się tym za bardzo, gdyż nie było nikogo komu chciałem zaimponować, czy coś.
- Grałeś super!- powiedziała chyba Amy klepiąc mnie po plecach. Przez chwilę zastanawiałem się czy chciała po prostu pomacać moje spocone plecy, które pozbawione były koszulki, którą zdjąłem w trakcie pojedynku, czy zrobiła to w normalnym i przyjacielskim geście.
- Dzięki?- odpowiedziałem unosząc brew.
- Co powiecie na piwo?- zapytał znienacka Rayn, na co wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
***
- Jak Ci idzie Jus?- zapytał Tyler, kiedy późnym wieczorem siedzieliśmy w parku. Wszyscy nasi znajomi poszli chwilę temu.
- Nie mów tak do mnie, Pało- oburzyłem się- Nijak mi idzie. Zresztą po co Wam to, i tak jej nie znacie- jęknąłem.
- Z tego co mówisz dobra z niej sztunia.
- Zamknij kłapaczkę Debilu. To tylko zabawa, tak?

Katlin

Po spektakularnym wyjściu Justina na chwilę straciłam kontrolę nad tym, co sobie obiecałam i zaczęłam cichutko łkać. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi, ale ostatnimi czasy dał mi tyle wsparcia, że nie mogłam nie ubolewać po jego stracie. Uświadomiłam sobie jednak, że tak będzie najlepiej, co dało mi dużego kopa. Zwinnym ruchem wykręciłam numer Car, która odebrała po czterech sygnałach:
- Halo?- zapytała zdezorientowana, jakby w ogóle nie spodziewała się mnie usłyszeć.
- Wpadniesz do mnie jak najszybciej?- zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Matko Boska, co się dzieje?- zapytała zdenerwowana.
- Nic, nic. Chcę porozmawiać.
- Jasne, Słońce. Będę za pół godziny- powiedziała powoli. Szczerze powiedziawszy podziwiałam ją. Biorąc pod uwagę moje nieustanne huśtawki nastrojów, ona wciąż była dla mnie miłą i kochaną przyjaciółką. W oczekiwaniu na wesołą blondynkę udałam się na górę i włączyłam laptopa, którego ostatni raz używałam naprawdę dawno temu. Skrzywiłam się kiedy ujrzałam na tapecie moje i Justina zdjęcie, które sam mi ustawił. Natychmiast je zmieniłam. Następnie weszłam na Tumblr’a, aby poreblogować kilka obrazków. Po upływie nieokreślonej ilości czasu usłyszałam dzwonek do drzwi. Poderwałam się z łóżka i jak najszybciej poszłam otworzyć drzwi przyjaciółce, którą na wstępie mocno przytuliłam.
- Przepraszam Caroline- powiedziałam szczerze.
- Nie ma za co. To zrozumiałe- uśmiechnęła się szeroko, czego nie mogłam nie odwzajemnić.
***
Po pięciogodzinnej szczerej rozmowie z przyjaciółką moje sumienie zostało oczyszczone. Wygadałam się z wszystkiego co mi na sercu leżało i teraz czułam się znacznie lepiej. Pozostała mi tylko rozmowa z Harrym, której bałam się bardziej, niż tej z Car. Siedząc na kanapie w salonie usłyszałam szczękanie zamka w drzwiach. O, nie. Tylko nie to, błagam.
- Katlin, jesteś tutaj?- usłyszałam głos dochodzący z przedpokoju, który należał do mojej matki. Nie była jednak sama. Nie odpowiedziałam. Złość ponownie we mnie wezbrała.
- Gdzie zostawić rzeczy?- zapytał gruby męski głos, który rozpoznałabym wszędzie. Wujek Tuffi. Tylko co on tutaj robił?- Gdzie jest moja wspaniała Księżniczka?- zapytał wchodząc do salonu. Kiedy tylko ujrzał mnie siedzącą na kanapie, z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy podszedł do mnie, po czym mocno przytulił.
- Stęskniłam się za Tobą- powiedziałam wreszcie- Dlaczego nie było Cię na… no wiesz?- zapytałam dużo ciszej. Wciąż nie potrafiłam wymówić słowa ‘pogrzeb’ na głos.
- Nie znalazłem żadnego wolnego lotu, ale już jestem- odpowiedział ze smutkiem wyczuwalnym w jego głosie.
- A co robiłeś z nią?- zapytałam wskazując głową na moją mamę, która właśnie przyczłapała się do kuchni. Miała wielkie wory pod oczami i już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że dużo płakała. Nie żeby coś, ale jakoś nie było mi jej żal.
- Rozmawialiśmy przez telefon kiedy okazało się, że Tuffi jest w mieście. Było mi bardzo głupio, ale poprosiłam go o podwózkę, bo nie miałam nikogo innego- odpowiedziała moja rodzicielka za wysokiego i przystojnego bruneta. Muszę przyznać, że jeśli nie bylibyśmy rodziną to pewnie szalałabym na jego punkcie.
- Na ile przyjechałeś?- zwróciłam się do wuja całkowicie ignorując matkę. Postępowałam dokładnie tak, jak ustaliłyśmy z Caroline- dopóki nie będę gotowa na szczerą rozmowę bez sprzeczek nie będę udzielała się wcale. Nie było to w gruncie rzeczy takie proste.
- Właściwie to nie wiem. Mamy kilka spraw do załatwienia.
- Pozwól, że udam się na górę- uśmiechnęłam się smutno, po czym znikłam za drzwiami. Przed zatrzaśnięciem drzwi do mojego pokoju usłyszałam tylko słowa zdenerwowanego wujka:
- Czy możesz mi powiedzieć co się tutaj, do cholery dzieje?- czyli jeszcze nie wiedział. Byłam pewna, że kiedy już wszystko będzie dla niego jasne wcale nie będzie dla mojej matki taki milusi. Postanowiłam nie przejmować się tym, gdyż miałam inną, dużo ważniejszą sprawę do załatwienia- Harrego. Na szczęście, że odebrał już po drugim sygnale.
- Cześć Kochanie- powiedział swoim ciepłym głosem.
- Mógłbyś do mnie wpaść?- zapytałam bez zbędnych wstępów.
- Coś się stało?- zapytał.
- Nie…..a właściwie to tak- powiedziałam spokojnie.
- Będę jak najszybciej.
- Dziękuję- szepnęłam, po czym rozłączyłam.
Leżałam na łóżku czekając na mojego wspaniałego chłopaka. Z dołu dochodziły krzyki wujka i mamy, ale szczerze powiedziawszy miałam w to w dupie. Skoro moja rodzicielka naważyła sobie piwa to teraz musi to wypić. Karma. Moje nie-rozmyślenia przerwał SMS.

Od: Caroline

Kocham Cię, ale to co zrobiłaś było niewybaczalne. Jak mogłaś?

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 16


Justin

- Co to było?- zapytała zupełnie zdezorientowana Caroline. Szczerze przyznam, że sam nie miałem zielonego pojęcia.
- Skąd mam wiedzieć?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie- No nie patrzcie się tak na mnie- powiedziałem po chwili czując na sobie spojrzenie blondynki i Harrego.
- Zaczynam być podejrzliwy- powiedział zamyślony kędzierzawy.
- Zluzuj, koleś. Mam własną dziewczynę- oburzyłem się. Nie, żebym chciał kręcić z Kat czy coś. Jezu, pieprzony zakład. No i po co ja się w niego wpakowałem, do cholery?
- Liczy się dla nas dobro Katlin, prawa?- zapytała Car, na co zgodnie pokiwaliśmy głowami- Więc jeśli chce być z tobą- wskazała na mnie- to niech będzie.
- Emmm, dobra- zacząłem niepewnie- Pomóżcie mi zrobić jej coś do jedzenia, bo z tego co wiem nie jadła już jakiś czas..
- Co ty pierdolisz?- powiedziała przerażona Caroline, ale nie za bardzo wiedziałem dlaczego. Podejrzewałem jednak, że za chwilkę się dowiem.
- Czemu nikt jej nie przypilnował?- zapytał Harry przeczesując palcami swoje włosy.
- A co jej jest?- zapytałem kompletnie nie rozumiejąc ich nagłej paniki.
-W wieku DWUNASTU lat miała problemy z bulimią. Chociaż to może za dużo powiedziane. Miała okropne kompleksy i trochę wymiotowała, ale szybko ogarnęliśmy sytuację. Później jeszcze kilka razy miała pojedyncze okresy kiedy robiła, co robiła, ale jak najszybciej opanowywaliśmy sytuację- wyjaśniła w pośpiechu moja dziewczyna, na co mi szczęka trochę opadła. Nie spodziewałem się tego po Katlin.
***
Chwilę później szedłem na górę w stronę pokoju uroczej brunetki niosąc ze sobą tackę z wieloma pysznościami, które przyrządziła Caroline. Delikatnie uchyliłem drzwi kolanem. Na szczęście nie były zamknięte na klamkę, bo inaczej nie dałbym sobie rady. W pierwszej chwili pomyślałem, że Katlin zasnęła, gdyż leżała na łóżku odwrócona w stronę okna. Niestety, kiedy tylko usłyszała dźwięk od razu odwróciła się do mnie, po czym wymusiła uśmiech.
- Poszli?- zapytała słabym głosem. Cholera, znów płakała. Nienawidziłem, gdy to robiła.
- Tak- odpowiedziałem krótko- Głodna?- zapytałem podnosząc jedzenie trochę wyżej.
- Nie chcę jeść- powiedziała cicho Katlin, a kiedy posłałem jej znaczące spojrzenie dodała- Naprawdę nie dam rady nic tknąć. Po prostu czuje, że wszystko i tak zwrócę. Nie widzę w tym sensu.
- Wiesz jak się starałem?- ale ze mnie kłamca, ale cóż, lubię zbierać laury dla siebie.
- Mam propozycję- powiedziała trochę bardziej ożywiona- Zjem to, ale mi pomożesz.
- Jak chcesz- uśmiechnąłem się najsłodziej jak potrafiłem, po czym położyłem tacę na łóżku i rozpoczęliśmy naszą małą ucztę.

Katlin

Leżałam oparta o Justina i zastanawiałam się co strzeliło mi do głowy, że to właśnie jemu pozwoliłam zostać. Było to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jego, jako jedynego z całej paczki nie lubiłam. Cóż, myślę, że po tych wydarzeniach może się to zmienić. W każdym razie mam nadzieję, że go polubię choć trochę.
- Widzę, że Ciebie też nie interesuje ten film- odezwał się nagle Justin.
- No, tak trochę. Wiesz, może w innej sytuacji…- zaczęłam niepewnie.
- Katlin, uwierz mi doskonale wiem jak się czujesz- powiedział brunet z widocznym zmęczeniem w oczach.
- Jestem taką suką- powiedziałam- Wiesz, jak bardzo nienawidzę siebie? To jest nawet nie do pomyślenia…- zaczęłam ni stąd, ni zowąd zaskakując nas oboje.
- Nie możesz tak mówić- natychmiast przerwał mi brązowo oki- To nie twoja wina, że twój tata miał wypadek...- tym razem to ja musiałam mu przeszkodzić.
- Nie mówię tylko o tym. Wiesz, dziś przypomniał mi się ten nasz nieszczęsny pocałunek. Masz rację, jestem dziwką. Biorąc pod uwagę śmierć taty, kłopoty z mamą i tą naszą chorą relacje. Po co ja żyję? Mogłabym się po prostu nie obudzić, czy coś.
- Żartujesz?- zapytał Justin z paniką w oczach. Usiadł naprzeciwko mnie i złapał mnie za ręce- Nie masz prawa tak mówić. Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z twoją matką, bo nikomu nie chcesz nic powiedzieć…
- A wiesz dlaczego?- zapytałam ze łzami w oczach bezczelnie mu przerywając- Wstydzę się tego co zrobiła tak bardzo, że nie mam ochoty nawet na nią patrzeć- zaczęłam cicho łkać.
- Nie ma nic czego nie można nie wybaczyć- powiedział cicho Justin.
- Mylisz się i podejrzewam, że nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Są pewne sprawy, o których nie zapomnimy nigdy. Już zawsze będziemy żyli z ich brzemieniem.
- O czym ty mówisz?
- Moja matka jest w ciąży z innych kolesiem- wypaliłam, po czym rozpłakałam się jeszcze rzewniej. Dlaczego do cholery mówię mu takie rzeczy? Wcale nie będę zdziwiona jeśli kiedykolwiek wykorzysta to przeciwko mnie.
- Ćiii- odezwał się Justin niespodziewanie mnie przytulając. Zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał zupełnie inaczej niż Harry- Nie widziałem, że było to coś tak brutalnego, ale zobaczysz, że jak minie miesiąc, może dwa lub więcej spojrzysz na to pod innym kątem i wybaczysz jej, a wiesz czemu? Bo kiedy kogoś mocno kochamy, to nawet jeśli zraniłyby nas w najgorszy z możliwych sposobów, to po upływie pewnego czasu i tak mu przebaczymy, bo wiemy, że bez tej osoby nie damy rady normalnie funkcjonować.
- Głębokie- zachichotałam cicho. Szkoda, że wciąż nie było to do końca szczere.
- Wiem, że żałujesz tego pocałunku jak cholera- odezwał się niespodziewanie Justin po kilku minutach przyjemnej ciszy- Chciałem Ci powiedzieć, że ja nie do końca. Może się to wydawać dziwne, bo mam dziewczynę, która na dodatek jest twoją przyjaciółką, ale nie czuję ogromnych wyrzutów sumienia. Nie umiem tego wyjaśnić, bo nie chciałem tego zrobić. Po prostu tak wyszło..
- Rozumiem Cię- powiedziałam zmęczona- Życie jest cholernie trudne i niezrozumiałe. Jeszcze półtora tygodnia temu wszystko było wręcz idealne. Pomijam już tą wymianę. A teraz? Leżę w łóżku z moim wrogiem, który pociesza mnie po stracie ojca i błędzie matki. Pieprzona ironia losu.
- Trochę. Dlaczego to mnie, można powiedzieć akceptujesz jako jedynego? Caroline, Harrego, całą naszą paczkę odrzucasz..
- Dziwne to jest. Ty nie patrzysz się na mnie ze współczuciem, nie uważasz przy mnie na słowa i podejrzewam, że gdybyśmy się pokłócili ty byłbyś w stanie mnie zwyzywać. Myślę, że takiej osoby mi potrzeba, żebym w końcu mogła zacząć normalnie żyć. Oczywiście, o ile to w ogóle możliwe- wyjąkałam ze łzami w oczach. Nie wyobrażałam sobie życia bez taty w żadnym ze scenariuszy, które krążyły po mojej głowie, a było ich naprawdę sporo.
- Zobaczysz, że kiedyś nauczysz się żyć z tą pustką. Będzie ciężko, ale dasz radę- uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Mówisz, jakbyś coś o tym wiedział- powiedziałam szczerze przygryzając dolną wargę.
- Kto wie ile sekretów skrywam.
***
Obudziło mnie dziwny ból w brzuchu, dokładnie jakby coś wierciło mi po nim wiertarką. Doskonale znałam to uczucie, niestety. Bardzo cicho wygrzebałam się z objęć Justina, co wcale nie było łatwe, gdyż zasnęliśmy wtuleni w siebie. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam dokładnie momentu w którym odpłynęłam. Mniejsza. Bardzo niepewnie udałam się w kierunku łazienki. Niepewnie przykucnęłam nad toaletą i zawładnęło mną uczucie, które nie towarzyszyło mi od ponad roku. Poczułam się jak gruba świnia, która nie potrafi poradzić sobie z niczym. Bez wahania wsadziłam dwa palce do gardła i zaczęłam wymiotować.
- Co ty do cholery robisz?- zapytał Justin, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w drzwiach łazienki. Dlaczego jestem taka głupia i ich nie zamknęłam? Idiotka do potęgi entej, jak Boga kocham. Na słowa bruneta odskoczyłam od toalety i szybko podkuliłam nogi pod siebie.
- Nie chciałam, przysięgam- zaczęłam płakać, ponieważ poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Osoba, która nigdy nie miała takich problemów jak ja nigdy tego nie zrozumie.
- Umyj zęby- poinstruował mnie brązowo oki- O reszcie pogadamy za chwilę- bez słowa wysłuchałam jego polecenia. Właściwie to nie wiedziałam co powiedzieć. Jeszcze niespełna kilka godzin temu zwierzyłam się Justinowi z całego mojego życia. Niejednokrotnie powtarzałam, że wymioty to zakończony rozdział w moim życiu a teraz co? Jestem tak bardzo okropna.
- Grzeczna dziewczynka- pogłaskał mnie po głowie kiedy wykonałam jego polecenie. Następnie udaliśmy się do mojej sypialni, gdzie oboje usiedliśmy na łóżku- Co to miało znaczyć?
- Ja.. nie wiem- powiedziałam szczere- Obudziłam się i czułam jakby ktoś mi czołgiem po brzuchu jeździł. Instynktownie udałam się do łazienki. Przepraszam- zaczęłam ponownie płakać. Naprawdę musiałam się ogarnąć. Kiedyś nie zdarzało mi się uronić nawet łzy. Szkoda, że te czasy to wesoła przeszłość.
- Nie mnie powinnaś, tylko siebie.
- Mówiłam Ci Justin, że to całe jedzenie źle się skończy, to ty się upierałeś.
- Dobrze, nie mówmy już o tym- chłopak popatrzył mi prosto w oczy i kontynuował- Jutro, a właściwie dzisiaj jest sobota. Zaczynasz wszystko od nowa. Masz przed sobą całe stosy stron, których jeszcze nie zapełniłaś. Wiem, że nie masz na to siły, ani ochoty. Wiem, że nie śpisz za dobrze ostatnio, o ile w ogóle. Jednak musisz ruszyć do przodu i im szybciej to zrobisz tym lepiej dla Ciebie. Uwierz mi wiem, co mówię- kiedy brunet zakończył swój monolog postanowiłam przemyśleć jego słowa. Miał rację, to wiedziałam na pewno. Niestety byłam świadoma tego, że łatwiej powiedzieć, niż wprowadzić w życie. Patrzyłam na ten pomysł sceptycznie.
- Chyba mama wraca jutro- powiedziałam cicho.
- To utrudnia sprawę, ale staraj się ją ignorować do czasu, aż będziesz w stanie normalnie z nią porozmawiać. Nie potrzeba Wam kolejnych kłótni, które z pewnością wynikną z waszych rozmów.
- Mogę spróbować się pozbierać, ale to wcale nie będzie łatwe. Ja nie mam nawet zielonego pojęcia od czego zacząć- jęknęłam bezsilnie.
- Proponuję szczerą rozmowę z Caroline i Harrym. To oni są dla Ciebie najważniejsi w tej chwili, prawda?- zapytał na co energicznie pokiwałam głową- No widzisz, sprawa załatwiona. Jutro rano zadzwonisz do nich i umówisz się na spotkanie z każdym z osobna i proszę Cię, pamiętaj- mówisz prosto z serca i wszystko to co powiedziałaś mi. Jestem pewien, że oboje to zrozumieją.
- Dziękuję- powiedziałam z wdzięcznością-  Jesteś dla mnie ogromnym wsparciem, ale proszę Cię chodźmy spać, bo padam na twarz.
- Mam nadzieję, że uśniesz w końcu. Należy Ci się chwila relaksu- powiedział Justin, po czym zaczął podnosić się z łóżka.
- A ty gdzie?- zapytałam zdezorientowana.
- Na kanapę.
- Weź się nie wygłupiaj. Zostań ze mną, proszę.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł- zawahał się.
 - Ja też nie, ale zrób to dla mnie i śpij dziś ze mną. Chcę mieć kogoś przy sobie, bo nie czuję się zbyt bezpiecznie w tak dużym domu- przyznałam szczerze. Chyba powinnam dostać statuetkę za to, jak wiele rzeczy powiedziałam dziś bez żadnych przekrętów.

- Niech Ci będzie- mruknął- Tylko ostrzegam, kopię w nocy- powiedział z uśmiechem, którego nie mogłam nie odwzajemnić. Zgasiliśmy wszystkie światła, po czym położyliśmy się do łóżka. Po chwili usłyszałam ciche chrapania Justina. To właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie coś bardzo ważnego. Coś, co najprawdopodobniej zaważy na mojej przyszłości. 

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))