Katlin
- Kochanie, jak za chwilę nie wstaniesz to
naprawdę się spóźnisz!- zawołała moja rodzicielka po raz setny tego ranka.
- Mamo, proszę,
jeszcze tylko pięć minut- odezwałam się na tyle głośno by mogła mnie usłyszeć.
- Nie ma mowy,
jeżeli w tej minucie nie wstaniesz zabiorę Ci kartę!- krzyknęła naprawdę
zdenerwowanym głosem. Chyba musiałam już wstawać.
- Okej, okej- wymruczałam
i bardzo powoli zwlokłam się z łóżka. Leniwie udałam się do łazienki, gdzie
wzięłam szybki prysznic. Postanowiłam odpuścić sobie dziś makijaż, bo byłam
naprawdę nieprzytomna i jedyne na co miałam ochotę to spędzić cały dzień w
łóżku. No, ale hej, to życie, a nie marzenia.
- Nie obraź się
Księżniczko, ale nie wyglądasz najlepiej- powiedział tata mijając mnie w
korytarzu, kiedy opuszczałam nasz dom.
- Czego
oczekujesz ode mnie po praktycznie nie przespanej nocy?- zapytałam retorycznie,
na co tylko puścił mi oczko i już go nie było.
- Będę koło trzeciej!-
krzyknęłam do mamy wychodząc z domu. Cwaniurka miała jeszcze jeden dzień
wolnego. Bardzo niechętnie wsiadłam do mojego mercedesa i ruszyłam w drogę do
szkoły. Kiedy tylko wysiadłam z samochodu zostałam zaatakowana przez Maxa,
Revenę i Pettera. Muszę przyznać, że na ich widok uśmiech mimowolnie zagościł
na mojej twarzy.
- Co tam Misiaczki?-
zapytałam przytulając każdego z nich- Nawet nie wiecie jak się za Wami stęskniłam!
Kiedy idziemy oblać mój powrót?
- A ta tylko o
jednym- Max wywrócił oczami.
- Caroline!-
krzyknęłam biegnąc w stronę mojej najlepszej przyjaciółki, która nieświadoma
mojej obecności jak gdyby nigdy nic wysiadała ze swojego BMV. Kiedy tylko mnie
zobaczyła uśmiechnęła się od ucha do ucha i rozwarła ramiona, abym po chwili
mogła w nie wpaść.
- Tęskniłam za
Tobą!- powiedziałyśmy jednocześnie, a po chwili wybuchłyśmy śmiechem.
- Musimy
porozmawiać- odezwała się blondynka gdy tylko się uspokoiłyśmy. Miała naprawdę
poważny wyraz twarzy, więc od razu wywnioskowałam, że musiało stać się coś
złego- Chodźmy- powiedziała po czym pociągnęła mnie za rękę. Zaszłyśmy do
miejsca, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć. Po chwili moja najlepsza
przyjaciółka zaczęła mówić- Chodzi o tą zamianę. Podczas twojej nieobecności..-
przerwałam jej.
- Zacznij
wreszcie mówić konkrety!
- Spokojnie-
uśmiechnęła się blado- Po prostu ta zamiana zrobiła się bardziej skomplikowana.
- Rozwiń to-
odezwałam się chłodnym tonem, a moje serce łamało się na tysiące małych
kawałków. Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak. To się nie dzieje
naprawdę. Nie może.
- Justin
wyrozpowiadał o tym ludziom w szkole i teraz każdy myśli, że to jest prawda, a
raczej, że ty z nim jesteś, a ja z Harrym tylko po to, żeby się zemścić na Was.
To nie ma sensu. Gdzie się podział mój chłopak?- jęknęła rozpaczliwie.
- Czekaj, czyli
ty i Harry? Nic między Wami nie zaszło?
- Oczywiście, że
nie! Jak mogłaś tak pomyśleć!- ulżyło mi. Cholernie. Naprawdę myślałam, że Car
chce mi powiedzieć o…. Nawet w myślach nie umiem tego wypowiedzieć.
- Nie wiem-
uśmiechnęłam się- Wracając do Justina, pogadam z nim jak tylko go zobaczę.
Przecież to był zakład, zamiana, głupia rzecz zrobiona po pijaku. Naprawdę go
nie rozumiem.
- W tym rzecz, że
ja też. Boję się o niego. Obawiam się, że zerwie ze mną przez, przez.. Ciebie-
powiedziała na jednym wydechu- Zawsze byłaś dużo ładniej….- przerwałam jej.
- Nawet tak nie
myśl! Jak możesz? Nigdy bym Ci tego nie zrobiła! Jestem twoją przyjaciółką!-
przytuliłam ją- Mam Harrego, a ty masz Justina, cokolwiek w nim widzisz.
- Masz rację,
ale po prostu zachowuje się jakby to była część jakiejś pieprzonej gry-
przytuliłam moją przyjaciółkę ponownie, po czym razem wróciłyśmy do naszych
przyjaciół, którzy tym razem byli w komplecie. Posłałam Justinowi spojrzenie
pełne jadu, na co jedynie uśmiechnął się łobuzersko. Gdy tylko ujrzałam Harrego
w moim sercu zagościło ciepło. Wyglądał perfekcyjnie. Popatrzył na mnie i
uśmiechnął się słodko co od razu odwzajemniłam. Zmierzałam w jego kierunku, ale
niestety ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Jesteśmy
razem, nie pamiętasz?- szepnął mi do ucha Justin. Ugh, jak ja go nie lubię.
- Nie- odsunęłam
się od niego- Po prostu skończmy tą szopkę. Tu i teraz!- powiedziałam
stanowczo.
- Nie możecie-
odezwał się Dean, nasz KOCHANY pomysłodawca.
- Wiesz co?-
zwróciłam się do niego- Mam Cię już dosyć, co ty robisz, dlaczego to
wymyśliłeś? Jesteś najgorszym dupkiem na świecie!- krzyknęłam po czym szybkim
krokiem udałam się w stronę szkoły. Ugh. Usłyszałam za sobą wołanie, ale
ignorowałam je dopóki nie zorientowałam się, że tą osobą jest Harry.
- Kat, nareszcie
wróciłaś- przytulił mnie mocno. Tego właśnie potrzebowałam- Stęskniłem się za
Tobą- szepnął mi do ucha, po czym pocałował mnie w czoło. Tak mocno go kocham.
- Ja za tobą
też- powiedziałam- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo- wtuliłam się niego- Rzućmy to, pieprzmy ten zakład, tą
zamianę, nic mnie to nie obchodzi.
- Widzisz to nie
jest takie proste- odezwał się z zakłopotaniem.
- Ty też?-
jęknęłam.
- Chodzi o to,
że ten mały kutas rozpowiedział to całej szkole, że jesteście razem i, że ja z
Car chcemy się jakoś zemścić. Uhg, on jest taki głupi…
- Pogadam z nim,
to się skończy, jeszcze dziś. Obiecuję..
- Nawet jeśli nie
dziś, to za tydzień na pewno- uśmiechnął się uroczo- Chodź, odprowadzę Cię pod
klasę- złączyliśmy nasze palce, a ja od razu poczułam się lepiej. Ta dziwna
siła dawała mi nadzieję, odwagę, że ten tydzień skończy się tak szybko jak
równie prędko się zaczął. Na moje nieszczęście pierwszą lekcję miałam razem z
Justinem, ale dzięki Bogu siedzieliśmy w zupełnie innych końcach sali. Dziwne
było to, że jako iż nie lubiłam go, to miałam z nim całe cztery godziny
dziennie, a z osobami, które kochałam takimi jak Car czy Harry po jednej, czy
dwóch. To zdecydowanie niesprawiedliwe. Lekcje- na moje ogromne szczęście-
minęły całkiem szybko, Justin nie odezwał się do mnie ani słowem, jedynie
posyłał mi jakieś dziwne spojrzenia, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. W
czasie lekcji mama przysłała mi sms, że po południu zabiera mnie do salonu
piękności i na zakupy. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam, ponieważ wiedziałam,
że jak wróci do pracy to wszystko wróci do normy i cała bajka pryśnie. Ugh,
naprawdę nie chciałam tego, ale co mogę na to poradzić? Kto na tym świecie może
sprawić, że będzie idealnie? Dobrze myślicie, nikt. Szybko pożegnałam się z Car
i Harrym, po czym oddaliłam się w stronę samochodu. Z resztą naszej paczki nie
zamieniłam dziś praktycznie ani słowa, chyba byli na mnie trochę źli za to, że
tak najechałam rano na Deana, ale należało mu się.
- Jestem Mamusiu!-
krzyknęłam przekraczając próg domu.
- W kuchni-
odezwała się, a ja podążyłam we wskazanym przez nią kierunku. Kiedy tylko
weszłam do pomieszczenie uprzednio wspomnianego przez moją rodzicielkę szczęka
opadła mi ku dołowi. Mama w kuchni. Przy garach. Gotująca obiad.
- Zaskoczona?-
odezwała się z uśmiechem.
- Cóż-
podrapałam się po głowie, niczym małpy, które udają, że myślą- Tak, nie
spodziewałam się Ciebie tutaj. Myślałam, że zjemy coś na mieście lub, że
zamówisz katering.
- Postanowiłam
zrobić coś dla domu, tym bardziej, że od jutra muszę wrócić do pracy- skrzywiła
się nieznacznie- Umyj ręce i siadaj do stołu. Zrobiłam twoje ulubione danie-
powiedziała, a ja pośpiesznie wykonałam jej polecenie. Nie mogłam się doczekać
by znów poczuć smak dzieciństwa- smak naleśników z warzywami jako mojej
ukochanej potrawy, którą mam zrobiła ostatnio kilka lat temu. Skonsumowałyśmy
obiad w ciszy, która żadnej z nas nie przeszkadzała.
- O której wróci
tata?- zapytałam nagle.
- Późno, jakieś
problemy w sądzie. Nie było go przez tydzień i już nie dają sobie rady- spojrzała
na mnie wyrozumiale. Ona jak nikt inny rozumiała sytuację mojego ojca, ponieważ
sama była szefową bardzo popularnego magazynu o modzie i bez niej wszystko się
waliło. W ogólnie nie wiem jak poradzili sobie bez niej przez te kilka dni-
Kochanie, musimy się pośpieszyć, umówiłam nas na siedemnastą i jeśli chcemy być
punktualnie musimy się zbierać.
- Pewnie, skoczę
tylko na górę trochę się odświeżyć. Za pięć minut będę na dole- jak
powiedziałam tak zrobiłam. Chwilę potem jechałyśmy z mamą w stronę jednego z
naszych ulubionych salonów piękności. Zabiegi kosmetyczne jakim się poddałyśmy
były bardzo przyjemne i zdecydowanie dobrze mi zrobiły.
- Naprawdę
wyładniałaś Katlin- powiedziała jedna z koleżanek mamy, które tam pracowały-
Pamiętam jak byłaś taka mała i biegałaś koło mamy. Piękna rodzina z Was.
- Karen-
odezwała się moja rodzicielka- musimy już iść. Obiecałam jeszcze Małej zakupy-
uśmiechnęła się ciepło, po czym opuściłyśmy salon udając się w stronę galerii
handlowej, która znajdowała się nieopodal. Postanowiłyśmy iść tam pieszo, gdyż
nawet nie opłacało nam się jechać samochodem.
- Mamo, od kiedy
mówisz do mnie „Mała” ? Ile ja mam lat, siedem?- oburzyłam się.
- Dobrze wiesz,
że zawsze będziesz moim małym dzieciątkiem, nie ważne czy będziesz miała
dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt lat- powiedziała na co ją
przytuliłam.
- Naprawdę Cię
kocham- powiedziałam.
- Jestem z
Ciebie dumna. Wychowaliśmy z tatą tak wspaniałą i dobrą osobę- zaczęła, ale jej
przerwałam. Na pewno nie należałam do osób, o jakich wspominała mama chwilę
temu.
- Tyle cukru!-
uśmiechnęłam się.
***
- Mamo ta
sukienka jest idealna- powiedziałam okręcając się wokół własnej osi.
- Masz rację,
bierzemy ją- odezwała się- Świetnie na Tobie leży.
- Aaaa,
dziękuję!- byłam cała w skowronkach. Czas, który właśnie spędzałam z mamą był
najlepszy w przeciągu ostatnich dni.
***
- Mamo, padam,
proszę chodźmy już do domu, jestem wykończona!- odezwałam się ledwo idąc. Moje
nogi odmawiały posłuszeństwa już od dłuższego czasu, a mimo to mama ciągle
zaciągała mnie do coraz to nowych sklepów. Kupiłyśmy dziś tak dużo, że
spokojnie wystarczyłoby nam na co najmniej rok.
- Zobacz Justin
tu jest- zawołała nagle moja mama z dzikiem błyskiem w oku. Spojrzałam w
miejsce na jakie patrzyła i rzeczywiście był tam ciemny blondyn z kapturem na głowie
i okularach na nosie. Modliłam się, żeby nas nie zauważył i zapewne tak by się
stało, gdyby nie moja mama, która zaczęła krzyczeć- Justin! Justin!- Ten
natychmiast spojrzał w naszym kierunku i uśmiechnął się szeroko.
- Witam moje
piękne panie- odezwał się, po czym pocałował moją mamę w rękę. Pieprzony
dżentelmen.- pomóc w czymś?
- Właściwie to
wybierałyśmy się już do domu, więc nie- warknęłam.
- Kochanie, nie
bądź niemiła dla Justina!- skarciła mnie mama- Nie tak Cię wychowałam.
- Pewnie-
mruknęłam.
- Mówiłaś coś?-
zapytała, ale na szczęście brunet jej przerwał.
- Jeżeli i tak
wybieracie się do domu, to może mógłbym zabrać pani córkę do kina?
- Tak mi
przykro, ale niestety nie mogę z Tobą iść- uśmiechnęłam się najbardziej
fałszywie jak tylko potrafiłam.
- Właściwie to
bardzo dobry pomysł- odezwała się mama. CZY ONA SOBIE ZE MNIE DO CHOLERY
ŻARTUJE?
- Mamusiu,
jestem naprawdę zmęczona chcę wrócić do domu, razem z Tobą- musiałam być miła
jeśli chciałam coś wskórać.
- Kino jest
idealnym miejsce do odpoczynku- odezwał się Justin. ZABIJE TEGO DRANIA
PRZYSIĘGAM, NIECH TYLKO GO DORWĘ.
- Ten chłopiec
ma rację- odezwała się moja rodzicielka uśmiechając się ciepło, spojrzała na
zegarek po czym dodała- nie jest jeszcze bardzo późno, nie widzę przeszkód.
- Wspaniale-
odezwał się brunet. CZY ONI PRZYPDAKIEM NIE ZAPOMNIELI O MOJEJ OBCENOŚCI!?
- Ekhem, chyba
moje zdanie też się tu liczy- odezwałam się powoli tracąc cierpliwość- Nie mam
ochoty iść teraz do kina i tego nie zrobię- wysyczałam.
- Ależ zrobisz.
Taki miły chłopiec zaprasza Cię na randkę, nie masz prawa mu odmówić. Powtórzę
po raz kolejny, nie tak Cię wychowałam.
- Świetnie, po
prostu świetnie- uśmiechnęłam się- Oczywiście, że z nim pójdę. Co z tego, że
mnie upokorzył, nazwał dziwką, co z tego, pójdę z nim, bo jest takim grzecznym
i dobrze wychowanym chłopcem- z każdym słowem wydobywającym się z moich ust na
twarzy moje mamy malował się szok.
- To prawda?-
zwróciła się do Justina.
- Oczywiście, że
nie- zaprzeczył- Nie myl mnie ze swoim byłym chłopakiem.
- O kim mówisz?-
zapytała moja rodzicielka wyraźnie zaciekawiona. Nie wytrzymałam.
- NIKIM MAMO,
UWIERZYSZ W TĄ JEGO BAJECZKĘ?
- Mam na myśli
Harrego Stylesa. Największego łamacza serc- powiedział Justin zupełnie mnie
ignorując.
- Zawsze
wiedziałam, że nie jest odpowiedni dla mojego Słoneczka. Kochanie- idziesz z
Justinem do kina, nie ma dyskusji. Wyleczymy Cię ze złamanego serca- wydawała
się być naprawdę przejęta. Nie mogłam uwierzyć, że uwierzyła w te wyssane z
palca brednie.
- Pozwoli
najpierw Pani, że zaniosę torby z zakupami, muszą być ciężkie.
- Oczywiście,
Kochanie.- podała mu torby, a ten posłał jej uśmiech za tysiąc dolarów. Proszę
niech to okaże się koszmarem, z którego za chwilę się obudzę. Uszypniecie mnie,
dobrze? Na raz, dwa, trzy! No dalej szczypcie! Ała, dobra, uspokójcie się. To
jednak pieprzona rzeczywistość.
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))