Katlin
- Wciąż nie mogę
uwierzyć, że zabrałeś mnie do wesołego miasteczka- powiedziałam, urywając
pokaźnej wielkości kawałek waty cukrowej, którą chwilę później wepchałam sobie
do buzi.
- Wiem, co
kochasz- brunet uśmiechnął się jedząc swojego włoskiego loda. Wiem, że pewnie
trudno Wam w to uwierzyć, ale byliśmy dla siebie MILI. Po tym jak ujrzałam ten
ogromny park rozrywki, do którego Justin mnie zabrał nie umiałam się na niego
złościć. Po prostu ubóstwiam takie miejsca. Mogłabym w nich zamieszkać. Nie
zrozumcie mnie źle, ale naprawdę mi się to podobało.
- Co powiesz na
spacer?- zaproponował, na co kiwnęłam potwierdzająco głową. Myślę, że takiego
Justina mogłabym polubić. Leniwie wstałam z ławki i wyrzuciłam patyk po wacie.
Była pyszna.
- Gdzie
idziemy?- zapytałam, gdy ten delikatnie pociągnął mnie za ramię.
- Pokażę Ci
dlaczego kocham to miejsce- odpowiedział tajemniczo. Mijaliśmy kolejne atrakcje
parku rozrywki, których tutaj nie brakowało. Spojrzałam na zegarek. 2.47. Kto
by pomyślał, że ten czas tak szybko nam zleci. Najdziwniejsze było to, że o tak
późnej porze było tu tak wiele ludzi.
- Justin-
odezwałam się przerywając przyjemną ciszę, która między nami zapanowała.
Chłopak popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, na co ja kontynuowałam- Jest noc,
a tutaj jest tak wiele osób, dlaczego? Czy ludzie tu pracujący nie potrzebują
odpoczynku?- na moje pytanie brunet zaśmiał się przyjaźnie.
- Otwarli to
miejsce specjalnie po to by odwiedzać je wtedy, gdy jest ciemno. Zamykają o 3
nad ranem- to wszystko wydawało mi się tak cholernie dziwne. Kto idzie sobie do
wesołego miasteczka w nocy?
- Dlaczego
ludzie przychodzą tutaj tak późno?
- Zaraz się
przekonasz- pociągnął mnie w stronę diabelskiego koła.
- Już zamknięte-
odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku.
- Czy mogę
prosić pana na słówko?- zapytał grzecznie Justin. Siwiejący staruszek pokiwał
głową, po czym razem odeszli na taką odległość, abym nie mogła nic usłyszeć.
Nagle usłyszałam donośny głos, dobiegający w głośników, które były
rozmieszczone na całej posiadłości:
- Wszystkie
osoby proszone są o udanie się w stronę wyjścia. Za pięć minut zamykamy.
Życzymy udanej nocy.
- Wsiadajcie-
oznajmił mężczyzna, po czym otworzył nam drzwiczki do jednej z małych kabin.
Popatrzyłam pytająco na Justina, a ten posłał mi jedynie uśmiech za tysiąc
dolarów. Nie czekając ani sekundy wgramoliłam się na miejsce. Justin usiadł
obok mnie, co według mnie było absurdem, bo naprzeciwko znajdowała się podobnej
wielkości ławka.
- Miłej
przejażdżki- oznajmił z uśmiechem mężczyzna i diabelskie koło ruszyło. Bardzo
powoli unosiliśmy się w górę. Justin objął mnie ramieniem, na co nie
protestowałam. Floryda była gorąca, ale noce bywały chłodne. Oparłam głowę o
jego ramię, na co nieznacznie się uśmiechnął.
- Takiego
mogłabym Cię polubić- odezwałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Nie rozumiem.
- Chodzi mi o
to, że jesteś miły, pozytywnie nastawiony..- rozwinęłam moją myśl.
- Nie gadaj
tyle, tylko patrz- pogłaskał mnie po głowie. To co zobaczyłam było piękne. Cała
panorama najbliższej okolicy oświetlona tysiącami maleńkich światełek, które w
rzeczywistości służyły za latarnie.
- To jest
wspaniałe.
- Dlatego Cię tu
zabrałem- oblizał usta.
- Jak to jest,
że taka osoba jak ty zna takie miejsca?
- A jaką osobą
jestem?- zapytał. Bez problemu mogłam ujrzeć ciekawość w jego oczach.
- Zgrywasz
takiego bad boya..- nie dane mi było skończyć.
- Ja nim jestem,
zresztą moi dziadkowie mieszkają niedaleko.
- Co
powiedziałeś temu facetowi, że zgodził się na jeszcze jeden kurs?
- Dowiesz się
kiedy indziej, na razie niech pozostanie to tajemnicą.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
- Dziękuję
Justin za ten dzień, a właściwie noc. To było wspaniałe- powiedziałam gdy tylko
dojechaliśmy do mojej posiadłości. Podróż minęła nam spokojnie. Nikt się nie
odzywał, każdy był pochłonięty swoimi myślami. Cieszyłam się z takiego obrotu
spraw. Chciałabym, żeby taki Justin pozostał na zawsze. Wiedziałam jednak, że
to niemożliwe.
- Cała
przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się łobuzersko, po czym palcem
wskazującym postukał się w policzek.
- Chciałbyś mój
drogi, chciałbyś- powiedziałam ze śmiechem. Może i byliśmy na dobrej drodze do
stworzenia czegoś w rodzaju przyjaźni, ale po pierwszym udanym dniu nie mam
zamiaru dać mu się całować. Z uśmiechem na twarzy wyszłam z samochodu i
wchodząc do domu pomachałam Justinowi, na co się uśmiechnął. Po cichu weszłam
po schodach i udałam się do łazienki, gdzie zmyłam makijaż, wyszczotkowałam
zęby i rozczesałam włosy. Szybko wskoczyłam pod orzeźwiający prysznic, po czym
przebrałam się w piżamę. Byłam trochę głodna, jednak nie chciałam robić hałasu.
Wolnym krokiem udałam się do mojego pokoju. Świtało już. Zsunęłam rolety i
wgramoliłam się pod cieplutką kołdrę. Zasnęłam z ogromnym bananem na ustach.
***
Obudził mnie
dźwięk telefonu. Bez patrzenia na ekran odebrałam. Nie zdążyłam nic powiedzieć,
bo męski głos zaczął na mnie krzyczeć. Tym razem należał on do Harrego.
- Co ty wczoraj
robiłaś z Bieberem!? Wiesz, co mówiłem Ci na jego temat!
- Boże,
spokojnie- odezwałam się, w międzyczasie ziewając. Poczułam wyrzuty sumienia.
Nie w stosunku do Hazzy, ale do Caroline. Zachowałam się jak idiotka
zapominając o niej wczorajszej nocy- To nie tak jak myślicie.
- A jak, do
cholery?
- Nie przeklinaj
w mojej obecności- to nie było tak, że byłam święta, ale bardzo nie lubiłam,
gdy wulgaryzmy wypływały z ust Harrego. To do niego po prostu nie pasowało.
- Ugh,
przepraszam- mruknął. Nienawidził kiedy zwracałam mu uwagę.
- Bieber Was
okłamał- powiedziałam. Harreh nie ufał brunetowi, którego tęczówki przypominały
miód, więc byłam pewna, że mi uwierzy. Caroline zajmę się później.
- W jakim
sensie?
- Po prostu
kiedy wychodziłam z domu na spotkanie z Car, spotkaliśmy się pod moim domem.
Zaoferował mi podwózkę, a ja się zgodziłam. Po chwili zorientowałam się, że nie
wiezie mnie tam gdzie chcę, ale było już za późno. Kłóciliśmy się i kiedy
Caroline zadzwoniła zmusiłam go do odebrania, co mu się nie spodobało i
postanowił mnie oczernić.
- A gdzie Cię
zabrał?- zapytał podejrzliwym głosem.
- Ohh, po prostu
jeździliśmy sobie, a gdy stwierdził, że już mu się znudziło odwiózł mnie do
domu. Dasz wiarę?
- Co za gnojek!-
nie chciałam żeby mój chłopak nazywał tak Justina. Pewnie przez to, że wczoraj
zachowywaliśmy się jak osoby, które się przyjaźnią- dam mu popalić.
- Po prostu daj
spokój, nic nie rób. Muszę porozmawiać z Car.
- Dlaczego mam
nic nie robić? Ten dupek chciał Cię oczernić.
- Po prostu
szkoda czasu na niego. Teraz ważniejsza jest Caroline.
- Masz rację.
Będę już kończył. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Papa- szybko zakończyłam połączenie, ponieważ nie lubiłam gdy ktoś rozłączał
się pierwszy. Ot tak, taki wybryk. Zwlokłam się z łóżka, po czym napisałam
szybkiego SMS do Caroline. Nie chciałam z nią rozmawiać przez telefon w tak
ważnej sprawie.
Do: Caroline
Możemy się
spotkać?
Na odpowiedź nie
musiałam czekać długo.
Od: Caroline
Tak jak wczoraj?
-.-
Do: Caroline
Nie. Przyjdź do
mnie jak będziesz miała czas. Musimy porozmawiać x
Od: Caroline
Będę jakoś za
godzinkę
Postanowiłam nic
nie odpisywać na tą wiadomość. Udałam się w stronę kuchni, w celu spożycia śniadania
chociaż sądząc, po godzinie – 13.23- powinnam raczej była zjeść obiad. Mniejsza
o to. Otworzyłam naszą, jak zwykle pełną lodówkę i sięgnęłam po mleko, a z
szafki wyciągnęłam moje ulubione musli. Śniadanie idealne. Po skonsumowanym
posiłku włożyłam brudną miskę do zmywarki. W domu panowała głucha cisza. Nikogo
nie było. Tata jak zwykle w pracy, mama zresztą też. Ciągle zapracowani.
Czasami chciałabym mieć ich chociaż na jeden dzień. Chodzi mi o to, że moi rodzice praktycznie
ciągle mnie olewają. Dla nich jestem tylko osobą, której wystarczy spełnić
wszystkie zachcianki, by była szczęśliwa. Dawniej tak nie było. Gdy byłam
mniejsza często spędzaliśmy ze sobą czas. Chodziliśmy do kina, wesołego
miasteczka, wyjeżdżaliśmy do rodziny. Teraz już nawet nie pamiętam kiedy
ostatnio widziałam moich dziadków. Mówię całkowicie poważnie. Odpowiadając na
wasze, zapewne nasuwające się pytanie. Nie, nie mogę pojechać do nich sama,
gdyż są oni oddaleni o kilka stanów, a w tak długą podróż rodzice samą by mnie
nie puścili. Chciałabym mieć takich właśnie opiekunów, jak miałam kiedyś.
Potrzebna mi ich miłość, nie pieniądze. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka
do drzwi. Caroline. Od razu udałam się do drzwi. Niestety osoba, którą
zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyła. Macie racje. To był Justin.
- Słuchaj, za
chwilę ma przyjść tutaj Caroline, więc z łaski swojej spadaj stąd. Nie chcę
więcej kłopotów przez Ciebie- warknęłam na niego.
- Ciebie też
miło widzieć- uśmiechnął się, po czym mnie przytulił. PRZYTULIŁ, rozumiecie?
Przecież w każdej chwili może pojawić się tu Car! On chyba serio nie ma mózgu-
czemu nie odwzajemnisz uścisku?- zagruchał mi do ucha.
- Bo za chwilę
przyjdzie tu twoja dziewczyna- odepchnęłam go, na co zachichotał- Widzę, że ty
się tym nie przejmujesz. Lepiej wymyśl, co jej powiemy jak się pojawi. No
chyba, że pójdziesz i zostawisz mnie z tym samą- powiedziałam. Postanowiłam go
wykorzystać. Niech się na coś chłopak przyda.
- Nie zostawię
Cię, przecież o tym wiesz- powiedział spokojnie. Upss, nie wiedziałam.
- Dobra.
Powiedziałam Hazzie, że- pokrótce opowiedziałam mu moją zmyśloną bajkę- Ty to
samo powiesz Car, okej?- pokiwał głową. Mam nadzieję, że nie odpieprzy czegoś
tak jak wczoraj- A teraz właź do domu- rozkazałam, jednak to co usłyszałam chwilę
potem zmroziło mi krew w żyłach.
- Czy ty właśnie
powiedziałaś mu, że ma mnie okłamać!?- krzyknęła rozwścieczona Caroline.
Oficjalnie mam przejebane.
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)