Katlin
Nie pamiętam dokładnie ile wypiłam, ale
biorąc pod uwagę fakt, że zaczynało mi się kręcić w głowie stwierdziłam, że
całkiem sporo. Była piąta nad ranem. Impreza jakieś 15 minut temu dobiegła
końca, ale wraz z najbliższymi przyjaciółmi zostaliśmy w domu Maxa na noc.
Rozmawialiśmy. Z racji tego, że wszyscy
byliśmy pijani nasza konwersacja była niezwykle zabawna. Siedziałam wtulona w
Harrego, z którym chwilę wcześniej się pogodziłam, gdy usłyszałam słowa Deana:
- Nie myślicie, że jest trochę nudno?
- W jakim sensie?- odezwała się
zdezorientowana jak wszyscy Car.
- Nie ma intryg, nic się nie dzieje,
wszystko jest w porządku- rozwinął swoją wypowiedź blondyn z pokaźną burzą
loków na głowie.
- Myślę, że to dobrze- odezwałam się z
lekkim uśmiechem, który na pewno spowodowany był alkoholem krążącym w moich
żyłach.
- Właśnie nie- Dean nie dawał za
wygraną- Co wy na to- zwrócił się bezpośrednio do mnie, Hazzy, Caroline i
Justina- Zamieńcie się miejscami… na dwa tygodnie- uśmiechał się jak głupi.
- Co masz na myśli mówiąc „zamieńcie się
miejscami?- zapytał Jus.
- Chodzi mi o to, że no wiecie- uśmiech-
Ty będziesz z Kat, a Hazz z Car… przez 2 tygodnie. Dla zabawy. Genialne, no
nie?
- Nie ma mowy- odezwałam się.
- Pierwszy raz ją popieram- odezwał się
Justin. Nasze relacje były bardzo skomplikowane. Akceptowaliśmy sobie, ale w
każdej możliwej sytuacji docinaliśmy sobie.
- Ej no, nie bądźcie tacy!- zaśmiała się
Naomi.
- To może być zajebiste- dodała Revena.
- Tchórze- odezwał się Max.
- Słuchajcie- pewnym głosem zaczęła Car-
Co Wy byście zrobili na naszym miejscu? Zgodzilibyście się?
- Tak- odpowiedziała bez wahania Chloe.
- Ale ty jesteś suką, więc się zamknij-
odezwał się Hazz. Miał racje. Wybaczcie, ale ta dziewczyna spała z każdym, byle
tylko dostać za to kasę. Naprawdę nie wiem, dlaczego taka osoba należała do
naszej paczki. Nikt jej nie lubił. Ona chodziła za nami z przyzwyczajenia.
- Mięczaki- odezwał się Dean- Przecież
tu chodzi o zabawę.
-Nikt nie będzie mnie tak nazywał!-
piskliwym głosem odezwała się Car. Nienawidziła gdy ktoś zwracał się do niej w
ten sposób - Wchodzę w to.
- Jak ona, to ja też- odezwał się
Justin. Ten dzieciak nie myślał. Nawet jeśli, to nie wytrzymamy ze sobą tych
pieprzonych 2 tygodni.
- Hazz?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem
Dean.
- No nie wiem, w sumie to nie może być
takie złe.
- Czyli tak, a ty Kat?- dopytywał się
szalony blondyn. Nie wiedziałam co o tym myśleć, nie chciałam stracić Hazzy.
Zależało mi na nim. Nie chciałam zniszczyć naszego związku przez taką
błahostkę. Z drugiej strony, to była dobra próba na sprawdzenie nas w zaufaniu.
Zakładając, że się zgadzam nie wytrzymam z Jusem aż 2 tygodni, to zdecydowanie
za dużo. Nie chcę wyobrażać sobie nawet naszych stosunków po tej chorej szopce.
Jestem pewna, że znienawidzę go już
całkowicie. Ten chłopak nie wyglądał dobrze, znaczy nie mówię tu, że jest
brzydki, ale po prostu jego twarz zwiastowała kłopoty. Krążą plotki, że jest
zamieszany w jakieś gówno, z którego nie da się wyjść bez szwanku. Chyba nie
chcę przebywać w towarzystwie jakiegoś mordercy, czy Bóg wie kogo tak dużo
czasu. Zorientowałam się, że w pokoju zapanowała głucha cisza. Każdy czekał na
moją wypowiedź, podczas gdy ja byłam kompletnie rozdarta.
- No weź, kochanie. Dla zabawy- zachęcił
mnie Hazz.
- Dobrze- uśmiechnęłam się. Jestem
idiotką, że to robię. Później zapewne zwalę to na tak późną godzinę i alkohol,
ale teraz wiem, że to moja głupota. To na co wyraziłam zgodę chwilę temu było
zdecydowanie najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłam w ciągu ostatnich
miesięcy, a może nawet lat.
- Super!- Dean klasnął w dłonie z
uśmiechem satysfakcji wymalowanym na twarzy- Idźcie spać gołąbeczki, bo jak się
obudzicie czekają na Was wielkie zmiany.
- Nie mogę się doczekać- mruknęłam, gdy
każdy szukał miejsca w którym można było się przespać. Już zaczynała żałować
mojej decyzji, a co dopiero będzie potem.
- Dobranoc Misiu- powiedział Harry,
który szczerze powiedziawszy już prawie spał- To tylko dwa tygodnie.
- Jasne- odpowiedziałam trochę zła na
niego, gdyż jak zwykle w sytuacji „idziemy spać po melanżu” myślał tylko o
sobie i co za tym idzie znalazł sobie jednoosobowy kawałek materaca. Po prostu
świetnie. Zezłoszczona udałam się do salonu, w którym znajdowała się ogromna
kanapa. Wiedziałam, że się na niej wyśpię. To zawsze było moje łóżko po imprezach.
Schodząc po schodach natknęłam się na Justina, który szepnął mi do ucha:
- Wyśpij się dobrze, bo te 2 tygodnie
będą twoimi najlepszymi, kochanie.
- Myślę, że będzie kompletnie na odwrót-
odezwałam się chłodnym tonem.
- Przekonamy się- odszepnął po czym udał
się w zupełnie inny zakątek domu, za co byłam mu wdzięczna. Po drodze na moje
dzisiejsze łóżko zajrzałam do szafy, która znajdowała się w przedpokoju i
wyciągnęłam z niej ogromny puchaty koc i poduszkę. Gdy już znalazłam na łóżku
wygodną pozycję postanowiłam oczyścić umysł, co niekoniecznie mi się udało.
Zasnęłam z głupim uśmieszkiem na ustach i świadomością, że od jutra moje życie
wywróci się do góry nogami.
***
- Pora wstawać, skarbie- usłyszałam przyjemny głos tuż nad moim uchem. Nawet nie
zastanawiałam się do kogo należy.
- Nie- odpowiedziałam stanowczo. Chwilę
po tym poczułam jak ciepły koc zostaje brutalnie zdarty z mojego ciała.
Natychmiast wstałam i jak zorientowałam się kto jest winowajcą, na dodatek uśmiechającym
się bezczelnie miałam ochotę coś rozwalić. Zgadliście, Justin był wszystkiemu
winny.
- Co ty do cholery robisz?- zaczęłam się
drzeć.
- Budzę Cię- odpowiedział z uśmiechem.
- Nie mogłeś zrobić tego delikatnie?-
moja irytacja z każdą chwilą była coraz większa.
- Próbowałem- odpowiedział spokojnie, a
ja przypomniałam sobie ten moment.
- Ty chamie, nie waż się mówić do mnie
skarbie!
- Złość piękności szkodzi, więc daruj
sobie. Nie chcę pokazywać się publicznie z brzydką dziewczyną- przysięgam, że w
tym momencie miałam ochotę mu wpierdolić. To było przegięcie. Cios poniżej
pasa. Wtedy jednak coś innego przykuło moją uwagę. Godzina. Było kilka minut po
9.
- Czy ty jesteś normalny budząc mnie o
tej porze!? Spałam niecałe 3 godziny!- nie obchodziło mnie, że
najprawdopodobniej obudzimy wszystkich domowników.
- Nie mogę pozwolić, żebyśmy zmarnowali
te dwa tygodnie śpiąc- uśmiechnął się łobuzersko.
- To będziesz miał problem, bo ja
zamierzam iś..- niestety nie dane było mi dokończyć, bo ujrzałam zaspanego Pettera
schodzącego po schodach.
- Wiecie która godzina?- odezwał się
srogim głosem, ale po chwili się zaśmiał.
- Z czego się śmiejesz?- nie wytrzymałam
i krzyknęłam również na niego.
- Z Was, gołąbeczki- śmiech- Jestem
ciekawy co będzie za kilka dni jak wy już dziś się kłócicie.
- Nie nazywaj nas gołąbeczkami, nie ma
żadnych NAS!- tak, macie rację, znów ja się odezwałam. Justin tylko śmiał się
pod nosem- Nie śmiej się ze mnie frajerze!
- Wyjdźcie gdzieś, bo za chwilę
obudzicie cały dom. Cisza będzie od Was najlepszym prezentem.
- Idealnie, bo właśnie wychodzimy-
odezwał się Justin i pociągnął mnie za rękę.
- Nigdzie nie idę!
- A chcesz się przekonać?
- Właściwie, to idę. Do siebie do domu.
Mam kilka spraw do załatwienia.
- Jeszcze się przekonamy, ale teraz
chodź. Naprawdę ich obudzisz – uśmiechnął się.
- Robię to tylko dla nich- wyszłam z
domu Maxa niemal trzaskając drzwiami. Justin nie poszedł za mną, na szczęście.
Biedaczysko sobie odpuściło. Idąc do domu, byłam tak bardzo pochłonięta różnymi
myślami, że przestraszyłam się gdy nagle ktoś przytulił mnie od tyłu.
- Naprawdę myślałaś, że pozwolę Ci od
tak odejść?- usłyszałam znajomy i wkurzający głos. Należał oczywiście do
Justina.
- Nigdzie z Tobą nie idę, rozumiesz?
- A chcesz się założyć?- uśmiechnął się
bezczelnie, po czym złapał mnie za nogi i przewiesił sobie przez plecy –
Widzisz? Idziesz ze mną, gdzie tylko
sobie zażyczę.
- Puść mnie!- krzyczałam jednocześnie
waląc go pięściami w plecy.
- To na mnie nie działa- usłyszałam
śmiech. Świetnie. Byłam niesiona przez tego idiotę, we wczorajszych i w dodatku
nie moich ubraniach, z rozmazanym makijażem, totalnie zmęczona i z lekkim
kacem. Lepiej być po prostu nie mogło.
***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)