piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 13

Justin

W momencie kiedy zadzwonił telefon Kat byłem okropnie wkurzony. Dodatkowo ta drobna osóbka perfidnie mnie zignorowała i jak gdyby nigdy nic odebrała połączenie. To co stało się potem, było dla mnie naprawdę niewytłumaczalne, ale miałem dziwne przeczucie, że wydarzyło się coś bardzo złego. Fakt, że brunetka rzuciła komórką o drzewo tylko to potwierdzał. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam co mam zrobić, kiedy ta krzyczała wniebogłosy leżąc na zimnym podłożu w lesie. W mgnieniu oka zapomniałem o wszystkim co miałem zamiar jej powiedzieć. Myślę, że ten telefon był naprawdę niefortunny, ponieważ ja chciałem… poddać się, powiedzieć prawdę. Dobra chłopie, ogarnij się, zrób coś.
- Katlin- odezwałam się cicho delikatnie potrząsając jej ramieniem.
- Odpierdol się! Zostaw mnie! Idź sobie!- krzyknęła, a w jej oczach bez problemu mogłem dostrzec smutek i coś jeszcze, ale niestety nie umiałem zdefiniować tej emocji. Bez zastanowienia podszedłem w miejsce, gdzie rzuciła telefon. Ku mojemu zdziwieniu był cały, no może nie licząc ekranu, na którym zrobiła się tak zwana pajęczyna. Następnie wziąłem Katlin na ręce i zacząłem nieść w stronę domu Maxa. Byłem zaskoczony, że nie protestowała. Bardzo prawdopodobne, że nie miała siły. Mniejsza. Zmierzając w stronę celu rozmyślałem o wszystkim, głównie o Car. Ostatnio spieprzyłem wiele spraw, zdecydowanie zbyt dużo. Wiedziałem, że popełniłem całą masę błędów, ale teraz nie mogę się wyplątać z tego świństwa tak łatwo, chociaż chyba chcę.
- CO SIĘ STAŁO?- powróciłem do rzeczywistości dzięki głosowi, który należał do Caroline, w której oczach malowało się przerażenie.
- Zanim zaczniesz krzyczeć, że to moja wina najpierw mnie wysłuchaj- powiedziałem pośpiesznie. Co jak co, ale ta kobitka była bardzo lojalną przyjaciółką- Naprawdę nie wiem jak do tego wszystkiego doszło. Siedziałem sobie nad jeziorkiem, kiedy przyszła ona. To był przypadek, przysięgam. Poprosiłem o rozmowę, bo wiesz, chciałem przeprosić za wczoraj, ale jak tylko zacząłem mówić zadzwonił jej telefon, który odebrała i potem stało się to. Zaczęła histerycznie płakać, niemal rozwaliła komórkę o drzewo. Nie wiedziałem co mam robić, jak się odezwać, więc ją przyniosłem- wyjaśniłem niemal na jednym oddechu.
- Okej, pogadam z nią. Masz jej telefon?- zapytała pośpiesznie blondynka.
- Pewnie- powiedziałem spokojnie jednocześnie wyjmując zgubę.
- Super, posadź ją tam- wskazała palcem na pobliską ławkę. Nie było sensu wprowadzać jej do domu. Jak na razie nie było potrzeby robić sceny. Tym bardziej, że Katlin chyba nie za bardzo kontaktuje. Tak sobie tylko coraz: ciszej łka. Kiedy wykonałem polecenie mojej dziewczyny, ta wydała kolejny rozkaz
- Znajdź Harrego. Z tego co wiem szukał Kat, martwił się o nią kiedy nie znalazł jej w pokoju- wykrzywiłem twarz w grymasie- Nie marudź mi się tu, tylko znikaj. Ja spróbuje z nią porozmawiać- przelotnie przytuliłem Car, po czym udałem się na poszukiwania chłopaka, którego nienawidziłem najbardziej na świecie.

Katlin
- Katlin, Kochanie co się stało? Proszę, powiedz mi. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką, wiesz, że jestem tu dla Ciebie- odrętwiale słuchałam zapłakanej Caroline, która od jakiś piętnastu minut prowadziła monolog. Właściwie to błagała mnie żebym się odezwała, ale ja nie potrafiłam. Znacie to uczucie kiedy wszystko to co mieliście w jednej sekundzie po prostu znika? Jeśli nie to wiedźcie, że jesteście szczęściarzami. Zapatrywałam się tępo w przestrzeń, żadne dźwięki do mnie nie docierały. Pomijam tutaj moją przyjaciółkę, która zrzędziła mi tym swoim piskliwym głosem. Nie mam pojęcia, czy zdawała sobie sprawę z tego, że ja i tak nie mam najmniejszego zamiaru się odezwać. Musiałam pobyć w samotności, co nie do końca oznaczało, że nie chciałam, aby nikogo przy mnie nie było. Nie wiem czy to zrozumiecie, ale mój tok myślenia nie jest w tej chwili czymś zrozumiałym, nawet dla mnie.
- Katlin, co się stało?- zapytał Harry potrząsając moimi ramionami. Kolejny, który na siłę będzie chciał wyciągnąć coś ze mnie.
- Wątpię, żeby się odezwała- odezwała się zrezygnowała Caroline- Próbuję od piętnastu minut.
- Mam nadzieję, że mi coś powie- powiedział Hazz przeczesując ręką włosy.
- NIKOMU NIC NIE POWIEM, CZY WY NIE POTRAFICIE TEGO ZROZUMIEĆ?- krzyknęłam ile sił w płucach. Nie wiem czemu to robiłam, ale wydaje mi się, że miałam dosyć ich obojga. Niepewnie wstałam i nieco się chwiejąc poszłam szukać Justina. Nie wiem dlaczego udałam się akurat do niego, ale miałam dziwne przeczucie, że w nim znajdę wsparcie. Tak, jestem pierdolnięta mając nadzieję, że znajdę oparcie w chłopaku, który zwyzywał mnie od dziwek. Potrzebowałam w tej chwili osoby, która nie patrzyłaby na mnie współczującym wzrokiem, a brunet wydawał się być do tego idealnym kandydatem. Taki dupek bez serca nie może przecież mieć uczuć.
- Piłeś?- zapytałam słabym głosem Justina, którego szukanie zajęło mi z dziesięć minut.
- Nie..- zmarszczył brwi w dezorientacji.
- Mógłbyś mnie zawieść do domu?
- Emm, a Harry lub Car nie mogą?- zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Udajmy, że tego nie było- odezwałam się bezbarwnym tonem.
- Nie, nie, czekaj- odezwał się za mną złotooki kiedy odwróciłam się, mając zamiar ulotnić się w jakieś spokojne miejsce, gdzie nikt mnie nie znajdzie- Odwiozę Cię- dokończył kiedy odwróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję- powiedziałam z prawdziwą wdzięcznością. Wolnym krokiem udaliśmy się w stronę samochodu Justina. Niestety nie dane było nam przebyć tej drogi w spokoju, gdyż mniej więcej w połowie zaatakowali nas Hazz i Car.
- Katlin!- krzyknął Harry- Gdzie ty z nim idziesz? Pojebało Cię do reszty?
- Nie tym tonem kolego- odezwał się nastroszony Justin- Twoja dziewczyna poprosiła mnie po prostu o podwózkę do domu. Nie moja wina, że woli mnie od Ciebie- dodał mniej miłym tonem.
- Kat, to prawda?- oburzyła się moja najlepsza przyjaciółka. Czy oni do cholery nie rozumieją, że nie mam ochoty na te ich durne dyskusje?
- CZY MOŻECIE SIĘ DO JASNEJ CHOLERY ZAMKNĄĆ?- krzyknęłam ile sił  w płucach- Tak, poprosiłam Justina o to, by mnie zabrał do domu, a wiecie dlaczego? Bo nie mam ochoty patrzeć na wasze twarze, na których wymalowane jest współczucie, którego nie potrzebuję.
- Katlin..- zaczął mój chłopak, ale nie dane było mu skończyć.
- Nie przerywaj mi. Jasne?- kiedy pokiwał w pośpiechu głową kontynuowałam - Jadę z Justinem, od Was nic nie chcę. Jesteście pijani, tak poza tym. Muszę pobyć w towarzystwie osoby, której nienawidzę. A teraz wybaczcie, śpieszy mi się- dokończyłam w pośpiechu, gdyż jak najszybciej chciałam być w drodze do domu. Bez słowa udałam się w stronę samochodu Justina. Dotarłam na miejsce dużo szybciej niż on sam. Kiedy tylko brunet dołączył do mnie i otworzył pojazd szybko wsiadłam do niego. Lada chwila ruszyliśmy.
***
Jechaliśmy z całkowitej ciszy. Żadne z nas się nie odzywało, co było mi bardzo na rękę. Mogłam spokojnie poukładać swoje myśli. Tata miał wypadek. Nie wiem nic więcej, gdyż rzuciłam telefonem o drzewo. Źle się zachowałam, gdyż mogłam chociaż wysłuchać mojej mamy, ale biorąc pod uwagę jej stan spodziewałam się najgorszego.
- Mogę pożyczyć twoją komórkę?- odezwałam się cienkim głosem.
- Jasne- odezwał się ze słabym uśmiechem, po czym podał mi swojego iPhona.
- Dzięki- powiedziałam, po czym drżącymi palcami wybrałam numer mojej mamy. Bardzo niepewnie przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, piąty, poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz. W momencie, kiedy miałam się rozłączyć ktoś podniósł słuchawkę. Nie była to jednak moja mama.
- Halo?- odezwał się obcy głos.
- Emm- zaczęłam- Dzień dobry, jestem Katlin Megbog, mogłabym rozmawiać z Sophie?
- Niestety obawiam się, że to niemożliwe..
- Dlaczego? Kim pan jest?- zaczęłam panikować.
- Jestem Lucas Dertw, lekarz. Zakładam, że jest pani córką Barta i Sophie. Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala na St. Rewul.
- Czy nie mogę dowiedzieć się teraz o co chodzi?- próbowałam zachować resztki cierpliwości, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie. Myślę jednak, że doskonale mnie rozumiecie.
- Niestety, nie mogę udzielić Ci takich informacji przez telefon. Proszę jak najszybciej pojawić się w szpitalu.
- Gdzie jest mama? Co z tatą?- uparcie próbowałam uzyskać jakieś informacje.
- Prawo zabrania…- zaczął lecz mu przerwałam.
- Nie obchodzą mnie żadne zasady lekarzy!- krzyknęłam- Tu chodzi o moich rodziców!
- Rozumiem Cię bardzo dobrze, też chciałbym, aby ktoś udzielił mi takich informacji gdybym był na twoim miejscy jednak nie jest to możliwe, przepraszam. Jest mi naprawdę przykro.
- Niech sobie pan w dupę wsadzi ten swój żal- krzyknęłam po czym się rozłączyłam. Skoro i tak nie miałam usłyszeć ważnych dla mnie informacji nie musiałam rozmawiać z tym głupim debilem, który potocznie nazywany był lekarzem.
- Słuchaj Katlin- odezwał się Justin. Muszę przyznać, że zupełnie zapomniałam o jego obecności- Wiem, że nie powiesz mi o co chodzi i w sumie Ci się nie dziwię. Nie wymagam tego od Ciebie, ale proszę nie rozwal mi telefonu.
 - Jeśli chciałeś choć trochę poprawić mi humor- zaczęłam- to raczej Ci się nie udało.
- Jeśli gadamy o komórkach- odezwał się- z twoim w sumie nic się nie stało, w sensie, ma roztrzaskany ekran, ale poza tym chodzi sprawnie.
- Skąd wiesz? Masz go przy sobie?
- Pozbierałem go- wyjaśnił szybko- Ale dałem go Caroline. Nie spodziewałem się, że tak się sprawy potoczą.
- Ja też nie. Mogę pobawić się twoim? Potrzebuję oderwać się na chwilę od rzeczywistości.
-  Nikt jeszcze nie grzebał mi w telefonie, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek- puścił mi oczko- Powiedz mi tylko, gdzie jedziemy, bo zakładam, że nie do domu.
- Szpital na St. Rewul i błagam, jak najszybciej.
***
Przed ostatnią godzinę bawiłam się telefonem Justina: przeglądałam jego galerię, muzykę, aplikacje. Muszę przyznać, że byłam lekko zwiedziona kiedy okazało się, że nie ma żadnych swoich samojebek. W sumie to na nie najbardziej liczyłam. Humor nieznacznie mi się poprawił, choć mówiąc, że czuję się lepiej, wcale nie mam na myśli tego, że spadł ze mnie cały ciężar ostatnich wydarzeń. Nadal czułam się okropnie, ale w małym stopniu odezwałam się od tego całego zamieszania, choć na chwilę.
- Katlin, jesteśmy na miejscu- odezwał się Justin, a ja momentalnie zesztywniałam. Oto nadchodzi prawda- Ej, Mała, spokojnie. Nie powiem Ci, że wszystko będzie dobrze, ale będę tam z Tobą. Damy radę, rozumiesz?- powiedział na co pokiwałam niepewnie głową. Gdybym powiedziała, że się boję śmiało mogłabym zostać kłamcą. Prawda była taka, że byłam przerażona, jednak obecność Justina, który szedł obok mnie trzymając mnie za rękę nieco dodawała mi odwagi.
- Dobry wieczór- odezwałam się kiedy tylko dotarliśmy na recepcję- Jestem Katlin Megbog i w tym szpitalu znajdują się moi rodzice.
- Ah tak- powiedziała starsza kobieta drapiąc się po nosie- Drugie piętro. Pokój 129.
- Dziękuję bardzo- powiedziałam ze słabym uśmiechem, po czym pociągnęłam bruneta za rękę. Za cholerę nie chciałam jej puścić. Dodawała mi odwagi i dawała nadzieję. Chyba uderzyłam się w głowę.
- Pamiętaj, że cokolwiek usłyszysz za chwilę jestem tu dla Ciebie i nigdy Cię nie zostawię- szepnął mi do ucha Justin kiedy wchodziliśmy do wskazanego przez recepcjonistę pokoju.
- Dzięki za wsparcie- odezwałam się i biorąc głęboki oddech przekroczyłam próg pomieszczenia.
- Dzień dobry, panienka Megbog, jeśli się nie mylę?
- Oczywiście.
- Proszę sobie usiąść i się rozgościć, czeka nas dłuższa rozmowa. Kim jest ten chłopak? Obcy nie mogą…
- Proszę się z łaski swojej od niego odczepić, jest ze mną i nigdzie się nie wybiera- wycedziłam przez zęby.
- Jak sobie panienka życzy.
- Proszę zaczynać- urwałam mu. Miałam już serdecznie dosyć tych wstępnych gadek.
- Jak już się panienka domyśliła, jestem Lucas.
- Szczegóły- warknęłam. W tamtej chwili obchodziły mnie tylko wieści o tacie,  no i mamie, z którą nie miałam bladego pojęcia co się stało.
- Twój tata miał bardzo poważny wypadek. Trafił tutaj w bardzo ciężkim stanie i niestety..- przerwał na moment- bardzo mi przykro to mówić, ale nie udało nam się go uratować- dokończył, a ja wybuchłam płaczem. Justin zareagował natychmiast. Objął mnie swoim ramieniem i mocno przytulił.
- A co z jej matką?- odezwał się, gdyż ja nie byłam w stanie.
- Przyjechała najszybciej jak mogła, jednak po usłyszeniu złych wieści, zadzwoniła do córki, aby ją poinformować o wypadku.
- A gdzie jest teraz i dlaczego to pan odebrał jej telefon?- dopytywał brunet. Właściwie nie wiem jakim cudem docierały do mnie jakiekolwiek bodźcie ze świata żywych.
- Zemdlała, co mogło zaszkodzić dziecku, dlatego leży na oddziale pod wpływem prochów. Jest w szoku- czekajcie, co?
- O co chodzi? Jakie dziecko?- odezwałam się całkowicie zdezorientowana. Łzy nadal płynęły strumieniami po moich policzkach.

- Sophie Megbog jest w ciąży- powiedział lekarz a mnie zamurowało. Dlaczego to przytrafia się właśnie mi?

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 12


Katlin

- Coś ty powiedziała?- odezwałam się pełnym strachu tonem. Jeżeli naprawdę widziała co się stało wysypie mnie, bo przecież mnie nienawidzi. Już tyle razy szukała na mnie haka. Świetnie.
- Ty, Justin, jeziorko, lizanko. Dalej nic nie pamiętasz?- powiedziała z cwanym uśmieszkiem wymalowanym na tej jej idealnej twarzyczce.
- Więc to jest teraz twój cel, tak?- odezwałam się niemal płaczliwym tonem, kiedy zauważyłam dezorientację wymalowaną na twarzy mojej byłej przyjaciółki kontynuowałam- Chcesz mnie zniszczyć, wywalić z tej paczki, zająć moje miejsce u boku Harrego. Myślisz, że nie wiem, że od zawsze Ci się podobał? Masz teraz perfekcyjną okazję. Zejdź na dół, powiedz wszystkim prawdę i ah, nie zapomnij mieć podniesionego tonu tak, aby każdy Cię słyszał- mówiłam jak najęta, a z oczu poleciały mi łzy. Nie chciałam, żeby Chloe je zobaczyła dlatego weszłam do pokoju szczelnie zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam ryczeć jeszcze bardziej. Nie mogłam się powtrzymać. W tamtej chwili nienawidziłam siebie za wszystko, nawet za to, że jestem zdolna oddychać.
***
Nie wiem ile czasu spędziłam wypłakując swoje oczy - może dziesięć, piętnaście minut. Nie był to długi okres, ale czułam się jakbym co najmniej dziesięć lat była pogrążona w depresji. Nazwijcie mnie debilką i wyślijcie do wariatkowa, ale czy to nie normalne? Emocje, wiele negatywnych uczuć gromadziło się we mnie już od dawnien, dawna. Wakacje z rodzicami pomogły mi trochę się oderwać, ale to nie wystarczy. Byłam silna zbyt długo, teraz już nie chcę, dlatego płaczę. Kiedy usłyszałam skrzypienie, które sygnalizowało otwieranie drzwi przygotowałam się na najgorsze. Spodziewałam się Harrego, Caroline, Justina, Maxa, Sydney czy Naomi, ale nawet przez myśl mi nie przyszło, że ujrzę Chloe, która zapewne przyszła tutaj tylko po to, żeby poznęcać się nade mną jeszcze trochę.
- Wyjdź- chlipnęłam chowając twarz w poduszkę.
- Chcę porozmawiać- powiedziała spokojnym tonem.
- Po prostu odejdź. Powiedz wszystkim co zrobiłam i weź to co było moje.
- Nie mam zamiaru nikomu nic powiedzieć- odezwała się, a ja aż z wrażenia podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam prosto w jej fałszywe oczy.
- Niby dlaczego nie?- odezwałam się z powątpiewaniem. To z pewnością jedna z jej gierek.
- Nie chcę, zresztą nie taki jest plan- powiedziała, po czym szybko urwała.
- Plan?- powtórzyłam, nie mogąc zrozumieć o co jej chodzi.
- Nie ważne, widziałam Was, ale nic z tym nie zrobię. Kiedyś w końcu się przyjaźniłyśmy.
- Dawno i nie prawda- od razu jej przerwałam.
- Po tym, co dla Was zrobiłam mogłabyś być choć trochę miła. Proszę się Katlin, posłuchaj mnie. Ja wiem, że to moja wina, że się od Was oddaliłam, że spieprzyłam naszą więź, i wierz lub nie, ale każdego dnia żałuję, że to zrobiłam, że miałam okropnie nasrane we łbie. Zdaję sobie sprawę z tego, że niemożliwym jest odbudować naszą przyjaźń, ale nawet nie masz pojęcia ja bardzo bym chciała. Brakuje mi wszystkiego, naszych zakupów, wspólnych wypadów, nocek, imprez. Jestem pewna, że to co mówię nic nie zmieni, bo przez te pięć lat wydarzyło się między nami dużo złego, ale proszę, spróbuj choć trochę lepiej mnie traktować.  Nigdy już pewnie nie znajdę tak wspaniałych przyjaciółek jakimi Wy byłyście.- kiedy zakończyła swój monolog byłam w ciężkim szoku. Nigdy w życiu nie spodziewałam się usłyszeć od niej czegoś tak poruszającego. Chcąc nie chcąc, choć już przyzwyczaiłam się do życia bez niej to nadal czasem mi jej brakowało. Chloe jest wartościową i całkiem inteligentną osobą, ale przez to co wydarzyło się przez te pięć długich lat, przez to kim się stała, nie mogę jej wybaczyć i jestem pewna, że Caroline ma takie samo zdanie na ten temat- Okej, widzę, że nie doczekam się odpowiedzi, no ale trudno, chciałam spróbować. Może jak to wszystko przemyślisz będziesz w stanie mi przebaczyć choć w małym stopniu, tak samo Caroline, bo o niej też nie możemy zapominać- powiedziała, po czym wyszła z pokoju. Przez kilka następnych chwil siedziałam oniemiała na łóżku, po czym wgramoliłam się w ciepłą i przyjemną pościel i szlochając zasnęłam.
***
Siedziałam w pokoju wpatrując się w sufit. Dookoła było ciemno. Wszystko czego pragnęłam to cisza, która tej nocy nie była mi dana. Z dołu dochodziły krzyki rozwydrzonych nastolatków, które myślały tylko o tym, aby najebać się w pięć dup. Tak, była sobota. Tak, to właśnie w tej chwili niemal za ścianą odbywała się ‘impreza roku’. Ale ja nie chciałam się bawić. Jedyne o czym potrafiłam myśleć, to to, jak okropna jestem. Czułam do siebie tak wielkie obrzydzenie, że aż mnie mdliło. Przez cały dzień siedziałam ukryta w tym małym pomieszczeniu. Caroline i Harry nieustannie próbowali wyciągnąć mnie na powietrze, ale wcisnęłam wszystkim kit, że mam zatrucie pokarmowe, na no zgodnie stwierdzili, że zostaną ze mną i tak oto przez cały czas rozmawialiśmy. Niedawno wygoniłam ich na dół, ale naprawdę nie wiem, ja długo wytrzymają bez upewnienia się, czy ze mną wszystko w porządku. Są tacy wspaniali, a ja jestem skończoną suką. Co do Justina, to podobno wrócił chwilę po tym jak wyszłam. Nie widziałam się z nim, ale właściwie nie miałam po co. Między nami wszystko skończone. Nie, żeby coś kiedykolwiek było. Mam na myśli, że nie odezwę się do niego już ani słowem, nawet nie będę na niego patrzeć. Jest to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk skrzypiących drzwi. Natychmiast zamknęłam oczy i udałam, że śpię.
- Usnęła- szepnęła Chloe. Czekaj, co ona tu niby robi?
- Dobrze- odezwał się Justin. CO TA DWÓJKA MA ZAMIAR ZROBIĆ? Z tego co wiem, to oni nawet ze sobą nie rozmawiają.
- Mam wyrzuty sumienia, naprawdę nie rozumiem, po co to wszystko. Ja nie chcę się w to mieszać- powiedziała zdesperowana i smutna (?) Chloe. WHAT THE FUCK? CO SIĘ DZIEJE?
- Zamknij się. Właściwie dlaczego my tu w ogóle przyszliśmy?- powiedział sfrustrowany Justin podnosząc ton- Mieliśmy rozmawiać o interesach, a wylądowaliśmy w pokoju tej dziwki.
- Nie nazywaj jej tak- skarciła go Chloe- Mieliśmy z nią pogadać, tak tylko chciałam Ci odświeżyć pamięć.
- Ugh, chodźmy stąd- powiedział brunet, po czym usłyszałam zamykanie drzwi. Z wrażenia aż siadłam na łóżko i uszczypnęłam się w nogę. Nie śniłam. O co chodziło? W głowie miałam mętlik. I przepraszam bardzo, jakim prawem Justin nazwał mnie dziwką? Czym sobie na to zasłużyłam? Ah, no tak, wczorajszym wybrykiem, ale on był temu tak samo winny jak ja. Nie wiem co mnie podkusiło, ale zwlokłam się z łóżka, podeszłam do walizki, z której wyjęłam jeansy i ogromną bluzę. Do kieszeni wsadziłam telefon, po czym wyszłam z pokoju. Nabrałam ogromnej ochoty na spacer. Musiałam się przewietrzyć, ponieważ inaczej bym zwariowała. W mojej głowie było zbyt dużo myśli. Po drodze mijałam moich przyjaciół, którzy uśmiechali się wesoło do mnie. Rozejrzałam się dookoła. Właściwie dlaczego ja nie mogę się tak zabawić? Bez wahania sięgnęłam po drinka, którego znalazłam w kuchni. Na szczęście nie spotkałam Harrego, ani Caroline. Byli oni ostatnimi osobami, które pragnęłabym zobaczyć. Wypiłam kilka kolejnych drinków, ale śmiało mogłam powiedzieć, że nie byłam nawet wstawiona. Zbyt dużo w moim życiu wypiłam, żeby być pijana, po pięciu czy sześciu shotach. Niechętnie podniosłam się z kanapy, na której siedziałam i udałam się na zewnątrz. Czułam się o niebo lepiej. Wiem, że nie powinnam pić, ale właściwie to sama nie wiem co mnie naszło. Na zewnątrz było chłodno, ale nie obchodziło mnie to. Udałam się w stronę lasu. Szłam długo. Tak macie rację, kierowałam się w stronę mojego ukochanego jeziorka. Właściwie to zastanawiam się czy dalej jest to moje ulubione miejsce. Po tym co stało się wczoraj raczej nie, chociaż sama nie wiem. Szłam przed siebie i właściwie nie rozglądałam się na boki, więc możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie kiedy niemal zderzyłam się z Justinem. Tak, był tam. Siedział pod drzewem ze spuszczoną głową. Pieprzone deja-vu. Prawie na niego weszłam, ale na szczęście w ostatniej chwili, jakieś pięć metrów przed nim zdążyłam popatrzeć przed siebie i zatrzymać się. Właśnie miałam zamiar zawrócić i dyskretnie się wycofać jednak moje szczęście jak zwykle mnie zawiodło i brunet podniósł swój tępy łeb. Nasze oczy na moment się spotkały, ale nie zdążyła upłynąć nawet sekunda kiedy w pośpiechu odwróciłam się napięcie z zamiarem powrotu do domku.
- Zaczekaj chwilę- powiedział Justin zachrypniętym głosem.
- Niby po co?
- Chciałem porozmawiać.
- Myślę, że nie mamy o czym- znów zaczęłam iść.
- Doskonale wiesz, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
- Wiesz, problem tkwi w tym, że ja nie chcę z Tobą rozmawiać- dlaczego, do cholery znów się zatrzymałam?
- Pięć minut.
- Nie!
- Proszę.
- Justin, błagam Cię, daj mi spokój. Nie mam ochoty na kolejne wyzwiska, poniżanie i wszystko inne z twojej strony. Skończ tą gierkę, w którą nigdy nie chciałam się wciągać. Nie jesteś tym zmęczony? Miły, a po kilku sekundach wredny chuj? Jak ty to w ogóle robisz? Zachowujesz się jakbyś miał wieczny okres!- powiedziałam niemal na jednym wdechu. Ciągle zastanawiałam się czy wyciągać sprawę rozmowy, którą przez przypadek podsłuchałam. Nie miała pojęcia co zrobić z tym fantem.
- Odpowiem Ci jak przyjdziesz tutaj i usiądziesz- odezwał się, a ciekawość wzięła nade mną górę.
- Masz dwie minuty- ostrzegłam- potem wstaję i odchodzę.
- Spoko- uśmiechnął się słabo, jednak nie był to ten tak dobrze prze mnie znany pewny siebie uśmiech- Wiesz naprawdę nie wiem od czego zacząć- podrapał się po głowie.
- Proponuje od początku- powiedziałam spokojnie, jednak w duszy zachowywałam pewny dystans. Tak na wszelki wypadek.
- No więc chciałem przeprosić.
- Za co?- szybko mu przerwałam.
- Wszystko?
- To znaczy?- dopytywałam.
- Czy możesz się w końcu zamknąć?- brunet podniósł swój ton. Cholerka, my kłócenie się mamy we krwi. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Dobra, gadaj- udałam, że patrzę na zegarek, którego w rzeczywistości nie miałam na ręce, ale nikt nie musi tego wiedzieć- minuta- uśmiechnęłam się nieszczerze.
- Nie bądź taka hej do przodu, no, ale wracając do tematu, chciałem przerosić Cię za całokształt. Za wszystko- wyzwiska, poniżenia. No może oprócz tego, że Cię wczoraj pocałowałem, bo tego nie żałuję. Naprawdę chciałbym zacząć..- niestety nie dane było mu skończyć gdyż rozdzwonił się mój telefon. Odruchowo przestałam go słuchać i spojrzałam na wyświetlacz „mamusia”. Wcisnęłam zieloną słuchawkę zupełnie ignorując zdezorientowanego Justina. W słuchawce usłyszałam szloch mojej rodzicielski.
- Co się stało?- krzyknęłam przerażona. Wybaczcie, ale raczej nie płakałaby ze szczęścia.
- T-t-t-w-w-ó-j ta-ta-ta ..
- Co z nim?- powiedziałam, a moje nogi zrobiły się jak z waty.
- M-m-i-a-ł-ł w-y-p-a-a-d-e-e-k – wychlipała, a mi zrobiło się niedobrze.

- Żyje?- zadałam najważniejsze pytanie. Jedyne, które najbardziej mnie obchodziło, ale z drugiej strony to jego bałam się najbardziej. Łzy mimowolnie zaczęły spływać mi po policzkach, kiedy w odpowiedzi mama zaczęła płakać jeszcze bardziej. W przypływie rozpaczy rzuciłam telefonem o najbliższe drzewo. Nogi się pode mną ugięły i upadłam. Nie przejmując się niczym skuliłam się i zaczęłam krzyczeć i płakać. Nic się dla mnie nie liczyło.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))