środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 27

Tak jak obiecałam- rozdział jeszcze w tym roku, natomiast notka pojawi się jutro :)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI :) 

***
Okej, jest godzina 18.39 a ja dopiero teraz zdołałam ogarnąć się na tyle, żeby coś tu dla Was napisać, bo uwierzcie mi- mam trochę do powiedzenia.
Może zacznę od życzeń, bo przecież jeszcze nie jest na nie za późno :)
W 2015 roku życzę Wam przede wszystkim spełnienia waszych wszystkich marzeń, zdrowia, odwagi, bycia sobą, korzystania z życia, ale również równowagi i wszystkiego czego tylko chcecie :) Życzę również sobie więcej czasu, bo dzięki temu blog rozwijał się będzie w znacznie szybszym tempie (mam nadzieję..) :))
Chciałam Wam również podziękować za to, że ta garstka osób jest tutaj ze mną- postaram się ze wszystkich sił, abyście zostali ze mną do końca :)
W tym momencie nic już nie przychodzi mi do głowy, dlatego standardowo zachęcam Was do komentowania :)
Myślę, że wystarczy tego ględzenia.

***
Justin

Siedziałem w swoim pokoju grając na PlayStation, kiedy do pokoju wpadła moja mama z przerażeniem na twarzy.
- Co się stało?- zapytałem zmieszany.
- Masz bardzo, naprawdę bardzo zdenerwowanego gościa- powiedziała ze smutnym uśmiechem. Kompletnie zdezorientowany wstałem z łóżka, po czym udałem się do drzwi.
- Kogo my tu mamy?- zapytała Katlin śmiejąc się sztucznie.
- Co ty tu robisz?- zapytałem zdziwiony i szczerze zaniepokojony. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie- Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam?
- Możesz mi powiedzieć co robiłeś wczoraj w nocy!?- krzyknęła ze łzami w oczach, a moja szczęka wylądowała na podłodze.
- Spałem?- postanowiłem zgrywać głupiego.
- A co jeśli Ci powiem, że wcale tak nie było!?
- Czy możemy przeprowadzić tą rozmowę na zewnątrz?- przeczesałem ręką włosy w zdenerwowaniu.
- Czyżbyś się wstydził?- popatrzyła po domownikach, którzy zebrali się wokół nas. Jakby, do  cholery, nie mogli zająć się swoimi sprawami- Masz rację. Wyświadczę im tą przysługę. Nie chcę żeby wiedzieli jak obrzydliwy jesteś!- szybko otarła kciukiem zabłąkaną łzę, której jak mniemam myślała, że nie zauważę- Bardzo przepraszam, że zakłóciłam państwu spokój dziś wieczorem- zwróciła się do mojej mamy i już jej nie było. Bez wahania pobiegłem za nią, jednak moja rodzicielka jak zwykle musiała mi przeszkodzić oraz dorzucić swoje pięć groszy.
- Nie pozwól jej odejść- powiedziała cichym, niemal niesłyszalnym głosem. Nic jej nie odpowiedziałem, ale muszę przyznać, że po części wziąłem sobie jej słowa do serca. Nawet jeśli to wszystko to była tylko i wyłącznie gra.
- Katlin, tu jesteś- wydyszałem kiedy zastałem samotną dziewczynę siedzącą na ławeczce znajdującej się pod moim domem.
- Mam tylko jedno pytanie…- zaczęła- Dlaczego to zrobiłeś? Myślałam… Już sama nie wiem- schowała twarz w dłonie. Próbowałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- To naprawdę nie tak..- zacząłem, chociaż sam do końca nie wiedziałem do czego zmierzam- Nie chcę niczemu zaprzeczać. Przepraszam, Katlin.
- Caroline też zdradzałeś?- zapytała, ale nie odpowiedziałem. Uznałem, że nie było takiej potrzeby, gdyż oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie.
- Tak myślałam…- powiedziała wstając.
- Nie odchodź, proszę- złapałem ją za rękę, ale wyrwała ją.
- Zniszczyłeś, kurwa, wszystko! Mój związek z Harrym, przyjaźń z Caroline! Nie zdziwię się jeśli będziesz miał też związek ze śmiercią taty!- krzyknęła, a mnie zmroziło- Jak mogłeś mnie tak zranić? Wiedziałeś…- rozpłakała się.
- Nie możesz mi tak po prostu wybaczyć?- nigdy nie byłem dobry w przepraszaniu, ale dziś to chyba osiągnąłem nową ligę. Głupszego pytania nie mogłem zadać.
- Kpisz sobie ze mnie?- zapytała z niedowierzaniem- Wiesz co? Zostaw mnie w spokoju. Raz na zawsze - powiedziała, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła. Nie goniłem jej. Zamiast tego,  wyciągnąłem telefon i wybrałem dobrze znany mi numer.
- Nie bawię się już w to, rozumiesz?- zacząłem kiedy tylko zorientowałem się, że odbiorca zaakceptował połączenie.
- Nie masz innego wyjścia, Cipko.
- Ona się czegoś domyśla.
- To spraw, żeby tak nie było. Od tego tu jesteś.
- Nie dam rady..
- Myślę, że nie mamy o czym dyskutować- powiedział głos po drugiej stronie, po czym najzwyczajniej w świecie rozłączył się.

Katlin

Cała zapłakana szłam ulicami Jacksonville i chyba po raz pierwszy w życiu nie zastanawiałam się co pomyślą mijający mnie ludzie. Większość patrzyła się na mnie ze smutkiem. Jeśli mam być szczera nie dziwiłam im się. Jeśli zobaczyłabym siebie z ich perspektywy- całą zapłakaną z pustką w oczach- również byłoby mi przykro. Dodatkowo, z goryczą przyznałam, że nie miałam gdzie się podziać. Wyjęłam telefon i bezsensownie przeglądałam listę kontaktów mając nadzieję, że znajdę osobę do której chciałabym pójść się wypłakać. Pomińmy fakt, że nie miałam prawie nikogo. Ku mojemu szczęściu, które najwyraźniej nie do końca mnie opuściło, ujrzałam numer Maxa. Bez wahania udałam się w kierunku jego miejsca zamieszkania. Dziwiłam się, że nie wpadłam na to wcześniej. Wiecznie wesoły chłopak był jedyną osobą, która chciała zrozumieć moje decyzje dotyczące Justina. Kiedy stałam pod drzwiami miałam moment zawahania, jednak postanowiłam nie zastanawiać się ani chwili dłużej i drżącą dłonią zapukałam. Otworzyła mi osoba, której z pewnością się nie spodziewałam.
- Co ty tu robisz?- zapytałam widząc Harrego.
- Co się stało?- zapytał z troską w oczach.
- Właściwie to nie wiem po co tu przyszłam. Mogłam się spodziewać, że tu będziesz- mruknęłam. Zamierzałam wrócić do domu, jednak za plecami Zielonookiego pojawił się Max, który widząc mnie od razu podszedł i przytulił mnie mocno.
- Katlin, co się stało? Wyglądasz jak siedem nieszczęść- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Miałeś racje- zaczęłam płakać.
- Czy ten Kutas coś Ci zrobił?- zapytał potrząsając mnie lekko za ramiona.
- Ha! Gdybyś nie cudowała, to nie miałabyś tego problemu- zaśmiał się Harry, a ja po raz pierwszy w moim życiu miałam ochotę mu przywalić. Tak porządnie.
- Wiesz, co? Chodź do środka- zarządził Max, a ja posłuchałam. Naprawdę potrzebowałam rozmowy z nim- Myślę, że nie jesteś nam tu potrzebny- zwrócił się do Lokowanego, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Dzięki wielkie- oburzył się, ale odszedł.
- Idź do salonu, dom jest pusty także nie krępuj się, a ja zrobię nam herbatę i pogadamy- powiedział Max kiedy już weszliśmy do środka. W odpowiedzi kiwnęłam głową. Kiedy tylko moje oczy ujrzały tak dobrze znany mi salon mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy. Rodzinne zdjęcia zajmowały niemal każdą wolną przestrzeń. Usiadłam na małej, lecz bardzo wygodnej sofie i cierpliwie czekałam na mojego przyjaciela. Pojawił się chwilę później z dwoma kubkami gorącej herbaty.
- Chcesz porozmawiać o tym co między wami zaszło?- zapytał kiedy już usadowił się  na kanapie i podał mi kubek z ciepłym napojem.
- Zdradził mnie, rozumiesz?- łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Skąd wiesz?
- Zadzwoniła do mnie Caroline i powiedziała, że widziała go wczoraj obściskującego się z jakąś dziewczyną…
- Jesteś pewna, że nie wymyśliła tego?- zapytał z troską.
- Byłam u niego… Zapytałam… Nie zaprzeczył…- schowałam twarz w dłonie.
- Tak mi przykro Katlin- brunet wziął mnie objęcia.
- Wiesz co jest najgorsze? Straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu dla tego Gnojka. Wbrew wszystkim pchałam się w ten związek i po co mi to było? Dla relacji, która trwała kilka dni… Jestem największą idiotką na świecie.. On wiedział, jak zraniona jestem po śmierci taty, i mimo wszystko wpakował się z butami w moje życie, a kurwa wiedział, że nie wytrzyma bez ruchania długo, bo Caroline też zdradzał.. Czyli co, liczył, że jak będę smutna to tak łatwo się dam? Dlaczego Max?- pod koniec mojego monologu niemal dławiłam się łzami. Chłopak natomiast spokojnie mnie wysłuchał, bo doskonale wiedział, że właśnie tego potrzebowałam.
- Ćiii, tylko nie płacz, dobrze? Razem sobie z tym poradzimy..- szeptał mi do ucha, a ja z każdym kolejnym słowem coraz bardziej zbliżałam się do krainy Morfeusza. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem był Max jako najlepszy przyjaciel, jakiego tylko mogłabym sobie wyobrazić w tamtej chwili.
***
Kiedy obudziłam się zdałam sobie sprawę, że leżę na łóżku Maxa. Nie miałam pojęcia ile spałam, ale godzina, którą zobaczyłam na zegarku nieco mnie przeraziła. Było kilka minut po drugiej. Niechlujnie pościeliłam łóżko, gdyż nie chciałam zostawiać po sobie aż tak dużego bałaganu. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się jednak, gdyż z dołu dobiegł mnie głos Maxa nie najciszej dyskutującego przez telefon. Moja ciekawość wzięła górę, dlatego też podreptałam pod schody żeby mieć lepszy widok na salon i zaczęłam słuchać.
- Tak, wszystko z nią w porządku… Śpi u mnie w pokoju… Poinformowałem jej mamę, że jest u mnie.. Kurwa, Harry..- zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że to właśnie on znajduje się po drugiej stronie słuchawki- Uspokój się, nic jej nie będzie… Porozmawiam z nią… Ze mną jest bezpieczna… A idźże już chłopie spać. Dobranoc- powiedział w końcu po czym rozłączył się. Widać było, że jest wyraźnie zmęczony dociekliwością Zielonookiego. Wpadłam w lekką panikę kiedy Max udał się w moim kierunku, jednak wybawił mnie dzwonek do drzwi, który nieoczekiwanie zadzwonił. Zdziwił zmęczonego chłopaka tak samo jak i mnie. No wybaczcie, ale kto spodziewa się gości o drugiej w nocy podczas spokojnej, mam na myśli nie imprezowej, nocy w środku tygodnia?
- Nie wierzę- mruknął do siebie, po czym poszedł otworzyć drzwi. Mój organizm coraz bardziej domagał się snu jednak ciekawość wzięła górę. Cała ja.
- Jest u Ciebie Katlin?- niemal krzyknął chłopak wbiegając do domu i  potrącając przy okazji gospodarza. Od razu rozpoznałam ten głos.
- Uspokój się, do obory wchodzisz?- zbulwersował się Max.
- Tak czy nie?- krzyknął Justin.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Odpowiesz mi łaskawi? Nie lubię czekać!
- Wyjdziesz z tego domu, czy mam Cię wyprowadzić?
- Chcę tylko porozmawiać- brunet uspokoił się nieco.
- O czym?- Max udawał głupiego. W duchu przybiłam z nim mentalną piątkę. Chłopak doskonale wiedział jak zdenerwować Justina.
- Katlin?- odpowiedział Bieber ze złością- Nie udawaj głupiego proszę Cię. Na pewno wiesz co się stało i jestem prawie pewny, że chowa się teraz w twoim pokoju, albo nawet podsłuchuje- wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Zraniłeś ją, Justin. Czego ode mnie oczekujesz?
- Rozmowy- mruknął ze skruchą. Przysięgam, ten chłopak ma większe wahania nastroju niż kobieta w ciąży. Raz jest milutki, a w następnej sekundzie wkurwiony. Potrafi krzyczeć na pół miasta, po czym w następnej sekundzie milknie- Jest u Ciebie?
- Wejdź, nie stój w drzwiach- zaprosił Max. Oho, kolejny z  mentalnymi zaburzeniami. Faceci jednak są dziwni.
- Wow, dzięki- Justin przewrócił oczami, ale mimo wszystko z chęcią wszedł do domu. Usiedli na kanapie w salonie i zaczęli rozmawiać.
- Katlin jest u mnie. Śpi na górze, u mnie w pokoju- Max w końcu odpowiedział na zadane na wejściu, przez Justina, pytanie.
- Jak się czuje? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytał brunet. Cholera, czy to normalne, że samo słuchanie jego głosu sprawia mi ból? Już nie wspomnę o tym, że kiedy na niego patrzę wyobrażam sobie go migdalącego się z tą szmatą.
- Jest załamana, ale chyba Cię to nie obchodzi- odpowiedział Max chłodnym tonem.
- Wiem- brązowooki podrapał się po czole- Żałuję- dodał, a łzy ponownie zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Jaki jest cel twojej wizyty? Wybacz, ale z tego co mi się wydaje to zawsze odwiedzasz mnie jak chcesz żebym Ci w czymś pomógł- zakpił.
- Tym razem masz rację- przyznał chłopak zmieszany- Przyszedłem, bo chcę, żebyś pomógł mi odzyskać Katlin. Zdaję sobie sprawę, że tylko Ciebie posłucha.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?- odezwałam się niespodziewanie wchodząc to salonu. Zdziwiłam nie tylko chłopaków, ale i siebie- Nikt Ci nie będzie pomagał mnie odzyskać, bo nigdy nie byłam twoja!- krzyknęłam, zebrałam swoje rzeczy i jak gdyby nigdy nic wyszłam z domu Maxa.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 26

Hej, hej :)
Tak, to znowu ja i tak, po raz kolejny przez miesiąc nic się tu nie pojawiło :(
No, ale cóż ja mogę poradzić, jeśli totalnie nie mam czasu na pisanie? 
Już nawet nie chcę się tłumaczyć, ale tym razem obiecuję Wam, że rozdział pojawi się jeszcze w tym roku! 
Jednak, żeby to się stało proszę KAŻDĄ OSOBĘ, KTÓRA PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ O KRÓTKI KOMENTARZ.
Chciałabym tylko zobaczyć ile z was zostało ze mną mimo mojego niezorganizowania i nie dodawania rozdziałów :(
Z góry dziękuję i liczę na Was <3

Zostawiam Was już z rozdziałem i życzę, żeby ten czas, jaki pozostał nam do świąt zleciał jak jeden dzień (hahaha, u mnie to gwarantowane, dalej  mam wrażenie, że jest wrzesień c:)!

Kocham Was mocno i liczę na komentarze <3 <3 <3

***
Justin

- Wiesz, co?- odezwała się Katlin podczas lunchu przegryzając marchewkę- Myślę, że Chloe wie coś w sprawie śmierci i wypadku mojego taty- powiedziała powoli, a ja niemal się nie zadławiałem.
- Kat, proszę Cię. Przestań zwracać uwagę na jej słowa. Nic nie znaczą- zaśmiałem się. Miałem nadzieję, że brunetka nie dostrzegła jak zdenerwowany w rzeczywistości byłem. Czemu tej stukniętej dziwce zachciało mówić się prawdy? Akurat teraz? Jedną opcją było odwrócenie uwagi mojej dziewczyny.
- Kochanie, zabieram Cię dziś do teatru- powiedziałem dumnie.
- Jak to?
- Normalne- uśmiechnąłem się wesoło.
- Nie wydaje mi się żebyś to lubił- stwierdziła zdziwiona. Oh, nienawidzę, ale zrobię wszystko żebyś nie zaczęła kopać, mona droga Katlin.
- O mnie się nie martw, po prostu chodźmy- odpowiedziałem wesoło.

Katlin

Nie mogłam uwierzyć, że Justin rzeczywiście siedzi obok mnie w sali teatralnej. Sztuka była naprawdę dobra i dająca do myślenia, ale widać było, że chłopak był najzwyczajniej w świecie znudzony. Rozejrzałam się dookoła. Wspomnienia uderzyły we mnie niczym meteoryt. Od małego chodziłam z rodzicami do teatru. Czasem nawet kilka razy w miesiącu. Nawet gdy byłam jeszcze zbyt mała, aby zrozumieć prawdziwe znaczenie sztuki uwielbiałam tam chodzić. W życiu nie pomyślałabym, że od tego czasu tak wiele się zmieni.
- Nie podoba Ci się?-zapytał dyskretnie Justin wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wręcz przeciwnie. Jest wspaniałe- odszepnęłam i powróciłam do oglądania przedstawienia.
- Więc.. co o tym myślisz?- zapytałam Bruneta kiedy wracaliśmy do domu. O dziwo, żadne z nas nie wzięło samochodu.
- Spoko- mruknął.
- Tylko tyle?
- No, a powiedz mi, Katlin, co można powiedzieć o zmarnowanych trzech godzinach?- wybuchł, a ja oniemiałam.
- Mówiłeś, że to lubisz- zaczęłam się bronić zszokowana jego gwałtownym wybuchem.
- Naprawdę jesteś tak głupia, że w to uwierzyłaś?- wzniósł wzrok ku niebu.
- Dla twojej wiadomości, nie, ale to ty byłeś jedynym, który to zaproponował- krzyknęłam- Co Ci w ogóle do głowy strzeliło, żeby zabrać mnie tam jeśli teraz masz pretensje, Bóg jeden wie o co!- przyśpieszyłam. Nie miałam ochoty dalej ciągnąć rozmowy z tym kretynem.
- Kat, zaczekaj. To nie tak..
- Więc może mi powiedz jak, bo wiesz jeśli tak to ma wyglądać, to…
- Nie. Mów. Tego- wycedził przez zęby.
- … nasz związek nie ma żadnego sensu- dokończyłam ze smutnym uśmiechem wymalowanym na mojej twarzy.
- To nieprawda.
- Justin, jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytałam siadając na pobliskiej ławce. Chłopak zrobił to samo- Tak szczerze.
- Proszę Cię, nie mów tak. Oboje straciliśmy wszystko, więc czemu mamy zrywać po dwóch dniach?
- Masz rację, ale..- zaczęłam jednak nie zdołałam dokończyć zdania, gdyż usta Justina znalazły się na moich. Odpłynęłam, jak zwykle zresztą.
- Nie przeżyłabyś bez tego nawet dnia- zamruczał mi do ucha brunet, na co cicho się zaśmiałam.
- Wariat- poczochrałam go po włosach i trzymając się za ręce wróciliśmy do mnie.
- Chcesz herbaty?- zapytałam kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego domu. Brązowooki spojrzał na mnie jak na idiotkę- No co?
- Nie piję tego paskudztwa- skrzywił się.
- Jak możesz? Kocham herbatę!- oburzyłam cię.
- Mam tylko nadzieję, że nie bardziej niż mnie- wypalił, po czym szybko spuścił wzrok. Pożałował wypowiedzenia tych słów. Ja również. Nie miałam zielonego pojęcia co na to odpowiedzieć- Będę się zbierał- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy. Nie protestowałam. Prawdę mówiąc chciałam zostać sama, z jednego bardzo ważnego powodu. Wiedziałam, że brunet i tak mnie w nim nie poprze, dlatego wręcz ucieszyłam się, że odchodzi. Gdy tylko chłopak opuścił pomieszczenie sięgnęłam po telefon i wykręciłam doskonale znany numer. W końcu dzwoniłam pod niego nieustannie przez ostatnie kilka lat.
Wcale nie zdziwiłam się kiedy Harry nie odebrał za pierwszym razem. Tak, to on był osobą do której próbowałam się dodzwonić. Nie poddawałam się jednak, znałam go za dobrze. Wiedziałam, że za entym razem podniesie słuchawkę.
- Czego, do cholery, chcesz Katlin?- odezwał się głos po drugiej stronie.
- Wiem jak to brzmi, ale potrzebuję twojej pomocy- jęknęłam.
- To wszystko?- jego chłodny ton dobijał mnie tak bardzo, że aż zachciało mi się płakać. Naiwna.
- Chodzi o mojego tatę- zaczęłam nawet jeśli wiedziałam, że nie chce mnie słuchać- Chcę rozwiązać tą sprawę na własną rękę.
- Daj spokój. Zostaw do policji.
- Nie rozumiesz, że oni i tak nic nie znajdą? Dowody zniknęły, a Chloe wie coś na ten temat!
- W czym mam Ci niby pomóc? Z tego co słyszałem to masz Justina.
- To nie tak…- chciałam to wyjaśnić, jednak nie było mi dane.
- Tłumaczą się winni, Katlin- zaczął Harry. Dobry Boże, dlaczego ten chłopak zawsze miał rację?- Nie pomogę Ci, a Tobie radzę zostawić tą sprawę w spokoju- wydawało mi się, że zamierzał się rozłączyć, jednak po chwili dodawał- Nie dzwoń do mnie. Nigdy więcej- rozłączył się, a ja się rozpłakałam. Tak, oto ja. Katlin Megbog. Wbrew pozorom naprawdę żałowałam, że go straciłam. Mimo, że miałam Justina, to Harry był ze mną od zawsze.
- Coś się stało, Kochanie?- zapytała mama delikatnie uchylając drzwi do mojego pokoju.
- Nie, wszystko w porządku- szybko przetarłam oczy. Mimo wszystko nie była głupia, wiedziała, że płakałam.
- Chcesz o tym porozmawiać?- usiadła na skraju łóżka.
- Miałyśmy pomówić o czymś innym- zmieniałam temat przypominając sobie o rozmowie, jaką miałam odbyć z rodzicielką- Zaczynaj.
- Słońce, między ojcem, a mną od dawien dawna nie było dobrze. Kiedy zaczęłaś dorastać i przestałaś nas potrzebować nasze drogi powoli się rozchodziły. Po pewnym czasie każde z nas miało dwa osobne życia. Twój tata jako prawnik pracował niemal non stop. Podobnie jak ja. Nie mieliśmy czasu dla Ciebie, nie mówiąc już o dbaniu o naszą relację. Oboje byliśmy zmęczeni, myśleliśmy nawet o rozwodzie, ale nie mogliśmy tego zrobić ze względu na Ciebie. Nie chcieliśmy Cię zranić, Kochanie- zaczęłam płakać. Nie chciałam dłużej tego słuchać, ale wiedziałam, że muszę-  Oboje w pewnym momencie straciliśmy kontrolę i tak to się wszystko stało. Poznałam Grega, jest dwa lata starszy ode mnie. Pomagał mi w projekcie w pracy.
- Nie chcę wnikać w szczegóły- wypaliłam. Naprawdę nie obchodziło mnie to.
- Twój tata bardzo go polubił, naprawdę. Kate też była niczego sobie. Bardzo ładna- uśmiechnęła się w myślach. Jakby na wspomnienie o niej.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że tata też kogoś miał?- wybuchłam- Czy mi się tylko wydaje, że ta rodzina była jednym wielkim kłamstwem? Może się jeszcze okaże, że mam przyrodnie rodzeństwo, co?
- Nie mów tak. Mimo wszystko, byliśmy ze sobą szczerzy z ojcem. Bo tak powinno być, nieprawdaż?
- NIE MOGĘ TEGO SŁUCHAĆ! Jak mogliście tak długo mnie oszukiwać? Jakim cudem tego nie dostrzegłam?- bo byłaś zbyt zajęta sobą Katlin. Dopowiedziałam sobie w myślach.
- To nie jest teraz istotne- powiedziała spokojnie rodzicielka- Zamierzam być matką po raz drugi. Co o tym myślisz?
- Nienawidzę małych dzieci- powiedziałam zgodnie z prawdą- myślę, że kupno mieszkania będzie dobrym pomysłem- wypaliłam. Od dawna prosiłam rodziców o apartament jednak nigdy nie chcieli się na to zgodzić. Być może wyciąganie tego teraz nie było najlepszym pomysłem, tym bardziej, że do porodu zostało jeszcze mnóstwo czasu, ale nie miałam nic do stracenia.
- Kat, nie zaczynaj- ostrzegła mnie mama.
- Tylko żartowałam- przewróciłam oczy. Co z tego, że mówiłam poważnie- Mogłabyś wyjść? Chciałabym się już położyć. Muszę się z tym przespać- odezwałam się po chwili ciszy.
- Jasne- powiedziała rodzicielka wstając- Dobranoc- kiedy tylko opuściła mój pokój ponownie wykręciłam numer, pod który dobrą chwilę temu próbowałam się dodzwonić. Tym razem różnica była taka, że w moim zamiarze nagrać się na pocztę. Wiedziałam, że odczyta to tak czy inaczej. Nie zrozumcie mnie źle, ale potrzebowałam się wygadać.
- Tak, to znowu ja- zaczęłam pośpiesznie wiedząc, że mam mało czasu- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że rozmawiałam z mamą. Całe moje dawne życie było kłamstwem, wiesz? Między moimi rodzicami nie było dobrze. W sumie tyle. Dobranoc, Harry- rozłączyłam się bo nie wiedziałam co więcej powiedzieć. Miałam mu do opowiedzenia tak dużo. Jeśli mam być szczera nigdy tak naprawdę nie wyjaśniłam mu sytuacji z Justinem, jednak nie umiałam ubrać tego w słowa. Byłam w tym tak beznadziejna, że wolałam w ogóle się nie odezwać. Z zamyślenia wyrwał nie dźwięk sms.

Od: Justin
Śpisz?

Mimo iż zobaczyłam od razu nie odpisałam. Nie miałam na to ochoty. Coś odbiło mi tego wieczoru i jedyną osobą, na której wiadomość podświadomie czekałam był Harry. Myślę, że to właśnie jest tęsknota. Nic jednak nie mogłam z tym zrobić dlatego postanowiłam położyć się do łóżka. Wyobrażając sobie, że koło mnie leży lokowaty brunet- zasnęłam.
***
- Katlin, czas wstawać!- zawołała mama budząc mnie - Spojrzałam na zegarek. 5.30. Czy ona jest normalna budząc mnie o tej porze?- No dalej, mała. Ruszaj się!- krzyknęła i niespodzianie zdarła ze mnie kołdrę.
- Co ty wyprawiasz?- wydarłam się mniej więcej dziesięć razy głośniej- Mam na dziesiątą! Dajże mi spać! Umiem kontrolować swój czas- oburzyłam się.
- Przepraszam, myślałam…- nie dawałam jej skończyć.
- Odwołali pierwsze trzy lekcje- fuknęłam po czym ponownie położyłam się do łóżka. Pech chciał, że nie mogłam zasnąć ponownie. Przewracałam się z boku na bok i w końcu zirytowana zdecydowałam podnieść swoje szanowne cztery litery. Skoro i tak nie było mi dane spać? Niechętnie zwlokłam się z tapczanu, wzięłam prysznic, zrobiłam szybki makijaż, po czym zeszłam na dół zjeść śniadanie, mimo iż wcale nie byłam głodna. W międzyczasie zadzwonił telefon, który odruchowo odebrałam nie zerkając nawet kto próbuje się ze mną skontaktować:
- Cześć, dziwko- zesztywniałam. Miałam ochotę rozłączyć się.
- Caroline?- zapytałam nie dowierzając.
- A to inny?- zaśmiała się chłodno.
- W jakiej sprawie dzwonisz?- zapytałam zaciekawiona. Dawna przyjaciółka była ostatnią osobą,  od której telefonu się spodziewałam.
- Wczoraj o trzeciej nad ranem widziałam Justina zabawiającego się z jakąś Rudą na mieście. Dzwonię żeby dać Ci znać.
- Co dokładnie robili?
- Obściskiwali się?- odpowiedziała jakby to było oczywiste- Potem poszli do samochodu.
- Jak to?- zapytałam ze łzami w oczach.

- Nie pytaj mnie o to. Nie jesteśmy przyjaciółkami. Dzwonię tylko ze względu na fakt, że kiedyś byłyśmy. Miłego dnia, Katlin- rozłączyła się, a we mnie zagotowało się. Nie zabierając nic oprócz telefonu wybiegłam z domu. Zobaczycie co zrobię temu wrednemu kutasowi.

***
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :))

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 25

Ahoj, Kochani :) 
Przepraszam, że nie było rozdziału tak długo :(. Bynajmniej, nie zamierzam się jakoś szczególnie tłumaczyć, gdyż wymówki typu "nie miałam czasu " nie do końca są fair :(
Mam nadzieję, że się poprawię, tym bardziej, że wkręciłam się w pisanie tej historii.
Mimo wszystko, mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie :) 

Liczę na wasze komentarze, dodają wielkiego kopa! 

Nie przedłużając, enjoy <3 

***

Katlin

Oniemiałam. Siedziałam na krześle zesztywniała i nie potrafiłam się odezwać.
- Coś nie tak?- zapytał Justin wyraźnie zmartwiony.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu..- nie mogłam znaleźć odpowiednich słów- jestem zaskoczona. Bardzo.
- Nie chcesz być ze mną?
- Chcę, oczywiście, że tak- oburzyłam się, może trochę zbyt głośno, gdyż kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach zwróciło się z moją stronę.
- To w czym problem?- zapytał chłopak wyraźnie zdezorientowany. W odpowiedzi wstałam i rzuciłam mu się w ramiona.
- W niczym. Jejku, Justin! Będę twoją dziewczyna- zapiszczałam. W odpowiedzi brunet pocałował mnie w policzek i poczochrał po włosach, za co zmroziłam go wzrokiem.
- A teraz bierzemy się za jedzenie, pizza stygnie- zagruchał mi do ucha, a ja zeszłam mu z kolan i zabrałam się za jedzenie. Byłam bardzo głodna i bez wahania pochłonęłam połowę naszego wspólnego posiłku.
- Chce Ci się wracać na lekcje?- zapytał Justin kiedy wychodziliśmy z pizzerii.
- Tak- powiedziałam zdeterminowana. Tylko dlatego, że od teraz mogliśmy określać jako „my” nie miałam zamiaru opuszczać zajęć.
- Kłamiesz- powiedział z uśmiechem.
- Wiesz co? Jeśli chcesz być moim idealnym chłopakiem, to w paru kwestiach będziesz musiał się zmienić. Na przykład będziesz chodził do szkoły.
- Chyba żartujesz- prychnął.
- Jestem całkowicie poważna.
- Myślę, że dojdziemy do jakiegoś kompromisu.
- Z pewnością- uśmiechnęłam się wesoło.
Ostatnie trzy lekcje minęły zaskakująco szybko. Miałam świetny humor i nic nie mogło mi go zepsuć. Nawet Chloe, która zwyzywała mnie od idiotek, gdyż twierdzi, że pakuję się- w jej zdaniem- nieszczery związek. Naprawdę  nie rozumiem z czym ta dziewczyna ma problem.
- Wpadniesz do mnie po południu?- zapytałam kiedy żegnałam się z Justinem na parkingu szkoły. Teoretycznie powinien mnie zawieść do domu, gdyż rano podwoził mnie, ale odmówiłam. Postanowiłam odwiedzić Lucasa. Z pewnością będzie szczęśliwy, że w końcu znalazłam dla niego czas.
- Nie mogę Kat, przepraszam- pocałował mnie w policzek.
- Jak tam chcesz- mruknęłam, po czym oddaliłam się w przeciwną stronę. Budynek, w którym pracowała mama nie był daleko, jednak dla mnie- osoby, która przyzwyczajona jest do wygody w takim stopniu, że niemal problemem jest przejście kilometra pieszo, był to maleńki kłopot.
- Dzień dobry, ja do pani Megbog- przywitałam się z sekretarką.
- Katlin?- zapytała przymrużając oczy.
- Tak- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mój Boże, nie poznałam Cię! Jak ty wyrosłaś i wyładniałaś!- zaczęła piszczeć. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co powiedzieć, więc grzecznie powiedziałam, że się śpieszę i udałam się w kierunku, który wskazała mi- jak się dowiedziałam- Anne. Zastałam mamę w swoim biurze. Popijała kawę i zawzięcie pisała coś na komputerze.
- Kofeina. Bardzo zdrowo dla dziecka- skwitowałam na wejście.
- Oh, Katlin. Miło, że wpadłaś.
- Postanowiłam odwiedzić Lucasa.
- Czy ktoś tu wspomniał moje imię?- zawołał wesoło czarnowłosy mężczyzna wpadając do pokoju mamy.
- Katlin!- wykrzyczał gdy tylko mnie zauważył. Od razu rzucił się na mnie i zaczął mocno przytulać- dziecko moje drogie, jak ty dojrzałaś. Jesteś teraz prawdziwą i piękną kobietą. Nie mogę w to uwierzyć! Jak się cieszę, że w końcu odwiedziłaś swojego starego wujka Luca.
- Daj spokój- zaśmiałam się- nie jesteś dużo starszy ode mnie.
- Pani Megbog, czy mogę porwać tę młodą damę na kawę i tym samym zwolnić się z pracy?- zapytał wesoło czarnowłosy.
- Oczywiście- uśmiechnęła się mama.
- Dziękuję i bardzo to doceniam- zawołał Lucas po raz ostatni po czym złapał mnie pod ramię i razem udaliśmy się do pobliskiej kawiarni. Nie zaglądało tam wiele osób, ale to sprawiało, że uwielbiałam ją. Kiedyś bywałam tam bardzo często, niestety tępo mojego życia sprawiło, że kompletnie o niej zapomniałam.
- Ja stawiam- oznajmiłam kiedy tylko złożyliśmy nasze zamówienia. Lucas- dużą czarną i ciasto francuskie, a ja średnie frappuccino waniliowe i szarlotkę na gorąco.
- O to będziemy się kłócić przy wyjściu- puścił mi oczko- Lepiej opowiadaj co u Ciebie. Bardzo mi przykro z powodu twojego taty. Był wspaniały.
- Mi nie musisz tego mówić. Wciąż sobie z tym nie poradziłam. Cholernie mi go brakuje, ale proszę zostawmy ten temat. Przerabiałam to już tyle razy, że mam dość.
- Jak tylko chcesz, moja droga- uśmiechnął się smutno- Opowiadaj jak z Harrym- wypalił, a moja mina zrzedła jeszcze bardziej. Kiedy ostatnio rozmawiałam z Lucasem razem z lokowatym byliśmy świeżo upieczoną parą.
- Cóż, niedawno zerwaliśmy- spuściłam wzrok.
- Czemu? Byliście idealni razem..
- Zdradziłam go z chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki.
- Caroline? Nie wierzę. Jak mogłaś jej to zrobić?
- Uwierz mi, nie wiem- w moich oczach pojawiły się łzy- A wiesz co jest najlepsze? Razem z Justinem jesteśmy razem. Oficjalnie od dziś.
- Wow- to było jedyne co czarnowłosy zdołał wykrztusić.
- Właściwie to liczyłam na jakąś sensowną radę z twojej strony- rozpłakałam się całkowicie. Chłopak natychmiast przeniósł się na fotel obok mnie i mocno przytulił. Tak, tego było mi potrzeba.
- Nie płacz, skarbie. Coś wymyślimy- pocieszał mnie- Wszystko się jakoś ułoży, no daj spokój. C’mon, c’mon wycieraj łzy.
- Może w między czasie opowiesz mi jak tam u Ciebie?- uśmiechnęłam się słabo.
- Wspaniale- wybuch entuzjazmem- Ostatnio poznałem genialnego chłopaka. Znaczy nie jestem pewny, czy on czuje do mnie to samo, ale ja totalnie na niego lecę- wybuchłam śmiechem. Właśnie za to kochałam Lucasa. Zawsze walił prosto z mostu.
- W takim razie życzę Wam szczęścia- uśmiechnęłam się ponownie. Dalsza rozmowa przebiegła nam bardzo przyjemnie. Czarnowłosy jak zwykle dał mi mnóstwo pożytecznych rad i wskazówek, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
- Widzimy się niedługo?- zapytałam z nadzieją kiedy opuszczaliśmy lokal. Oczywiście Lucas zapłacił. Nie mogłam mu przegadać do rozsądku.
- No nie wiem, nie wiem- postukał się wskazującym palcem po brodzie. Zrobiłam smutną minkę, na co od razu się zreflektował- oczywiście, że tak, Maleńka- uwielbiałam jak mi tak słodził.
- Na taką odpowiedz liczyłam- szybko pocałowałam go w policzek, po czym oboje rozeszliśmy się- każdy w swoją stronę. Na zewnątrz powoli się ściemniało, ale nie bałam się wracać pieszo do domu. Nie byłam typem takiej osoby, na szczęście. Szłam powoli z słuchawkami w uszach dopóki coś, a raczej ktoś nie przykuł mojej uwagi. Natychmiast wyłączyłam muzykę i udałam się do stojącej pod jedną ze ścian grupki zwyczajnych wandali.
- Justin?- zapytałam, aby upewnić się, że to na pewno on. Chłopaka nie zdziwił mój widok ani trochę. Wręcz przeciwnie. Podszedł przywitać się siarczystym buziakiem prosto w usta.
- Co ty tu robisz? Miałeś być zajęty?
- Jestem- odezwał się szybko- Rozmawiam z nimi w interesach.
- Jakich?
- Wyjaśnię Ci później, okej?
- Obiecujesz?- chciałam się upewnić, że potem nie będzie zbywał moich pytań, które z pewnością się pojawią.
- Tak- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Jak mogłam mu nie uwierzyć?- Wiesz co powinnaś się zwijać do domu, robi się ciemno.
- Właśnie idę - burknęłam, po czym udałam Justinowi buziaka na pożegnanie i oddaliłam się w stronę domu. Niedługo potem, zanurkowałam pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty i dobrą książką.

Justin

- To była ta cała Katlin?- zapytał John.
- Yeah- odpowiedziałem.
- Totalnie owinąłeś ją sobie wokół palca, Stary. Każda normalna laska nie zostawiła by tego tak prostu- wybuchnął śmiechem.
- Zaczynam rozumieć czemu jest na celowniku. Naiwna jak cholera- dopowiedział Ron.
- Czy możecie się zamknąć? To sprawa pomiędzy mną, a nim? Rozumiecie? Nic wam do tego!- krzyknąłem. Miałem dość tych ludzi, naprawdę. Mimo wszystko musiałem to dalej ciągnąć, bo od tego zależały rzeczy, na których naprawdę mi zależało. Nie wiem tylko ja długo będę w stanie udawać.

Katlin

Lekturę przerwał mi dzwoniący telefon. Nieznany numer. Oczywiście ciekawość wzięła górę i podniosłam słuchawkę..
- Halo?- zapytałam.
- Cieszę się, że odebrałaś- odezwał się nie kto inny tylko Chloe.
- Dlaczego dzwonisz z innego numeru niż zwykle?
- A odebrałabyś gdybym zadzwoniła z mojej komórki?
- Nie- odpowiedziałam krótko.
- No właśnie.
- Okej, jeśli już zdecydowałam się na rozmowę z tobą to powiedz, bez owijania w bawełnę, czego ty ode mnie chcesz dziewczyno?
- Ostrzec Cię. Tym razem po raz ostatni.
- Przed czym niby?- prychnęłam.
- Wiem, że myślisz, że jestem zazdrosna o Justina..
- JESTEŚ- przerwałam jej.
- Daj mi skończyć, do cholery- kiedy zamilkłam zaczęła mówić ponownie- W każdym razie, nie jestem. Jeśli myślisz, że między nami nic nie było to myślę, że on lepiej opowie Ci naszą historię.
- Czekaj, czy ty spałaś z Justinem, moim chłopakiem?- wydarłam się.
- Chcę Cię ostrzec przed związkiem z nim. To wszystko nie jest tak jak myślisz! Musisz to zrozumieć, bo inaczej wpakujesz się w jeszcze większe problemy.
- Co masz na myśli?
- Naprawdę myślisz, że wypadek twojego taty- najlepszego sędziego w stanie- to przypadek?- zapytała.

- O czym ty mówisz?- zapytałam zdenerwowała. Niestety nie uzyskałam odpowiedzi  gdyż Chloe najzwyczajniej w świecie rozłączyła się. Ta dziwka wiedziała coś w sprawie śmierci mojego taty, podczas gdy policja nie miała żadnych dowodów. Nie mogła znaleźć kompletnie nic. Bez większego zastanowienia wybrałam numer ponownie. Poczta głosowa. Zadzwoniłam po raz kolejny, tym razem na jej prawdziwy telefon. Niedostępny. Moją ostatnią deską ratunku był Justin, który również nie odebrał. Zaczęłam się zastanawiać, czy Chlo rzeczywiście wiedziała coś, dzięki czemu postęp w sprawie śmierci mojego taty ruszyłby naprzód. Tak czy siak, musiałam dowiedzieć się prawdy. Bez tego moje życie również będzie stało w miejscu. Dziwne, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz.

***

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz :)) 

sobota, 13 września 2014

Rozdział 24

Heeej :)

Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem, tym razem mniej więcej na czas (może z małym poślizgiem, hahah). 
Następny rozdział również pojawi się za około dwa tygodnie, bo nie do końca wyrobiłam się z zaplanowaniem dalszych losów opowiadania :)
Natomiast później, rozdziały będą już regularnie (mam nadzieję) co tydzień!

Teraz mam dla Was kilka próśb i ogłoszeń, i podziękowań:
- skomentujcie rozdział- dla Was to dwie minuty, dla mnie motywacja i uśmiech!
- podpiszcie się pod komentarzem- jeżeli już chcecie wyrazić opinię o moich wypocinach, chcę wiedzieć komu mogę dziękować :))
- dodajcie się do informowanych KLIK
- jeżeli macie jakieś pytania zapraszam was do zakładki PYTANIA KLIK!
- jeśli chcecie się ze mną skontaktować w inny sposób niż poprzez bloga odwiedźcie zakładkę KONTAKT KLIK 
- jeżeli chcielibyście napisać coś o tym ff na tt (marzenia! *,*) to proszę dodajcie hashtag #ChangePl, żebym mogła łatwo znaleźć te tweety, jeżeli jakieś się pojawią
- DZIĘKUJĘ za wszystkie wyświetlenia i komentarze! (mimo, że nie są to rekordy i tak jestem ogromnie wdzięczna <3)

Powodzenia w szkole i do zobaczenia za dwa tygodnie xx

***

Katlin

- Co ty kurwa odpierdalasz?- Justin niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek i odruchowo wygiął mi rękę. Syknęłam z bólu, ale nie żałowałam spoliczkowania go.
- Może ty mi powiesz?- warknęłam wyrywając się z uścisku chłopaka. W pierwszej chwili nie chciał mnie puścić, jednak ostatecznie poddał się.
- Jesteś pojebana czy pojebana?- zapytał marszcząc czoło.
- Po co tu przychodziłeś? Żeby zepsuć mi humor? Brawo, udało Ci się!- zaczęłam klaskać. Zachowywałam się jak skończona idiotka, a najgorsze w tym wszystkim było to, że doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Mimo to, nie mogłam się powstrzymać.
- Chciałem sprawdzić co tam u Ciebie, ale widzę, że nie najlepiej- usiadł na łóżku, tuż koło mnie.
- Dziwne, że przez cały tydzień Cię to nie obchodziło- fuknęłam obrażona.
- Nie odzywałem się, bo nie czułem takiej potrzeby. Proste i oczywiste? Jak najbardziej. To ty zareagowałaś co najmniej niestosownie. Na przyszłość, nie rób tego więcej.
- Niby dlaczego? Z wielką przyjemnością spoliczkowałabym Cię jeszcze raz, albo nawet dwa- uśmiechnęłam się wyobrażając sobie ten piękny moment.
- Czemu to zrobiłaś?
- Jeszcze się pytasz!? Olewałeś mnie przez cały tydzień, byłam kompletnie sama! Wszyscy się ode mnie odwrócili. Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim tak postąpisz.
- Ale po czym? Między nami nic nie było Katlin.
- Żartujesz sobie, prawda? Zniszczyliśmy nasze związki i przyjaźnie, po co? Dla zabawy?
- Czyli co, liczyłaś na coś więcej?- poruszył „zabawnie” brwiami.
- Nie wiem, okej?- nagle cała złość, która kłębiła się we mnie wyparowała- Po prostu myślałam, że to nie tak się skończy. Twoje zachowanie, wszystko..- schowałam twarz w dłoniach. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Droga Katlin- Justin złapał mnie za obie ręce, zdejmując je tym samym z mojej twarzy- Właściwie przyszedłem wyjaśnić Ci dlaczego trzymałem Cię na dystans w tym tygodniu- poparzył mi w oczy, po czym dodał- Swoją drogą, cieszę się, że siniak już zszedł Ci spod oka- wywróciłam oczami. Będąc szczerą muszę przyznać, że nie do końca zniknął. Dużą część roboty odwalał korektor, który codziennie nakładałam w to miejsce.
- Wróćmy do tematu, dlaczego?
- Musiałem sobie to wszystko przemyśleć. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że nasz romans tak szybko wyjdzie na jaw. Nie byłem na to gotowy i myślę, że ty też nie.
- Zostawiłeś mnie z tym samą..
- Wiem, ale kurwa Katlin, sam nie wiedziałem co mam zrobić..
- Ha, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale uczucie bezradności jest ze mną od śmierci taty. Nie opuszcza mnie na krok- zaśmiałam się drętwo.
- Możesz mi wreszcie pozwolić dojść do słowa?- zapytał brunet lekko zdenerwowany- Teraz powiem ja, za chwilę ty.
- Nie bulwersuj się tak- mruknęłam zamykając się. Byłam bardzo ciekawa, co brunet mi powie.
- Przez cały ten tydzień myślałem o tym wszystkim, o nas. Nie wiem czy znaczyło to coś dla Ciebie, ale można powiedzieć, że dla mnie tak. Wszystko zależy teraz od Ciebie, co ty zadecydujesz. Ja jestem gotowy poświęcić ich wszystkich, żeby stworzyć ‘nas’.- zatkało mnie. Przez kilka minut siedziałam patrząc się w oczy chłopaka próbując odczytać jakieś emocje, czucia. Problem w tym, że nie potrafiłam.
- Okej- ocknęłam się, kiedy zorientowałam się, że brunet wyczekuje mojej odpowiedzi- Postaram się streścić. Potrzebuję Cię. Nie chcę nawet tego ukrywać, bo po prostu nie ma sensu. Chodzi mi o towarzystwo, uszczypliwe komentarze, wybuchowy charakter. To wszystko w jakiś sposób sprawia, że psychicznie czuję się lepiej. To tak, jakbyś był moim osobistym lekarzem- zaśmiałam się cicho- Nie wiem, co czuję do Ciebie. Być może nawet nic. Mam mętlik w głowie. Chciałabym, żebyśmy zbliżali się do siebie powoli. Nie znamy się praktycznie w ogóle. Chcę spróbować, bo jest coś w Tobie dziwnego i to sprawia, że ciągnie mnie do Ciebie..- tak naprawdę nie zdążyłam dokończyć mojego- jak się okazało- zbyt długiego monologu, gdyż niespodziewanie Justin wpił się w moje usta. Automatycznie poddałam się tej przyjemności zupełnie zapominając o tym, co sekundy temu mówiłam o tym, że potrzebuję czasu na związek.
- Nie chciałem, żeby mózg Ci się przegrzał- wyjaśnił brązowooki kiedy już oderwaliśmy się od siebie. Oboje się zaśmialiśmy.
Reszta popołudnia i wieczoru minęła nam bardzo przyjemnie. Leżeliśmy na moim niewyobrażalnie wygodnym łóżku wtuleni w siebie, robiąc sobie selfies, rozmawiając, całując i oglądając jakiś film. Jeśli mam być szczera, nawet nie wiedziałam o czym był.
- Będę się zbierał- mruknął mi do ucha Justin, kiedy dochodziła 23.
- Nie chcesz zostać dłużej?
- Muszę już iść- leniwie wstał z łóżka i już miał wychodzić z pokoju kiedy zawołałam:
- Poczekaj, odprowadzę Cię do drzwi.
- Jak chcesz- wzruszył ramionami puszczając mi oczko.
- Dobranoc- Justin zwrócił się do mojej mamy, którą zastaliśmy w kuchni. Szykowała lunch na jutro do pracy.
- Dobrej nocy- uśmiechnęła się ciepło do niego. Chłopak narzucił na siebie bluzę i już miał opuszczać dom, kiedy przygryzając dolną wargę zapytałam:
- Nie zapomniałeś o czymś?- w odpowiedzi Justin uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos, co w moim mniemaniu było niesamowicie słodkim gestem.
- Nie zaśpij jutro do szkoły, Księżniczko- szepnął i już go nie było.

Justin

Po raz kolejny miałem bałagan w życiu. Zabawne, że tym razem wszystko spowodowane było moją głupotą, która swego czasu nie znała granic. Ugh. Początkowo przyszedłem do Katlin wszystko jej wyjaśnić, przeprosić i ewentualnie trochę się z nią podroczyć. Jednak widząc ją taką zdezorientowaną i bezbronną nie mogłem złamać jej serca po raz kolejny. Nie miałem żadnego pieprzonego prawa zostawić jej teraz samej z tym wszystkim. Być może i nie chciałem. Dlatego też postanowiłem być miły i po raz pierwszy w życiu zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka, ale wiecie co? Mam wrażenie, że wplątałem się w jeszcze większe gówno.

Katlin

Tej nocy po raz pierwszy od kilku dni wyspałam się. Obudziłam się również w dobrym humorze, a  sms od Justina o treści „Dzień dobry Księżniczko, xo” tylko to spotęgował.  Zwinnie wstałam z łóżka, po czym udałam się do łazienki wykonać poranną toaletę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nawet mama przy śniadaniu to zauważyła.
- Od razu lepiej widzieć Cię szczęśliwszą- powiedziała wesoło.
- Nie wszystko jest takie jak powinno, ale jest iskierka nadziei, że ułoży się całkiem nieźle.
- Opowiesz mi o tym?
- Jasne- ugryzłam kawałek omleta, którego przygotowała dla mnie rodzicielka- I tak mamy porozmawiać. A propos, o której wrócisz z pracy?
- Postaram się jak najwcześniej. Mamy ostatnio dużo pracy.
- Ok, ok. Mam jednak nadzieję, że nasza rozmowa się odbędzie.
- Oczywiście Kochanie- zapadła między nami cisza. Każda zajęła się swoim śniadaniem, które jak zwykle było wyśmienite- Lucas kazał Cię uściskać. Zdaje się, że tęskni za Tobą. Powinnaś kiedyś wpaść do biura- powiedziała kończąc swój posiłek. W odpowiedzi zaśmiałam się.
- Na pewno to zrobię. Możesz mu przekazać, że specjalnie dla niego!- Lucas to zastępca mamy. Jest niesamowicie zabawny i przystojny. Nie jest jednak obiektem moich westchnień z prostego powodu- jest gejem. Uwielbiam go i muszę przyznać, że wzmianka o nim sprawiła, iż zdałam sobie sprawę, że stęskniłam się za nim. Niegdyś, jeszcze za czasów, gdy codziennie po szkole szłam odwiedzić mamę w pracy, widywaliśmy się codziennie. Z czasem kontakt nam się urwał, gdyż najzwyczajniej w świecie przestałam chodzić do biura. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos oznajmujący, że dostałam SMS.

Od: Justin
Zbieraj się szybciej, stoję pod twoim domem już jakieś 10 minut!

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, dlatego, poderwałam się z krzesła i wyjrzałam przez okno. Wiadomość nie kłamała. Ujrzałam pięknego, czarnego Range Rover’a stojącego na naszym podjeździe. Uśmiechnęłam się.
- Czeka?- zapytała mama. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. Z prędkością światła zebrałam wszystkie swoje rzeczy, zapominając przy tym drugiego śniadania, i kilka minut później zajmowałam siedzenie pasażera będąc gotowa do drogi. Na powitanie Justin szybko cmoknął mnie w usta. Ruszyliśmy.
- Skąd wytrzasnąłeś tą furę? Jest nie do porównania z Toyotą, którą jechaliśmy ostatnio!- musiałam zapytać. Ciekawość zżerała mnie od środka.
- Pożyczyłem od mamy- powiedział skupiony na widoku przed sobą. Jego odpowiedź wywołała u mnie zdezorientowanie.
- Jeszcze wczoraj mówiłeś, że nie mieszkasz u rodziców…
- Jakoś tak wyszło, że spałem wczoraj w moim prawdziwym domu. Matka była tak ucieszona na mój widok, że z tej wielkiej miłości pożyczyła mi swoje najlepsze auto- zaśmiał się cicho.
- Nie mów tak- zganiłam go- Ta kobieta Cię urodziła, wyżywiła i wychowała.
- Przecież mam do niej szacunek!- oburzył się.
- Zabrzmiało to trochę inaczej- mruknęłam.
- Musisz nauczyć się rozpoznawać mój sarkazm- mrugnął do mnie, na co dla żartu zmroziłam go wzrokiem.
Kiedy zajechaliśmy pod szkołę miałam lekkiego stresa.
- Hej, nie denerwuj się- pocieszył mnie Justin- Damy radę. Jesteśmy w tej samej sytuacji.
- Tyle, że ty masz wszystko w dupie. Ja nie- pisnęłam niemal przerażona.
- Posłuchaj, nie przejmuj się tłumem. Niech nie obchodzi Cię co o tobie myślą. Kiedy wyjdziesz z tej szkoły, a to już za kilka miesięcy, bardzo prawdopodobne, że nigdy więcej ich nie spotkasz. Po co, Moja Droga Katlin, przejmować się takimi osobami? Jaki jest w tym sens?
- Masz rację- uśmiechnęłam się. Tym razem Justin zaparkował w miejscu, gdzie nie kręci się wiele osób, tłumacząc, że nie ma ochoty odganiać dzieciaków od swojego cacka. Dodał, że jeśli znalazłaby się na nim choćby jedna rysa mama ukatrupiłaby go.
- Gotowa?- zapytał Justin kiedy zgasił silnik.
- Nie, ale lepiej chodźmy- wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z samochodu. Szliśmy ramię w ramię trzymając się za ręce. Czułam się jak na czerwonym dywanie. Większość spojrzeń zwróconych było na nas. Jedynymi osobami, które nie zwróciły na nas uwagi byli nasi, myślę, że mogę powiedzieć BYLI przyjaciele. Poczułam z tego powodu małe ukłucie w sercu, ale na dziś dzień nie chciałam się tym przejmować. Wkrótce potem rozbrzmiał dzwonek zwiastujący pierwszą lekcję. Rozstałam się więc z Justinem i w nadal dobrym humorze udałam się w stronę odpowiedniej klasy.
***
Pierwsza połowa dnia minęła całkiem znośnie. Muszę Wam powiedzieć, że nawet zamieniliśmy kilka słów z naszymi, chyba jednak nie przeszłymi, przyjaciółmi. Było trochę niezręcznie, ale obiecaliśmy, że wszystko im wyjaśnimy. Po naszemu. Ich nagła otwartość spowodowana była głównie tym, że Caroline nie pojawiła się w szkole. Harry gdzieś tam się kręcił, ale kiedy tylko mnie widział ulatniał się od razu.  Justin nie chciał zjeść lunchu w stołówce dlatego też udaliśmy się do pobliskiej pizzerii. Dziesięciominutowy spacer dobrze nam zrobił. Justin zapalił papierosa, za co go zganiłam, a ja rozprostowałam nogi, które wyjątkowo mnie bolały. Pewnie na zmianę pogody- nie pytajcie.
- Dziś mam dobry dzień, dlatego ty wybierasz jedzenie- Justin posłał mi uśmiech za tysiąc dolarów, po czym podał menu. Zamówiłam moją ulubioną pizzę- ze wszystkim.
- Nie żartuj- zaśmiał się brunet. Był święcie przekonany, że nabijam się z niego. Tyle, że ja byłam śmiertelnie poważna.
Z zamówieniem był jakiś kłopot, szczerze powiedziawszy nawet nie wiem jaki. W każdym razie po upływie około pięciu minut chłopak udał się do kuchni. Wszedł sobie do niej jak gdyby nigdy nic kompletnie ignorując protesty kelnerów. Po kilkunastu minutach, kiedy już zaczynałam się zastanawiać co się stało z brunetem, pojawił się niosąc całkiem sporych rozmiarów pudełko. Automatycznie zaburczało mi w brzuchu. Justin postawił przede mną pyszniutką pizzę.

- Otwórz- uśmiechał się jak głupi. Zdezorientowana zmrużyłam oczy. Posłusznie wykonałam polecenie i w pierwszej chwili nie wiedziałam o co tyle zamieszania, które wywoływał Brązowooki. I wtedy zobaczyłam. Na wieczku widniał wielki, niedbały napis „Będziesz moją dziewczyną? Tak oficjalnie?- xoxo, Justin <3”. W moich oczach pojawiły się łzy. Z tym wyjątkiem, że tym razem ze szczęścia.

***
Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz :))